czwartek, 28 maja 2015

Od Grimmjow'a

Upadam. Wokół mnie panuję ciemność, wykańczająca ciemność. Światła brak. Pod nogami nie ma ani gruzu, ani pokropionej rosą trawy. Jedynie nicość. Ciągle spadam, ale nie mam pojęcia dokąd. Zamykam oczy znużony i powoli topię się we własnych myślach. Kreuję plan. Za chwilę upadnę, a moje ciało roztrzaska się o podłoże na milion małych kawałków, niczym lustro. Jedwabna biel moich szat, przejdzie w szkarłat. Śmierć zapewne jest bardzo ciekawym doświadczeniem, którego nie zdążyłem jeszcze doznać. To, jak tracę świadomość; czucie; jak moje myśli odchodzą w dal, dając ukojenie. Upadłem - ale czułem ból, niczym przeszywające ostrze. Znużony umrzeć chcę.

***

Znowu śnił mi się ten zamazany, zamglony obraz. To był trzeci raz w tym tygodniu. Miewam doprawdy dziwną wyobraźnię. Mój apartament mienił się w świetle księżyca, znowu zapomniałem zasłonić okiennic. Spojrzawszy na zegar, który wskazywał godzinę trzecią w nocy; przetarłem zaspane oczy. Moje pole widzenia było ograniczone, mimo to zdołałem dojść do umywalki. Przemyłem sobie twarz odświeżającą wodą i ujrzałem swe odbicie w lustrze. Grimmjow Jeagerjaquez, dupku - szepnąłem sobie w myślach, uśmiechając się szczodrze. Noc jest moją ulubioną porą, spacery w świetle księżyca pozwalają mi myśleć. Nie ma także tłumów, nie lubię ich. Preferuję sobie samotność. Z dłońmi w kieszeni, wyszedłem na zewnątrz. Poczułem miły, delikatny powiew na mojej skórze. Atmosfera była sprzyjająca, oddychanie więc o wiele łatwiejsze. Powoli krocząc krętymi ścieżkami, usłyszałem kogoś chód. Z pewnością należał do kobiety, był bardzo charakterystyczny. Zwykle właśnie tak kojarzyłem sobie stąpanie dam - delikatne, a zarazem pewne. Dzieliły nas metry; ja byłem na końcu ścieżki, ona zaś odwrócona i zakłopotana stała tyłem, wpatrując się w księżyc. Korzystając z tego, iż moje kroki były niesłyszalne, instynktownie do niej podchodziłem. Kobieta była wysoka, rzadko miałem okazję takie widzieć. Jej długie, niemalże białe włosy pięknie mieniły się w świetle księżyca, lekko falując na wietrze. Wydawałoby się, jak gdyby miała we włosach małe, lśniące kryształki.
- Panienka nie boi się tak wychodzić na noc? - szepnąłem jej do ucha, przybliżając się od tyłu. Lekko przejechałem dłonią po jej włosinkach. Dziewczyna się wzdrygnęła, bała się odwrócić w mą stronę.
W odpowiedzi usłyszałem tylko przełknięcie śliny. Podniosłem kącik ust, i powąchałem dziewczynę, w żółwim tempie rozkoszując się wonią. Perfumy miała delikatne, prawie ich nie wyczułem.
- Wiesz... Po zmierzchu w Rimear Center nie jest już tak bezpiecznie. Kręcą się różni zboczeńcy - wyszeptałem. - Ale mnie nie musisz się bać, skarbie. Obroniłbym cię.
Dziewczyna samym byciem mnie odrobinę pociągała. Od dawna nie spotkałem osoby, która potrafi zwrócić na siebie moją uwagę. Zauważyłem, że moja towarzyszka próbuję się odwrócić. Robiła to jednak tak nieudolnie, że ją wyręczyłem. Ujrzałem jej wielkie oczy, koloru głębi oceanu. Od razu mnie zauroczyły i nie potrafiłem odciągnąć od nich wzroku. Aż odwróciła głowę.
- Grimmjow - przedstawiłem się. - Chciałbym usłyszeć twoje imię.
Na twarzy kobiety malowało się zakłopotanie, rzekłbym, iż była wręcz zawstydzona. Mimo to, moja uwaga wciąż była skupiona na jej lapisowych oczach. Mą twarz przyozdabiał mały, sadystyczny uśmiech.

< Inoue Mitsui? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope