czwartek, 2 lipca 2015

Od Vanilli - C.D Heaven'a

W tej chwili wstałam na równe nogi i spojrzałam na niego z góry (no bo on sobie kucał naprzeciwko mnie). Słone łzy nadal spływały po moich czerwonych od płaczu policzkach. On sobie z tego nic nie robił wcześniej, to czemu teraz by miał ? Takie myśli mi się nasuwały.
-Nie użyje na tobie żadnej ze swoich mocy. – powiedziałam stanowczo, ale bardzo cicho. Nie chciałam już podnosić na niego głosu, bo wiedziałam, że może to się źle skończyć. Kiedy zaczęłam pozwalać sobie na to by, ktoś dyktował mi warunki ? A no chyba w tym samym czasie co zakochałam się w tym idiocie.
-Dlaczego… tak przecież będzie lepiej. I dla mnie i dla ciebie…
- Nie będzie lepiej. Jeżeli bardzo chcesz mogę tego użyć by to zmienić… ale wtedy będziesz musiał pogodzić się z tym, że nigdy więcej nie będzie ci dane ze mną spać, ze mną przebywać… - mruknęłam cicho. Teraz również Heaven wstał z miejsca i spojrzał na mnie. Był wystraszony i jednocześnie zszokowany wszystkimi moimi wypowiedziami. – Nie zakochałam się w osobie bez wad, ale zakochałam się w chłopaku, któremu ciężko jest opanować własną Arcanę. Zmieniając ciebie, zmienisz również moje uczucia do ciebie. I w żaden sposób nie będziesz mógł tego przywrócić.. Heaven. – szepnęłam. Było mi tak strasznie przykro. Nie było tego po mnie widać… dlatego, że bardzo rzadko na mojej twarzy pojawiały się jakiekolwiek emocje, ale płacz chyba mówił swoje prawda ? Mimo wszystko jemu nie udało się ujrzeć mojego bólu… albo po prostu nie chciał tego widzieć, lub o tym wspominać. Wyciągnęłam w jego kierunku otwartą dłoń. Chciałam dotknąć jego delikatnej twarzy. Mimo wszystko… kilka centymetrów przed nim. Dlaczego to zrobiłam ? Bałam się.. bałam się tego, że mnie od siebie odepchnie. Bałam się teraz każdego dotyku. Bardzo powoli zamknęłam dłoń i odsunęłam od chłopaka, z powrotem patrząc w ziemię.
-Dlaczego… dlaczego się ode mnie odsuwasz ? To nie dlatego cie nie przytuliłem… nie dlatego, że nie chcę żebyś mnie dotykała ! Po prostu nie wiem co robić w takiej sytuacji.. to dla mnie… kompletnie nowe. Nigdy nie musiałem starać się o uczucie dziewczyny. A kiedy teraz muszę pokazać ci… jak bardzo mi zależy, zwyczajnie nie potrafię… - wytłumaczył, bardzo szybko wymieniając przy tym słowa. Tak szybko, że czasami nie nadążałam za nim. – Nie chce… cie stracić… - wypowiedział ostatnie słowa nieco ciszej, mimo wszystko nadal były one słyszalne. On zawsze potrafił powiedzieć coś przez co moje serce . Nie potrafiłam już oprzeć się jego urokowi. Był taki słodki, kiedy mówił takie rzeczy, że całą złość uchodziła ze mnie jak para.
-Ja też nie chciałaby cie zostawiać… ale jeśli to jedyny sposób na to, żebyś przestał się denerwować… to… nie wiem czy mogę coś zrobić.
-Obiecuje, że nie będę już tak często na ciebie krzyczał. Nie panuje nad sobą, ale obiecuje…. Obiecuje, że będę cie bardziej słuchał..
-Nie będziesz. Na to również nie masz wpływu i równie dobrze, gdybyś mnie uderzył tez nie widziałbyś w tym nic złego… do puki panowała by nad tobą Arcana. – westchnęłam odchodząc kawałem dalej i ocierając łzy z policzków. Czas chyba się trochę uspokoić i porozmawiać.
-Vanilla… ja bym nigdy….
-Dla kobiety… krzyk, podnoszenie głosu, zmuszanie ją do czegokolwiek… jest równoznaczne z tym.. jakbyś zadał mi cios fizyczny. Wtedy wszystko się sypie…. Szklana bariera, która nie pozwala dziewczynie płakać: pęka. I rozpada się na miliony kawałeczków. Mężczyźni nie widzą takich rzeczy… - wzruszyłam ramionami. Tym razem Heaven wydawał się słuchać. Przeszedł kawałek dalej i usiadł na kanapie.- Staram się do ciebie dotrzeć, ale ty bardzo wyraźnie odtrącasz tą pomoc…. Więc co mam zrobić ?
Chłopak nie odzywał się, tylko ciągle wpatrywał się w ziemie. Czy ona jest aż taka interesująca, że przy każdej okazji, gdy mogliśmy porozmawiać twarzą w twarz, przyciągała uwagę nas obojgu ? Tak więc… nie czekając dłużej na to że się odezwie (i tak bym się tego nie doczekała zapewne) podeszłam do kanapy. Stanęłam przed nim i ujęłam jego twarzyczkę w dłonie, następnie skierowałam tak by w końcu na mnie spojrzał. Pełen obaw podniósł głowę i wtulił się w moją dłoń. Tak jakby się ze mną żegnał. To było straszne. Nie chciałam tego. Zacisnęłam zęby tylko po to by nie popłakać się znowu, bo moje oczy mogły by tego nie wytrzymać. Schyliłam się i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Był taki czuły. Taki, który mówił więcej niż te wszystkie słowa. Heaven odchylił się do tyłu tylko po to by zaraz pociągnąć mnie do siebie i usadowić mnie na swoich kolanach. Tak było po prostu wygodniej. Odsunęłam się od niego kilka centymetrów by zaczerpnąć powietrza i w tym momencie też spojrzałam w jego smutne oczy.
-Oboje wiemy, gdzie to się zaraz skoczy… - odwróciłam zarumienioną twarzyczkę w inną stronę, a na jego twarzy jakby pojawił się cień uśmiechu. –Obiecaj mi…. Że więcej nie będziesz na mnie krzyczał, i zaakceptujesz mnie taką jaka jestem. I nie myśl sobie.. że ja cie nie akceptuje… ale krzyk to nie jest część ciebie. To można powstrzymać….
Chłopak kiwnął głową i za momencik dotknął mojego policzka. Tym razem to on chciał bym na niego spojrzała.
-Czemu tak na mnie patrzysz…? – mruknęłam nieco nieśmiało
-Cieszę się… że nie chcesz mnie zostawić.
-My nie jesteśmy parą.. – prychnęłam przykładając główkę do jego torsu i zamykając oczy.
-Nie ? To może pora to zmienić ? Po za tym… właściwie zachowujemy się jak para. A przy tych kłótniach to nawet jak małżeństwo..
-Ale zrobiłeś się dowcipny. –prychnęłam. Teraz też złapałam z jego jedną rączkę i splotłam z nim palce. – Po za tym… stać cie na coś więcej… jeżeli to miała być propozycja stałego związku. – ziewnęłam i już za momencik zasnęłam. Cała ta sytuacja tak mnie wyczerpała, że gdy tylko znów poczułam się bezpieczna w objęciach Heaven’a… mogłam spokojnie zasnąć. Chciałam, żeby zawsze był przy mnie. Tym czasem czy mam pewność, że jeśli będzie trzeba to przyjdzie i mnie pocieszy ? On się do tego kompletnie nie nadaje, ale też.. nie zna się na tym. A za każdym razem gdy chcę to sprawdzić on sugeruje się tym, iż bawię się jego uczuciami. Bakaaa.. :P


( Heaven ?  1011 słów pobijesz ?)

Od Conora – C.D Chiyo


 Cwaniara, nawet nie zaczęliśmy "zabawy" a ta już nabiła sobie punkty. Uśmiechnąłem się pod nosem, wycofując się krok do tyłu żeby mieć miejsce na przyzwanie łuku. Już po chwili trzymałem połyskujący, ogromny niebieski łuk w dłoni.
 – Moim zdaniem wszystko jest w porządku – wyszczerzyłem się dk dziewczyny – Niestety przykro mi Chiyo, ale moje ataki ciężko jest zatrzymać przed stycznością z twoim ciałem. Tak więc załóżmy, że jeśli trafię Cię bezpośrednio punkt jest dla Ciebie. A jeśli strzała przeleci jakiś...centymetr, dwa obok Ciebie to punkt jest dla mnie.
 – Czyli jednak coś dodałeś. – chwyciła mocniej młot. – Mogę na to przystać.
Zaśmiałem się, faktycznie zaprzeczyłem sam sobie. Momentalnie jednak spoważniałem, w łucznictwie należy się odprężyć. Wszystkie uczucia, obawy zostawić na bok i całego siebie przelać w łuk. To on jest częścią mojej duszy, napiąłem cięciwe na której znajdowała się teraz błękitna strzała. Wycelowałem w kierunku dziewczyny, jak na razie nie zamierzając jej puszczać. Poczekam na jej najmniejszą reakcję. Chiyo zaśmiała się cicho i błyskawicznie wystartowała, zamachując się młotem nad moją głową. Kiedy była już pół metra ode mnie, wykorzystałem jedną ze swoich umiejętności żeby znaleźć się zaraz za dziewczyną. Wypuściłem strzałę która przeleciała zaraz obok jej szyji.
 – Chyba mamy remis…
 – Czyli tak się bawimy Conor? Mogę chyba jednak powalczyć bardziej na poważnie – puściła mi oczko.
Czyli ta niesamowita prędkość i siła to tylko zalążek jej umiejętności? Jak dla mnie to dobrze, może się czegoś nauczę. Odsunąłem się kolejnym błyskawicznym krokiem i przygotowałem kolejną strzałę, jednak od tej pory nie szło mi to już tak łatwo. Prawie każdy z moich ataków dziewczyna zręcznie unikała jakimiś fikołkami, przewrotami. Bóg wie czym jeszcze… Mój tor na szczęście nie ograniczał się tylko do poruszania się na ziemi. Przynależy również do niego to, co jest nade mną. Zanim dziewczyna zdobyla już… siódmy punkt? Oddaliłem się będąc teraz może dziesięć metrów nad nią. Napiąłem łuk do granic możliwości i wypuściłem strzałę która z przerażającą prędkością pomnkęła w dół. W przeciągu ułamka sekundy dotarła do dziewczyny, normalna osoba nie miałaby szans uniknąć mojego ataku. Ale ona była jak na jakimś innym poziomie… Prędko przerzuciła młot z jednej ręki do drugiej i rozwaliła nim mój pocisk. Zaskoczony otworzyłem szerzej oczy, jak ona… Rozumiem, żeby być szybkim ale aż tak? Przez to swoje zamyślenie, nieco opadłem więc na tej wysokości dziewczyna mogła mnie dopaść (troszkę wysoko skakała… troszkę XDD). Teraz kiedy oboje byliśmy w powietrzu, liczył się czas. Przywołałem kolejną strzałę, ale nie zdążyłem zrobić cokolwiek. Chiyo zamachnęła się swoją bronią z niewyobrażalną siłą. Pomimo zatrzymania młotu przed moją klatką piersiową poczułem się jak uderzony. Odleciałem jakieś kilkanaście metrów do tyłu, a to tylko za sprawą "podmuchu wiatru". Chociaż nie wiem czy mogę to tak określić, bardziej nazwałbym to jakimś magicznym polem uderzeniowym (Olga nie filozofuj pliz :/). Wylądowałem na klęczkach już nieco zdyszany, ile ona ma siły w tych drobnych rączkach? Na pewno dużo więcej niż ja, szczerze wątpię żebym uniósł chociażby ten młot. Jest ogromny. Pomimo tego nie poddałem się, przez jakieś kolejne dziesięć minut okładaliśmy się równo, dopóki ręka nie trzęsła mi się tak bardzo, że nie mogłem w ogóle napiąć łuku.
 – Chyba przegrałem co nie? – zaśmiałem się nerwowo.
 — Na to wygląda. – poklepała mnie po ramieniu. – Już nie mogę się doczekać naszego wieczornego wypadu.
 – Przegrać o dokładnie 15 punktów… aż mi wstyd – westchnąłem – ale umowa to umowa, Chiyo możemy zrobić tak, że przygotjesz się i spotkamy się tam o 20? Muszę jeszcze wyjść ze zwierzakami…
 – Jasne, to teraz chodź bo naukowcy pomyślą, że Cię zabiłam.
Popatrzyliśmy po sobie i zaczęliśmy się głośno śmiać. W sumie to byłem tak brudny, że wyglądałem jak taki Conor wyjęty prosto ze śmietnika…
 Będąc już po wieczornym spacerze (popołudniowego nie było dlatego Józef zostawił mały "prezent" w przedpokoju) i po kąpieli, przebrałem się w luźne, ale za to świeże ciuchy. Dwadzieścia minut przed umówionym czasem opuściłem swój apartament, tak żeby zdążyć chwilę przed czasem i się nie spieszyć. Że była zima, to o tej godzinie było już strasznie ciemno i gdyby nie latarnie umiejscowione co kilka metrów, najpewniej nic bym nie widział.
 – Coooonoooor! – usłyszałem słodki głoski Chiyo dobiegający spod klubu.
Machała w moim kierunku z szerokim uśmiechem. Podszedłem do niej również uśmiechnięty.
 – Zimno tutak, chodźmy do środka.
Dziewczyna nie protestowała, tak więc bez zbędnych ceregieli udaliąmy się do środka. Głośna muzyka oraz mnustwo ludzi zawsze wprowadzało unikatową atmosferę w takich miejscach. Jednak na tą chwilę nie zamierzam tańczyć, nie dopóki chociaż odrobinkę się nie wstawię.
 – Jesteś w stanie dużo wypić?
 – Bardzo, mam mocną główkę.
 – To może sprawdzimy, kto ma mocniejszą? – zaproponowałem.
Chiyo przytaknęła i usiadła przy barze zamawiając pierwszą kolejeczkę. Z początku szło jak po maśle i mnie i jej. Ostatecznie nie wiem kto ma mocniejszą głowę bo po pewnym czasie i jej i mi zaczęło już zdrowo odwalać. Dawno się tak nie czułem, bo tyle nie piję na codzień.    – Ijo zatanlymy? – złapałem ją za dłoń nawet nie czekając na odpowiedź, od razu pociągnąłem ją na parkiet łapiąc w talii.
Kompletnie ignorując to, że muzyka była szybka zaczeliśmy tańczyć jak przy wolnym.
 – Rhuszarz siem tak… seksofnie... – mruknąłem – Moe pójdziesz ze mno na bal, co?
 – Nie rozpędzasz siem? – zachichotała
 – Nieeee… cukiereczku, zgódź się – pogłaskałem ją po pleckach lekko kołysząc jej ciałem w tańcu.

(Chiyo, ach to moje "profesjonalne" pisanie opków z telefonu, przepraszam za jakość XD)

Od Stein'a - Sen o przeszłości (cz. 2)

Półmrok sprawiał, że nie wiele widziałem. Poza tym... kościół nie był miejscem, za którym przepadałem. Zapach kadzidła nie był przyjemny. Nie raz przyprawiał kogoś o mdłości. W sumie... sprawca i tak już nie żył, więc nie musiałem zajmować się sprawą owego dziecka, ale... ten dzisiejszy sen. Nie wierzę w przesądy, karty czy horoskopy, ale... sny to co innego. Często mi się sprawdzały, więc wolałem nie ryzykować. Odłożyłem kosę gdzieś na bok i wystawiłem dłoń wypuszczając część mojej duszy na zewnątrz w celu oświetlenia pomieszczenia. Nad moją rękę lewitował mały turkusowy ognik. Przybliżyłem go nieco do skulonej w kącie osoby. Płakała bardzo cichutko, wręcz niesłyszalnie. Nie widziałem jej twarzy zupełnie. Ledwo mogłem określić kolor jej włosów. Podszedłem nieco bliżej, przyklęknąłem na jedno kolano. Cisza... płacz zanikł. Drobna osóbka delikatnie uniosła twarz odsłaniając tylko przymrużone, podkrążone oczy. Z moich obserwacji wynikało iż była to dziewczyna. Ognik nie za wiele mi pomagał, dlatego rozjarzyłem płomień nieco jaśniej. Wtedy zobaczyłem o wiele, wiele więcej. Zamurowało mnie. To było to samo dziecko, które przyśniło mi się tej nocy. Duże, czarne jak noc oczy, pełne łez wpatrywały się we mnie jak w obraz. Nie dziwiłem się. Mój wygląd przyciągał uwagę. Uśmiechnąłem się życzliwie i wyciągnąłem lewą dłoń:
-Chodź. Już jest okey. Nie masz się czego bać. - dziewczynka wyciągnęła w moją stronę drżącą rękę i mocno chwyciła się mojej dłoni, wstając. Ja również się podniosłem i skierowałem nas w stronę drzwi. Uchyliłem je. Na zewnątrz już świtało. Zgasiłem ognik i sięgnąłem po kosę opartą o ścianę. Oparłem ją na ramieniu i kopnąłem w drzwi, które zaraz otwarły się na oścież. Ludzi jeszcze nie było. Pewnie bali się kolejnej katastrofy. Weszliśmy w pierwszą lepszą uliczkę. Po chwili zatrzymałem się i przykucnąłem przy dziewczynce, pytając:
-Jak się nazywasz?
-Umm... Crona. - odpowiedziała spuszczając głowę.
-Nie masz nazwiska? - zapytałem zdziwiony. Odpowiedziało mi przeczące kiwanie głową. - Gdzie mieszkasz?
-Ja... ja mieszkałam z tym panem krokodylem. Ja... ja nie wiem, gdzie mieszkaliśmy. On mi nigdy nie pokazywał drogi. - odpowiedziała pociągając nosem. Nie wiedziałem jak przebiegało życie tej dziewczynki ani też jakie były cele jej przetrzymywania, ale nie mogłem pozwolić na to, by została złapana przez władzę. Wstałem myśląc co z nią zrobić kiedy nagle na końcu alejki pojawiła się grupa napakowanych gangsterów:
-Tu jest! Brać ją! - westchnąłem szykując się na kolejną bitkę, gdy moje ruchy zatrzymała wątła, koścista ręka.
-Sama sobie poradzę. - powiedziała pewnie. Zdziwiłem się, skąd taki nagły przypływ odwagi i pewności siebie. Nagle spod ubrania dziewczyny wyszedł drobny zwierz... dziwny zwierz. Miał tylko przednie łapki zakończone białymi gąbeczkami... żadnych łap tylnych tylko dosyć grupy ogon kończący się na plecach dziewczyny. Sam jego pysk był dziwnym zjawiskiem. Wielki " X " na całej głowie i wielkie, wypukłe gały – również białe. Przypominał pluszową zabawkę. Gdyby nie fakt, iż był cały biało-czarny nadawałby się świetnie do sklepu z zabawkami. Crona wyszła na przeciw mężczyznom podczas, gdy jej towarzysz materializował się w połyskujący, czarny pył. Sięgnęła łapiąc dym, który pod wpływem jej dotyku stał się czarno-białym mieczem... z ustami! Crona zaczęła się nieco chwiać aż w końcu się zatrzymała trzymając miecz w pionie:
-Ragnarok... Krzyk Beta. - wymamrotała groźnie. Nagle z ust jej broni wydobył się niewyobrażalnie przerażający krzyk. Dawna grupa napakowanych mięśniaków zamieniła się w mięso mielone. Wszędzie leżały części ich skóry, włosów i wnętrzności. Mnie nic się nie stało pewnie dlatego, że miałem silną duszę, którą trudno było uszkodzić. Miecz zaraz znów stał się maskotką. Siedział na głowie dziewczyny obserwując mnie uważnie. Nie wydawał być się nieprzyjaznym. Teraz byłem pewien, że to ona stoi za katastrofą. Wiedziałem też, że została do tego zmuszona. Gdyby się zbuntowała prawdopodobnie, by zginęła. Odwróciła się do mnie. Podszedłem do niej a ona tylko wymamrotała:
-Teraz już... nie mam domu.
-Spokojnie. Wiem gdzie powinnaś zamieszkać. - spojrzała na mnie z nadzieją – Masz wielką moc. To nie miejsce dla ciebie. Jest specjalny ośrodek, gdzie znajdziesz schronienie. Ja właśnie stamtąd jestem. Idziesz ze mną? - zapytałem zachęcająco. Crona podniosła głowę i uśmiechnęła się W jej oczach zobaczyłem nadzieję. Odpowiedziała:
-Nom.
http://24.media.tumblr.com/f4268cfc90e9275a271b97c52ab092bc/tumblr_mq03jm46yB1s9d3pco1_500.gif
-No to chodźmy, zanim zlecą się ludzie. - odwróciłem się i ruszyłem wzdłuż uliczki. Dziewczyna zaraz zrównała ze mną krok. Mała marionetka siedziała grzecznie na głowie Crony, bawiąc się kosmykami jej włosów. Czemu pomogłem tej dziewczynie? Sam nie wiem. Może dlatego, że ja kiedyś również nie miałem łatwo, a może dlatego, że tak bardzo przypominała mi Rizę. Wszystko byłoby takie samo gdyby nie te jednolite, czarne oczy. Jednak coś wciąż nie dawało mi spokoju. Czy ten sen powinienem traktować jak jakąś przepowiednię? Czy to wszystko ma jakieś ukryte znaczenie?

( C. D. N. )
Layout by Hope