niedziela, 8 listopada 2015

Od Stein'a

Spacerowałem ciemnym i pustym korytarzem. Jedynie księżyc dochodzący do pełni nieco oświetlał ziemię swoim blaskiem. Tyle mi wystarczyło by widzieć co mam pod nogami. Właśnie wracałem z drugiego końca budynku. Jak zwykle musiałem przekazać jakiś projekt i dopilnować tych oszołomów, by nie było drugiej akcji jak ta z Omicronami. Nadal na ciele miałem sporo szwów po nacięciach i bardzo dobrze pamiętałem swoje spotkanie ze " śmiercią ", które nie potraktowałem poważnie... jak zwykle. Żyłem... to było najważniejsze. Starałem się oszczędzać sobie stresu, ale czasami nie da się po prostu zachować zimnej krwi. Tak było i wtedy... jak zawsze musiałem się z kimś pokłócić o błahostkę. Nie mogłem powiedzieć, że byłem zły... po prostu ludzka głupota czasami doprowadzała mnie do rozpaczy. Byłem zbyt pobudzony, by zasnąć, dlatego stwierdziłem, że przejdę się na spacer. Często wychodziłem wieczorami. Wtedy zwykle nikogo nie napotykałem po drodze i mogłem w spokoju ducha wędrować uliczkami ulubionego parku. Szum liści był taki kojący i usypiał w mgnieniu oka. Tak było i wtedy... zamiast do swojego mieszkania poszedłem do parku. Tak jak przeczuwałem... nikogo nie było w polu widzenia. Mozolnie spacerowałem ścieżkami parku nie zwracając uwagi na otaczający świat. Świat jakby się zatrzymał. Wszystko stanęło w miejscu... byłem tylko ja i noc. Piękna i tajemnicza noc, która obecnie patrzyła na każdy mój ruch. Uwielbiałem ten stan... sprawiał, że na chwilę odpływałem z obecnego świata. Stawałem się lekki... nic mnie nie trzymało przy ziemi. To wspaniałe, ale niestety... nie trwałe uczucie.
Mój obecny stan przerwały ciche krzyki... jakby kłótnia wielu osób. Znów byłem w realnym świecie i nie wiedziałem za bardzo czy mam ochotę zabić tych co się tak drą czy tylko obciąć im ozory. Nie ma chwili, aby się co nie działo... zawsze kiedy najchętniej zniknąłbym gdzieś pod ziemią. Mruknąłem wściekle i ruszyłem w stronę hałasów. Szedłem skrótem przez trawnik i raczej nie miałem ochoty ukrywać swojej obecności. Moim oczom ukazała się grupa osób, a konkretniej to jakaś grupa " kozaków ", którzy zaczynali do bogu ducha winnej osoby. Nigdy się nie nauczą, że się do niewinnych nie zaczyna. Dźwięki ucichły nieco kiedy wyszedłem z cienia drzew:
-Ej, ludzie... ogar do cholery! Jak chcecie drzeć ryja to może w bardziej ustronnym miejscu, a nie na środku parku. - mruknąłem z wyrzutem – Poza tym... jak szukacie guza to wystarczy, że znajdziecie jakąś inną bandę, a nie kogoś kto nawet was nie zna. - wykręciłem oczami w geście znudzenia.

( Ktoś kto ma czas i chęci bardzo mile widziany :3 )

Od Shannon - C.D Kidy

- A co cię to obchodzi? A, właśnie, dlatego, że jesteś niezbyt inteligentny.
Kida naburmuszył się, ale szedł dalej. Mijaliśmy pancerne drzwi, których diody świeciły radośnie. Kto wie, jakie fajniaste substancje to ma w sobie?
- Shanon! Skup się! - wrzasnął mój towarzysz, który najwyraźniej coś do mnie mówił. Ciekawe co.
- Ta, ta, słyszę. - burknęłam. Jegomość znany powszechnie jako Kida Sakamaki to największy nudziarz jakiego znam, czy raczej to ja nikogo nie słucham... No nic.
- Nie wiem czy zarejestrowałaś to, ale chciałem ci powiedzieć, że dostałem nową informację.
- Jaką?
- No, te babki co mają być w tej kadrze już wybrali.
- Hura. Cieszę się.
Tak naprawdę (poza tym że nic nie czułam) nie byłam zbyt z tego zadowolona, bo zabiorą mi czas przeznaczony na chemię.
Ani się obejrzałam, jak doszliśmy przed czyjś gabinet. Pewnie szefuńcia. Z pokoju wyszedł jakiś laborant i poprosił z lekkim przerażeniem żebym zdjęła płaszcz. Wywróciłam tylko oczyma i rozpięłam guziki.
- Shannon, co ty do jasnej cholery tam nosisz?!
To powiedział kida, kiedy zobaczył setki próbówek w setkach kieszonek w środku mojej kurtki.
- Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - wzruszyłam ramionami i weszłam do środka.
Szefuńcio siedział przy biurku, naprzeciwko którego zasiadłam ja i Kida.
- Proszę, oto lista kadry jaką będziesz trenować.
Przebiegłam ją pobieżnie spojrzeniem i mruknęłam:
- Nic ciekawego. Co o tym myślisz, Kidsonie?

<Kida? No wena xD>

piątek, 6 listopada 2015

Od Nanami - Do Rosalie

Dzisiejszy dzień nie zaczął się ciekawie. Wstałam ze swojego pudełka i wzięłam swojego kotka na rączki. Pogłaskałam moją kotkę, po czym poszłam się umyć. Gdy wróciłam z łazienki i ubrałam się w moją ulubioną sukienkę. Po chwili dałam Yuki wejść na swoje ramię, a następnie przygotowałam śniadanie dla nas obydwu. Zjadłyśmy je po kilkunastu minutach - tak, jakbyśmy się nie spieszyły. Chwilę po tym, jak zmyłam naczynia, zadzwonił telefon. Podeszłam do aparatu, po czym uniosłam niepewnie słuchawkę i miauknęłam do rozmówcy po drugiej stronie linii. A może to był komórkowy...
- Dzień dobry, dodzwoniłem się do Nanami Asami? - zapytał rozmówca.
- Tak, z kim mam przyjemność? - zapytałam trochę niepewnie.
- Akinori Kaeruchi... Czy są moje wyniki?
- Już sprawdzam, proszę pozostać na linii... - odpowiedziałam, po czym wcisnęłam przycisk zawieszenia połączenia i odłożyłam słuchawkę. Na wyświetlaczu aparatu telefonicznego obok numeru telefonu, przed czasomierzem, który zliczał czas połączenia od jego rozpoczęcia, widniał znak zawieszenia, a dioda przy podpisie "ISDN 1" zaczęła mrugać na niebiesko. Wtedy poszłam poszukać tych wyników. Przeszukiwałam uważnie wszystkie posortowane dokumenty, po czym zabrałam się za te, które czekały na umieszczenie ich w odpowiednim miejscu. Nawet tam ich nie było, więc pewnie jeszcze nie są gotowe. Podeszłam do telefonu i ponownie nacisnęłam przycisk zawieszania połączenia. Tamta dioda zmieniła kolor z niebieskiego na czerwony i przestała mrugać, a z wyświetlacza zniknął tamten znak. Ponownie miauknęłam.
- Halo? - zapytał człowiek.
- Wyników jeszcze nie ma, powinny być za jakiś tydzień... Zadzwonię do pana z informacją... - powiedziałam spisując numer telefonu z wyświetlacza.
- Dziękuję, zadzwonię za tydzień. Do widzenia
- Do widzenia... - powiedziałam, po czym rozmówca się rozłączył. Odłożyłam wtedy słuchawkę i zabierałam się za następne badania. Dużo tego było... Na szczęście wszystkie trwały dość krótko, więc po ich zakończeniu resztę czasu miałam wolną. Już chciałam robić ostatnie badanie kiedy zabrakło odczynników. W sumie zaczęłam, więc nie powinnam zostawiać tego nieskończonego. Podeszłam do kotki i szepnęłam jej na uszko:
- Muszę iść na chwilę... Zaraz wrócę.
Wtedy cicho miauknęła. Wzięłam klucze oraz portfel, a następnie wyszłam do sklepu z artykułami do doświadczeń, chemią i innym sprzętem dla naukowców.. Było tam wszystko, co było mi potrzebne, więc poprosiłam sprzedawcę o kilka rzeczy. Musiałam okazać dowód osobisty, któremu sprzedawca się długo przyglądał. Co w nim dziwnego? Przecież nie jest podrobiony, prawda?
W końcu wróciłam. Miałam wszystko co trzeba, więc mogłam dokończyć wszystko jak należy. Jako że zbliżał się wieczór, kolejnych badań nie robiłam. Byłam zmęczona, więc poszłam się umyć i wyszłam na zewnątrz - Yuki już spała od około godziny w tym samym pudełku, w którym ja śpię.
Na zewnątrz było sporo śniegu, na który dopiero teraz zwróciłam większą uwagę. Ponownie ulice były ładnie oświetlone, jak to w zimę. Na ulicach było niewielu ludzi, wszyscy ciepło ubrani. Chociaż sama nie miałam zimowego ubrania, nie było mi specjalnie zimno. Po chwili spojrzałam na pewien zaułek - było tam kilka pudełek, które idealnie nadawały się do spania. Weszłam do jednego z nich i przypadkiem dotknęłam śniegu - wtedy delikatnie zadrżałam, więc wyciągnęłam rękę z białego puchu. Cicho miauknęłam i zasnęłam.
Obudziłam się późną nocą. Ktoś mnie dotykał, więc poruszyłam uszkami i spojrzałam na osobę, która była w trakcie dotykania mnie - chciała mnie obudzić? Dlaczego? Przecież pudełka są bardzo wygodne...
- Nic ci nie jest? - powiedziała dziewczyna. Wyglądała na bardzo młodą.
- N-nie... Nic... - odpowiedziałam patrząc na nią. - A coś się stało...?
- Nic, tylko dlaczego śpisz w pudełku? Na dworze jest bardzo zimno, możesz się poważnie rozchorować.
- Nie lubię spać w łóżkach... - spuściłam wzrok mówiąc te słowa.

<Rosalie?>

niedziela, 1 listopada 2015

Od Eriki - C.D Reny

Przymknęłam powieki, rozkoszując się przyjemną pogodą i przebywaniem na łonie natury, jeśli mogę się tak wyrazić. Westchnęłam, opierając się o barierkę obok Reny.
- O niczym szczególnym - wzruszyłam ramionami. - Zachwycałam się tylko pięknem przyrody i tym wszystkim wokół. No, sama wiesz, o co mi chodzi. Fajnie jest tak sobie czasem wyjść na zewnątrz, popodziwiać takie śliczne miejsca i po prostu zapomnieć o niektórych sprawach. Otworzyłam oczy, kierując swój wzrok ku horyzontowi. Odgarnęłam za uszy pasma włosów tańczących na wietrze.- Wiesz - ciągnęłam dalej. - Myślałam też o tym, że niby jesteśmy tacy super i w ogóle, bo mamy te swoje nadzwyczajne zdolności, ale co nam to tak właściwie daje? I tak większość czasu tkwimy w tym ośrodku jak jacyś więźniowie... Jaki może być sens naszego istnienia?Zerknęłam na dziewczynę, po czym uśmiechnęłam się szeroko.- Ale nie ma co się tym przejmować, prawda? Trzeba myśleć pozytywnie i czerpać z tego życia pełnymi garściami. Tyle, ile tylko się da!Nadal z uśmiechem, przechyliłam się przez barierkę, obserwując przelatujące po niebie ptaki.- Hej, hej, bo jeszcze mi stąd spadniesz - ostrzegła Rena.- Nie martw się, Re-Re. Przecież uważam.Nagle przechyliłam z zaciekawieniem głowę, wytężając słuch.- Słyszałaś? - zapytałam, spoglądając w stronę pobliskich zarośli.- Ale co takiego?- Nie wiem tak konkretnie, ale na pewno coś w nich siedzi. Idę zobaczyć, co to!- Zaczekaj, Eri!Ale ja już popędziłam w tamtą stronę i zaczęłam rozgarniać krzaki, szukając źródła dziwnego dźwięku. Coś się w nich poruszyło, coś błysnęło, coś syknęło i... skoczyło w moją stronę. Zaskoczona z piskiem odskoczyłam do tyłu, ale pech chciał, że potknęłam się o nierówność ziemi. Straciłam równowagę i zdecydowanie boleśnie grzmotnęłam głową o podłoże. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami. Straciłam przytomność.
<Re-Re? Mam nadzieję, że teraz lepiej cię natchnie nowymi pomysłami :3>

Od Riuki'ego - C.D Cinii

Nie miałem pojęcia, że dziewczyna aż tak obwinia się za to co się stało. To nie była jej wina. Nie jesteśmy doskonali i każdy ma jakieś swoje wady. Jedni takie jak Cinia, drudzy zaś takie jak ja. Zawsze gdzieś jest ten problem. Nie to co u Sigm. Kiedy tak wtulała się w mój tors: uniosłem jedną dłoń, która za moment spoczęła na jej głowie. Zniżyłem nieco główkę by delikatnie ucałować jej czoło. Pewnie znowu zrobiła się cała czerwona, ale… to nie ważne. Zawsze tak było kiedy tylko kiedy tylko ukazywałem tą bardziej romantyczną cześć mnie.
-Te rany się zagoją. Nie ważne, czy pozostanie po nich blizna czy nie, ale się zagoją. To… jak ranisz moje uczucia kiedy się tak odsuwasz… kiedy …
-Przestań. – zaprotestowała zakrywając mi nagle usta dłonią. Nigdy wcześniej tak nie robiła, dlatego było to dla nie dosyć dziwne. – Ja wiem o tym… ja wiem, że to straciłam odnośnie twoich uczuć.. już tego nie odzyskam… ale…. – miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Wolałem, to skończyć na takim poziomie na jakim jest, żeby tylko uniknąć jej łez. Bardzo szybko zniżyłem się i cmoknąłem ją w usta przez co na chwilę zapomniała co miała powiedzieć.
-Już cicho. Po prostu czuje, że już nie jest tak jak kiedyś… że tobie już tak nie zależy, i to czy ja jestem czy mnie nie ma…. Jest ci obojętne. – wzruszyłem ramionami wstając z kanapy i zostawiając na niej dziewczynę. Za bardzo się coś ostatnio rozczulam, ale to mniej więcej tez z tego powodu, że jestem w pewnym sensie słaby. Skierowałem się na chwilę do łazienki by ściągnąć koszulkę i zobaczyć swoje plecy. Nie wyglądały za ciekawie i całe praktycznie były teraz w kolorze sino fioletowym. Odpłacę mu się kiedyś jak mnie tak będzie wkurwiał. Zostawiając delikatnie czerwoną od krwi koszulkę w łazience i wychodząc bez niej skierowałem się do kuchni, w  której ta uzdolniona blondynka próbowała coś ugotować. Uśmiechnąłem się pod nosem zachodząc ją od tyłu i napierając torsem na jej plecy. Dodatkowo oparłem dłonie bo obu stronach blatu tak, żeby mi nie uciekła.  Schyliłem się na tyle by dosięgnąć jej szyi…
-Nie krzycz tylko… - szepnąłem otwierając nieco szerzej usta i ukazując białe kły. Najdelikatniej jak było to możliwe wbiłem je w szyję Cinii. Za nim jednak zdążyła wydać z siebie jakiś odgłos: rozchyliłem jej usta i delikatnie dotknąłem palcem jej języka. To miało na razie zapobiec wypowiedzenia jakiegokolwiek komentarza. Obiecałem sobie, że nie będę jej gryzł, jednak dzisiaj kiedy wgryzłem się w skórę Heaven’a mogę stwierdzić, że  żadna krew nie zaspokoi mnie tak jak Cinii. Jaki więc większy cel będzie celowe unikanie jej skoro, nikt inny nie będzie mógł mnie zaspokoić?
-Cinia…. Wybaczysz mi to? Jeżeli będę cie gryzł…? – szepnąłem już odrywając się od jej skóry, ale nadal pozostając dość blisko.  – Nie jestem w stanie bez niej wytrzymać. Tylko ty jesteś w stanie mnie w jakiś sposób ratować… - ucałowałem delikatnie jej kark


(Wena mnie pod koniec opuściła. Sory. Cinia ?)

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Jeszcze kilka sekund temu, po głowie tylko i wyłącznie krążyły mi myśli, na temat zdrowia Riuki`ego. Teraz były to moje staniki. O nieee drugi raz nie popełnię tego błędu, a co jeśli gdzieś faktycznie leży porozrzucana bielizna? Albo coś gorszego? [Wibratory, kulki gejszy i te sprawy – chyba je pochowała…].
- Sądzę, że nic tam nie znajdziesz – powiedziałam z dziwnym uśmieszkiem.
- Jesteś tego pewna?
Przytaknęłam nadal się uśmiechając, wzruszył tylko ramionami ale nie zmienił swojego kursu. Otworzyłam drzwi i o dziwo pozwoliłam mu wejść. Riuki prawie natychmiast usiadł na kanapie po raz pierwszy, w nikłym stopniu pokazując to, jak cierpi. Przez Heavena wszystko musi go jeszcze bardziej boleć, on to ma talent do kaleczenia się. Podeszłam do niego zajmując stosowną odległość.
- Cinia… - zaczął powoli, znowu miał taki dziwny, tajemniczy ton – Czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz?
Wprawdzie pytanie to zadawał niezliczoną ilość razy, ale i tak za każdym razem mnie ono zaskakiwało. Zamrugałam oczyma i spojrzałam na niego niepewnie, tak jakby to był jakiś podstęp. Ale nie mogłam też dłużej zwlekać z odpowiedzią, która była w sumie oczywista… pytanie tylko – czy on mi jeszcze wierzy?
- Jasne, że tak… czemu w ogóle o to pytasz?
- Kiedyś mówiłaś mi to znacznie częściej, ostatnio prawie wcale.
- Czujesz się niekochany? – spojrzałam mu w oczy – Nie chciałam, żebyś tak to odebrał. Po prostu sam kiedyś mi powiedziałeś, że to moje częste powtarzanie tego słowa, doprowadzi do tego, że jego znaczenie straci jakąkolwiek wartość.
- Ale ogólnie, nie okazujesz mi tego.
Przysunęłam się bliżej niego i ujęłam jego twarz w dłonie. Nie byłam nawet świadoma tego, że w ten sposób wyrządzam mu krzywdę… zabawne, na każdym kroku dowiaduję się o sobie coraz więcej. Niestety są to tylko i wyłącznie negatywne cechy. Wpierw dotknęłam swoim czołem jego czoła, kątem oka spoglądając na niego. Nie był zakłopotany, można powiedzieć, że był spokojny jak zawsze. A raczej taki przybierał wyraz twarzy. Dotknęłam jego ramienia, jednak zaraz zabrałam swoją dłoń.
- Czemu to robisz?
- Bo się boję… - wyszeptałam.
- Ale czego – zdziwiony odsunął się ode mnie.
- Tego, że zrobię Ci krzywdę. Wszystko przecież jest przeze mnie, twoje rany… nie powinnam była ci w ogóle składać propozycje pojedynku. Riuki nie chcę nigdy więcej z Tobą walczyć.
Zanim zdążyłam jeszcze powiedzieć cokolwiek, chłopak zamknął mi usta delikatnym pocałunkiem. Z początku zdziwiona prawie się zachłysnęłam, jednak po chwili odwzajemniłam ten nieśmiały gest.
- Będziesz się obwiniała do końca życia?
- Nawet dłużej – wyszczerzyłam swoje ząbki w szerokim uśmiechu.
Pokręcił głową zrezygnowany na co tylko cicho się zaśmiałam opierając głowę o jego klatkę piersiową.

(Riuki?)

Layout by Hope