środa, 22 kwietnia 2015

Od Yuriko

Kiedy krzyki wreszcie umilkły, zrobiło się tak jakoś cicho. Jedynie dziwne charczenie, wydobywające się z ust mojej matki, która już lewie żywa leżała zakrwawiona na podłodze. Jeszcze przez chwilę dłubałam nożykiem w ciele ojca, aż moja nad wyraz ogarnięta mamusia, zorientowała się o co chodzi. Spojrzała na ciało swojego martwego męża z przerażeniem i krzyknęła dosyć głośno… no jak na jej stan. Prychnęłam po czym rzuciłam w jej stronę nożem, trafiając w klatkę piersiową. Ta uniosła się po czym z głośnym świśnięciem opadła, zapadając się jakby nienaturalnie. Czyli to tyle? Myślałam, że będzie to bardziej zabawne, mogłam tego jednak nie robić. Przesiedziałam tak jeszcze kilkanaście minut w ciszy, aż wreszcie usłyszałam jak ktoś wchodzi do mieszkania. Głośne ‘’cześć’’ które miała oznajmiać przybycie brata, oraz jego kroki kiedy zmierzał do pokoju. Po chwili usłyszałam jedynie głuchy łoskot, spojrzałam kątem oka i zobaczyłam przerażonego brata który siedział teraz na ziemi. Uśmiechnęłam się do niego, po czym podpełzłam do niego zawieszając mu się na szyi.
- Tatuś znowu Cię obraził, zdenerwował mnie… a mama nie reagowała – powiedziałam jakby na swoje usprawiedliwienie głaszcząc go po główce
Nie wiedząc czemu, chłopak zaczął kręcić główką odsuwając się ode mnie. Podszedł do ciała matki i wyjął z jej piersi nóż, zakrywając sobie dłonią usta. Kiedy nóż upadł na podłogę i zaczęły na niego skapywać łzy mojego starszego brata, w ciszy podniosłam go z ziemi. Nie wiedziałam, że mój braciszek jest taki słaby… czułam jakby lekki… zawód? Nie, przecież to on zawsze bronił mnie przed dziećmi, które uważały mnie za dziwną nie wiedząc czemu. Po prostu coś musiało się stać, ale co.
- Braciszku… - dotknęłam jego ramienia
- Nie dotykaj mnie! – uderzył mnie szybko wstając jednak po chwili się uspokoił, wyglądał jakby się czegoś bał – Czemu to zrobiłaś… Yuri.
- Już Ci powiedziałam – uśmiechnęłam się – Braciszku, ty mnie nigdy nie zostawisz prawda? Obiecujesz?
Przez chwilę jakby się zastanawiał, jednak ostatecznie przytaknął. Zaśmiałam się cicho kładąc zakrwawiony nóż na szafce. Po tym wszystkim, najzwyczajniej w świecie oznajmiłam, że idę spać. Chłopak nic na to nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w podłogę z nieobecnym wyrazem twarzy. Położyłam się w jego pokoju, mając nadzieję, że do mnie przyjdzie. Zasnęłam, jednak obudziłam się może po dziesięciu minutach, słysząc głośny trzask drzwi. Zerwałam się z łóżka przestraszona, wzięłam szybko nożyk i wybiegłam z domu zaczynając płakać. Czemu on wyszedł? Przecież mówił, że mnie nie zostawi! A może zwyczajnie poszedł na zakupy, ale zorganizować pogrzeb rodzicom? Przecież tak się postępuję z tymi, którzy umarli. Przez jakąś godzinę, błądziłam po ciemnych uliczkach miasta, w poszukiwaniu mojego starszego brata. Kiedy wreszcie mi się to udało, walił pięścią w ścianę jakiegoś budynku. Ze zdartej skóry, skapywała krew.
- Braciszku! Znalazłam Cię! – wykrzyknęłam uradowana jednak kiedy zobaczyłam jego zaczerwienione oczy, na chwilę się zatrzymałam
- Odejdź! Już Ci mówiłem! – podniósł z ziemi jakąś cegłę, po czym rzucił nią w moim kierunku
Oberwałam w ramię, jednak nawet nie drgnęłam. Zmrużyłam oczy, po czym zacisnęłam palce na małym uchwycie nożyka. Błyskawicznie znalazłam się obok mojego brata i wbiłam mu sztylet w udo. Chłopak krzyknął z bólu i upadł na ziemię, starając się zatrzymać krwawienie. Słabo to widzę, umiem trafić w dobre miejsce, tak łatwo tego nie zatamuje. Kiedy tak leżał i płaszczył się przede mną, uklękłam obok niego i złapałam go za włosy.
- Zapytam jeszcze raz, zostaniesz ze mną?
Zaczął energicznie potakiwać głową, a z oczu leciały mu łzy. Zaśmiałam się głośno po czym poderżnęłam mu gardło.
 To wszystko było już tak dawno temu, tak dawno... że nie do końca pamiętałam już twarze moich rodziców. A może po prostu nie chciałam pamiętać? To by było bardziej możliwe. Bo w sumie, w ciągu 6 miesięcy ciężko jest chyba zapomnieć twarze własnych rodziców. No w każdym bądź razie, trzeba być mną. Siedziałam tak na łóżku, tuląc do siebie czaszkę swojego brata. Ci ludzie, którzy tutaj mnie przyprowadzili, chcieli mi ją zabrać ale im nie pozwoliłam. Ostatecznie mogłam ją tutaj zatrzymać i dobrze, bo bez niej bym się zabiła. Zawinęłam ją w kawałek pokrwawionej szmatki [to w nią zawinęłam głowę, kiedy była świeżo po odcięciu] i wsadziłam na dno drewnianej skrzynki. Raczej nikomu nie chciałoby się wywalać tony ubrań, żeby dotrzeć do czaszki. Zresztą i tak nikt nie wiedział, że mam tą czaszkę. No za wyjątkiem ich... ale oni tutaj nie przyjdą. Kiedy zamknęłam już skrzynkę na kluczyk, który wsadziłam sobie do stanika [kto go wyjmie? hehehe] wyszłam z mieszkanka, z szerokim uśmiechem na twarzy. Co prawda nie byłam aż tak obeznana w tym miejscu, więc nie zamierzałam się zbytnio oddalać od budynku w którym teraz mieszkałam. Kiedy tylko wyszłam z klatki, zobaczyłam czarnego kruka, siedzącego na drzewie. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, tak że aż mnie za szczypały policzki po czym rzuciłam w jego skrzydło nożykiem. Zwierze żałośnie zakraczało i upadło na trawę. W malutkim podskoku znalazłam się tuż obok niego, cicho chichocząc.
- Biedactwo, pozwól, że Ci... pomogę! - zaśmiałam się wyciągając z jego skrzydła nóż i wbijając go kilkakrotnie w to samo skrzydło. 
Już miałam zacząć uszkadzać drugie skrzydło ptaka, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Wykrzywiłam lekko się z bólu i obrzuciłam tą osobę nienawistnym spojrzeniem, wypuszczając z ręki sztylecik.

(Ktoś? ;3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope