niedziela, 16 sierpnia 2015

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Przyznaje, że procenty robiły ze mnie bardzo śmiałego gościa, no ale... bez przesady. Z natury nie byłem zboczeńcem i sądziłem, że nikomu to nie przeszkadza. No ale przy Vanilli to moje życie oraz zachowanie wywracają się do góry nogami: ona chce, żebym robił to co ja myślałem, że ona nigdy by nie chciała żebym zrobił…
Nie wyobrażałem sobie siebie w stroju seksiastego gliniarza z domu publicznego, a co dopiero tanczącego na parkiecie... Wbrew pozorom umiałem tańczyć, ojciec mnie tego nauczył, kiedy byłem jeszcze dzieckiem.  Zawsze chciał, żebym chociaż w jednej rzeczy był dobry zamiast w ciągłym spuszczaniu komuś porządnego manta. Tak właściwie to walka była nieodłącznym elementem mojego życia, dlatego bycie delikatnym przysparzało mi naprawde wielu problemów i wiecznie czyniło nieśmiałym bądź zakłopotanym.
- Cały czas się staram. – powiedziałem pewnie, przybierając pozycję zwiastującą gotowość do tańca.
- No to musisz jeszcze bardziej. – odparła, wystawiając mi język i kreśląc palcem linię na moim policzku.
Jakby na zawołanie, na zakończenie naszej krótkiej konwersacji piosenka skończyła się, a następnie rozbrzmiała kolejna, o wiele wolniejsza i przyjemniejsza dla ucha. Poprowadziłem dziewczynę nieco na prawą stronę klubu, a potem zamknąłem oczy, starając się wyczuć rytm melodii i móc znaleźć do niej odpowiednie kroki. Nikt nie wiedział o mojej małej tajemnicy, dlatego tym bardziej byłem szczęśliwy z tego, że wreszcie być może uda mi się zaimponować Vanilli. Z pewnością była przekonana, że zaraz nadepnę jej na stopę, a ona przez tydzień nie będzie mogła chodzić... tak jednak się nie stało. Umiejętnie prowadziłem ją przez piękne takty muzyki, synchronizując z nią moje własne kroki oraz ruchy. Na początku nic nie mówiła, zdawała się podejrzewać, iż moje niesamowite wyczucie co do tańca to jedynie kwestia przypadku.
- Heaven...? – zapytała, zadzierając nieco główkę do góry – Gdzie się tego nauczyłeś?
- Powiem ci wkrótce. – odparłem krótko, nie przerywając ani na sekunde.
Posłałem Atshushi łagodny uśmiech, a potem przyciągnąłem bardziej do siebie. W tamtej chwili na momencik zapomniałem, że otaczają nas ludzie. Nie potrafiłem się powstrzymać jej urokowi i tego jak zdziwiona była tym co właśnie się wydarzyło. Słyszałem tylko jej cichy oddech, prawie niedosłyszalny wśród głośnej muzyki, ale zdołałem wyraźnie usłyszeć jej głębokie westchnienie. Pogładziłem ją delikatnie po włosach, a ona położyła dłoń na moim torsie, powolutku się ode mnie odsuwając. Dostrzegłem zmieszanie jakie teraz wyrażało wzruszone oblicze Sigmy, odwróciła wzrok w innym kierunku, jakby szukając odpowiednich wyrazów na ułożenie treściwego zdania. Pierwszy raz zaniemówiła na tak długo... Nie dziwiłem się: ja sam na jej miejscu nie spodziewałbym się po sobie czegoś takiego. Gdy muzyka przestała grać, wszyscy zaczeli bić nam brawo: zastanawiałem się jak ci ludzie widzą wszystko będąc w takich ciemnościach (ja się nie liczę). Ich głośne pogwizdywania zupełnie do mnie nie docierały, chciałem po prostu wyjść stąd jak najszybciej. Ale nie mogłem przecież zostawić Vanilli, nawet gdybym chciał opuścić teren klubu ona nie pozwoliłaby mi na to ze względu na niepoczytalność Arcany jaką nosiłem wewnątrz. Westchnąłem tylko na własne myśli nie prowadzące do niczego konretnego co zwróciło uwagę dziewczyny.
- W każdym razie... Przemyślałem sprawę z moją propozycją?
- Nawet nie zaczynaj. W życiu tego nie założę bez względu na wszystko.
- A ja myślę, że wyglądałbyś naprawde pociągająco.
- Nie jestem policjantem. Wciskanie się w ciuszki ze spluwami przy pasie pozostawię innym ludziom.
Dziewczyna już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie rozmyśliła się. „Jeszcze cię w to ubiorę, przekonasz się” – to właśnie wyrażał chytry uśmieszek zdobiący dziecięcą, pozornie niewinną twarzyczkę Vanilli. Byłem uparty i zawsze stawiałem na swoim: no chyba, że owa blond istotka była na skraju wytrzymałości psychicznej i planowała zrobić mi krzywdę – wtedy przystawałem na jej propozycję. Tym razem wyraziła się jasno „Nie musisz się zmuszać, Hejfen” tak więc odetchnąłem z wyraźną ulgą. NA RAZIE nie muszę...
[...]
Nie wiem dokładnie jak wiele czasu już tam spędziliśmy, ale po tylu nieprzespanych nocach odczuwałem potężne zmęczenie. Nie fizyczne, lecz psychiczne – wtedy zazwyczaj plątałem się we własnych wypowiedziach i nie za bardzo wiedziałem co robię czy też mówię. Poza raz tysięczny okrążyłem wzrokiem wielką salę stwierdzając, iż nic się w niej nie zmieniło.
- Vanilla, nudze się... – jęknąłem jak małe dziecko, znudzone zakupami ze swoją mamą – Czy naukowcy naprawde nie mają lepszych zadań dla Sigm niż pilnowanie porządku w jakimś przypadkowym klubie?!
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Skoro się nudzisz to idź zatańcz albo siedź tutaj i nie narzekaj. Nie zabrałam cię tutaj dla rozrywki, sam się upierałeś żeby pójść razem ze mną.
Ostatecznie zamknąłem się, krzyżując ręce w obrażonym geście. Pfff... potrzebowałem jakiejkolwiek rozrywki, a bezczynne siedzenie doprowadzało mnie do szaleństwa. Z tego co zauważyłem na zewnątrz już od dawna panował mrok, ale nawet będąc daleko od otwartych na oścież drzwi wejściowych zdołałem ujrzeć mieniące się jasnym blaskiem, gęsto stłoczone na niebie gwiazdy. Wtedy nie wytrzymałem: podniosłem się w krzesła obrotowego, ulokowanego zaraz przy barze i stanąłem naprzeciwko ukochanej. Ta spojrzała na mnie z rozbawieniem: moja skala zniecierpliwienia była o wiele poziomów niższa od jej własnej. Nudziłem się i to sprawiało, że stawałem się drażliwy.
- Mówiłam ci, że mogę wyruszyć poza ośrodek sama.
- Nie opuściłbym cię nawet, gdyby był zmuszony zapuścić tutaj korzenie. W akcie desperacji jestem skłonny chociażby włożyć na siebie te głupie łachmany, w których tak bardzo chciałaś mnie zobaczyć. Może to przynajmniej na trochę pozwoli mi się czymś zająć...
- Nie musisz tego ubierać jeżeli nie chcesz. Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz, Heaven? – westchnęła, zamykając oczy, ale zaraz po tym dodała – I bez tego jesteś wystarczająco pociągający, a kiedy się rozbierzesz to już w ogóle – zachichotała, zakrywając usta dłonią.
Momentalnie moją twarz pokryła intensywna czerwień. Nie mogłem uwierzyć, że powiedziała to przy ludziach. W miejscu publicznym. Dodatkowo ten „komplement” wystarczająco mnie zawstydził, nie wiedziałem czy się cieszyć czy może ukryć się gdzies w kącie mając nadzieję, że nie zauważyła mojego zmieszania (i po co ja się oszukuję, ta dziewczyna ma wzrok sokoła). Już po chwili usłyszałem jej cichy, tłumiony śmiech.
- Nie nabijaj się ze mnie... – burknąłem, próbując udawać obrażonego, ale przecież nie mogłem być zły o coś takiego, tym bardziej że powiedziała coś co jak najbardziej mi schlebiało.
Ehhh... i spróbuj tutaj zrozumieć kobiety...

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope