czwartek, 2 lipca 2015

Od Conora – C.D Chiyo


 Cwaniara, nawet nie zaczęliśmy "zabawy" a ta już nabiła sobie punkty. Uśmiechnąłem się pod nosem, wycofując się krok do tyłu żeby mieć miejsce na przyzwanie łuku. Już po chwili trzymałem połyskujący, ogromny niebieski łuk w dłoni.
 – Moim zdaniem wszystko jest w porządku – wyszczerzyłem się dk dziewczyny – Niestety przykro mi Chiyo, ale moje ataki ciężko jest zatrzymać przed stycznością z twoim ciałem. Tak więc załóżmy, że jeśli trafię Cię bezpośrednio punkt jest dla Ciebie. A jeśli strzała przeleci jakiś...centymetr, dwa obok Ciebie to punkt jest dla mnie.
 – Czyli jednak coś dodałeś. – chwyciła mocniej młot. – Mogę na to przystać.
Zaśmiałem się, faktycznie zaprzeczyłem sam sobie. Momentalnie jednak spoważniałem, w łucznictwie należy się odprężyć. Wszystkie uczucia, obawy zostawić na bok i całego siebie przelać w łuk. To on jest częścią mojej duszy, napiąłem cięciwe na której znajdowała się teraz błękitna strzała. Wycelowałem w kierunku dziewczyny, jak na razie nie zamierzając jej puszczać. Poczekam na jej najmniejszą reakcję. Chiyo zaśmiała się cicho i błyskawicznie wystartowała, zamachując się młotem nad moją głową. Kiedy była już pół metra ode mnie, wykorzystałem jedną ze swoich umiejętności żeby znaleźć się zaraz za dziewczyną. Wypuściłem strzałę która przeleciała zaraz obok jej szyji.
 – Chyba mamy remis…
 – Czyli tak się bawimy Conor? Mogę chyba jednak powalczyć bardziej na poważnie – puściła mi oczko.
Czyli ta niesamowita prędkość i siła to tylko zalążek jej umiejętności? Jak dla mnie to dobrze, może się czegoś nauczę. Odsunąłem się kolejnym błyskawicznym krokiem i przygotowałem kolejną strzałę, jednak od tej pory nie szło mi to już tak łatwo. Prawie każdy z moich ataków dziewczyna zręcznie unikała jakimiś fikołkami, przewrotami. Bóg wie czym jeszcze… Mój tor na szczęście nie ograniczał się tylko do poruszania się na ziemi. Przynależy również do niego to, co jest nade mną. Zanim dziewczyna zdobyla już… siódmy punkt? Oddaliłem się będąc teraz może dziesięć metrów nad nią. Napiąłem łuk do granic możliwości i wypuściłem strzałę która z przerażającą prędkością pomnkęła w dół. W przeciągu ułamka sekundy dotarła do dziewczyny, normalna osoba nie miałaby szans uniknąć mojego ataku. Ale ona była jak na jakimś innym poziomie… Prędko przerzuciła młot z jednej ręki do drugiej i rozwaliła nim mój pocisk. Zaskoczony otworzyłem szerzej oczy, jak ona… Rozumiem, żeby być szybkim ale aż tak? Przez to swoje zamyślenie, nieco opadłem więc na tej wysokości dziewczyna mogła mnie dopaść (troszkę wysoko skakała… troszkę XDD). Teraz kiedy oboje byliśmy w powietrzu, liczył się czas. Przywołałem kolejną strzałę, ale nie zdążyłem zrobić cokolwiek. Chiyo zamachnęła się swoją bronią z niewyobrażalną siłą. Pomimo zatrzymania młotu przed moją klatką piersiową poczułem się jak uderzony. Odleciałem jakieś kilkanaście metrów do tyłu, a to tylko za sprawą "podmuchu wiatru". Chociaż nie wiem czy mogę to tak określić, bardziej nazwałbym to jakimś magicznym polem uderzeniowym (Olga nie filozofuj pliz :/). Wylądowałem na klęczkach już nieco zdyszany, ile ona ma siły w tych drobnych rączkach? Na pewno dużo więcej niż ja, szczerze wątpię żebym uniósł chociażby ten młot. Jest ogromny. Pomimo tego nie poddałem się, przez jakieś kolejne dziesięć minut okładaliśmy się równo, dopóki ręka nie trzęsła mi się tak bardzo, że nie mogłem w ogóle napiąć łuku.
 – Chyba przegrałem co nie? – zaśmiałem się nerwowo.
 — Na to wygląda. – poklepała mnie po ramieniu. – Już nie mogę się doczekać naszego wieczornego wypadu.
 – Przegrać o dokładnie 15 punktów… aż mi wstyd – westchnąłem – ale umowa to umowa, Chiyo możemy zrobić tak, że przygotjesz się i spotkamy się tam o 20? Muszę jeszcze wyjść ze zwierzakami…
 – Jasne, to teraz chodź bo naukowcy pomyślą, że Cię zabiłam.
Popatrzyliśmy po sobie i zaczęliśmy się głośno śmiać. W sumie to byłem tak brudny, że wyglądałem jak taki Conor wyjęty prosto ze śmietnika…
 Będąc już po wieczornym spacerze (popołudniowego nie było dlatego Józef zostawił mały "prezent" w przedpokoju) i po kąpieli, przebrałem się w luźne, ale za to świeże ciuchy. Dwadzieścia minut przed umówionym czasem opuściłem swój apartament, tak żeby zdążyć chwilę przed czasem i się nie spieszyć. Że była zima, to o tej godzinie było już strasznie ciemno i gdyby nie latarnie umiejscowione co kilka metrów, najpewniej nic bym nie widział.
 – Coooonoooor! – usłyszałem słodki głoski Chiyo dobiegający spod klubu.
Machała w moim kierunku z szerokim uśmiechem. Podszedłem do niej również uśmiechnięty.
 – Zimno tutak, chodźmy do środka.
Dziewczyna nie protestowała, tak więc bez zbędnych ceregieli udaliąmy się do środka. Głośna muzyka oraz mnustwo ludzi zawsze wprowadzało unikatową atmosferę w takich miejscach. Jednak na tą chwilę nie zamierzam tańczyć, nie dopóki chociaż odrobinkę się nie wstawię.
 – Jesteś w stanie dużo wypić?
 – Bardzo, mam mocną główkę.
 – To może sprawdzimy, kto ma mocniejszą? – zaproponowałem.
Chiyo przytaknęła i usiadła przy barze zamawiając pierwszą kolejeczkę. Z początku szło jak po maśle i mnie i jej. Ostatecznie nie wiem kto ma mocniejszą głowę bo po pewnym czasie i jej i mi zaczęło już zdrowo odwalać. Dawno się tak nie czułem, bo tyle nie piję na codzień.    – Ijo zatanlymy? – złapałem ją za dłoń nawet nie czekając na odpowiedź, od razu pociągnąłem ją na parkiet łapiąc w talii.
Kompletnie ignorując to, że muzyka była szybka zaczeliśmy tańczyć jak przy wolnym.
 – Rhuszarz siem tak… seksofnie... – mruknąłem – Moe pójdziesz ze mno na bal, co?
 – Nie rozpędzasz siem? – zachichotała
 – Nieeee… cukiereczku, zgódź się – pogłaskałem ją po pleckach lekko kołysząc jej ciałem w tańcu.

(Chiyo, ach to moje "profesjonalne" pisanie opków z telefonu, przepraszam za jakość XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope