wtorek, 15 grudnia 2015

[Team 1] Od Grimmjow'a - C.D Vanilli

Pamiętam niegdyś słowa ojca: „Nie pomagaj znajomym, bo źle na tym do chuja wyjdziesz”. Przecież ona mogła zginąć, a on nawet o tym nie wiedział, ale nie, po co mi dziękować, skoro można ochrzanić. W życiu już nie zdecyduje się na taką pomoc. A Heaven? Tak naprawdę rozumiałem jego niezłomną miłość do Vanilli, ale mogli już sobie darować te nieoczekiwane spotkania. Mimo mojego dzisiejszego pozytywnego podejścia (o zgrozo), w oczach mężczyzny dostrzegłem ledwie skrywaną gwałtowność. Nawet się nie zdziwiłem, gdy przygwoździł mnie do ściany obok. Tylko westchnąłem ciężko.
 - Chłopie, ja cię lubię, ale musisz nad sobą popracować i zauważyć swojego wroga, którym być może w tym momencie jestem, ale gdy patrzysz na mnie z tego kąta to i Vanilla powinna nim być - stwierdziłem, nie spuszczając z niego oka.
 Jego zmarszczone brwi mówiły wszystko, na przykład to, kiedy wypada moja data śmierci. Rozumiem, że mógł się czuć sprowokowany moimi słowami, bo w końcu dotknąłem (uratowałem) jego dziewczynę, ale to świadczy tylko o tym, że nie chciałem źle, bo tak to dawno stałoby się coś więcej.
 - Dawaj, walnij mnie - puściłem mu oczko pewny siebie. - Uratowałem Vanillę, a ty mi przywalisz. Wolałbyś żebym widział jej śmierć, czy majtki? Mogłem ją tam zostawić - parsknąłem.
 - Nie zrobiłbyś tego... - mimo że coś tam mamrotał pod nosem, musiał być nieźle zdenerwowany.
 - Zastanów się, zanim zrobisz coś, czego nie chcesz. Chyba, że chcesz to droga wolna, ale wiedz, że nie zapomniałem tego, co stało się na Bitwie Grupowej. Przez swoje pochrzanione nerwy skrzywdziłeś kogoś, na kim ci zależało. A ja wtedy bym jej nie pomógł, ale martwiłem się o Twoje cholerne życie tutaj... - warknąłem, oczywiście zmyślając te stronę o tym, że nie pomógłbym Vanilli. No może zwykle jestem chujem, ale na śmierć nie zamierzam patrzeć. Nie wiem, czy Carter się zmienił, ale wyglądał mi na spokojniejszego... Lata mu pomogły? Jest progres, bo jeszcze mam czystą buźkę.
 - Chyba naprawdę powinni wsadzić was do jednego Teamu... Same problemy - klepnąłem się w czoło. - Kiedyś byliśmy w jednej drużynie... gdybym tam zrobił to, co teraz to miałbyś prawo mnie zabić, ale role się zmieniły. Nie na wieczność, tylko na chwilę, chłopie - westchnąłem.
 - Nie zabiłbym cię, bo to ja bym był przy niej - powiedział, w końcu mnie puszczając.
 - Proszę, proszę. Odezwał się - wyszczerzyłem się. - Twój team na pewno nie będzie zadowolony z Twojego odejścia... Masz szczęście, że jeszcze nie posądzają cię o współpracę z wrogiem, bo przecież wiedzą do czego jesteś zdolny w miłości do Vanilli. Och, jakie to słodkie i wzruszające - westchnąłem.
 Przyznam... Lubię walczyć i nie kryje się z tym, ale w tym przypadku czułem, że to tylko pogorszy sytuacje, w której się znaleźliśmy. No i mimo wszystko potrafię wyczuć, jaką i kto ma nade mną przewagę. Oczywiście nie pomijałem sytuacji, że to jednak on zdecyduje się nagle rozpocząć walkę, dlatego byłem przygotowany jak nigdy wcześniej.

< Heaven? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope