wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Yuriko - C.D Stein`a

Nadal stałam w tym pokoju w lekkim rozkroku i ciężko dysząc, za bardzo się zdenerwowałam. Klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się i opadała, moje pięści były tak mocno zaciśnięte, że kostki już zbielały. Nadal na niego spoglądałam spod połowicznie zasłoniętych oczu przez moje długie, ciemne włosy. Mógł sobie być teraz ''jednym z nas'' ale nie zmieniało to faktu, że kiedyś był tą kreaturą. Chociaż ta sytuacja poniekąd mnie bawiła. Nie sądziłam, że ci cholerni pinglarze będą w stanie wkopać w taki dołek swojego ''wspólnika''. Czyli nie liczą się dla nich nawet relacje, znajomości... każdego zwalą do tego dołu. A to niby my jesteśmy potworami, chociaż poprawka... ja jestem potworem. Potworem jakim wielu osobą by się po prostu nie śniło, ale znowu nie każdy taki jest. Może faktycznie byłoby lepiej gdybym już sobie poszła? Rozluźniłam się głośno wzdychając, mężczyzna nadal palił papierosa spoglądając na wszystko co rozgrywało się na dole. Czy to naprawdę aż takie ciekawe? Żeby się w łatwy i szybki sposób o tym przekonać, postanowiłam to sprawdzić. Podeszłam do niego z drugiej strony okna, opierając się rękoma o parapet. Wypuścił z ust dym i spojrzał na mnie, z jego wzroku nie dało się wyczytać nic. Przeniosłam wzrok z powrotem na scenerię z dołu. Śnieg już prawie całkowicie zniknął, tak więc ludzie łazili po chlapie która co chwilę rozbryzgiwała się na wszystkie strony, brudziła ich buty, ubrania. Każdemu dokądś się spieszyło, kompletnie nie zwracali na siebie uwagi, całkiem ludzkie zachowania. Próbują naśladować zachowania tych, którzy mieszkają za tą ogromną kopułą. Tam też każdy był obojętny. Po krótkiej obserwacji, stwierdziłam, że są najzwyczajniej w świecie nudni. Wszyscy robią to samo, po prostu idą. Już miałam odejść od okna kiedy do moich uszu dobiegły dosyć głośne śmiechy. Zaintrygowana, chociaż w dosyć niskim stopniu, wychyliłam się troszkę, żeby móc to zobaczyć. Grupka kilku Arcan szła przez uliczki ''miasta'' wesoło chichocząc. Taki troszkę niecodzienny widok, rzadko kiedy nawiązywane są tutaj prawdziwe przyjaźnie... Były naukowiec zgasił papierosa, filter wyrzucił przez okno które po chwili zamknął. Musiałam się odsunąć, żeby nimi nie dostać bo przecież musiał to zrobić bez zapowiedzi. Wylądowałam zwinnie na prawej nodze, dopiero po chwili kładąc lewą na podłogę. Kiedy domknął okno, lekki powiew wiatru rozrzucił moje włosy na wszystkie strony. Przez to wszystko, zrobiło się w tym pokoju zimno.
 - Nie idziesz? - zapytał jakby nagle się orientując, że jeszcze tutaj jestem.
 - Właśnie zamierzałam wyjść... - pomyślałam o moim biednym bracie, który cały dzień musiał przesiedzieć sam w tej starej, drewnianej skrzyni. Aż mi się go zrobiło normalnie żal.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku drzwi. W sumie to mu nie podziękowałam, a przecież powinnam, prawda? Przecież gdyby nie on, najpewniej bym tam zamarzła... chociaż nadal uważam, że po prostu zrobiłam się senna. Dotknęłam chłodnej, metalowej klamki i już miałam wyjść, kiedy zaczęłam się cicho śmiać. Znalazłam się obok niego w przeciągu kilku sekund i chwyciłam go za rękaw białego kitla, zniżając go do swojego poziomu. Przycisnęłam swój policzek do jego policzka chichocząc.
 - Jaki mięciuuutki - odsunęłam się i spojrzałam w jego oczy - Dzię-ku-jeee!
 - Tak, tak, tak. Wiem, że jesteś wdzięczna i w ogóle... ale mam pewne zajęcia - poprawił okulary.
 - A czym takim się niby zajmujesz? - zapytałam włączając swój jakże ukochany tryb ciekawskiej dziewczynki. Teraz nie dam mu spokoju do puki się nim nie znudzę, a na jego nieszczęście trzeba przyznać, że jest dosyć interesującą postacią.
Posłał mi zrezygnowane spojrzenie, ups chyba zacząłam mu już się narzucać.  Wobec tego westchnęłam troszkę zrezygnowana, a szkoda u siebie nie mam co robić.
 - A właściwie to jak się nazywasz? - zapytał sięgając do paczki po kolejnego papierosa, zaraz znowu pewnie otworzy okno.
 - Yuriko Katayanagi, ale możesz mówić Yuri - uśmiechnęłam się ukazując swoje białe kiełki - A co? Zaraz wystukasz mnie w swoim komputerku?
 - Kto wie...
 - A ty jesteś?
 - Stein.
No i koniec bycia spokojnym i w miarę normalnym. Wybuchnęłam głośnym śmiechem uważając, żeby nie upaść na podłogę z tego wszystkiego. A więc jednak, to było zbyt podejrzane, a więc to jednak jest przystojniejsza wersja Frankenstein'a.

(Stein?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope