sobota, 1 sierpnia 2015

[QS Mistrz Gry] Od Bonniego



Bonnie szedł w kierunku tych przebrzydłych ludzi po woli, mimo że nie czuł bądź myślał wiedział iż chce ich zabić. Za wszelką cenę ukatrupić, zniszczyć, żeby ich ciała zgniły pod tymi cudownymi gruzami. Wystawił w ich kierunku jęzor i machnął nim kilka razy, metalowy bicz wił się niczym wąż odbijając światło słoneczne. Wyraźnie się uśmiechał. Czuł jak wzbiera w nim moc i wiedział jak jej użyć, aby zadać jak najwięcej bólu swoim ofiarom. Nie myślał racjonalnie..No dobra, raczej w ogóle nie myślał. Miał ułożony plan w tej swojej metalowej obudowie zwanej głową, a może zalążek tego co ma się stać. Chęć mordu była większa niż mógł to sobie wyobrazić (a nie mógł wcale).  Przyspieszył kroku wreszcie przechodząc do biegu, skoczył w kierunku grupki osób, rozpierzchli się we wszystkich kierunkach jak małe myszy, szczury, szkodniki. Bonnie przesunął swoim morderczym spojrzeniem wypatrując jakiegokolwiek ruchu. Zauważył. Oblizał metalowe zębiska, a potem ruszył w  kierunku tak wspaniałego widoku. Zazgrzytał zębami wzbudzając jeszcze większy strach wśród swoich ofiar. Chmura dymu rozwiana przez wiatr nie stanowiła już dla niego problemu. Zaczął na nowo szukać obiektu bardzo ruchliwego. Wreszcie go zobaczył, ruszył z miejsca niczym błyskawica. Bardzo szybko dotarł do nowego celu. Zanim ta..Dziewczyna? Zdążyła się odwrócić już byłą w uścisku wielkich metalowych dłoni. Próbowała się wyrwać, jednak Fioletowy zacisnął mocniej palce. Gdyby mógł wykrztusić z siebie chociaż słowo..Gdyby mógł nie byłoby ono pozytywne. Wreszcie dziewczyna o złotych lokach zrobiła coś niespodziewanego. Krzyknęła ostatkiem sił, a wtedy ktoś z bardzo dużą siła uderzył w bok Mechanicznego Królika. Przesunął się on o jakiś metr ze swojego poprzedniego miejsca wypuszczając dziewczynę z rąk. Jak jakąś kruchą filiżankę. Popatrzył na napastnika i zazgrzytał zębami wytwarzając przy tym iskry. Mężczyzna o srebrnych włosach popatrzył na niego z lekkim uśmiechem, a potem ukucnął obok dziewczyny i podniósł ją. Odszedł w pył, Bonnie obserwował go z zaciekawieniem, jednak nie trwało ono dłużej niż minutę czy nawet kilkanaście sekund. Ruszył nagle z miejsca i zaraz „wleciał” w chmurę pyłu podniesioną przez nagłe ruchy i jego i tych wszystkich osób. Wystawił jęzor ponownie, wyglądał jakby badał powietrze w poszukiwaniu zapachów – zupełnie jak wąż na polowaniu. Obrócił głowę z prędkością, której można by było pozazdrościć i ruszył w kierunku zapachu. Wyczuwał lęk przed nim samym. Arcana, którą posiadał w sobie pozwalała mu na bardzo wiele. Że też naukowcy musieli wczepić ją w akurat tego robota. Ponownie zazgrzytał zębami, jednak tym razem było to dłuższe i o wiele głośniejsze niż wcześniej. Porównywalne do pisku jakichś drzwi i zgrzytania tryb w zepsutym mechanizmie. Dym natychmiast zniknął, niebo przybrało nieco ciemniejszy kolor, jednak pogoda nadal była piękna..Jeżeli taką można tak nazwać całkiem czyste niebo i słońce. Bonnie oblizał zęby czując coraz więcej zapachów. Kierował swój wzrok w każdą stronę, przy okazji nasłuchując. Mimo że miał tak zniszczone uszy, coś tam jeszcze słyszał.Może nawet więcej co potencjalny człowiek. Gdy do tych czułych uszu doszedł cichy szmer i dźwięk przesuwających się kamieni pobiegł w tamtą stronę. Kroki stawiał lekko jakby biegł po chmurce albo jakby sam ważył z 5 kilo. Wykonał długi skok w kierunku dźwięku. Uderzył w skałę,następnie oderwał jej kawałek i rzucił tam, gdzie przed sekundą widział jeszcze ruch. Wydał z siebie coś na kształt ryku zdenerwowania pomieszanego z ocieraniem się stali o stal. Wreszcie zauważył kolejną postać. Bawili się z nim w kotka i myszkę, tyle, że jeżeli on zachciałby być kotkiem wszyscy zginęliby na miejscu.Byli na jego łasce..Właściwie to wszyscy w promieniu dwóch kilometrów byli na łasce jego i innych Omicronów. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Dlaczego nie zniszczyli tego wszystkiego? (No ja wam nie powiem.. Ja tylko opowiadam ). Nakierował się na postać,potem przygniótł ją do podłoża.Pochylił się do niej i wystawił jęzor.Gdy dotknął nim policzka ofiary, wiedział już jak ma na imię oraz jakie posiada moce. Haruka..Mężczyzna..Sigma..Wysoka ranga..Jednak nie tak wysoka jak jego. Przycisnął jego twarz mocniej do podłoża,a  ten jęknął cicho z bólu. Bonnie uśmiechnął się szeroko,gdy doszedł do niego ten idealny zgrzyt łamanej kości w ręce tego chłopaka, mężczyzny? Nie liczyło się to. Wreszcie pękła, jak zabawka z plastiku, Haruka krzyknął głośno,a po chwili zamilkł jakby dostał jakiś znak. Mechaniczny Królik zazgrzytał zębami zostawiając swoją ofiarę na pastwę losu.Nie widząc nikogo dookoła poszedł dalej w kierunku kolejnego – jeszcze stojącego, nie tak zniszczonego – budynku. Użył tylko części swej Arcany jak do tej pory, zauważył jak niebo znów się rozjaśnia, a za to „zaraza” przechodzi na wiecznie zielone rośliny. Najpierw spleśniały,potem zrobiły się żółte i zgniły opadając na doniczkę.
(Team 2?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope