poniedziałek, 27 lipca 2015

[QS Team 1] Od Stein'a - C.D Rene [+12]

Nie wiem czemu, ale poprzedniego wieczoru miałem dziwne przeczucie... mówiło mi, że następny dzień będzie do dupy, a moje mądre przeczucie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło, dlatego też trudno mi było zasnąć tego wieczoru.
Rankiem ktoś zapukał do moich drzwi. Myślałem, że to jak zwykle Egoi przyszedł na śniadanie jak to miał w zwyczaju, ale on zwykle pukał i wchodził. Nigdy nie zamykałem się na klucz, bo nie czułem takiej potrzeby. I tak nikt nie odważyłby się mnie okraść... posiadałem reputację psychopaty, więc rzadko kto kwapił do tego, aby przeszkadzać mi, szczególnie rano. Zdziwiłem się tym, ale nie martwiłem się zbytnio. Przeciągnąłem się w łóżku, szukając ręką okularów leżących gdzieś na komodzie:
-Otwarte! - krzyknąłem, wkładając na nos szkła. Usłyszałem cichy skrzyp drzwi i kroki, ale nie jednej osoby. Podniosłem się do pozycji siedzącej, ale i tak siedziałem w łóżku... nie miałem zamiaru wstawać z byle powodu. Okazało się, że moimi gośćmi byli Brian i Zack – moi poprzedni współpracownicy i poniekąd sojusznicy. Spojrzałem spod swoich binokli na ich miny i zaraz po tym wybuchnąłem gromkim śmiechem:
-A nie mówiłem? Wiedziałem! - po ich wyrazach twarzy byłem pewien, że coś nie wypaliło. Mówiłem... nie brać się za coś jak się nie ma odpowiednich do tego ludzi, ale nie! Po co mnie słuchać mimo to, iż praktycznie zawsze miałem rację. I jak zwykle... ja miałem to naprawiać, albo dawać pomysły na przywrócenie wszystkiego do normy. Przeczesałem włosy dłonią, wzdychając ciężko widząc ich załamane twarze:
-Co poszło nie tak? - zapytałem już całkiem poważnie.
-Projekt Omicronów spalił na panewce. - mruknął wściekły Brian. Wściekłem się. Przecież ten projekt nie miał prawa się udać, więc co tu się dziwić. Kto wpadł na tak głupi pomysł, żeby wpychać w roboty moce, które mogą sprowadzić na świat apokalipsę? To tylko maszyna, która zawsze może się popsuć lub nawet zbuntować. Od jakiegoś czasu nie wnikałem w sprawy naukowe ośrodka, ale na bieżąco informował mnie Zack, który mimo tego, iż nie był już u mnie na stażu nadal był mi lojalny i służył mi wiernie jako swego rodzaju informator. Złapałem się za głowę, myśląc jakich szkód mogą wyrządzić te cholerne gady. Spojrzałem na dwójkę, oczekując więcej wiadomości na ten temat. Znów głos zabrał Brian:
-Wczoraj uciekły trzy projekty. Zniszczyły część laboratorium i zabiły sporą ilość pracowników... - przerwałem mu.
-A Arcany? Czy zabiły już jakąś Arcanę?
-Nie... jeszcze nie, ale wciąż są na terenie i robią wielkie szkody. - odpowiedział szybko Zack. Westchnąłem i oparłem się o ścianę:
-Na co teraz liczycie? Na to, że pobiegnę jak poparzony, żeby ratować dupę waszym przełożonym? - zakpiłem pokazując, że nie mam zamiaru gdziekolwiek się ruszać.
-Przecież to nie nasza wina! - wściekł się Brian – Nie tylko my bierzemy w tym udział. - mruknął zły. Zack przestraszył się go nieco... nawet ja nie byłam tak przerażający jak wściekły Brian. Pokręciłem przecząco głową:
-Racja... nie wasza wina, ale nie przyszliście tu tylko po to, aby mnie o tym łaskawie poinformować. - skrzyżowałem ręce na piersi.
-Szef przydzielił pana do jednej z grup, która ma złapać wybrany projekt. Uznał, że pan naprawdę się przyda. - oznajmił spokojnie.
-Czy usłyszałem " złapać "? - zapytałem powstrzymując śmiech. Obydwoje pokręcili twierdząco głowami. Nie no... to było przegięcie. Wstałem z łóżka, kierując się do garderoby:
-Czyli tak... mam mieć pomysł na powstrzymanie każdego projektu, pilnować młodocianych Arcan i jeszcze nie uszkodzić tych niewypałów, tak? Czy to trochę nie za dużo? - zapytałem przygotowując ubrania.
-My ci tylko przekazujemy informacje, a poza tym... ciesz się, że w ogóle tu przyszliśmy. Gdyby nie to miałbyś niezłą pobudkę. - burknął Brian.
-Tak, tak... wiem. Zrujnowaliby mi całe mieszkanie. Możecie im przekazać, że uratowaliście ich nędzne życia. - powiedziałem, kręcąc się po domu w poszukiwaniu wszystkich rzeczy, które były mi potrzebne – Pospieszmy się zanim tu wpadną i zrobią mi tu raban. - rozkazałem ubierając się na szybko. Sięgnąłem po swoją torbę, która teraz była mi niezbędna. Nie wiadomo było co będzie mi potrzebne. Brałem wszystko co podpowiedziała mi intuicja. To musiało wyglądać naprawdę komicznie no, ale... cóż. Nie miałem zamiaru łapać tych robotów dla naukowców, którzy tylko szukali kogoś kogo mogliby wysłać na śmierć, ale dla mieszkańców Rimear. To również byli ludzie, którzy chcieli żyć. Nie miałem zamiaru skazywać ich na śmierć tylko z powodu własnego honoru. Miałem tylko nadzieję, że dobiorą mi silne Arcany do drużyny, które naprawdę dadzą radę walczyć z tymi Omicronami czy jak im tam. Jeszcze sięgnąłem tylko po kosę i pobiegłem w stronę drzwi. Zack i Brian wybiegli zaraz za mną, bo byli u mnie nielegalnie, więc nie mogłem pozwolić na to, aby ich zauważono w moim towarzystwie... przynajmniej w moim towarzystwie pod moim mieszkaniem. Zamknąłem drzwi na cztery spusty i dałem im duchową blokadę, by nikt podczas mojej nieobecności nie śmiał wejść i mi tam myszkować. Wspólnie pobiegliśmy w stronę laboratorium, a raczej do jego zgliszcz. Widząc coraz to nowsze wymysły głównych doktorów zrobiło mi się niedobrze. Kląłem pod nosem patrząc na zabawy ludzkim życiem... wiedziałem, że kiedyś źle się to skończy. Pokazali mi pomieszczenie, do którego mnie wpuścili. Było tam pusto, więc miałem okazję czekać na swoich sojuszników. Machnęli mi ręką na pożegnanie i zniknęli za drzwiami. Rzuciłem torbę na kanapę, a kosę oparłem gdzieś tam w kącie. Pozostało mi tylko czekać i oczywiście myśleć jak wyhujać system tych felernych robotów, a kiedy ja zaczynam myśleć to zwykle znikam z tego świata i szybuję gdzieś w swojej głowie...
Z transu wybudził mnie dopiero donośny, obcy głos. Zamrugałem parę razy i wtedy zorientowałem się, że w pomieszczeniu oprócz mnie jest również Levi, Takao, Rick i Rene. Znałem ich wszystkich, a przynajmniej ich możliwości ( Stein nie ma co robić w życiu, więc hakuje programy naukowców i czyta sobie o innych... takie tam hobby :3 ). Stwierdziłem, że na razie dowiem się czegoś więcej na temat tych androidów, choć mogłem sobie później zhakować dokumentację naukowców, ale mogłem zrobić to później na wypadek gdyby chcieli coś przed nami ukryć. Kiedy tylko ten młodzik zaczął swoje przemówienie ledwo powstrzymywałem się od strzelenia jakimś tekstem... wkurwiało mnie to. Nie miałem zamiaru pomagać IM, więc nie mają prawa mi wmawiać, że biorąc udział w tej łapance wspieram ich sprawę. Niech sobie nie schlebiają! Coś tam tylko mruknąłem i jak zwykle wszyscy się ze mną zgodzili. Nawet sami doktorzy, którzy się tam znajdowali. Kapitanem stał się Rene, z którym miałem dobry kontakt, więc na spiny z nim nie miałem co liczyć. W ogóle nie liczyłem na jakiekolwiek kłótnie z członkami grupy. Wszyscy byli inteligentni i obdarowani silnymi mocami, więc samo zadanie nie wydało się aż tak niemożliwe. Po całej tej paplaninie wszyscy wyszli oprócz oczywiście członków naszej drużyny. Udało mi się kątem oka zobaczyć opisy tych podróbek prawdziwych technologii. Uśmiechałem się wymyślając sposoby na ich unieszkodliwienie, choć ich zniszczenie dużo bardziej by mi odpowiadało.
-No to po zapoznaniu się z różnymi rzeczułkami może spotkamy się z inną grupą? - zaproponował Rene.
-Jak na początek to dobry plan. - powiedziałem odchylając głowę do tyłu – Będzie najlepiej jeśli się odpowiednio zorganizujemy, bo ja nie to wszyscy zginiemy... i my i cała reszta. W przyszłości może nawet ludzie za kopułą, więc nie możemy zwlekać.
-To wie każdy z nas, ale... co nas to obchodzi? - zapytał kpiąco Rick. Ja na to tylko uśmiechnąłem się pod nosem, odpowiadając na tą mądrą pytanie:
-Dobre pytanie, mój drogi. - podniosłem się, opierając łokcie na kolanach – W sumie... połowa osób będących w tym pomieszczeniu ma totalnie wyjebane na resztę społeczeństwa. Nie jest tak? Jest tak. W sumie... mnie też mało by to obchodziło, ale w tej grze macie tylko dwa wybory... albo walczyć albo zginąć leniąc się, zaś tu nasuwa się kolejny wybór... czy chcecie spróbować przeżyć w walce czy czekać na pewną śmierć w czterech ścianach własnych pokoi? Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar walczyć i wykorzystać to, że zostałem obdarowany bardzo potężną mocą. W sumie... bylibyście głupcami gdybyście stwierdzili, że nie będziecie walczyć, bo zwyczajnie wam się nie chce. Wszyscy tutaj macie ogromne możliwości... nie chcecie ich wykorzystać w dobrym celu? - zauważyłem ich zdziwienie na moje słowa – Nikt nie mówi wam, że robicie to dla naukowców tylko dla ludzi, bo TU są ludzie, którzy chcą żyć i ułożyć sobie życie mimo mocy, które ich ograniczają. Za kopułą też są ludzie, którzy nie mają z nami nic wspólnego. Dlaczego mają ginąć przez błędy głupich naukowców, którzy nigdy nie słuchają starszych i bardziej doświadczonych, skoro możemy temu zapobiec? Myślę, że nikomu z was nie spadnie czapka z głowy jak spróbujecie coś z tym zrobić. Myślę również, że macie o co walczyć... ja mam. Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar spróbować temu zapobiec. A jak będzie z wami? - tym o to pytaniem zakończyłem swój wykład. Czekałem tylko na ich reakcję.

( Kochana drużyno? :3 Bosh... ja my się świetnie dobraliśmy <3 )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope