Przyglądał się towarzyszkom uważnie. Początkowo podążał za nimi, plan
wydawał się pozornie dobry. Ale wrogowie nie byli idiotycznymi
przeciwnikami z gier, nie było ich tak łatwo oszukać, zbyt wiele rzeczy
mogło pójść nie tak. Chociażby przykładowo mogli chodzić w grupie, dużej
i zwartej, a jeśli ktoś by ich zauważył, w budynku byliby łatwym celem.
Jeśli skorzystaliby z mocy znaczniejszych, niż te, którymi dysponowali,
a właściwie nie miał bladego pojęcia, jakimi dysponowali.
- Jestem Daniel - powiedział nagle, a wszyscy obrócili się na kilka sekund w jego stronę.
Wtedy,
z czystego odruchu, wyjął zza pleców broń i zważył ją, a jego twarz
wykrzywiła się z niechęcią. Odłożyć ją do środka i pomyślał o Arcanie,
nie aktywując jej jednak. Mógł chwilę zaczekać, właściwie nigdzie mu się
nie spieszyło. Zadrżał, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje. To
jednak może być ten moment. Przygryzł wargę i szybko się namyślił.
Oparł broń o ścianę i spytał:
- Nie uważacie, że lepiej byłoby wysłać kogoś na zwiady? Na przykład kogoś, kto niezbyt rzuca się w oczy?
Tak,
to był idealny moment na zrobienie tego, co zamierzał od dłuższej
chwili. Tak jak miał to w zwyczaju, nie przytrzymał swojej karty mocno, a
zaledwie musnął ją, co wystarczyło. Tak ulotny dotyk w zupełności
wystarczał, by uczynić jego ciało tak ulotnym. Uniósł ledwo zauważalnie
jeden kącik ust, czując, jak nagle traci wagę. Jak znika przy tym
większość jego trosk; teraz liczyła się odrobina zabawy i nieuszkodzenie
się przy tym. A jednak wiedział, że nie będzie łatwo. Mimo wszystko,
zamierzał się postarać. Postarać się wygrać. Choć już lewitował kilka
centymetrów nad ziemią, uniósł się właściwie do sufitu.
- Broń... Też
raczej mi się nie przyda. Z tym - Z tymi słowami na jego dłoni pojawił
się srebrny krąg - jestem bardziej obeznany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz