czwartek, 28 maja 2015

Od Yuriko - C.D Levi'a


Kompletnie go nie rozumiałam. Gadał do mnie zupełnie jak jakimś szyfrem, i jeszcze najwyraźniej moja bezradność wcale mu nie przeszkadzała. Denerwuje mnie, znowu. Gdyby miał coś jeszcze na swoim talerzu, zapewniam że bym mu to zwinęła i uciekła do siebie. Szczerze powiedziawszy nie interesowało mnie to jakim sposobem on utrzymywał się tutaj przy życiu… czy jakoś tak.
- Dobra mam jeszcze kilka spraw do załatwienia kundlu, więc…
- O! Świetnie! Pójdę z Tobą! - zerwałam się prawie wywracając przy tym stół
Kilkoro klientów, których i tak nie było zbyt wielu spojrzało na mnie jak na dziwka. No bo taka była w sumie prawda, kiedy gapili się tak na mnie przez przynajmniej pięć sekund, posłałam im mordercze spojrzenia. Natychmiast powrócili dl swoich spraw. Mężczyzna sam posłał mi groźne spojrzenie, spokojnie wstając i wyminowszy mnie kierując się do wyjścia. Chyba faktycznie mu gdzieś spieszno. Nie pytając się nawet czy nie ma już mnie dość (jasne, że nie ma hehe) ruszyłam za nim. Ledwo wyszliśmy z miłego lokalu, ten już odwrócił się na pięcie w moją stronę tak gwałtownie, że aż w niego wpadłam.
- Ej, uważaj trochę - syknęłam robiąc kroczek w tył - Łazisz jak krowa po tym chodniku…
- Chcesz dostać? Tu nasze drogi się rozchodzą, idę do siebie. - powiedział z tym swoim jakże neutralnym wyrazem twarzy.
- Zastanawiam się, kto tu jest wypłoszem. Wypadałoby mnie do siebie zaprosić to raz, a dwa… nawet nie powiedziałeś jak się nazywasz. Chociaż nie mów, dla mnie możesz być Panem Gremlinem. Doskonale do Ciebie pasuje, chociaż nie mam pojęcia jak wygląda gremlin. - przyznałam z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jakbym Ci coś powiedział, to byś się zesrała na miętowo.
Lekko się wzdrygnęłam, jednak mimowolnie kącik moich ust lekko uniósł się do góry. Poprawiłam swój cierniowy wieniec, głośno przy tym wzdychając. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie przywalić mu swoją "koroną" żeby wreszcie się zamknął. Ostatecznie kolejny raz tego dnia, powstrzymałam się żeby go nie zabić. To chyba musi być mój dobry dzień.
- Okej, ale nie zdziw się jak znajdziesz kogoś w szafie - pomachałam mu ręką przed twarzą po czym ruszyłam z lekko uniesioną głową do góry w stronę swojego apartamentu.
Nie oglądając się nawet za siebie, weszłam do budynku. Szukanie właściwego mieszkania chwilę mi zajęło… ponieważ zapomniałam gdzie mieszkam. Co chwilę stękając z niezadowolenia starałam się otworzyć kluczem przypadkowe drzwi. Kilka razy nawet się na mnie wydarli, jednak zawsze uciszałam takiego delikwenta kopniakiem w piszczel. Po może 20… 30 minutach poszukiwań, udało mi się wreszcie znaleźć właściwe drzwi. Zmęczona całym tym dniem, zamknęłam za sobą drzwi i zaraz po tym ruszyłam do sypialni. Upadłam na podłogę, opierając się plecami o łóżko. Palcami prawej dłoni gładziłam lakierowaną powłokę skrzyni, w której krył się mój skarb. Podpełzłam do niej i otworzyłam wieko, prędko wywaliłam masę ubrań żeby tylko dostać się na jej dno. Kiedy moim oczą ukazała się czaszka, uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyciągnęłam ją.
- Mam Ci tyle do opowiedzenia… - powiedziałam siadając na łóżko - Poznałam dzisiaj strasznego dziwaka. Nazwał mnie na dzień dobry brudasem i stwierdził, że jestem niewychowana. W dodatku mnie pobił i złamał rękę. Nie lubię go...chyba. Ale jest dosyć ciekawy, więc może będę go odwiedzała...sama nie wiem. Co o tym sądzisz? - przez chwilę siedziałam w ciszy, jakby wyczekując odpowiedzi. - Jesteś głupi. - warknęłam odstawiając czaszkę z powrotem na dno skrzyni. Szybko wwaliłam tam wszystkie ubrania leżące na ziemi, i zamknęłam skrzynkę.
Potem siedziałam tak w ciszy, nudząc się niemiłosiernie. Szkoda, że nie wiem gdzie on mieszka… mogłabym teraz wpaść. Ale przecież nie zaszkodzi poszukać.

(Levi? Znajdzie? 8))

Od Kuroshinju - Do Grimmjow'a

- Wow! Jesteś niczym szafa - otworzyłam buźkę z wrażenia wgapiając się swymi bordowymi oczętami w faceta, który miał niebieskie włosy jak i oczy.
- Może jakieś inne określenie niż szafa? - odezwał się spuszczając na mnie wzrok, a ja uniosłam główkę do góry by móc jak najdokładniej mu się ze wszystkich stron przyjrzeć
- Jak koń! - klasnęłam w ręce zadowolona ze swego porównania, niestety zbytnio radości nie widziałam na twarzy mężczyzny - No, ale naprawdę - pokiwałam główką w potwierdzeniu swego porównania
[Kilka minut wcześniej-Rano]
Udało mi się powrócić do swego ciała, ten Rene naprawdę mnie o to wymęczył. Na szczęście obyło się bez wszelkich kłopotów, nie rzucałam się na innych chłopaków w jego ciele bo by jeszcze uznali, że on jest homo. Dzisiaj też dostałam jakieś papiery do zaniesienia, ale tym razem udało mi się nie wpaść na żadną osobę i nie zamienić się z nią ciałami, szybko udałam się do tego biura i oddałam stos kartek, w nagrodę dostałam cukierki i lizaka, nawet pogłaskali mnie tą swoją brudną śmierdzącą ręką po głowie...na samą myśl co z nią mógł ten naukowiec robić aż mnie mdli. Przejechałam ręką po grzywce żeby nie sterczała do góry i odpakowując lizaka, w podskokach udałam się z powrotem do swojego pokoju. Wsadziłam łakocia do buźki i podziwiając jakieś obrazki na ścianach kierowałam się korytarzem do siebie. Zaczęłam się zastanawiać kto może być moją kolejną ofiarą zamiany ciałami, a może by tak odpuścić? Kiwałam główką na prawo i lewo, gdy nagle zostałam odrzucona do tyłu przez coś, a raczej kogoś lądując na tyłku. Oparłam się szybko rękoma o podłogę, by nie zaliczyć kolejnego uderzenia w głowę, bo jeszcze trochę i zaliczę wstrząs mózgu. Podniosłam szybko głowę, by zobaczyć na kogo to znów wpadłam.
[Wracamy do początku]
Przytaknęłam jeszcze kilka razy głową, aż zdałam sobie sprawę, że moja nagroda za dostarczenie szybko papierów leży pokruszona na podłodze. Spojrzałam na mężczyznę wkurzonym wzrokiem, a ten wydał z siebie prychnięcie. Mrugnęłam kilka razy, a następnie posłałam mu uśmiech.
- Jesteś naukowcem? Może macie jeszcze jakieś słodkości - poderwałam się z miejsca i zawisałam na ręce facia, śliniąc się
- Jestem Grimmjow - uśmiechnął się, a ja zrobiłam oczka jak dzieciak widzący nową zabawkę
- Kuroshinju. To Panie Naukowcu G...
- Nie jestem naukowcem - smutna tym faktem odczepiłam się od jego ręki i spuściłam główkę
- Szkoda, Panie G

(Grimmjow 8)?)

Od Victorii - C.D Eyeless Jack'a

Kolejny, pochmurny dzień... I nie zapowiada się na to, by w jakikolwiek sposób miało się to zmienić. Teoretycznie mogłabym zmienić panującą pogodę, jednak... Po co? Nie chcę niepotrzebnie ingerować w sprawy matki natury. Jeśli niebo jest zachmurzone, to widocznie tak powinno być. Przy takim wietrze nie ma nawet co wychodzić na zewnątrz. Ale tutaj jest taak nudnoo...
Klęczałam na łóżku, łokciami opierając się o parapet i, z twarzą usadowioną na dłoniach, patrzyłam się w dal. Westchnęłam. Ciekawe, kiedy pozwolą nam zobaczyć, co tam jest... Poza terenem bańki. Naukowcy wciąż tłumaczą, że muszą nas odpowiednio przygotować, że wypuszczenie nas na zewnątrz to nie taka prosta sprawa... Ale wszyscy wiedzą, że oni się po prostu boją tego, jak zareagujemy na ten "zewnętrzny świat". W końcu nie wszyscy z nas go pamiętają. Ech, trochę czasu minie, zanim opuścimy to miejsce...
No nic, nie ma co cały dzień spędzić wyglądając z rozmarzeniem przez okno. Zeszłam w łóżka i przeciągnęłam się wciąż nieco ospale. Wstałam niecałe 10 minut temu i od tego czasu gapię się bezsensownie w tę głupią szybę. Weszłam do łazienki, związałam włosy i wzięłam prysznic. Ubrałam fioletową bluzę z uszkami zajączka. Jak większość moich ubrań, była za duża. Sięgała mi prawie do kolan. Wciągnęłam więc podkolanówki i postanowiłam zrezygnować z zakładania spodni. Rozczesałam swoje kłaki, wyszorowałam zęby i przemyłam twarz zimną wodą, żeby pozbyć się resztek snu z twarzy. Nieco bardziej ożywiona wyskoczyłam z pokoju. Ponieważ doskwierał mi głód, a w lodówce nie było już żadnych zapasów, postanowiłam zejść na dół. Tam zawsze mają duuuużo żarcia. Czasem udaje mi się dostać coś za darmo. Wszystkie sprzedawczynie mnie tam znają, często podśmiewają się ze mnie wymyślając mi przeróżne przezwiska, jak "żarłacz mały", czy "kuchenny szkodnik". Kicałam więc radośnie w stronę najbliższej windy (mało komu z puściutkim brzuchem chce się męczyć ze schodami, nieprawdaż?) Gdy nagle otworzyły się przede mną drzwi. Mało co w nie nie huknęłam... Po chwili z ciemnego pokoju wyjrzała nieznajoma twarz... A właściwie nie twarz, tylko... Maska?! Ciemnoniebieska, zakrywała całą twarz chłopaka. Wyglądała dość... Strasznie.
-O matko, ale się przestraszyłam - przyznałam, kładąc rękę na klatce piersiowej, po czym westchnęłam w uśmiechem - Przepraszam, nie spodziewałam się czegoś takiego... Jestem Victoria - odparłam, wyciągając rękę w stronę chłopaka.
-Nazywają mnie Eyeless Jack - mruknął, ściskając moją dłoń.
Jego skóra była nienaturalnie ciemna.
-Jest pan tu nowy, prawda? - spytałam, starając się nie zwracać zbytnio uwagi na nietypowość stojącej przede mną osoby.
Eyeless Jack przytaknął lekko.
-A tak właściwie, to gdzie my jesteśmy?
-To pan nie wie? - nie ukrywałam zdziwienia - Znajdujemy się w Rimear Center, miejscu dla... Nietypowych. Jak zapewne zdążył się pan już zorientować, otacza nas wielka, szklana bariera, nazywana powszechnie "bańką", poza której teren, bez zgody naukowców, nie można wyjść. Ale spokojnie, nie jest tu aż tak źle - uśmiechnęłam się - To prawda, jesteśmy... zamknięci, ale z drugiej strony bariera chroni nas przed ludźmi, którzy nie zawsze akceptują naszą... odmienność. Jeśli pan chce, mogę oprowadzić pana po terenie ośrodka i opowiedzieć o nim co nieco... - przerwałam, czując nieprzyjemne ssanie w żołądku - Jednak wpierw będę musiała jeszcze coś załatwić... Może spotkamy się przed drzwiami za jakieś... 20 minut? Oczywiście, jeśli ma pan czas i chęci.


Eyeless Jack? Zainteresowany małą wycieczką? ^^

Od Riuki'ego - C.D Cinii

W sumie to nie narzekam na brak przyjemności, ale podpuszczanie Cinii to było jedne z lepszych zajęć dlatego nie mogłem z tego zrezygnować. Dziewczyna oparła się jedną łapka obok mnie, druga natomiast zjechała sobie po moim brzuchu w dół. Podniosła się nieco tylko po to by dosięgnąć moich ust i wpić się w nie. Mówi, że to ja jestem pijawką, ale ona jak się przyssie to już nie puści.  Niestety wystarczył jeden impuls bym od niej odskoczył jak poparzony. Dlaczego właśnie teraz przypomniałem sobie o konsekwencjach. Na dodatek czuje się jakbym ją do tego zmuszał. Nie chce tego. Od kiedy do cholery jasnej zacząłem się tak bardzo martwić o nia !?
-Co jest… - zapytała zmartwiona i jednocześnie poirytowana – Przed chwilą chciałeś..
-Przepraszam. – mruknąłem cicho i spojrzałem na nią z pod długich włosów. Cinia chciała wcześniej dotknąć mojego policzka, ale gdy usłyszała to jedno słowo jakby zamarła. Tak samo jak z moich ust nigdy nie wychodziły słowa „Kocham cie”, tak samo było z przepraszam
-Co ty okres masz że tak zmieniasz zdanie ? – prychnęła siadając sobie na pościeli. No mogłaby sobie to darować, ale w pewnym sensie ma trochę racji.
-Nie. Po prostu sama mówiłaś, że nie chcesz zaliczyć wpadki, dodatkowo czuje się jakbym cie do tego zmuszał.
-Co ty w ogóle gadasz…
-Nic…- syknąłem wkurzony tą całą sytuacją. Nie wiem czy na siebie czy ogólnie. Wstałem z łóżka, leniwie zsuwając nogi i dotykając stopami zimnej podłogi.
-Nigdzie nie idziesz ! – złapała mnie natychmiast za ramię, ale ja bardzo skutecznie je wyrwałem. Niestety różnica naszej siły fizycznej była zbyt duża.
- Idę, i ty też idziesz.. – westchnąłem ciągnąc ją za delikatną i mała łapkę. Pociągnąłem ją za sobą do łazienki , następnie odwróciłem tyłem. Chyba domyślała się co chce zrobić, bo zarumieniła się lekko. Nawet ja mogę mieć nieco gorsze dni no nie ? Zwłaszcza, ze tylko przed Cinią mogłem być taki spokojny, niczym się nie musiałem denerwować (chociaż czasami na nią to też się liczy).  Stała do mnie tyłem więc nie mała nic przeciwko temu żebym ją rozebrał. Gdy w sumie oboje pozbyliśmy się ubrać , wpuściłem ją do kabiny, a następnie zamknąłem ją za nami.
-Pozwól mi się odwrócić.. – mruknęła cicho, ale ja tylko pokręciłem przecząco głową po czym przylgnąłem ustami do jej karku. Zamknąłem na chwile oczy i pozwoliłem, żeby ciepła woda spływała po naszych ciałach. I tak w końcu się odwróciła. Nie dałem rady jej tak długo utrzymać. Gdy jej się to tylko udało od razu zawiesiła ręce na mojej szyi i stanęła na palcach tylko po to by mnie pocałować.- Jesteś Matołem wiesz ? Ale i tak cie kocham.
-No wiem. – zachichotałem. Cinia cały czas przylegała ciałem do mnie i miała dłonie na moim karku. – Liczysz teraz na to, ze powiem coś w rodzaju „Ja ciebie też” ? – prychnąłem, i dzięki temu zaraz dostałem w łep.- Nie denerwuj się… bo zmarszczek dostaniesz… - zachichotałem głupio. Cinia oderwała się na chwile ode mnie spojrzała mi w oczy. Chyba zacznę się jej bać.  – Oj no dobra dobra… nie patrz tak na mnie
[…]
Oboje wyszliśmy z pod prysznica. Cinia jak głupia od razu zakryła się cała ręcznikiem. No ja tylko w pasie, jakby nie patrzeć nie potrzeba mi zakrywać nic więcej.
-Teraz ci nagle przeszkadza, że widzę cie nago ? – prychnąłem, a ta z szalonym rumieńcem na twarzy spojrzała na mnie przez ramię – Wiesz, że nie masz się czego wstydzić? Ani płaska nie jesteś, ani nic…- wzruszyłem ramionami – Nie ogarniam cie..
-No a spróbowałbyś powiedzieć, że jestem płaska ! To bym cie chyba wykastrowała ! – zbulwersowała się na co ja praktycznie już wychodząc z łazienki mało nie wybuchłem śmiechem.  Oparłem się jedną dłonią o framugę drzwi i spojrzałem na o wiele niższa od siebie dziewczynę.
-Hee… sama byś sobie odebrała przyjemność, głupia. – pokazałem jej język po czym wyszedłem z łazienki.


( Cinia ?)

Od Ani - C.D Nanami

Obróciłam się w stronę kanapy, na której leżał koc. Posyłając dziewczynie uśmiech udałam się po rzecz, i po chwili już miałam ją w ręce i zawracałam do dziewczyny. Przykucnęłam obok niej i opatuliłam kocem, a te powiedziała ciche "Dziękuję". Zamknęłam oczka pozwalając odpocząć swojemu ciału i umysłowi, może i mi też to dobrze zrobi bo ja również zaczęłam częściej ziewać. Oparłam się o ścianę przy której leżała Nanami i sama się nakryłam częścią koca wtulając się częściowo w dziewczynę. Ach no tak światło, ale przecież panicznie boje się ciemności. Ale przecież gdy nie będzie wykrywany ruch światło samo się zgasi.
- Lou...Lou - cicho zawołałam psa, który od razu znalazł się koło mnie siedząc na kolanach
Przystawiłam palec do buzi, żeby wiedział że ma być cicho. Zdziwiony przekrzywił łebek, ale wreszcie ułożył się na kocu i położył łebek na swoich łapkach powoli zamykając swe oczka. Nachyliłam się jeszcze do dziewczyny i cmoknęłam ją w czoło i po chwili sama zamknęłam oczy. 
[...]
Zostałam obudzona przez szczekanie psa. Niechętnie otworzyłam oczy i trochę zwyzywałam psa, ale przeproszę go później. Leżałam na podłodze...chwila musiałam skontaktować, co się działo wczoraj i dlaczego leże tu, a nie w łóżku. No tak, zaproponowałam Nanami nocleg, ta się zgodziła i obie zasnęłyśmy na podłodze. Mogłam iść do łóżka, ale wolałam spać przy swoim gościu. Przeciągnęłam się i ziewnęłam, a następnie spojrzałam w stronę gdzie powinna być Nanami, ale jej nie było. Zerwałam się szybko i zaczęłam biegać po pokoju szukając jej dosłownie wszędzie. Wbiegając do kuchni zauważyłam zwisającą rękę na szafce, omal nie dostałam zawału, skończyło się tylko na wywaleniu na ziemię i wesołym szczekaniu psa.
- Na-na-nami? - wydusiłam, a po chwili ręka się poruszyła i za góry szafki wyjrzał łebek dziewczyny
Rytmicznie poruszyła uszkami wpatrując się cały czas we mnie.
- O już wstałaś - powiedziawszy to zrobiła koci grzbiet w połowie, bo przeszkadzał jej sufit - Już do ciebie schodzę... - znalazła się tuż przede mną stojąc i biorąc z blatu szklankę z sokiem
Wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem, oczy...a raczej oko musiało teraz wyglądać tak jak pięć złoty. Złapałam ją za kolano i przyciągnęłam do swojego policzka.
- Nanamiś! Nanamiś! Już się martwiłam, że sobie poszłaś! - powiedziałam kręcąc głową wtulając się w jej nogę
- Ania! Bo wyleję sok! - zawołała, ale tak jak powiedziała tak się stało
Wywaliłam ją na podłogę, a sok się rozlał na kafelki. Na szczęście mój żywy mop szybko zgarnął płyn językiem i do tego radośnie merdał ogonem mogą napić się soku. Przytuliłam mocno dziewczynę, a ta głośno westchnęła. 

< Nanami? ^^ >

Od Izayii - C.D Abla

Izaya z delikatnym uśmiechem obserwował Abla jak i blondyna, cały czas trzymając nóż sprężynowy przy gardle wysokiego, aktualnie głupio wyglądającego bruneta. Kilka razy mocniej docisnął ostrze, tworząc kilka małych ranek i z lubością zerkając na rubinowe kropelki krwi na opalonej skórze. Z trudem powstrzymał się od zlizania czerwonej cieczy i sprawdzenia jak smakuje.
- Wyglądasz apetycznie – nachylił się, chcąc wypowiedzieć te słowa prosto do ucha mężczyzny. Poczuł jak ten wzdryga się, czując przejeżdżający po szyi nożyk. Czerwonooki zaśmiał się cicho na tą reakcję.
Po chwili odsunął się od bruneta, wycierając ostrze o jego ubranie i chowając je do kieszeni. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy spojrzał na stojącego obok Abla, który wyglądał jakby nic się nie stało. Beztrosko zadał pytanie, uśmiechając się przy tym pogodnie. Orihara skinął głową, powoli zbierając się do wyjścia.
- Poszczęściło się wam. Do zobaczenia~! – zawołał wesoło brunet do dwójki mężczyzn, zanim razem z towarzyszem wyszedł na zewnątrz.
- To było imponujące, muszę przyznać. Kto by pomyślał, że możesz być taki groźny… Przypomnij mi, żebym starał się z Tobą nie zadzierać – powiedział do Abla, uśmiechając się pod nosem. Na ogół lubił droczyć się z ludźmi i testować ich umiejętności, jednak w tym wypadku nie miał ochoty mieć zmasakrowanej przez truciznę twarzy. Pistolety to jedno, natomiast tajemnicze substancje to już co innego. Zresztą osoba, która je tworzy może okazać się w przyszłości bardzo pomocna. Lepiej mieć ją po swojej stronie.
- Mówił Ci już ktoś, że to niegrzeczne, tak się ciągle komuś przyglądać? – zapytał w pewnym momencie niższy z siedemnastolatków. Od dziesięciu minut spacerowali ulicami, szukając jakiegoś dogodnego miejsca. Orihara prawie nie zwracał uwagi na otoczenie, bardziej interesowała go postać srebrnowłosego. Przez cały ten czas spuścił go z wzroku może ze trzy razy i tylko na parę sekund.
- Nie – odparł zgodnie z prawdą Izaya. – Rozpraszam Cię?
- Nie – mruknął Abel, odgarniając pojedyncze kosmyki z twarzy.
- Co powiesz na dach? – spytał brunet, patrząc na jeden z wysokich budynków. Podążył wzrokiem na schody alarmowe. Uwielbiał wysokości, więc zanim trafił do Rimear większość czasu spędzał w dobrych punktach obserwacyjnych, umieszczonych na szczytach budynków. Plus jest taki, że w każdej chwili można kogoś zepchnąć.

[ Abel? ]

Od Grimmjow'a

Upadam. Wokół mnie panuję ciemność, wykańczająca ciemność. Światła brak. Pod nogami nie ma ani gruzu, ani pokropionej rosą trawy. Jedynie nicość. Ciągle spadam, ale nie mam pojęcia dokąd. Zamykam oczy znużony i powoli topię się we własnych myślach. Kreuję plan. Za chwilę upadnę, a moje ciało roztrzaska się o podłoże na milion małych kawałków, niczym lustro. Jedwabna biel moich szat, przejdzie w szkarłat. Śmierć zapewne jest bardzo ciekawym doświadczeniem, którego nie zdążyłem jeszcze doznać. To, jak tracę świadomość; czucie; jak moje myśli odchodzą w dal, dając ukojenie. Upadłem - ale czułem ból, niczym przeszywające ostrze. Znużony umrzeć chcę.

***

Znowu śnił mi się ten zamazany, zamglony obraz. To był trzeci raz w tym tygodniu. Miewam doprawdy dziwną wyobraźnię. Mój apartament mienił się w świetle księżyca, znowu zapomniałem zasłonić okiennic. Spojrzawszy na zegar, który wskazywał godzinę trzecią w nocy; przetarłem zaspane oczy. Moje pole widzenia było ograniczone, mimo to zdołałem dojść do umywalki. Przemyłem sobie twarz odświeżającą wodą i ujrzałem swe odbicie w lustrze. Grimmjow Jeagerjaquez, dupku - szepnąłem sobie w myślach, uśmiechając się szczodrze. Noc jest moją ulubioną porą, spacery w świetle księżyca pozwalają mi myśleć. Nie ma także tłumów, nie lubię ich. Preferuję sobie samotność. Z dłońmi w kieszeni, wyszedłem na zewnątrz. Poczułem miły, delikatny powiew na mojej skórze. Atmosfera była sprzyjająca, oddychanie więc o wiele łatwiejsze. Powoli krocząc krętymi ścieżkami, usłyszałem kogoś chód. Z pewnością należał do kobiety, był bardzo charakterystyczny. Zwykle właśnie tak kojarzyłem sobie stąpanie dam - delikatne, a zarazem pewne. Dzieliły nas metry; ja byłem na końcu ścieżki, ona zaś odwrócona i zakłopotana stała tyłem, wpatrując się w księżyc. Korzystając z tego, iż moje kroki były niesłyszalne, instynktownie do niej podchodziłem. Kobieta była wysoka, rzadko miałem okazję takie widzieć. Jej długie, niemalże białe włosy pięknie mieniły się w świetle księżyca, lekko falując na wietrze. Wydawałoby się, jak gdyby miała we włosach małe, lśniące kryształki.
- Panienka nie boi się tak wychodzić na noc? - szepnąłem jej do ucha, przybliżając się od tyłu. Lekko przejechałem dłonią po jej włosinkach. Dziewczyna się wzdrygnęła, bała się odwrócić w mą stronę.
W odpowiedzi usłyszałem tylko przełknięcie śliny. Podniosłem kącik ust, i powąchałem dziewczynę, w żółwim tempie rozkoszując się wonią. Perfumy miała delikatne, prawie ich nie wyczułem.
- Wiesz... Po zmierzchu w Rimear Center nie jest już tak bezpiecznie. Kręcą się różni zboczeńcy - wyszeptałem. - Ale mnie nie musisz się bać, skarbie. Obroniłbym cię.
Dziewczyna samym byciem mnie odrobinę pociągała. Od dawna nie spotkałem osoby, która potrafi zwrócić na siebie moją uwagę. Zauważyłem, że moja towarzyszka próbuję się odwrócić. Robiła to jednak tak nieudolnie, że ją wyręczyłem. Ujrzałem jej wielkie oczy, koloru głębi oceanu. Od razu mnie zauroczyły i nie potrafiłem odciągnąć od nich wzroku. Aż odwróciła głowę.
- Grimmjow - przedstawiłem się. - Chciałbym usłyszeć twoje imię.
Na twarzy kobiety malowało się zakłopotanie, rzekłbym, iż była wręcz zawstydzona. Mimo to, moja uwaga wciąż była skupiona na jej lapisowych oczach. Mą twarz przyozdabiał mały, sadystyczny uśmiech.

< Inoue Mitsui? >

Od Neriel - C.D Mikaeli

- Hm... Gdzie ją znalazłam? Cóż, nie wiem jakim cudem, ale była w sobie w buzi mojej siostry. - odparła, po czym pochyliła się lekko.
Chwilę przyglądała się blondynowi. Gdy odwrócił wzrok, ponownie dotknęła jego policzka. To chyba mu się nie spodobało, bo ponownie wycelował w Neriel ostrze katany. Kolorowa zrobiła zgrabny unik, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Mów mi Neriel bądź jeśli wolisz Nel-mówiąc to, skłoniła się sztucznie. - Ale jak ja mam na ciebie mówić... hm... A może Mikuś? Co ty na to? Albo nie, Bakuś! Nie, Milkuś, Miluś, Milka... - zaczęła wyliczać.
- Mika-przerwał jej chłopak. - Po prostu Mika-dodał po chwili, widząc zdziwioną minę dziewczyny.
Neriel zadumała się nieco.
- Jak tam chcesz, ale i tak Milka brzmi lepiej... - odparła lekko zawiedziona brakiem aprobaty ze strony blondyna.
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, Nel złapała go za policzki. Ten gwałtownie się wyrwał.
- Mówiłem, żebyś mnie nie dotykała!-warknął.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Sekundę później wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Co cię tak bawi? - usłyszała.
- Ty... - wydukała przez łzy.
No dobra, dosyć tych żartów, pomyślała. Wyjęła z kieszeni małe lusterko i podała je chłopakowi. Zdziwiony spojrzał na swoje odbicie i zamarł. Nic dziwnego, Nel porządnie zabawiła się jego kosztem. Każde miejsce, które udało jej się dotknąć, zmieniło barwę, a że twarz Mikaeli została dźgnięta palcem wiele razy, stała się kolorowa niczym tęcza.
- Coś Ty mi zrobiła?!-krzyknął po kilku sekundach milczenia.
Dziewczyna widząc jego reakcję, uśmiechnęła się zawadiacko.
- Ja? Nic takiego, po prostu dodałam Ci nieco koloru! - odparła zupełnie poważnie.
Chłopak chwilę pocierał różnobarwną skórę, ale przestał, widząc, że nie przynosi to żadnych efektów. Neriel przyglądała się temu rozbawiona.
- Żadne mydło tego nie zmyje. To właśnie działanie mojej Arcany-powiedziała.
- A więc twoja Arcana zmienia kolory ludzkich twarzy? - odparł kąśliwie.
Nel uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To tylko niewielka cząstka, rzekę bonus do prawdziwej mocy drzemiącej w ... - mówiąc to, utworzyła między dłońmi fizycznie namacalną tęczę.

<Mikuś? To maaaagia!>
Layout by Hope