środa, 24 czerwca 2015

Od Natsume – C.D Bishie


 Kiedy dziewczyna zniknęła w budynku, jeszcze przez jakiś czas przypatrywałem mu się z tym rumieńcem. Nie do końca potrafiłem do siebie przyswoić co teraz się stało, chociaż czemu ja się tym tak przejmuję. To tylko zwykły całus w policzel, muszę ochłonąć. Westchnąłem przeczesując palcami swoje blond włosy, które teraz opadły mi na oczy. Powoli zacząłem kierować się w stronę swojego apartamentu, po drodze wpadając na Vanillę. Jako iż ta dziewczyna o twarzyczce laleczki byla moim Kapitanem, musiałem tak przy okazji zdać raport z całego dnia. Oczywiście obejmowało to kwestie mniej z mojego życia wzięte, opowiedziałem tylko o małej sprzeczce zwykłych Arcan. Kiedy powiedziałem jej wszystko lekko się skłoniłem i odszedłem w swoją stronę. Zupełnie jak na spowiedzi, teraz jednak pozostało mi czekać tylko na kazanie. Ledwo wszedłem do mieszkania i już zobaczyłem tego cholernego kota.
 – Nie za bardzo masz zadowoloną mordkę? A raczej miałeś, czuję to po twojej aurze.
 – Nie? A nawet jeśli, to nie twój interes Madara.
 – Okej, okej… ale może to ma związek z tą dziewczyną? A wiesz, że takie sprawy mnie ciekawią.
Spojrzałem na Madarę morderczym wzrokiem, po czym znakiem rozkazałem mu odejść. Zmrużył oczy cicho prychając i rozpłynął się w powietrzu. Czemu ten wstrętny kocur wtyka swój mały nochal w nie swoje sprawy? Poza tym nie wiem nawet o co mu chodzi i czym się tak ekscytuje. Zdjąłem bluzę i bezceremonialnie rzuciłem ją na krzesło, totalnie nie przejmując się bałaganem. Jutro się posprząta, teraz idę już spać. Szybko wziąłem prysznic, myjąc każdą część swojego ciała i przebrałem się w czystą nienoszoną koszulkę i parę spodenek. Przed snem musiałem jeszcze zrobić parę rzeczy. A mianowicie postawić sobie obok łóżka szklaneczkę wody i wyjść na balkon. To drugie było w sumie ważniejsze. Oparłem się o barierkę, może trochę zbytnio się wychylając, nie powinienem wypaść a w razie czego po prostu odratuję się dzięki Arcanie. Przez jakieś kilkanaście minut stałem na zimnie, wpatrując się we wszystko co było na dole. Może i nie było tutaj wysoko, ale i tak czułem się w tym miejscu lepiej niż w jakiejkolwiek części swojego apartamentu. Uśmiechnąłem się lekko i wreszcie postanowiłem wrócić do ciepłego wnętrza swojego mieszkania.
 Rano obudziłem się z niesamowitym katarem, no bo dlaczego by nie. Chyba jednak pokarali mnie za to siedzenie po prysznicu na balkonie i to w dodatku późną jesienią. Wziąłem jakieś lekarstwo na przeziębienie, popijając wodą z nocy. Cud że miałem tylko katar, ostatnio miałem też gorączkę i ból gardła no i nie zapinajmy o kaszlu i bolących uszkach (katar również był obecny). Więc nie mam w sumie nawet na co narzekać, dzisiaj jestem zdrowy! Spojrzałem na zegarek zawieszony w moim pokoju, wskazywał godzinę 8:43 no troszkę sobie pospałem...troszkę za dużo. Ale jeśli na to spojrzeć z innej strony, nadal mam dużo czasu do spotkania z Bishie. Mogę na luzie wykonać swoje codzienne powinności. Czyli ogarnięcie się, pooglądanie telewizji i nudzenie się przez cały poranek. Kiedy przygotowałem się do jakiegokolwiek stanu użytkowania (nie wyglądał jak wyjęty ze śmietnika) i włączyłem telewizje na jakimś filmie akcji, ktoś musiał zakłócić mój spokój. Ktoś, czyli zdenerwowana Vanilla.
 – Natsume nic nie robisz w naszym oddziale, weź ty w końcu coś zrób.
 – D-dobrze no ale co? - zapytałem cicho, zrobiło mi się troszkę głupio.
 – Na dobry początek? Wyjdź z domu! – krzyknęła i trzasnęła na pożegnanie drzwiami.
Co ona za matke mi robi? Tak się składa, że mam już plany na dzisiaj i Pani Kapitan nie musi mi mówić co mam robić. Chociaż to miłe, że interesuje się moim marnym żywotem. Ubrałem się w coś wyjściowego (bez szału naturalnie XD) i przed wyjściem wysmarkałem się i tak biorąc ze sobą malutkie opakowanie chusteczek. Do Bishie nie miałem wcale daleko, więc po piętnastu minutach byłem już pod jej drzwiami. Zapukałem i wcale nie musiałem czekać długo, aż niska dziewczyna otworzy mi drzwi.
 – Nie sądziłam, że przyjdziesz tak szybko?
 – Cześć, no faktycznie nieco się pospieszyłem…

(Bishie? Sorki, że takie marne, następnym razem bardziej się postaram.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope