Spojrzałem pośpiesznie na czarnowłosego chłopaka, który usiadł zaraz
obok. Zamówił dość mozny trunek, co trochę mne zdziwiło. Nie
spodziewałem się, że ktoś taki mógłby w ogóle wypić coś z procentami
(oprócz mleka oczywiście , 2% tłuszczu i te sprawy xd), sam zresztą nie
tykałem alkoholu. Szklankę opróżnił wręcz jednym łykiem, a może dwoma.
Po jakiś paru minutach nieznajomek złapał się za głowę i zaczął lekko
kiwać się na boki, a do tego kaszlał tak bardzo, że ledwo łapał kolejny
oddech. Gościa chyba nieźle siekło, bo nie mógł nawet samodzielnie
wstać. Zrobił się strasznie blady, jego ręce niemiłosiernie się trzęsły.
Kiedy wreszcie zebrał się w sobie i podjął drugą próbę dźwignięcia się z
miejsca, niemal natychmiast stracił czucie w nogach. Zareagowałem
błyskawicznie. Złapałem go w ostatniej chwili, chroniąc tym samym przed
zaryciem jego pięknej główki o podłogę. Pomachałem mu ręką przed twarzą,
a potem delikatnie poklepałem po policzkach. Nie reagował.
- Hej, słyszysz mnie? - zapytałem, potrząsając energicznie ramionami młodziaka.
Patrzył na mnie, ale jego wzrok był nieobecny, tępo wlepiony w przestrzeń przed sobą.
Wtedy przypomniałem sobie jak wczorajszego dnia rozmawiał z kimś przez
telefon. Mógłbym zadzwonić i poprosić tę osobę o odebranie swojego
nieprzytomnego przyjaciela. Ależ ja jestem pomysłowy! Sekundę zajęło mi
znalezienie elektronicznego przedmiotu w kieszeni jego spodni. Już
miałem wybrać numer, kiedy...
"Wprowadź kod PIN"
Niech. Cię. Szlag. Renji!
I co teraz? Przejechałem sobie ręką po twarzy, wzdychając ze złości. Spojrzałem raz jeszcze na niedysponowanego towarzysza.
Nie namyślając się długo, wzruszyłem ramionami, wziąłem bruneta na ręce,
a następnie opuściłem bar. Nie mogłem go tam tak po prostu zostawić,
kiedy inni obojętnie odwracali wzrok. Znaczy... mogłem, ale nie czułbym
się z tym dobrze. Nie był wcale taki ciężki, bardziej martwił mnie spory
kawał jaki miałem do pokonania.
***
Kiedy wreszcie dotarłem do swojego apartamentu, myślałem, że z wysiłku
wypluję nerki i jedno płuco. To były marne dwa kilometry, które biegając
pokonywałem bez większej zadyszki. Ale teraz... z takim ciężarem na
rękach miałem dość. Pierwszym co zrobiłem wchodząc do środka, było
położenie "gościa" na sofie w salonie. Wyglądał jak małe dziecko, które
boi się potworów spod łóżka.
Cały się trząsł, chyba było mu zimno. Wyciągnąłem wielki koc z szafy,
następnie przykryłem nim nieznajomego chłopaka. Nie wiedzieć dlaczego
nie mogłem powstrzymać uśmiechu pojawiającego się na moich ustach.
Chwyciłem jedno ze stojących obok krzeseł, spocząłem przy brunecie.
Znając swoje nocne ataki podczas zasypiania, postanowiłem obserwować go
tak długo ile tylko zdołam.
- Może jutro wyjaśnisz mi to i owo. - szepnąłem, usadawiając się wygodniej na swoim "tronie".
<Renji, uratowałem cię! Ale czy przeżyjesz...? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz