niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Cinii - C.D Riuki`ego

Po co ja schodziłam z tej areny, mam za dużo pokładów niezużytej energii. Odsunęłam się od chłopaka, który najchętniej to by mnie teraz chyba zabił. Wróciłam do swojego planu, czyli w ‘’ciszy i spokoju’’ opuścić to pomieszczenie. Wstałam po czym w miarę jak najszybciej wyszłam z mieszkania, mając jak na razie wszystkiego dość. A co on niby może wiedzieć o tym wszystkim… W sumie czemu ja wyszłam? Ostatecznie to było moje mieszkanie, on sobie powinien pójść, zresztą mało istotne, mam to w nosie. Lekko chwiejąc się, zaczęłam wspinać się po schodach na najwyższe piętro, czyli bodajże piętnaste? No troszkę się nachodziłam, tym bardziej, że wszystko mnie bolało i najchętniej to bym sobie usiadła. Kiedy udało mi się już wreszcie dostać na najwyższe piętro, otworzyłam dosyć ciężkie, metalowe drzwi prowadzące na dach. Aż dziwne, że je nie zamykali. Przecież któryś z projektów mógłby mieć jakiś dziwny pomysł i co w tedy? Oparłam się o dosyć niską barierkę, spoglądając w dół, strasznie tutaj wysoko, ale za to ładnie. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym usiadłam na ziemi, spuszczając nogi w dół i zaczynając nimi wymachiwać. Mogę tutaj siedzieć tylko ze względu na to, że jest tutaj spokojnie. Tak jakbym przeniosła się do zupełnie innego świata, porzuciła to wszystko raz na zawszę. Ale w sumie po co to robić? Czy życie nie jest nieustanną grą, która cały czas wystawia nas na różne próby, które czasem wygrywamy, a czasem dzięki przegranej musimy cofać się dwa kroki do tyłu. Pod tym względem, chyba wszyscy jesteśmy dziećmi. No dobrze, chyba już ochłonęłam. Właściwie to nie wiem, czemu tak się zbulwersowałam, ostatnio coraz częściej to robię. Chociaż z drugiej strony, ja lubię się wkurzać i być wredna dla każdego. Tylko dla niego jestem jakimś wyjątkiem… chcieć lub nie chcieć, chyba mu zaufałam i pokazuję nawet niespecjalnie, swoją prawdziwą stronę. Biedną, co chwilę płaczącą Cinię która najchętniej zaszyłaby się w czyimś cieniu i nie wychodziła poza jego granice. Westchnęłam cicho i oparłam głowę o jeden  z prętów barierki, przymykając oczy. Posiedziałam tak sobie jeszcze godzinę, lub mniej na dachu, w każdym bądź razie, dopóki słońce nie zaszło. Po tym czasie, postanowiłam wreszcie się zebrać, ponieważ zaczynało się robić chłodno. Teraz znowu złazić po tych schodach, chociaż w prawdzie schodzi się łatwiej, co nie zmienia faktu, że to i tak dużo do przejścia… Ostatnie schodki pokonując już z prędkością żółwia, w końcu znalazłam się przed swoim apartamentem, zastanawiając się, czy Riuki jeszcze tam jest. Śmiem w to wątpić, chociaż nigdy nie wiadomo. Otworzyłam drzwi, po czym wchodząc do środka prawie się wywaliłam na krzywo ustawionej wycieraczce. Czyżbym była aż tak wkurzona wychodząc, że zrobiłam rozpierduchę w przedpokoju? A w sumie, fakt, było tak… prawie już o tym zapomniałam, chyba coś jest ze mną dzisiaj nie tak i to zdecydowanie. Zdjęłam buty i kopnęłam je gdzieś w kąt korytarza, nie za bardzo przejmując się tym, czy będę miała bałagan, czy też nie. Wchodząc do salonu, poniekąd połączonym z kuchnią, byłam w stu procentach przekonana, że jestem sama. Tak więc pierwsze co zrobiłam to wyłożyłam się na kanapę, przykrywając prawie po same uszy kocykiem.
- Ojej, jednak zachciało Ci się wrócić? – usłyszałam czyjś głos obok siebie, oraz poczułam jak oparcie kanapy lekko się odgina.
Krzyknęłam przerażona, odkopując się spod kocu i lądując z hukiem na podłodze. Widząc lekko poirytowaną minę Riuki`ego, lekko się zarumieniłam, naturalnie z zawstydzenia… żeby nie było. Właściwie to co on tutaj robił? Powinien już sobie pójść i dać mi spokój, czy nie było to jasne? A z jednej strony cieszyłam się, że tutaj siedzi, tak jakoś. Zaczynam się powoli sama siebie nie rozumieć, zupełnie jakbym miała jakieś rozdwojenie jaźni, albo nawet roztrojenie! *jest takie określenie?*
- Dlaczego miałabym niby nie wracać? – westchnęłam zbierając się z podłogi – Poza tym co ty tutaj robisz?
- Mogę sobie iść, jeśli masz odstawiać kolejny teatrzyk – burknął
- Nie odstawiam teatrzyków – prychnęłam – Po prostu trochę mnie poniosło… no i mnie zdenerwowałeś!
- Przestań się wydzierać, łeb mnie już boli od twoich wrzasków…
- No dobrze, już dobrze - uniosłam ręce niczym w jakimś geście obronnym i ponownie usiadłam na kanapie, może tym razem z niej przynajmniej nie zlecę, no byłoby mi miło...

(Riuki? Eeee brak weny ^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope