piątek, 10 kwietnia 2015

No i znowu zmiany ♥

No, ale chyba w sumie na lepsze. Blog został trochę ogarnięty, chodzi mi głównie o zakładki. Wszystkie zostały w miarę odświeżone. Jedyne strony, w któych się nic nie zmieniło to:
  1. Fabuła
  2. Reklama
  3. Kontakt
  4. Rekrutacja
  5. Regulamin
[Tavv geniuszu no przecież mówiłaś że wszystkie xD]

Dobra mniejsza z tym. Najwięcej zmian zaszło chyba w Questach, bo... tak ! Właśnie od tego tygodnia (właściwie od teraz) ruszamy już z Questami. Przyznam szczerze, ze najpierw nie wiedziałam jak to dobrze rozplanować, i w końcu uznałam, ze jednak nie będziemy mieli żadnej "waluty", a po prostu będziemy zbierać doświadczenie, by podnieść swoją rangę. ( Więcej macie w zakładce "Questy"). nie jest to też nic takiego, nad czym powinnam się dłużej rozpisywać.
~~~
Kolejna sprawa to to, ze karty postaci zostały odświeżone i zostały do nich dodane takie dane jak "Wykonane Questy", czy "Ostrzeżenia/Pochwały"..... hmm no i oczywiście Doświadczenie, którego każda Arcana posiada odpowiednią ilość do swojej rangi. Macie teraz możliwość zmienia jakiegokolwiek punktu w formularzu po prostu pisząc do mnie na howrse. Jedyne czego nie pozwolę zmieniać to Arcany i ataków. No tego niestety nikt nie może zmienić.
~~~
Teraz coś dla moderacji, która dostanie teraz własne zadania, i każdy będzie miał pełne ręce roboty. 9Nie będzie uciekania Piki :*). Tak więc w każdym tygodniu nad chat'em (tam na dole pod postami) będzie sobie leciał taki paseczek z zadaniem dla każdego moda. Na każde "zadanie" będzie mieli czas do końca tygodnia ( 7 dni, w zależności kiedy się ono pojawi), gdy ono zostanie wykonane po prostu mi powiecie, jeśli nie, no to... Tavv będzie bardzo zła i wgl. (nie chcecie tego)
~~~
~Tavv

Od Daryla - C.D Rosie

Chłopak przymknął oczy zadowolony. Nie umiał dokładnie stwierdzić co takiego czuje. Właściwie był pewien tylko jednego - przy niej cały gniew gdzieś znikał. Cóż, nie znaczyło to że Daryl się zmienił. Nadal był do bólu wrednym narcyzem. ale teraz miał dla jednej osoby wyjątek. Nie potrafił sobie wyobrazić krzyknięcia na Rosie, a już tym bardziej w głowie nie mieściło mu się to że ktoś mógłby zrobić to za niego. Usiadł podnosząc ze sobą dziewczynę.
- Potrzebujesz czegoś? Może...zrobię herbatę? - spytał niepewnie. Białowłosa skinęła głową lekko.
- Chętnie. - powiedziała z uśmiechem. Blondyn ruszył do kuchni przygotowując wodę i kubki. Już po chwili usłyszał za sobą tupot drobnych stóp, i poczuł jak dziewczyna przytula go od tyłu. Nie przestał jednak parzyć napoju.
- Ile słodzisz...?- spytał cicho, odwracając w kierunku dziewczyny twarz.
- Łyżeczkę...Patrz co robisz, bo się poparzysz. - poleciła. Po kilku minutach siedzieli przy schludnym stoliku pijąc gorący napar. Milczeli, jednak cisza wypełniająca pomieszczenie była dobra. Przez powietrze zdawała się płynąć nić zrozumienia, która z każdą sekundą rosła.
- Cieszę się, że cię poznałem. - powiedział chłopak mieszając w kubku resztki ciepłego płynu. Rosie spłonęła rumieńcem, po czym odwróciła wzrok speszona.
- Ja też się cieszę. - powiedziała, a raczej szepnęła. Obrzucił ją spojrzeniem łagodnych już teraz, fiołkowych oczu.
- Chodź ze mną. - odparł wstając i ciągnąc za sobą dziewczynę. Ruszyła bez wahania, zrównując z nim krok. Usiadł z nią przy pianinie podnosząc klapę instrumentu.
- Zagrasz mi coś? - spytała z nadzieją, a on w odpowiedzi uderzył pierwsze takty utworu.









<Rosie? >

Od Nishy - Do Sofii

 Jakiś czas temu Szaman zebrał nas w swoim tipi, by opowiedzieć nam o swej wizji. Nie słuchałam go wtedy. Nie musiałam. Wiedziałam co powie. Już od dłuższego czasu miewałam te same sny. Zachowywałam to jednak w tajemnicy. Byłam jednak niespokojna kiedy mój ojciec dotarł do końca opowieści. Rzeka krwi, a nad nią stoi człowiek: klucz do świata duchów. Popatrzyłam wtedy nieco zaniepokojona na Białego Bizona, był naszym Szamanem, moim ojcem; a jednocześnie jednym z tych, którzy są wybrani przez duchy. Inni też na niego patrzyli. Jak się jednak okazuje, wszyscy się myliliśmy.
To zdarzyło się podczas Wielkiego Polowania. Mężczyźni wzięli swe najszybsze i najbardziej wytrzymałe Sunka Wakan, po czym wyruszyli na Wysokie Równiny, by sprawdzić gdzie są bizony. Kobiety zaprzęgły psy(choć niektóre użyły rumaków swych mężów) i wzięły tobołki pod pachę po czym ruszyły w ślad za myśliwymi.
Dotarłyśmy na miejsce i rozłożyłyśmy obóz. Nic więcej nie zdążyłyśmy zrobić.
Późnym popołudniem na horyzoncie ukazali się pierwsi Chemokemoni. Niezbyt nas to zdziwiło. Często ich widywaliśmy, kiedy odwiedzaliśmy miasta. Jednak tym razem przybrali oni czerwone mundury, a w rękach dzierżawili swoje ukochane grzmiące kije, z którymi tak rzadko się rozstawali. Podeszli do nas i zażądali by oddać im Arcanę. Rozejrzałyśmy się po sobie. Jedna ze starszych kobiet próbowała tłumaczyć, że nie wiemy co to.. i że nie posiadamy niczego co do nas nie należy.
Przez długi czas się kłócili, a w okół przybyszów zebrał się tłumek niewiast w różnym wieku, przysłuchujących się wymianie zdań.
W końcu posiadacze strzelb, zdenerwowani i znużeni bezsensowną kłótnią, zrobili się agresywni, a następnie usłyszałam jak ktoś strzela.
Podejrzewam że chcieli nas tylko wystraszyć.. ale trafili córkę wodza, która akurat wybiegła na spotkanie wracającym myśliwym. Dziewczynka upadła martwa na ziemię, a my w osłupieniu patrzyłyśmy na powiększającą się kałużę krwii.
Potem czas przyśpieszył. Ktoś krzyknął, a jedna z kobiet zaczęła płakać. Usłyszałam okrzyk wojenny i mężczyzn ruszających do walki. Słyszałam grzmoty, a potem widziałam kolejnych martwych padających na ziemię. Nie potrafiłam się ruszyć. Tylko coś krzyknęłam. Jakimś sposobem odebrało mi to mnóstwo energii. Zemdlałam.
Nigdy nie lubiłam wstawać. Tak więc i tym razem ociągałam się z otwarciem oczu. Zresztą nie chciałam ich otwierać. Było podejrzanie cicho... i mokro. Usiadłam i po chwili się rozejrzałam przerażona. Zerwałam się na równe nogi i poczułam spływające po policzkach łzy. Widziałam mnóstwo martwych. Wszystkich Santee Dakotów, dużo Białych Demonów. A ziemię pokrywała krew. Załamałam się i objęłam się rękami, jakby dla ochrony przed śmiercią... przed prawdą. Może powinnam im powiedzieć..? Kiedy była na to szansa...  Kiedy powiedzenie im o tym, że ja również wzywam duchy.. by coś dało..
Ale oni nie Szamana szukali..
Czym była tajemnicza Arcana, po którą przybyli..?
Otrzęsłam się. Zaczęłam przenosić ciała w jedno miejsce. Zmarłych należy pogrzebać by ich dusze trafiły do Bogów Niebios.
Kiedy natrafiłam na dumny pióropusz Szamana(i jednocześnie Wodza), podniosłam go z ziemi i otrzepałam.
Przycisnęłam przedmiot do siebie i cicho wyszeptałam: "Duchu Niebios, przyjmij do siebie Białego Bizona, który podjął się przekazywania nam twej woli. Przyjmij sługę swego, który przed laty sprowadził z powrotem do nieba brata twego, który ukazał się pod postacią Bizona-ducha na ziemi..."
Nawet nie dokończyłam. Ktoś mnie zapał i unieruchomił. Odwróciłam głowę by dojrzeć przeciwnika. Chemokemon trzymał mnie mocno, nie dając mi się wyrwać.
-Więc to ty jesteś posiadaczką Arcany. Widziałem co zrobiłaś podczas walki. Te duchy.. ty je przyzwałaś.
-Duchy przybyły by powstrzymać Białe Demony przed mordowaniem. Jednak przybyły za późno.-powiedziałam zła i go kopnęłam, co pozwoliło mi się na chwilę odsunąć. Potem znów zostałam złapana przez jednego z kompanów mordercy.
-Daruj sobie. Twoje bóstwa ci nie pomogą.-prychnął i odszedł. Następnie ktoś pozbawił mnie przytomności.
Jakież było me zdziwienie, gdy obudziłam się w.. właśnie.. gdzie ja byłam.
Wzięłam głęboki oddech. Przypominałam sobie wyprawę do miasta i z wielkim trudem zaczęłam powtarzać na głos wszystkie nazwy, które tam poznałam i przyporządkowywałam je do otoczenia.
Byłam w pokoju. Zamknięta, bez możliwości ucieczki, z dala od domu. Wstałam z łóżka i zaczęłam zwiedzać pomieszczenie. Przeźroczysta ściana ukazywała zielone ogrody i małe uliczki, po których poruszało się mnóstwo białych twarzy. A więc Białe Demony zabrały mnie jako jeńca wojennego do swojego plemienia. Zaczęłam zaglądać do drewnianych szaf. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że znajdują się w nich piękne Indiańskie stroje i starannie wykonana skórzana torba. Była bardzo podobna do tej jaką moja babka kiedyś mi dała. Był pióropusz ojca, a także moje strzały i kołczan. Ucieszyłam się, a potem dalej zwiedzałam pomieszczenie. Było tu wiele rzeczy, które znałam z widzenia, jednak nazwy i przeznaczenie były dla mnie zagadką. Usiadłam na ziemi i patrzyłam na świat od którego oddzielała mnie ściana. Wieczorem, czując coraz większy głód, wzięłam sprzęt myśliwski i skierowałam się do drzwi. Znalazłam się w jakimś pomieszczeniu, w którym było mnóstwo drzwi. Załamana próbowałam określić, gdzie powinnam iść, by wydostać się z budynku. Po długim błądzeniu, zrezygnowana, wróciłam do pokoju. Odłożyłam wszystko i znów penetrowałam pokój. W metalowej szafce, w której zamknięto zimno, znalazłam dużo jedzenia. Poczęstowałam się mięsem i owocami, a potem znów wyszłam z pomieszczenia. Postanowiłam, że teraz uda mi się wyjść. Gdy tym razem wyszłam na korytarz, zauważyłam, że obserwuje mnie para ciekawskich oczu.
-Chemokemo czy możesz mnie stąd wyprowadzić?-zapytałam niemal błagalnie,patrząc na skrytą w ciemności. ludzką istotę.
Sofia?

Od Rosie - C.D. Aki'ego

Ech.. nienawidzę takiej pogody. Wszędzie wilgotno i zimno, aż wzdrygnęłam się lekko na tą myśl. Siedziałam tak jeszcze chwilę sącząc chłodną wodę, gdy z zamyślenia wyrwał mnie śmiech chłopca. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. W odpowiedzi tylko uśmiechnął się promiennie i zeskoczył z krzesła naprzeciw mnie. Przyglądałam się co robi. Najpierw poszedł do salonu po swój koc, po czym wrócił do kuchni. Położył Momo na stole, a sam wyciągnął ręce do mnie. Uśmiechnęłam się ciepło chwytając go i sadzając sobie na kolanach. Otulił mnie i siebie kocem, po czym chwytając miśka wtulił się w materiał mojego swetra. Objęłam go delikatnie i pogłaskałam po blond czuprynie. Uniósł głowę przekręcając się bardziej w moją stronę. Wyciągnął dłonie w kierunku mojej szyi. Z początku lekko się zdziwiłam, ale dopiero po chwili przypomniało mi się o ranie, którą mi zadał podczas bitwy rzucając nożem. Chwycił go za ręce i odsunęłam je od siebie.
- Co to takiego? - zapytał przekrzywiając główkę i przyglądając się opatrunkowi
- Nic ważnego. Mała Ranka z bitwy - uśmiechnęłam się i puściłam go
Jednak jak to on nie mógł wytrzymać z ciekawości i bardzo delikatnie odwiązał mi bandaż. Nie miałam nic przeciwko temu, bo rana nie była jakoś przeraźliwie głęboka chociaż strasznie piekła. Lekko dotknął palcem nadal krwawiącej rany, a ja od razu wzdrygnęłam się i chwyciłam w pięść koc.
- Boli? - zapytał spoglądając mi w oczy
- Trochę - odpowiedziałam odwracając wzrok w inną stronę tak żeby nie widział w nim bólu
Szybko zabandażował ranę i lekko chwycił moja twarz w dłonie tak żeby odwrócić ją w swoją stronę. Uśmiechnęłam się i poczochrałam jego włosy. Odwzajemnił gest i mocno się do mnie przytulił. No muszę przyznać, że uścisk to on ma mocny. Objęłam go delikatnie. Po dłuższej chwili odsunął się i zeskoczył z moich kolan. Podszedł do okna przyglądając się deszczu. Z zaciekawieniem zbliżyłam się do niego i uklękłam obok. Oglądaliśmy przez chwilkę ludzi biegających z parasolami przez ulewę, a potem wyścigi kropli na szybie.
 (Aki? Nie wiedziałam co odpisać)

Od Vanilli - C.D Heaven'a

O Haruś. Dawno się nie widzieliśmy. Przyszedł znowu się przelizać z moim kociakiem? O nie tym razem mu nie dam. Weszłam sobie do kuchni jak gdyby nigdy nic i stanęłam między nimi. Wystawiłam rączkę w stronę Haru i wskazałam na jego nosek palcem.
- Nie oddam ci go. On jest mój....- zamruczałam słodko tak jak kotek i oprałam się plecami o tors Heaven'a.
- To nie fair... Dlaczego do niego przyszłaś?! - zbulwersował się szatyn i przekrzywił łepek.
- To dlatego, że ostatnio wolałeś sobie siedzieć z Heaven'em...-prychnęłam
-Polizane zaklepane...
- Ja ci zaraz oklepie gębę...- warknęłam tym razem całkiem poważnie. Oderwałam się od siwka stojącego za mną i w podskokach znalazłam się przy tym drugim.- A teraz ładnie sobie stąd iść.... Kiedy indziej się tobą zajmę...- szepnęłam mu na ucho. Hihi aż się wzdrygnął.
Nie mówił nic więcej tylko po prostu wyszedł. No myślałam, że padne ze śmiechu. Wyjrzałam zza framugi drzwi by sprawdzić czy aby napewno wyszedł.
- 'Zajmiesz się nim?' ... ja nie pozwalam...- szpenął Heaven i przytulił mnie od tyłu.
- Chciałam go wyłonić stąd...- pocałowałam go w policzek. - A czemu nie pozwalasz? Zazdrosny? A co jeśli...-i w tym momencie uwolniłam się z jego uścisku. Uciekłam na drugi koniec pokoju i pomachałam do niego przy tym też delikatnie pociągając za gumki na włosach i rozpuszczając je Moje długie włosy opadły na bialutkie, delikatne ramiona i przykryły nieco malutką twarz.

(Heaven?)
Layout by Hope