czwartek, 18 czerwca 2015

[Team 2] Od Heaven'a - C.D Grimmjow'a

Nie dość, że Vanilla jest na mnie zła (wściekła) i byłem załamany całą obecną sytuacją to jeszcze do tego Grimmjow musiał się wtrącić i mi przywalić. Mimo wszystko przyjąłem jego cios ze spokojem: nie miałem dłużej ochoty walczyć z kimkolwiek. Popatrzyłem na niego smutno – w moich  oczach nie było już gniewu tylko zdziwienie i czyste rozczarowanie. Tak, byłem cholernie zawiedziony sobą, bo odkąd tylko postawiłem stopę na tej przeklętej Arenie zdążyłem prawie zabić dwie osoby i zranić jedną, dla mnie najważniejszą. Chciałem podejść do Vanilli, przeprosić, powiedzieć cokolwiek... ale teraz nie miałem odwagi. Dlaczego denerwowałem się praktycznie bez większego powodu?! – na to pytanie nie potrafiłem samodzielnie znaleźć odpowiedzi. Być może taki już mój los spowodowany przez moc Naturalnej Arcany...
- Nie wiesz, że tak się nie traktuje kobiet? Jeżeli ty się nie potrafisz nią zająć zaraz ja zrobię to za ciebie. I ostrzegam, że tym razem nie żartuje.
I rzeczywiście, niebieskowłosy wcale nie wyglądał jakby nie mówił poważnie, wręcz przeciwnie: ton jego głosu był niezwykle szczery i dobitny. Chyba jeszcze żadne słowa nie dotarły do mnie z tak zawrotną szybkością. Zerwałem się na równe nogi, łapiąc mężczyznę za krawędź mokrej od wody koszulki.
- Spróbuj ją tylko dotknąć, a rozwalę ci łeb. – warknąłem, sam nie wiedząc dlaczego ponownie wybucham.
Złość ponownie aż się ze mnie wylewała. Grimm jednak nic sobie z tego nie zrobił: zmarszczył jedynie brwi i spuścił nieco ogon ku dołowi. Walnął mnie w twarz jeszcze raz, tym razem mocniej. Tak, żeby dotarło już na zawsze.
- Nigdy nie podnoś ręki na kogoś, kto stara się tobie pomóc. A już tym bardziej nie na członków swojego Team’u, Panie Kapitanie.
Spiorunował mnie wzrokiem tak, że przez chwilę poczułem się naprawde malutki. Spuściłem głowę, nie chciałem na niego patrzeć. Byłem wykończony trwaniem z lodowej klatce Inoue, gdybyśmy się pobili jakimś cudem to teraz z pewnością nie miałbym żadnym szans. Spojrzałem smutno w stronę płaczącej parę metrów dalej Vanilli: wziąłem głęboki wdech i pełem obaw, niepewnym krokiem podszedłem do dziewczyny. Zignorowałem przy tym swojego towarzysza, ale chyba zrozumiał co zamierzam, dlatego nie zatrzymywał mnie już dłużej. Po prostu stał i obserował z daleka, aby w razie czego zadziałać.
Blondynka pomimo tego, że usłyszała mnie już na samym początku to jednak nie zamierzała się odwrócić. Ostrożnie położyłem dłoń na jej ramieniu, ale zostałem natychmiast odepchnięty.
- Odejdź. Zostaw mnie w spokoju. – powiedziała, wycierając mokre policzki wierzchem dłoni.
Nie posłuchałem, tylko usiadłem na skale naprzeciwko niej. Zastanawiałem się przez chwilę co moge powiedzieć.
- Chciałem cię przeprosić: za wszystko. Wiem, że czasami zachowuje się jak egoistyczny przyjeb i wydaje się, jakbym miał wszystko w dupie, chociaż tak nie jest. Prawda jest taka, że nie potrafię zrobić nic, aby zmienić się na lepsze – nie mam pojęcia CO powinienem zrobić, żeby gniew nie przejmował więcej nade mną kontroli. Wiem, że pomagałaś mi sobie z tym poradzić naprawde wiele razy i bardzo ci za to dziękuje, docieniam to, ale... Nie wiem czy to w ogóle możliwe, żebym zapanował nad tym całkowicie. Nawet, jeżeli mnie teraz nienawidzisz i zapewnie mi teraz nie uwierzysz to jednak wiedz, że bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza, nie chce cię stracić.
To była najgorsza sytuacja, w której mogłem jej to powiedzieć. Lecz teraz nie miałem zbytniego wyboru. Chciałem jej jedynie pokazać, że nie krzywdzę jej dla własnego kaprysu: po prostu nie radzę sobie ze sobą. Miałem nadzieję, że to zrozumie, a jeśli nie: będe próbował tak długo aż wreszcie to zrobi.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope