sobota, 27 czerwca 2015

Od Egoistle - Do Stein'a

Godzina 22:43. Wszyscy pozamykani w swoich pokojach, jedni śpią, inni zajmują się swoimi prywatnymi sprawami. Tylko jedna osoba jak gdyby nigdy nic przechadzała się spokojnie po korytarzach budynku. I mówiąc „jedna osoba” mam na myśli oczywiście Egoi. Te dziecko nie potrafi usiedzieć na miejscu dłużej niż pięć minut. Kiedy poczuł potrzebę kontaktu z kimkolwiek, uznał, że wyjdzie ze swojego pokoju i spróbuje do kogoś pójść, jednak żadna osoba przy zdrowych zmysłach nie wpuści kogoś takiego jak on. Zbyt duże ryzyko obudzenia wszystkich ludzi w odległości stu metrów.
Po obejściu trzech pięter, zrezygnowany Egoi ruszył w stronę swojego pokoju. W całym budynku panowała grobowa cisza, światło na korytarzach zgaszone i jedynie pojedyncze strumienie niebieskiego, księżycowego światła wpadały przez okna. Tej nocy nie było na niebie żadnych chmur i można było w oświetlonych obszarach zobaczyć latające pyłki kurzu. Chłopak zaciekawiony widokiem z zewnątrz zwrócił swoją głowę w stronę źródła owego światła i zauważył dym ulatniający się z niższego piętra. „~Ktoś chyba jeszcze nie śpi...~” pomyślał Egoi i uśmiechnął się sam do siebie. Podszedł do okna i spojrzał w dół. Yup. Ktoś tam jest. Można było zauważyć rękę z papierosem wystające z okna. Patrząc na wielkość dłoni można było śmiało wywnioskować, że był to jakiś mężczyzna. Młodziak bez namysłu otworzył okno szerzej, złapał się parapetu i stanął na rękach. Następnie wykonał parę niepotrzebnych akrobacji po czym spuścił się nieco w dół i zatrzymał dłońmi przy „daszku” okna poniżej. Wziął zamach i wskoczył do środka, trafiając przy tym z buta w twarz osoby, którą wcześniej widział. Usłyszał tylko głośny trzask, po czym zamknął oczy i nie patrząc gdzie ląduje, zahaczył drugą nogą o parapet okna i z równie głośnym hukiem uderzył twarzą w ziemię. Nie było to najlepsze wejście...
Chwilę później znowu odzyskał kontrolę nad swoim ciałem i pocierając swój nos usiadł po turecku. Otworzył oczy tylko po to, żeby zobaczyć wysokiego mężczyznę w białym fartuchu trzymającego komputer. Chłopak z cichym piskiem szybko wstał po czym zrobił unik widząc maszynę lecącą prosto na niego. Oboje wyjrzeli przez okno i obserwowali jak komputer dalej leci w dół, który po zetknięciu z ziemią rozpadł się na małe kawałki. Mężczyzna obok wydał z siebie głośne warknięcie i przyłożył obie dłonie do swojej twarzy powstrzymując się przed krzykiem. Egoi jeszcze chwilę zszokowany tym co się właśnie stało próbował wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo, po czym w końcu się odezwał:
- Wy-wybacz! Nie chciałem cię kopnąć, a teraz jeszcze to...! - próbował jakoś wybrnąć ze sprawy z nadal drżącym głosem.
Nieznajomy jednak nadal się nie odzywał. Opuścił ręce i wziął głęboki oddech. Po chwili sięgnął prawą ręką do kieszeni w swoim fartuchu i odwracając głowę w stronę nieproszonego gościa wyjął skalpel. Nim chłopak się zorientował, drugi był tuż przy jego twarzy trzymając ostre narzędzie przy jego szyi. Znowu nie potrafił nic powiedzieć, więc zamiast tego zrobił ogromne oczka (pełne serduszek, lel) i próbował udawać, że zaraz się rozpłacze – zawsze działa na każdego.
Przez jeszcze dłuższą chwilę panowała cisza i oboje stali w bezruchu, kiedy białowłosy puścił koszulkę Egoi i wyszedł z pomieszczenia. Można było usłyszeć jak coś mamrocze do siebie pod nosem – i to dość agresywnie... Chłopak złapał głęboki wdech po czym próbował wyrównać swój oddech. Po chwili mężczyzna wrócił do pokoju tym razem bez żadnej broni o wiele spokojniejszy niż wcześniej.
- Mogę spytać czego ode mnie chcesz...? - spytał nieco poddenerwowanym głosem – Przez ciebie mój komputer pełen ważnych informacji skończył za oknem w małych kawałeczkach.
- T-trzeba było go nie rzucać w moją stronę... - Egoi nadymił usta niczym małe dziecko – W każdym bądź razie, bardzo mi przykro z tego powodu... Nie chciałem cię kopnąć w twarz, a tym bardziej zmusić cię do zniszczenia swojego komputera... - próbował przeprosić masując się po karku.
- To nie odpowiada na moje pytanie – odpowiedział zimno krzyżując ręce.
- Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - nieco zakłopotany zarumienił się i zaczął kręcić młynka palcami.
Tutaj pojawiła się niewielka przerwa. Młodszy nadal bał się spojrzeć na rozmówcę. Chwilę potem znowu usłyszał jak wzdycha i spojrzał w końcu w górę. Mężczyzna poprawił swoje okrągłe okulary po czym przysunął do siebie krzesło na kółkach i usiadł opierając się rękoma o oparcie.
- No to o czym chciałeś porozmawiać? - nie wyglądał na zadowolonego faktem, że został zmuszony zająć się jakimś pierwszym lepszym bachorem, jednak Egoi tylko z zachwytu stanął na palcach z wielkim uśmiechem na twarzy i szybko podszedł do nieznajomego po czym usiadł na ziemi.
- Tylko zwyczajna, zapoznawcza rozmowa!

(Stein?)

Od Ukyo - C.D Artis

Odwróciła się szybko plecami do mnie. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, ale ucieszył mnie fakt, że się zgodziła. Podniosłem się nieco by móc zobaczyć jej twarz, tak aby nie musiała się do mnie odwracać. Oddałem w końcu jej kocyk.
- Urocze!
Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej. Spojrzała na chwileczkę, dosłownie na chwileczkę, ponieważ niebawem schowała głowę pod kocykiem. Usiadłem po turecku na podłodze i oparłem się o mebel. Podparłem głowę o rękę i zacząłem się zastanawiać dlaczego ona tak reaguje. Wstydzi się mnie? Nie, nie. To odpada, w końcu zgodziła się iść ze mną na bal. Zrobiłem coś złego? Nie, to też nie to. Wyrzuciłaby mnie wtedy z mieszkania. No nic, pozostaje się jej zapytać, oczywiście nie teraz. Wstałem z podłogi i ruszyłem w stronę kuchni. Mogę się czuć jak u siebie w domu, nie usłyszałem żadnego sprzeciwu. Przydałoby się zrobić jakieś śniadanie. Zaglądnąłem do szafek, znalazłem chleb i dżem. Z szuflady wyciągnąłem nóż. Kanapki z dżemem... Mogą być na zwykłe śniadanie. Mam nadzieję, że będą smakować Artis. Nie robię ich w końcu tylko dla siebie. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, po czym westchnąłem. Nigdy nie miałem okazji by kogoś zaprosić na bal, a tu proszę. Teraz jak zabiorę Is na ten bal, to będę musiał dbać żeby się nie nudziła, no nie? Lepiej żeby nie było z tym takiego problemu jak się wydaje. Gotowe kanapki ułożyłem na talerzu i zaniosłem na stolik w salonie. Wziąłem jedną kromkę i po prostu czekałem, aż dziewczyna się obudzi. Po chwili odwróciła się w moją stronę. Podniosła się na rękach i zmieniła pozycję do siadu.
- Nie spałaś? - zapytałem. Artis przytaknęła głową. - Ech... Tak czy siak, zrobiłem nam śniadanie!
Chwyciła za jedną kanapkę i powoli zaczęła ją jeść. Oczywiście nie odbyło się bez podziękowania. Zrobiło mi się bardzo miło. Wyglądało na to, że jej nawet smakowały. Jednak wciąż to zwykły chleb z dżemem, cóż nie dane mi było zostać jakimś wyśmienitym kucharzem, który by robił różne cuda na śniadanko. Zmieniłem miejsce, usiadłem obok niej. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się od niej. Po chwili jednak mój wyraz twarzy stał się obojętny. Wziąłem kolejną kanapkę z talerza.
- Będę musiał się zaraz zbierać. Przydałoby się nieco ogarnąć - przerwałem by wziąć kęs kromki, - prawda? Może spotkamy się gdzieś później na jakimś ciastku, co? Mógłbym po ciebie przyjść.
- Tak, nie widzę przeszkód. - Próbowała ukryć swoje rumieńce, przede mną, w dłoniach.
Wolną rączką chwyciłem ją. Niezbyt mi się podobało, że tak reaguje. Powoli to zaczyna mnie denerwować.
- Czego to robisz? Przecież mówiłem, że to urocze. Is, mógłbym wiedzieć czego to robisz? Nie będę ukrywać, że to trochę kłopotliwe...
Trzymałem ją za łapkę i patrzyłem w jej oczka, czekając na odpowiedź. Nie do końca wiem na jaką odpowiedź liczę, jednak chciałbym się tego dowiedzieć.

Artis?
Layout by Hope