niedziela, 9 sierpnia 2015

Od Cinii - C.D Riuki'ego

Czy ktoś mi kiedyś wytłumaczy jakim cudem on potrafi mnie doprowadzić do takiego stanu zaledwie po jednym dotyku? Moje policzki były rumiane a skóra rozpalona tak, jakbym miała gorączkę. Moje usta pragnęły wykrzyczeć "Tak! Rób tak cały czas!" jednak ja sama nadal nie miałam aż tyle pewności siebie, żeby to wykrzyczeć. Riuki przez chwilę wpatrywał się w moje różowe oczy, jakby szukając odpowiedzi. Z początku byłam nieugięta, jednak kiedy zmrużył oczy wszystkie emocje ze mnie wpłynęły i mógł czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Chociaż nie musiał tego robić, wystarczyło tylko spojrzeć na moje rumieńce. A potem to on się żali że jest zdominowany, ta ja się muszę napracować a on zrobi jeden gest i już jestem mu uległa. Uśmiechnął się widząc moje wzrastające zakłopotanie, przycisnął mnie do ściany, palcem wskazującym zdrowej ręki unosząc mój podbródek. Teraz było mi łatwiej spojrzeć w jego oczy, a on nie musiał nachylać się tak bardzo, żeby mnie pocałować. Właściwie to tylko mnie cmoknął i za chwilę odsunął się, ale był na tyle blisko, że nasze nosy praktycznie się stykały. Po prostu drażnił się ze mną i doskonale mu to wychodzi.
 - Riuki jesteś okropny... - jęknęłam niezadowolona.
 - Oj Cinia - westchnął, gładząc mnie kciukiem po szczęce, nadal miałam uniesiony podbródek, wystarczyłoby się wyrwać... ale nie chciałam. - nie ma ze mną tak łatwo. Myślałem, że już się nauczyłaś...
Kolejny z tych jego uśmieszków, palant. Stanęłam na palcach i jakimś cudem dosięgłam jego ust. Chyba się troszkę zdziwił, bo aż mnie puścił. Kolejny element który mogę wykorzystać. Pociągnęłam go za ramię, żeby chociaż troszeczkę się zniżył, ciężko mi się go całowało kiedy był tak wysoki. Mruknęłam w jego usta zarzucając rączki na jego szyję i odruchowo podnosząc lewą nóżkę centymetr nad ziemię. Yuki również dał się w to wkręcić, odwzajemniał każdy mój pocałunek nadając nieco inne, skoczniejsze i szybsze tempo. W pewnym momencie nie mogłam już ustać na nogach, musiałam zaczerpnąć powietrza. Ale tym razem to on nie chciał się ode mnie odsunąć, jakaś nowość? Jakoś jednak udało mi się go przekierować na kanapę, gdzie od razu go wywaliłam na plecy. Syknął rozcierając kark.
 - Chcesz mnie uszkodzić kobieto?
 - Ależ oczywiście, że tak. - zaśmiałam się
 - Tak? - zapytał przerażającym tonem, aż rozluźniłam swój uścisk rąk na jego koszulce.
Wykorzystał ten świetny moment i zepchnął mnie z siebie, nawet na chwilę nie pozwoli mi dominować?
 - Boisz się? - zapytał chwytając w swoje palce kosmyk moich włosów, kiedy je powąchał ponownie się zarumieniłam.
 - Nie...
Byłam jednak spokojniejsza, jednak nie z powodu strachu a uległości. Nie śmiałam się nawet ruszyć, po prostu czekałam na jego kolejny ruch. Przejechał dłonią po moim udzie, kreśląc na nim kilka kółeczek. Zagryzłam wargę, odwracając wzrok. Moja twarzyczka została natychmiast odwrócona w kierunku jego twarzy. Czyli miałam mu pięknie spoglądać w oczka? No bez przesady, też chcę nieco swobody. Riuki widząc moją nadąsaną minę jedynie się cicho zaśmiał, on doskonale rozumiał o co mi chodzi. A jednak drażnienie się ze mną nadal sprawiało mu tą ogromną przyjemność.
 - Zamierzasz mną rządzić? - wyszeptał mi do ucha.
W odpowiedzi położyłam dłoń na jego torsie, zjeżdżając nią w dół i powoli wkładając rączkę pod jego koszulkę. Kiedy skrzywił się z przyjemności uśmiechnęłam się szeroko, nie tylko on musi się starać... też chcę mu sprawić przyjemność. Podniosłam się odsuwając go przy tym do tyłu, było mi niewygodnie w tej pozycji. Dopóki kiedy usiadłam na jego kolanach jakimś magicznym cudem zyskałam również trochę więcej pewności siebie. Zjechałam znowu nieco niżej, żeby złapać za dół koszulki. Kilkakrotnie szarpnęłam materiałem patrząc w jego oczy błagalnym wzrokiem.
 - No, zdejmij ją... proszę - przekrzywiłam główkę robiąc oczka "małego szczeniaczka".
 - A może zdejmiesz ją sama?
O matko ile takie słowa musiały go kosztować, no po prostu nie wieże. No ale skoro sam zaproponował, to nie będę traciła okazji. Szybko pozbawiłam go górnej części odzieży (na dolną jeszcze pora XD). Wielokrotnie już się pytał co ja w nim takiego widzę. Hm może też to, że nie był jakimś synalkiem mamusi tak jak większość mężczyzn z którymi miałam do czynienia tylko mężczyzną z krwi i kości. Nie wiem czemu, określał się jako jakiś chudzielec, co prawda sama tak kilkakrotnie powiedziałam ale było to w formie żartu. W sumie to jak mu się tak przyjrzeć z bliska, to ma tam troszkę wysportowaną sylwetkę. Ale nie tylko podoba mi się jego wygląd, pokochałam go również za jego charakter. Może i jest ciężki... ale jest wyjątkowy. Perspektywa tego, że otworzył się na mnie tak, jak na nikim innym też umacniała moje relacje z nim. O sobie mogę powiedzieć to samo, tylko dla niego taka jestem... Przysunęłam się do niego bliżej, jedną łapką wodząc po jego klacie a drugą dyskretnie zjeżdżając nieco niżej. W momencie kiedy złapałam go za pasek i nieco pociągnęłam za niego, dostrzegłam błysk w jego oczach. Nie pozwoli tak szybko mi to zrobić? Sam zjechał swoimi dłońmi na moje plecy i zaczął rozpinać mi zamek od sukienki. A więc tak sprawy się mają... jednak to mogło być dla niego za trudne, pomogłam mu rozpiąć zamek a następnie zsunęłam sukienkę z ramion. Materiał opadł i zatrzymał się dopiero przy moich nogach, tak więc od pasa w górę byłam prawie naga... prawie ponieważ pozostał mi jeszcze koronkowy stanik. Pociągnęłam za jedno z ramiączek i strzeliłam nim zachęcająco.

(Riuki? Rampampam)

Od Vanilli - C.D Heaven'a

Nie specjalnie widziało mi się to miejsce, no ale dobra. Zwłaszcza, że jak tylko tam weszłam to tysiące babskich spojrzeć uwiesiło się na pięknej klacie Heaven’a. Zaraz wydłubie im te oczka. I nie będą miały się czym zachwycać. HEJFEN JEST TYLKO MÓJ. Zapiszcie to sobie na czole, bo jak nie to ja wam to wyryje na dupie…. Dobra koniec. Nie potrzebnie się zbulwersowałam, a przecież jeszcze nic takiego się nie dzieje. Usiadłam sobie obok tego zarumienionego kochasia i wlepiłam wzrok w szafkę z tysiącem rożnych alkoholi.
-Ej… a tak właściwie to czemu ty nie pijesz ? – zapytał siwowłosy nachylając się nieco. Na tyle by mógł zajrzeć w moje niebieskie oczy. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią chociaż nie było to nic takiego niezwykłego.
-Hmmm… to nie jest tak, że nie pije. Mam bardzo słabą głowę, a niektórzy lubią to wykorzystać. Znaczy…. Nie mówię o tobie, ale gdybym była sama nawet Sztuczna Arcana nie pomogłaby mi obronić się przed jakimś napalonym facetem. – zakręciłam sobie słomką, która przed chwila wyciągnęłam z kubeczka stojącego obok barku.
-Nie będziesz sama… - uśmiechnął się szarmancko. Jak taki rycerzyk. Chociaż w sumie to było słodkie…. Ale… tak naprawdę to co on mógł ? Jego nie panowanie nad Arcaną oraz słabe nerwy mogły by tylko w takich przypadkach pogorszyć sprawę. Zmierzyłam go wzrokiem od nóżek aż po sam czubek głowy i w końcu stwierdziłam, ze sam jego wygląd jest w stanie wystraszyć potencjalnych przeciwników. Gorzej mogłoby być gdyby ten ktoś znał jego słabe punkty.
-Za łatwym celem byłabym dla ciebie, gdybym się napiła… - wyszczerzyłam ząbki w skrytym uśmieszku. Wyglądałam jak taki psychol. W odpowiedzi na mój zgryźliwy komentarz Heaven jedynie fuknął coś tam pod nosem i spojrzał na otaczającą nas salę. O nie… foszek ? Jak uroczo.
-Czy ty uważasz, że myślę tylko o jednym ? –zapytał po krótkiej chwili ciszy. Zerknął na mnie tymi swoimi czerwonymi ślepkami jakby chciał mnie zabić. Uśmiechnęłam się ponownie, by następnie podeprzeć się na jego nodze i zbliżyć się do jego uszka.
-A nie myślisz o mnie i o tym co moglibyśmy robić zostając w apartamencie ? – szepnęłam uwodzicielsko i złapałam wargami opłatek jego ucha. Czułam jak zadrżał, ale nic nie powiedział. Hihi. Tak więc żeby go jeszcze trochę podpuścić zeszłam z wysokiego krzesełka i stanęłam naprzeciwko niego. Siedział tak, że swobodnie mogłam wleźć mu na kolana – Podobno mężczyźni myślą o seksie prawie co 5 minut…- pochyliłam się opierając rączki o jego ciepły tors.  Bardzo chętnie pozbyłabym się tej jego koszulki. – A ty ? Jak często o tym myślisz ? – zbliżyłam się do jego szyi i przeciągnęłam po niej językiem. Dziwne, że jeszcze mnie nie zrzucił.
-Vanilla… - to bardziej brzmiało jak jęk, ale chyba chciał to stłumić. No tak przecież jesteśmy w miejscu „publicznym”. Tak bardzo publiczne, że wszyscy się tutaj miziają więc dlaczego my nie możemy ? Kto mi zabroni ?- Vanillla… no… prze…- kiedy tylko zaczął mówić ostatnie słowo natychmiast przestałam składać pocałunki na jego szyi, ale nie zamierzałam się jeszcze odsunąć.
-Co mam zrobić ? – zapytałam cicho. W sumie to nie dziwiło mnie to, że chciał żebym przestała. Wstydził się kiedy robiłam coś takiego przy innych ludzikach. No i dobra będzie chciał, żebym go przytuliła, albo coś. Zobaczymy. – Przestać ? – zapytałam, bo jak na razie nie chciał udzielić mi odpowiedzi. Nic więcej nie mówiąc zeszłam z jego kolan i usiadłam z boku. – Jak chcesz. – wzruszyłam ramionami, znów wlepiając wzrok w tańczące dziewczyny.
-Ej nie. Nie chciałem… no… Vanilla… - nachylił się i pocałował mnie w policzek.
-Pff… już się nie wstydzisz całować mnie w miejscach publicznych ? – pokazałam mu język. Czasami kłóciliśmy się jak stare małżeństwo, a czasami prawie jak dzieci. On tylko przewrócił oczami, usiadł z powrotem na swoim miejscu i odwrócił ode mnie głowę. Jak go miziam to źle. Jak go nie miziam to tez źle. Niech ten człowiek się w końcu zdecyduje czego on chce. –Heee… jesteś uroczy. – przyłożyłam sobie paluszki do ust, a on wtedy spojrzał na mnie. Jakby pytał co w nim takiego uroczego. – Sam nie wiesz czego chcesz. Niby lubisz jak cie dotykam, ale kiedy przestajesz mieć kontrolę nad tym co robię, denerwujesz się bo wiesz, że długo nie wytrzymasz bez… - za nim skończyłam on zakrył mi usta dłonią. Znowu się zarumienił, a ja tym razem nie mogłam się powstrzymać od głośnego śmiechu.
-No…. Do cholery ! Przestań się ze mnie śmiać…. – warknął. Był taki bezsilny. Nie wiedział czy ma na mnie krzyczeć czy prosić czy ciul wie co. Nie chciał zepsuć tego jaka atmosfera między nami teraz panowała. Kolejna kłótnia nie była by nam na rękę.
-Nie denerwuj się nerwusie. Żadnej laski tak do łóżka nie zaciągniesz. – złapałam za kołnierzyk jego koszulki kiedy zlazł z krzesełka i stanął tuż obok. Przyciągnęłam go tak, że prawie mnie przewrócił i swoim noskiem dotknęłam jego.- Mnie również… - szepnęłam cmokając go w usta. Pozostawiłam mu taki niedosyt, że za moment znów chciał połączyć nasze usta jednak moja wredowatość pospolita na to nie pozwoliła. – Ej weź przebierz się w taki seksowny strój policjanta. Wszystkie laski twoje… - zachichotałam głupio pokazując mu kawałek dalej ochroniarza stojącego obok wejścia.
-Oszalałaś chyba… nigdy w życiu czegoś takiego nie ubiorę.-prychnął patrząc na mnie jak na nawiedzoną. No może troszkę taka jestem.
-Jeśli to zrobisz… - zeszłam powoli z krzesełka i zarzuciłam mu ręce na szyje. Przylgnęła do niego ciałem i ściągnęłam go delikatnie na dół. No jednak kawał z niego chłopa.-Pokaże ci połączenie kajdanek z łóżkiem… w praktyce…. – zamruczałam cicho, a ten jakby nabrał większych chęci do tego stroju. Zerknął na niego jeszcze raz i westchnął głośno. Biedny. Nie wierze że zrobi to, nawet jeśli ja go o to proszę. Stuknęłam go piąstką w klatkę piersiową i bardzo szybko zaciągnęłam na parkiet. –Na razie możesz sobie odpuścić. Nawet bez tego stroju wyglądasz nadmiernie seksownie….- moje łapki znów powędrowały tam gdzie wcześniej, a Heaven’a nisko na moją talie. Znów nie wiedział co odpowiedzieć ? Czy wręcz przeciwnie ? Jego spojrzenie wyglądało teraz nad wyraz spokojnie. –Umiesz chociaż tańczyć ?
-To mi chyba nie wychodzi najlepiej, ale sama się przekonasz… po za tym… czy ty mnie podpuszczasz ?
-Czy ja wiem. Ciebie ciężko jest zmusić do czegokolwiek zboczonego jak nie jesteś pijany. – wzruszyłam ramionami troszkę zrezygnowana – Ale dlatego też pokaże ci, że bez odrobiny wysiłku mnie więcej nie dostaniesz.. – puściłam mu ukradkiem oczko i zacmokałam w powietrze jakbym mało go już dzisiaj drażniła..


( Heaven ?)

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Z jednej strony chciałem zaprzeczyć, lecz z drugiej było w tym sporo prawdy: sama jej bliskość doprowadzała mnie do szaleństwa, nie wspominając już o pocałunku. Mimo to potrafiłem się opanować, chociaż wymagało to ode mnie naprawde pokaźnych pokładów siły woli. Nabrałem parę głębszych wdechów, a potem wypuściłem powietrze z hałasem, ponownie unosząc wzrok na moją ukochaną. Wyraz jej twarzyczki wzskazywał na to, iż zastanawia się co znowu zrodziło się w moim dziecięcym umyśle.  Zacisnęła rączki nieco mocniej na moim karku, a potem zmusiła mnie do pochylenia się na jej wysokość.
- Właściwie to tak. – odparłem spokojnie, nie starając się kryć czegoś co było dla Sigmy oczywiste. -  Sam już nie wiem...
Wyrwałem się z objęć dziewczyny, odsuwając się odrobinę. Nie rozumiałem dlaczego jej proste, szczere pytania tak bardzo onieśmielają moją postać. Czułem się dziwnie niezręcznie za każdym, gdy wspominała o moim stosunku co do niej. Zupełnie jakby mówiła to przed ogromną, liczną publicznością gdzie ja robiłem za aktora stojącego na scenie, z której nie miałem możliwości ucieczki czy schowania się na kurtyne.
Nawet, jeśli w pokoju nie było nikogo prócz nas samych... byłem wpatrzony w Vanille niczym w najpiękniejszy obrazek, a ona dobrze o tym wiedziała. Wielokrotnie powtarzała mi, że uwielbia moje rozkochane spojrzenie na swojej osobie, ale ja zbyt często nie potrafiłem powiedzieć komuś czegoś wprost – tak jak robiła to właśnie ona.
- Coś się stało? – zapytała po pewnym czasie, przybierając lekko zaniepokojony wyraz twarzy, lecz dostrzegłem z nim także nutkę rozbawienia.
Bawiło ją moje zmieszanie. Odwróciłem się czym prędzej, czując napływającą na moje policzki czerwień.
- Nie, nic. – rzuciłem szybko. – To co? Idziemy? – chciałem jak najszybciej zmienić temat, aby po raz kolejny nie wyjść na debila, na którego ostatnio wychodziłem wyjątkowo często.
Ubrany w białą koszulkę w rekinem na przodzie, szczerzącym piłowate zęby, oraz czarne spodnie, zasygnalizowałem gotowość do wyjścia. Poprawiłem lekko pomięty materiał górnej części garderoby, a na moich ustach zagościł łagodny uśmiech. Vanilla odwzajemniła ten gest, doskonale odczytując jego treść. Już za chwilę opuściliśmy cztery ściany mojego apartamentu, a ja wciąż czułem na sobie jej roześmiane spojrzenie. Ledwo zauważalne rumieńce goszczące na moich policzkach najwyraźniej niewzwykle jej się podobały i dostarczały wiele radości. Miałem ochotę odwrócić głowę w inną stronę, lecz natychmiast zaniechałem tych starań kiedy jej ciepła, drobna dłoń objęła moją własną.
Z chwilą dotarcia pod wielką, żelazną bramę prowadzącą poza tereny Rimear, udało mi się dostrzec pokaźną grupę uzbrojonych naukowców, strzegących masywnych wrót. Ten widok nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, lecz wiedziałem, iż nawet Omicron nie miałby najmniejszych szans w starciu z technologią jaką dysponowali. Jeden z nich przenióśł swoją uwagę na naszą dwójkę: zmęczone, znudzone, brązowe oczy tegoż mężczyzny usadowiły się na postaci Sigmy. Nic nie powiedział, tylko machnął ręką do pozostałych członków gromady, wyrażając zgodę na opuszczenie terenu ośrodka. Takie wyjścia zawsze uwalniały we mnie niepowstrzymaną ekscytację: wszystko co się tam znajdowało wyglądało inaczej niż to co widziałem dotychczas. Odetchnąłem głęboko, dotykając szklanej powłoki od jej zewnętrznej strony – w tym momencie znowu poczułem się naprawde wolny.
[...]
- Dokąd idziemy? – spytałem z uśmiechem, zrównując tempo swojego chodu z tym Vanilli.
- Przekonasz się, kiedy już tam dojdziemy.
Miałem cholerną ochotę obsypać dziewczynę pytaniami dotyczącymi wyglądu danego miejsca, ale w ostatnim momencie powstrzymałem się: było ich zbyt wiele, aby zdołała odpowiedzieć na nie wszystkie. Dosyć sporych rozmiarów miasto, w którego wnętrze zagłębialiśmy się coraz to bardziej i bardziej, w najmniejszym stopniu nie przypominało mocno rozwiniętej technologicznie metropolii. Jedynie parę mniejszych wieżowców i niekończący się szereg cementowych domów, jednocześnie niesamowicie zaniedbanych, dawało mi poczucie miłej odmiany. Powietrze zdawało się być bardziej rześkie i świeższe niż to, którym dotąd oddychałem.
- Jestśmy na miejscu. – z osobistych przemyśleń wyrwał mnie bardzo znajomy, łagodny głos blondynki stojącej obok.
Uniosłem wzrok i ujrzałem mieniący się od lamp LED klub nocny. To był właśnie ten nasz cel?
- Myślałem, że mamy coś ważnego do wypełnienia zamiast tańczenia w jakimś klubie... – odparłem lekko zdezorientowany.
- Naukowcy kazali nam przypilnować porządku w tym obiekcie. Ostatnio roi się tutaj od różnych niebezpieczeństw. Nie chcą kolejnych ofiar. Tak więc wzięłam cię ze sobą, żebyś mógł pobawić się w policjanta.
Miałem robić na ochroniarza? Wolałem raczej chronić tych na kim mi zależy nic obcych ludzi, ale skoro ona mnie o to poprosiła... Bez namysłu zgodziłem się. Być może wcale nie będzie tak beznadziejnie i nudno jak mi się wtedy zdawało. W głębi duszy liczyłem na jakąś małą akcję. Weszliśmy do środka: roiło się tam od ludzi zbliżonych do mnie wiekiem. Niektórzy, już konkretnie wstawieni, leżeli nieprzytomni na podłodze, a jeszcze inni zdzierali sobie gardła, wykrzykując jakieś biesiadne piosenki. Prychnąłem cicho pod nosem, a potem usadowiłem się na siedzeniu tuż przy barze, jednocześnie obserwując każdy ruch wykonany przez Atshushi.

<Vanilla?>

Od Natsume - C.D Heavenly


Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Nie do końca miało to zabrzmieć tak, jak zabrzmiało. Wyszło na to, że kompletnie mam w nosie moją znajomość z Hev, co nie było w sumie prawdą. Po prostu już z doświadczenia wiem, że ludzie o sobie zapominają. Ja sam mam nieco inne podejście do wszystkiego, z czasem po prostu będzie mi się z nią ciężko rozmawiało. Kiedy dostanie swój apartament, na pewno znajdzie sobie o wiele lepszych i ciekawszych znajomych. Ale spokojnie, zdążyłem do tego przywyknąć. Nawet jeśli to było dosyć nieprzyjemne uczucie. Przez chwilę tak jeszcze stałem na środku korytarza, z trochę przygnębionym wzrokiem wpatrując się w drzwi dziewczyny. Już nawet zdążyłem zapomnieć o sprawie związanej z Mary. No dobra, nie całkiem ale chociażby w drobnym stopniu. Lepiej nie będę tam do niej wchodził i tak nic bym nie powiedział. W końcu usiadłem na kanapie i przymknąłem oczy lekko roztrzęsiony. Czy to się nigdy nie skończy? Czy już do końca moich dni w tym ośrodku wszystko będzie się tak chrzaniło? A może to dopiero początek? Nawet Madara w tym momencie się ze mnie nie nabijał. Siedział na parapecie i wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi, kocimi oczyma. Nie wiem, pewnie kiedy mi już przejdzie zacznie swoje przemądrzanie się. Albo tym razem wyjątkowo mi odpuści, w co naprawdę zwątpię. No ale Natsume... to jeszcze nie koniec świata, mogło być gorzej. To też jest prawda, ale równie dobrze mogło być lepiej. Usłyszałem jak drzwi uchylają się z cichym skrzypnięciem. Kilka kroków i Hevenly już siedziała naprzeciwko mnie, wtykając we mnie teraz mniej przyjazne spojrzenie jej niebieskich oczu. Włosy spływały miękko kaskadami po jej karku, ramionach, piersiach i nogach. Teraz kiedy siedziała, jej końcówki muskały podłogę. Pomimo tej surowości nadal wyglądała pięknie, chociaż w tym momencie nie przykładałem jakiejś szczególnej uwagi do jej wyglądu. Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, bezustannie patrząc sobie w oczy. Moje były nieco przygaszone a jej wręcz iskrzyły. Zbieraliśmy teraz słowa ponieważ nie zapowiadało się na łatwą rozmowę.
 - Powiedz, Natsume... czy ty mnie w ogóle traktujesz na poważnie, czy tylko udajesz?
 - Czyli zauważyłaś, że większość moich gestów to sztuczne, wyuczone gesty? - powiedziałem a dziewczyna wyraźnie się zdziwiła. Aha jednak nie była co do tego całkowicie przekonana... no ale upewniłem ją w tym podejrzeniu.
 - Czyli uważasz naszą znajomość za coś głupiego... i masz mnie za fałszywą osobę, tak? Nic nie wartą...
 - To skomplikowane - westchnąłem
 - No to mi wytłumacz... - powiedziała zciszając swój głosik.
Czy mi się chce to wszystko tłumaczyć? Coś co nie do końca ja sam rozumiem? No nie... ale w tej sytuacji chyba nie mam innego wyjścia.
 - Po prostu takie mam przeczucie, bo tak naprawdę nigdy nie miałem przyjaciół albo nie utrzymywałem z nikim kontaków przez dłuższy okres czasu. Dlatego wydaje mi się, że i ty po prostu o mnie zapomnisz. Chociaż nie do końca tak o tobie uważam, wydajesz się być inna... no ale... to trudne - parsknąłem jakby śmiechem a jednak byłem coraz bardziej rozstrzęsiony.
 - Jesteś przerażony... - powiedziała a kiedy spojrzałem na nią pytająco, westchnęła. - To wszystko co teraz się dzieje, to trochę za dużo jak dla ciebie?
 - Ta... nie przywykłem do takiego natłoku wydarzeń. Nie po takim siedzeniu w domu non stop - usmiechnąłem się pod nosem.
Kątem oka spojrzałem na Heavenly, to wszystko nie za bardzo do niej przemówiło. Wręcz czułem jak cofnęliśmy się do tych relacji które mieliśmy wczoraj rano. Wstałem z kanapy, wymiając Hev dotknąłem jej głowy i wymamrotałem ciche "Przepraszam Hevi". Zgarnąłem na ramię Madare i wyszedłem z apartamentu. Gdzie w takiej sytuacji mogłem pójść? Ano do swojego ulubionego miejsca. Zawsze kiedy stałem na tej krawędzi i patrzyłem w dół mogłem się czuć swobodnie i wolno. Wszyscy inni mniejsi nawet od mrówek, tak z kilka razy (naprawdę było wysoko) dokądś zmierzali. Gdybym tak stąd spadł, nawet bym się nie męczył umierając, zginąłbym w ułamku sekundy. Uniosłem jedną nogę i wystawiłem ją przed siebie, teraz balansowałem jedynie na prawej nodze. Wystarczyłoby tylko, że stracę równowagę... przez jakiś czas tak stałem aż wiatr nie zawiał mocniej. Zachwiałem się i upadłem. Jednak głupi to zawsze ma szczęście. Zamiast spaść z tych 75 pięter uderzyłem tyłkiem o próg. Nogi zwisały mi swobodnie, resztą ciała leżałem natomiast na dachu. Ponieważ nie chciało mi się wstawać, leżałem tak na plecach i oglądałem niebo, dopóki nie zrobiło się ciemno.
 - Natsume... pora wracać. - Madara wskoczył mi na brzuch.
Podniosłem się nagle tak, że kot spadł z mojego brzucha i przy okazji z budynku. Nie specjalnie się wzruszyłem, już po kilku sekundach zostałem wywrócony na łopatki przez ogromnego lisa. Warknął zbliżając swój wyposarzony ogromnymi kłami pysk do mojej twarzy.
 - Złaź... idziemy.
O dziwo duch posłusznie wykonał moje polecenie, co to jakiś dzień dobroci dzisiaj mam? Na pewno nie... Ruszyłem z powrotem w kierunku swojego apartamentu a kiedy już się tam znalazłem, Hevently nie było. Teraz ten apartament wydawał się przytłaczający kiedy jej nie było... a jest tu zaledwie od wczoraj. Właśnie, ciekawie dokąd poszła...

(Heavenly?)

[QS Team1] Od Takako - C.D Ricka



Od początku nie sądziłam, że ten plan w pełni nam się powiedzie. Paru z nas dobrze nawet główkowało, ale reszta nie dawała im dojść do słowa. Rene starał się analizować pomysły każdego członka teamu podobnie jak ja, lecz w końcu się w tym pogubił i przeszedł na stronę Rick`a, który uparcie wmawiał reszcie, żeby podzielili się na grupy, by zdezorientować napastnika. Dla mnie to nie miało większego sensu, w końcu nie mamy do czynienia ze zwykłym cyborgiem, którego można pokonać bez większego wysiłku. Niby coś by to dało, paru odciągnęłoby uwagę, a reszta atakowała i na zmianę. Niczego jednak nie mogliśmy być pewni i zawsze musi być jakiś plan B. Stein gderał coś z własnej beczki prawiąc wszystkim morały, ale umilkł po czasie, gdy zorientował się, że dalsze wypominanie błędów jest bez sensu. Levi wrzucił parę słów od siebie, chociaż dla niego od początku było wszystko jedno, którą strategię obierzemy. W sumie wyszło tak, że ja z Rickiem będziemy przynętą dla stworka, a pozostała trójka najzwyklej w świecie będzie obserwować z góry jak sobie radzimy. Irytujące, w głowie już zaczynałam obmyślać inną strategię gdyby ta, co było przynajmniej w osiemdziesięciu procentach prawdopodobne, nie wypaliła. Analizując każdy, chociażby najmniejszy szczegół domyśliłam się co przypuszczalnie zrobi każdy z czwórki w przypadku spalenia planu na manewce. Kurczę, maszyna jest niełatwa do pokonania, ale jak wszyscy zbierzemy się do kupy i nie będziemy działać każdy na własną rękę to nawet może nam się udać. Wychodząc w bój poczuł niepokój. Było cicho, aż za cicho. Według namiaru Ace powinien być w tym samym miejscu, w którym my stoimy, a tymczasem.. było tak pusto, że dało się nawet słyszeć przelatującą obok muchę. Wiedziałam, że zaraz coś się wydarzy, to była tylko cisza przed burzą. Przygotowałam już w myślach odpowiedni atak chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że mało by się zdał. Czekając na najgorsze niczym tytułowy bohater filmu akacji czai się aż zza rogu wyskoczy naćpany psychopata z piłą łańcuchową czy karabinem maszynowym w ręku rozglądałam się na boki śledząc uważnie wzrokiem każdy najdrobniejszy szczegół. Nagle ziemia pod naszymi stopami zadrżała, a w tle rozległ się potworny warkot przypominający nieco silnik motoru o sile mocy zwiększonej co najmniej ze sto tysięcy razy. Mimo, że bardzo starałam się trzymać na nogach przycupnęłam nieznacznie przy ziemi zatykając rękoma uszy jakby na coś to by się zdało. W tym samym momencie w oddali pojawił się Ace. Jego wzrost wynosił grubo ponad pięć metrów wysokości, a czubkiem głowy przewyższał najwyższy budynek w tej okolicy. Jego oczy nie pałały szkarłatną czerwienią jak w przypadku innych cyborgów, lecz wydawały się wyjątkowo ludzkie. Brudno-białe, gładkie włosy sięgały nieznacznie przed metalową szczękę. Jego mechaniczne ręce zakończone były długimi palcami o pomalowanych na czarno, ostrych paznokciach. Dodatek stanowiły królicze uszy odbierające zapewne dźwięki niesłyszalne dla zwykłego ucha. Ciszę znów przerwał metaliczny, zgrzytający dźwięk wydobywający się z czeluści jakim była paszcza cyborga okolona rzędem pedantycznym, ostrych na wskroś kłach. Minęła krótka chwila nim wszyscy zajęliśmy wybrane pozycje. Zdawałam sobie sprawę, że niełatwo będzie odciągnąć tego niszczyciela od reszty, dlatego użyłam zaklęcia Furūto shi pragnąc, aby potwór cały czas biegł za mną i Rickiem. Odgłos melodii nie działał tak przekonywująco jak w wypadku reszty, lecz o dziwo pobiegł za nami. Kątem oka dostrzegłam maleńką sówkę Rene krążącą nad naszymi głowami, druga zaś była nad głową Ace`a, a zaraz w jednej sekundzie znalazła się rozpłaszczona na ścianie budynku. Głos w jaki sposób mówił cyborg przeszywał całe ciało jak trawiąca cię od środka lawa w samym centrum piekła. Miał też w sobie coś hipnotyzującego, który za wszelką cenę chciał cię zmylić. Obawiając się, że zaraz strąci całą trójkę z budynku zwalając im najcięższe gruzy na głowy wystrzeliłam w jego kierunku Gurafen no supaiku. Miałam mnóstwo mocy, w większości za słabe, by pokonać omicrona takiego jak on, ale w pewnym stopniu użyteczne. Wybór jednak musiał być pierwszorzędny i nie było czasu na myślenie. Grafenowe ostrza poleciały, niektóre trafiając w cel tuż przy twarzy niezwykłego robota, inne na połączeniu barku z ramionami, przy karku i inne czulsze miejsca. Pozostała część zaś wybuchła w trakcie lotu przy użyciu pompastycznego wymachu mechanicznej dłoni. Potwór nieznacznie cofnął się do tyłu, najprawdopodobniej pod wpływem irytacji czy gniewu. Zanim zdążyłam zareagować wielkie gruzy posypały się na głowę mnie i Rickowi. Usiłując wygramolić się spod sterty rzuciłam zaklęcie minimalizujące ilość obrażeń. Wszystko działo się w zabójczym, a zarazem zaskakującym tempie. Nim się wydostaliśmy minęło kilka sekund, a wydawało się to wiecznością. Następnie była kolejna próba odciągnięcia uwagi, ataki, obrażenia, ataki, walący się budynek wraz ze stojącymi na nim chłopcami, odejście chłopaka... Mimo to nic nie mogłoby zakłócić mojego toku myślenia. Za wszelką cenę opracowywałam dalszy ciąg działania. Po tym jak Rick zostawił mnie samą zdołałam uniknąć kolejnego budynku walącego mi się na głowę. Po cichu szłam  obserwując całą brygadę. Obserwowałam całą sytuację czekając na dogodny moment. nagle moją uwagę zwróciło kilka porządnych budynków kilkanaście metrów za Ace`m i niewiele więcej przed chłopcami. gdyby tak spróbować je uszkodzić, zaprowadzić wytwór w kozi róg, a następnie zwalić mu wszystkie te konstrukcje na metalowy łeb? Zdawałam sobie sprawę, iż nasz przeciwnik był bardzo wytrzymały, lecz wystarczyłaby dosłownie chwilka dezorientacji, a przybliżyłoby to ku naszemu zwycięstwu. Wtem w oddali usłyszałam czyiś krzyk. Kątem oka dostrzegłam biegnącą ku mnie postać rozpoznając w nim Ricka. Mówił coś do mnie, jednak kompletnie zignorowałam jego przekaz skupiając uwagę na całej reszcie. Heh, dzisiaj naprawdę miałam lepszy dzień skoro nie odpowiedziałam ciętą uwagą, oczywiście pomijając to, że naukowcy wpakowali nas w te bagno. W momencie, kiedy chłopak zamilkł uniosłam głowę ku górze, nad którą leciał głaz gigantycznej wielkości w towarzystwie pomniejszych, urwanych zapewne z jakiegoś budynku. Wtedy, w tej jednej chwili dziękowałam za wrodzony refleks, a także dostęp do arcany, bo inaczej zostałaby z nas krwawa miazga. Zdołałam teleportować nas w inne miejsce, gdy w tej samej chwili zniknięcia kamienie opadły z ciężkim łoskotem na beton. Podniosłam się z ziemi, rozgarnęłam pył wirujący wszędzie wokół po czym rozejrzałam się dookoła. W tej chwili klęczałam obok leżącego chłopaka, którego wyraz twarzy nadal nie mógł uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Ostrożnie podniosłam się z klęczek. Pędzący do nas Rene z innym członkiem teamu zaczęli utorowywać do nas drogę, gdyż nie sposób było się przedostać. Dostrzegłam ulgę malującą się w ich mimice na wieść, że obojgu z nas nic nie jest. Kiedy tylko przystanęli obok nas przedstawiłam kapitanowi mój plan nie szczędząc najdrobniejszych szczegółów. Po wygłoszeniu szybkiego monologu uniosłam jedną brew. Czekałam na jak najszybszą odpowiedź Rene, bo w końcu czas w tej chwili był najważniejszy.

<Kapitanie, potrzebna mi jest twoja odpowiedź. Lub może reszta teamu?>

Od Reladii - C.D Vanilli

Podeszłam parę kroków do dziewczyny. Świdrowałam ją swoim spojrzeniem. Trzymała rękę na mieczu, w pogotowiu.
- Tak szybko odpuszczasz? Jaka szkoda - pokręciłam zniechęcona głową. - Miałam nadzieję, że się choć trochę zabawimy.
Ciekawie byłoby tak zmierzyć się z kim... Miecz na gardle był mało przekonujący. I tak nie mogła mnie zabić. Nie mogła zabić naturalnego, ponieważ jest pod opieką naukowców. Jest ich niewiele i są im potrzebni do badań. Ja jestem tym bardziej nietykalna, ponieważ jestem Sigmą. Sztuczną Arkaną. Naukowcy sami mnie wytworzyli, włożyli we mnie dużo pracy i pieniędzy. Jako jedna z niewielu przeżyłam, więc jestem tym ważniejsza. Przy tym moje umiejętności nie są bezużyteczne. Oraz jestem kapitanem.
Już pomijając fakt, że nie jestem bezbronna. Potrafię się bronić i to bardzo efektywnie. Zawsze mogę zablokować miecz rękawicą, a nawet go stopić. Odparowanie ciosu to tylko rzecz wyboru sposobu. Więc nie ma szans, by mnie tak po prostu zabiła.
Byłam z deczka rozczarowana, że nie mogłam się z nią pobawić. Riuki jakoś niezbyt mnie pod tym względem zadowolił. Czy naprawdę nikt tutaj nie potrafi zrobić dobrego rozpierdzielu? Nie równiej walki wbrew zasadom fair play?
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi mojego apartamentu. Gdy...
<Vanilla?>

Od Nanami - Do Juliett

Właśnie wróciłam od lekarza - no, tak to nazwijmy, bo "lekarzami" byli naukowcy. Nic mi nie powiedzieli poza tym, co wiem. Nic mi nie podali, co mogłoby mi pomóc. Od kilku dni mam hipoglikemię, a cukier nie chce pomóc - już chyba otworzyłam piątą paczkę i nic. Już nawet moje własne badania wykazały, że cukier niewiele daje, a nawet omyłkowo przerwałam sobie żyłę, z której teraz wyciekała spora ilość krwi. Powinno to się zregenerować w ciągu trzech minut najpóźniej, więc tylko to opatrzyłam i nie martwiłam się o to. Sprawdziłam jeszcze raz listę leków, które ponoć były na moją przypadłość - nie było ani jednego, który nie był oznaczony jako nieskuteczny, nawet, gdy brałam więcej, niż zalecaną lub dozwoloną dawkę. Mało brakowało, abym tymi lekami się zabiła, ale już od początku nie pomagały. Zaczęłam próbować robić swoje leki szukając w książkach czegoś, co mogłoby w tym pomóc. Nagle zauważyłam, że coś mi ciekło po ręce, a to coś było krwią. Opatrunek był cały nią przesiąknięty, chociaż już powinnam się zregenerować. Pewnie choroba ograniczyła mocno zdolności regeneracyjne, co nie było w tej chwili zbyt dobre. Wzięłam trochę szkarłatnego płynu do probówki, a następnie zmieniłam opatrunek. Za pomocą zawartości probówki zrobiłam kolejne badania, po czym doszłam do wniosku, że choćbym połknęła naraz całą paczkę cukru, nie dałoby to prawie żadnych efektów. Po dalszym przeglądaniu książek, które było mocno utrudnione przez to, że powoli traciłam obraz z oczu, wymyśliłam jakieś lekarstwo, które mogłoby pomóc. Wyszłam z pokoju i próbowałam pójść w kierunku sklepu, w którym mogłam kupić odpowiednie składniki do tych lekarstw. Zdołałam tylko wyjść z budynku mieszkalnego, a następnie przejść tylko kilkanaście metrów. Upadłam na niewielki stos pudełek tak, że moje ręce i głowa zwisały w dół. Ponownie poczułam jak krew ściekała po mojej ręce. Jeszcze zdążyłam zobaczyć, jak powstawała z niej niewielka kałuża, ale następnie straciłam przytomność czując, że nie starcza mi powietrza. Chwilę przed utratą przytomności było mi bardzo zimno.

<Juliett?>

[QS Team 3] Od Vanilli - C.D Inoue

Połączenie Arcan Inoue i Azusy było tak… doskonałe ? Co prawda tylko razem mogli uzyskać tak piękny efekt zwarcia. Wszyscy wyszliśmy z pod jakichś zwalonych gruzów i jeszcze raz zerknęliśmy na dzikiego Omicrona. Nie był zadowolony z tego, że jakaś banda podrzędnych Arcan spuszcza mu manto. Otrzepałam z kurzu lekko postrzępioną sukienkę i zeskoczyłam na równe podłoże ze sterty kamieniu. Przez chwilę czerwony robot nie zwracał na nas uwagi. Miotał się  na wszystkie strony żeby przywrócić do normalnego funkcjonowania swoje „organy” po tak silnym zwarciu. Kilka lutrów wody i zetknięcie się z iskrami elektrycznymi mogło pozostawić na człowieku trwałe rany, a nawet zabić. Robot również mógł na tym nieco ucierpieć. W dodatku Heaven wyrwał mu (dosłownie) rękę. Teraz z lewego ramienia wystawały tylko kable i nic więcej. Wszyscy przyglądaliśmy się maszynie. Po pewnym czasie jakby uspokoiła się, stanęła w miejscu a jej czerwone, błyszczące ślepia zgasły. Czyżby to już był koniec naszej walki ? Kiedy nasz drogi Miętowy kapitan chciał podejść do jak już myśleliśmy sterty stali: zatrzymałam go wyciągając rękę. Takim gestem dałam znak, że lepiej iż to ktoś inny pójdzie sprawdzić czy już rozprawiliśmy się z przeciwnikiem. Zrobiłam krok w przód, a gdy chciałam zrobić kolejny usłyszałam za sobą głośny ryk. Pantery. Zerknęłam za siebie kontem oka. Oh Heaven jeszcze nie wrócił do swojej ludzkiej postaci ?
-Jestem z ciebie dumna, że nad tym panujesz. – uśmiechnęłam się nieznacznie i wtedy tez spotkałam się z kolejnym rykiem Heaven’a. Dobrze, że tego nie rozumiem, bo pewnie nie byłabym zadowolona z jego słów. – Niestety do Sigmy należy właśnie ta brudna robota, żeby sprawdzić czy wszyscy są bezpieczni. – puściłam mu oczko, by następnie skierować się w stronę Omicrona, Podeszłam wręcz na wyciągnięcie ręki i schyliłam się. Nie dlatego że był ode mnie niższy. Po prostu jakoś w tej pozycji czułam się bezpieczniej. Przez chwilę zdawało mi się jakby wypłynęła  niego cała ta ogromna siła. Ups, a przecież mieliśmy ich nie zabijać. Jednak myliłam się. Coraz częściej mi się to zdarzało. Jaki beznadziejny ze mnie kapitan….
Omicron podniosłe się w bardzo szybkim tempem. Machnął drugą sprawną ręką tak że skończyłam przygnieciona do ściany. Ile to ma siły. Nie dość że mnie trzymał to jeszcze dusił. Mało powietrza…. Bardzo mało powietrza. Jak tylko Heaven to zobaczył od razu chciał się rzucić na Omicrona, jednak resztkami sił Azusa przytrzymał go. Bardzo dobrze. Wcale by nie pomógł rzucając się na niego. Tylko co ja teraz mam zrobić. Jedynym racjonalnym pomysłem było wyciągnięcie miecza. Tak też zrobiłam. W końcu mogłam nadal ruszać rękoma. Nie mając już za wiele siły i praktycznie dusząc się wbiłam miecz między metalowe zebra maszyny. Odsunął się ode mnie z głośnym zgrzytem. Osunęłam się po ścianie przy której jeszcze niedawno wisiałam nie mając dostępu do powietrza. Uniosłam kącik ust dając znak reszcie, ze teraz to oni się muszą wykazać…


[Team 3?] 

Od Vanilli - Do Reladii

Uwolnić się od Heaven’a to wyczyn na najwyższą skalę. Po ostatnim wybryku z Rick’iem nie chce mnie nawet z własnego mieszkania wypuścić. Dureń. Aż zaczęłam się śmiać sama z siebie idąc tak sobie prze korytarze Rimear.  Vanilla śmiejąca się publicznie. Zaczyna mi się przewracać pod kopułą :’) Dobra to tam nie ważne, po prostu musiałam wyjść na chwilę, żeby poznać nowe Sigmy. Nie… nie wyobrażajcie sobie, ze zrobiłam to z własnej woli. Zmuszono mnie do tego, a właściwie o kazano. Jeszcze mam zdrowy rozsądek i nie będę sprzeciwiać się ojcu, a kiedy on sam już przychodzi mnie o czymś powiadomić to znaczy, że sprawa jest priorytetowa. Tylko ciekawa jestem gdzie ja mam szukać tych wszystkich Sigm… a nie ! Chwila ! Jedną już nam bo przecież Natsume mi ją przedstawił. Tia… podejrzewam, że jak go nie będę pilnować to zaraz coś mu odwali…
Nie ważne… to też jest sprawa drugorzędna. Jutro do niego pójdę i mu wszystko powiem. Szłam dalej sobie tak po cichu… nikogo nie było, a to dziwne. Przystanęłam na chwilkę by się rozejrzeć. Zerknęłam w prawo, w lewo… jak taki przyczajony tygrys, a gdy nadeszła odpowiednia chwila zrobiłam unik w tyłu. Był to tak szybki i niespodziewany manewr, ze ostrze noża, który był we mnie wycelowany obciął mi kosmyk włosów. Dziewczyna o siwych włosach kucała przede mną jeszcze zbierając się po tym jakże nie przemyślanym manewrze. Spojrzałam na nią z góry. Nie był to przyjacielski wzrok nie myślcie sobie. Co jak co, i nawet mimo iż oboje wiedziałyśmy, że ten atak nie za wiele mi zrobi to i tak próbowała mnie zabić. Spojrzała na mnie tymi swoimi przeraźliwymi czerwonymi oczkami, i w tym też momencie jakby zorientowałam się kim ona jest. To znaczy nie pod względem położenia w naszej hierarchii. Naturalni raczej nie skaczą z własnej woli do Sigm, i niech tak na razie będzie.
-Ty jesteś siostrą tego co ma opaskę na oku, i tego co jest jakiś troszeczkę….- mruknęłam, ale dziewczyna bardzo szybko mi przerwała wstając i wybuchając śmiechem. Z czego ona się tak cieszy ?
-Proszę cie. Nie mów nawet o nich jak o mojej rodzinie…. – machnęła ta bladą łapką. Heh… jesteśmy prawie tak samo blade… tylko że ona została trochę lepiej wynagrodzona przez naturę. Ciałko miała nawet całkiem całkiem i nie żebym interesowała się dziewczynami.  I tak jeszcze trzeba będzie ja naprostować do pionu.
-Nie ważne. Nie interesuje mnie ani twoja rodzina ani ty… - warknęłam wystawiając nagle miecz pod jej gardło. – Lepiej uważaj do kogo skaczesz z takimi beznadziejnymi nożykami, bo tutaj nikt nie będzie cie bronił, Pani Kapitan. – warknęłam chowając miecz. Jak zwykle z przeraźliwym spokojem w głowie oddaliłam się o krok do tyłu.


( Reladii ?)
Layout by Hope