czwartek, 2 kwietnia 2015

[Team 2] Od Rosie - C.D. Heaven'a

Spojrzałam na chłopaka zmartwionym wzrokiem. Musiał utrzymywać naszą drużynę w jedności, a to musiało być bardzo trudne. Aki cały czas się wyrywał i próbował wkurzyć Heaven’a. Chyba nie specjalnie zwracał na to uwagę. Przyspieszyłam trochę kroku i teraz szłam obok niego. Smutno mi było, że musi mieć wszystko na głowie. Chciałabym mu jakoś ulżyć. Chłopak wpatrywał się przed siebie zdenerwowanym lub zirytowanym spojrzeniem. Ciężko było to ocenić. Położyłam delikatnie dłoń na jego ramieniu przy czym wyrywałam go z zamyślenia. Odwrócił do mnie głowę z pytającym spojrzeniem. Nieśmiało, lecz ciepło uśmiechnęłam się do niego. Nie umiałam zbytnio pocieszać ludzi. Chłopak z początku tylko mi się przyglądał, ale po chwili leciutko uniósł kąciki ust. Od razu zrobiło mi się tak miło. Przypadkowo spojrzałam mu w oczy przez co przeszedł mnie lekki dreszcz. Jego czerwone tęczówki były dosyć straszne i nie byłam jakoś specjalnie do takich przyzwyczajona. Odwróciłam głowę i zwolniłam trochę tak, aby znowu być bardziej z tyłu. Chłopiec ponownie zaczął się wiercić.
- Puść mnie wreszcie! Już nic jej nie zrobię! - wykrzyczał wyraźnie poirytowany
Kapitan westchnął tylko i odstawił dzieciaka na ziemię. Za nim się spostrzegł Aki podbiegł do mnie kurczowo łapiąc się mojej ręki. Nieźle się zdziwiłam szczerze mówiąc, ale zapewne ma jakiś plan. Heaven już miał go z powrotem podnieść, kiedy ten schował się za mnie.
- Przecież nie robię nic złego - powiedział, choć ja wyczułam w tym nutę ironii
Bez większego zastanowienia ruszyliśmy dalej. Chłopiec cały czas trzymał mnie za dłoń. Ściskał ją niezmiernie mocno, ale nie chciałam po sobie tego pokazywać. Nagle coś mignęło nam przed oczami. Dwie postacie. Z prawej wyłoniła się jedna, a z lewej druga. Zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Po krótkiej naradzie ja z Akirą udałyśmy się za jedną, a chłopacy za drugą. Byłam niemalże w stu procentach pewna, że to pułapka, lecz nikt nie chciał mnie słuchać. Z niechęcią przemierzałyśmy uliczki w poszukiwaniu tej osóbki. Droga zawiodła nas pod jeden z wyższych budynków. Tam postać pokazała nam się bezpośrednio. Uśmiechnęła się szyderczo, po czym tak jakby się rozpłynęła w powietrzu. Obydwie nieźle się zdziwiłyśmy. Nagle dały się słyszeć jakieś odgłosy walki. Czym prędzej wspięłyśmy się na budynek. Z jego dachu było widać większość miasta w tym także tuczące się osoby z naszej grupy i rywali. Przyjrzałam się im dokładniej, a dziewczyna rozejrzała się po okolicy. W pobliżu nie było żadnej innej drużyny. Na polu walki zauważyłam Heaven’a, Riuki’ego i… Cinię. Dalej pałętał się Aki, a jakaś para z przeciwnej drużyny chyba go szukała. Jak można się spodziewać nie specjalnie im szło. Ukucnęłam pod murkiem tak żeby mnie nie zauważyli i zaczęłam szybko przeglądać informacje o grupach. Team 4.. 3… O, pierwszy. Skład idealnie się zgadzał. Akira doglądała spraw w walce, a ja rozglądałam się po pobliskich budynkach. W sumie jakbym zeszła na niższe piętro to mogłabym bez problemu dostać się w ich pobliże. Pozostała dwójka polująca na chłopca to Mei i Vincent. Nagle dziewczyna złapała mnie za ramię. Aki trzymał w ręce swojego pluszaka ze złowieszczym uśmiechem na twarzy idąc na spotkanie tym dwóm osobą. Och.. już im współczuje. Ustaliłyśmy z dziewczyną, że jeżeli coś się będzie dziać ma dać mi znak gwiżdżąc. Zbiegłam cicho niżej, a raczej zeskoczyłam po sypiących się schodach, po czym długim, lecz zwinnym susem wyskoczyłam na dach konstrukcji. Niemalże dotykała ona ściany, więc nie musiałam się zbytnio martwić, że spadnę. Chodząc przykulona cały czas zbliżałam się do Areny. Po krótkiej chwili chowałam się za kominem oglądając wszystko z góry. Chłopiec chyba się wkurzył, bo puścił swoją zabawkę na ziemię, a ona.. sama się podniosła i ruszyła przed nim. W sumie to nie znałam jakoś specjalnie jego Arcany. Spojrzałam w dół i zauważyłam porozcinanego i zakrwawionego kapitana mojej drużyny. W sumie każdy z nich był zakrwawiony, a w tym Cinia.. tak bardzo chciałam jej teraz pomóc. Gdyby nie te durne drużyny rzuciłabym się jej na ratunek. Po chwili wszyscy opadli z sił, a to było dość dziwne, bo to była nierówna walka. Dwóch na jednego, ale cóż nie miałam na to wpływu. Riuki niemalże wykończył Heaven’a, który z trudem utrzymywał otwarte oczy. Sam chłopak upadł na kolana, lecz Cinia go podtrzymała. Pomogła mu wstać i przenieśli się gdzieś dalej. To był mój moment. Zeskoczyłam na ziemię i najciszej jak umiałam zbliżyłam się do kapitana. Był wykończony, ale nie dziwę mu się. Uklękłam delikatnie oglądając jego rany. Było kiepsko, ale w większości to wina wykrwawienia. Nagle usłyszałam pisk i walący się budynek. Niezłe moce ma ten Aki. Powoli spacerowym krokiem wrócił do nas lekko ubrudzony krwią na twarzy i ubraniu ciągnąc maskotkę za sobą. Podniosłam rękę do niego, a on chyba zrozumiał. Wyjął ten nóż co wcześniej i cisnął nim we mnie. No muszę przyznać, że ładnego ma cela. Ostrze delikatnie przejechało po skórze mojej szyi, lecz nie wbiło się głęboko. Poleciało tylko kilka kropli krwi. Wyjęłam nóż ze ściany, w którą się wbił i rozcięłam koszulkę chłopaka. Tak wiem, że to jest strasznie dziwne, ale tylko tak go uratuję. Przyłożyłam swoje lodowate dłonie, do jego rozgrzanej i pociętej klatki piersiowej. Przymknęłam oczy i moc zaczęła działać. Krew w jego ciele regenerowała się, mięśnie powracały do normalnego stanu, a rany goiły się. Zajęło mi to dłuższą chwilę, bo chyba z 20-30 minut. Widocznie miał bardzo rozległe rany. Co prawda jeżeli chce utrzymać efekt musi się jeszcze oszczędzać z 10 minut, ale powinien dać sobie radę. Gdy otworzyłam oczy napotkałam się z jego zdzwionym spojrzeniem. W sumie nie dziwię mu się, bo coś takiego było bardzo krępujące. Odsunęłam się od niego i opadłam na ziemię. Byłam wyczerpana, bo zużyło to dużo mojej mocy, lecz tylko na chwilkę. Niech dadzą mi odpocząć, a zaraz będzie dobrze. Muszę tylko złapać oddech. Akira pomogła mi utrzymać się w pozycji siedzącej, a ja delikatnie, wręcz niewidocznie, uśmiechnęłam się by móc jej jakoś za to podziękować. Miałam nadzieje, że nasz kapitan czuje się teraz lepiej.
- Leż jeszcze chwilkę. Efekt musi się utrwalić - wyszeptałam słabym głosem spoglądając na niego zmęczonym spojrzeniem
Powoli wracały mi siły, ale to potrwa jeszcze krótką chwilę.
(Moja drużyno?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope