wtorek, 20 października 2015

Od Azusy - C.D Heaven'a

Siedząc sobie tak obok i oglądając całe to zdarzenie zaczynałem zdawać sobie sprawę, że przebywanie z nimi wszystkimi w jednym otoczeniu nie będzie wcale takie przyjemne. Po prostu… oni się nie dogadają. Nasz nowy „szef” lubił mieć wszystkich pod kontrolą, ale żeby tego dokonać musiał przynajmniej dwóm z nas pokazać gdzie ich miejsce. Miałem tu w pewnym sensie na myśli Riuki’ego i Heaven’a. Oni nie dadzą sobą dyrygować, ani też nie będą pracować w grupie dopóki się ich do tego nie zmusi. Tak więc chyba nasz drogi kapitan zamierzał im to wbić do głowy. Niestety skończyło się już sielskie życie Arcany i w końcu zacznie się ciężka praca….
Leżałem tak całe 15 minut i obserwowałem jak to Hevciu i Kicia okładali się po mordach. Jeden miał rozwaloną wargę, jeden skroń. No to chyba już są kwita czyż nie? A gdzie tam…. Heaven musiał przecież powiedzieć ostatnie zdanie. Dopiero Riuki jakimś cudownym sposobem go ogarnął i posadził z powrotem na dupie. Cudotwórca! Jakby nie patrzeć to mimo jego ciężkiego charakteru – nie pchał się do takich pojedynków.
-Kanoe…. Mianuje cie nasza oficjalną pielęgniarką od nagłych przypadków. Z tym debilem będę się męczył długi czas dopóki nie dostanie kulki w łep. Odchyliłem głowę do tyłu by spojrzeć na reakcje dziewczyny.  Nie była zbyt ciekawa nie ukrywam. Wręcz była oburzona, ale chyba nie zamierzała protestować – W każdym razie… - kontynuował jakby wracając do naszego poprzedniego tematu – I tak musze jakoś wasze umiejętności sprawdzić. Nie będę się  z wami pojedynkował bo to bez sensu, nasze rangi są zbyt różne, chociaż… jak jakiś się bardzo uprze. Jak na razie to ten Dziki Pączek zmierzy się z tym o zielonych włosach… - wskazał na mnie palce. Mało nie spadłem z tej kanapy! JA MU ZARAZ DAM ZIELONY!
-To jest MIĘTOWY! –zerwałem się jak jakiś powalony pedał widzący różowe rurki za szkłem wystawowym. – Po za tym…. Ja się nie zgadzam! Nie będę walczył z Heaven’em, bo to jest bzytki blutal! – ostatnie dwa słowa powiedziałem z językiem na wierzchu jak taki 5-latek nie do końca zdolny do porozumiewania się. Wszyscy popatrzyli na mnie jak na kompletnego idiotę. Sory, ale ja jeszcze jestem normalny i chce mieć wszystkie zęby w tej przystojnej paszczy. Siwek to trochę za mocny zawodnik jak dla mnie. Tak przynajmniej myślałem do tej pory. Nie żebym czuł jakiś respekt czy coś, ale po prostu nie chciałem się pchać między młot, a kowadło.
[…]
Jakieś godzinę wykłócałem się z tą durna blondynką, ale to i tak na nic! Nie ważne ile bym błagał na kolanach to i tak nic z tego. Czy ja byłem niegrzeczny? Mamo… przecież ja przez niego zostanę pozbawiony wszelkiej godności. W przeciągu jakichś 10 kolejnych minut zebraliśmy się i wybyliśmy na arenę. Wielka. W sumie to oprócz bitw grupowych to jeszcze nigdy wcześniej tutaj nie byłem. Mój przeciwnik też nie za bardzo wyglądał na zadowolonego z tego faktu iż musi walczyć właśnie ze mną (ta nasza męska sympatia i tak dalej).
-Heaven-chan…. Tylko nie w twarz. – skrzywiłem się upinając swoje wręcz nienaturalnie kolorowe włosy do góry wielką spinką. – Jestem delikatny jak kwiatuszek, więc tak masz się ze mną obchodzić. – oczywiście mówiłem to z przesadną słodkością w głosie. Nie zamierzałem pierwszy atakować. Skoro jest Beta no to niech się wykaże. Ja jedynie stałem i obserwowałem jak dookoła moich dłoń pojawiają się małe złote pioruny. Jakby ktoś teraz dotknął moich łapek… Uhh… nie polecam – Azusa Garay :P


( Heaven skarbie? Tylko nie po twarzy.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope