Z chwilą gdy po raz drugi pochyliłem się, aby pocałować Vanille, byłem pewny, że ponownie mnie zatrzyma. Nie stało się tak jednak, wręcz przeciwnie - dziewczyna przyłączyła się do namiętnego choć niezwykle delikatnego pocałunku. Chciałem objąć ją w pasie oraz unieść nieznacznie do góry jak to miałem w zwyczaju, ale Sigma uniemożliwiła mi to, kładąc rączki na moim torsie. Zachowała się, jakby w dziwny sposób odczytała moje zamiary. W dalszym ciągu nie odrywając się od jej malinowych ust, ułożyłem dłonie na ramionach dziewczyny. Począłem zjeżdżać nimi kolejno na łopatki, a potem na lędźwia, a znalazłszy się na lędźwiach, idealnie nad pośladkami, oderwaliśmy się od siebie. Popatrzyłem na nią trochę niepewnie, szkarłatne oczy błysnęły pożądaniem, ale też czymś czego nie potrafiłem bliżej określić. Patrzyłem na nią w pytający sposób, wyrażający prośbę o pozwolenie (nie chciałem przecież oberwać w pysk ;v). I chociaż blondynka odpowiedziała uśmiechem na pełne zniecierpliwienia spojrzenie, nie odważyłem się usadowić dłoni tam gdzie przed chwilą samoistnie zjeżdżały. Wciąż targany negatywnymi emocjami znad plaży, czułem pewne zmieszanie oraz wstyd patrząc Vanilli w oczy - skąd mogłem wiedzieć, czy aby na pewno nasza kłótnia dobiegła końca? Może chowa urazę gdzieś głęboko w sobie tak, że nie byłem zdolny jej dostrzec. Chociaż zapewniała o nieprawdziwości tychże podejrzeń, to nadal czułem się winny jej łzom oraz smutkowi - nawet, jeżeli nie byłem w pełni świadomy tego, iż ją ranię. Mój dobry humor niespodziewanie i bezpowrotnie się ulotnił. Uśmiech zniknął z jeszcze lekko zarumienionej twarzy, wypisany na niej wyraz bezradności pojawił się wbrew woli właściciela. Rzuciłem Atshushi przepraszające spojrzenie, po czym spocząłem na łóżku przejeżdżając beznamiętnie palcami po srebrnej czuprynie.
- Heaven... - westchnęła, wyraźnie zmęczona już całą tą sytuacją - Mówiłam ci już, żebyś się tym nie zadręczał. Przed chwilą o tym rozmawialiśmy.
- Wiem, ale... - odwróciłem na sekundę wzrok tylko po to, by ponownie wlepić je w niedawno rozpromienione od uśmiechu oblicze Sigmy - Tam na plaży... kiedy przedstawiłaś to w taki sposób jak to widzisz... Zrozumiałem, że naprawde potraktowałem cię jak rzecz. Wiem, że temat powinien być już dawno skończony, ale chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. Obiecuję, że będe się pilnował i już nigdy nie pozwolę, żebyś płakała z mojej winy. - Pośpiesznie uniosłem się z siedziska, uderzając prawą ręką lewą pierś, by nadać swym słowom wiarygodności.
Starałem się, by brzmiały jak najbardziej prawdziwie - koniec końców były najszczerszymi wyrazami, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem do kogokolwiek.
- Ty naprawde jesteś idiotą, Heaven. - zaśmiała się, widząc jak bardzo jestem zdeterminowany. - Chyba wejdzie mi w nawyk nazywanie cię tak.
Wzruszyłem ramionami i sam uśmiechnąłem się, widząc ją w lepszym humorze.
- A teraz naprawde bym coś zjadł. Może ci coś przygotować, moja Piękna? - zaśmiałem się jak prawdziwy kelner i podrywacz w jednym.
Vanilla popatrzyła na mnie z politowaniem, a potem tak jakby jej mina zmizerniała. Z pewnością przypomniała jej się sytuacja z przygotowywaniem naleśników, w której poniosłem żałosną klęskę. Udałem, że nie rozumiem jej reakcji na wypowiedziane nań słowa, oparłem rękę na biodrze sam nie wiedząc jak się teraz zachować.
- Może tej nocy sobie darujemy kolację, mój kucharzu.
Kiwnąłem głową, doskonale zdając sobie sprawę ze swych żałosnych, kulinarnych zdolności. Kolejna rzecz do poprawy.
<Vanilla?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz