czwartek, 4 czerwca 2015

Od Yuriko - C.D Levi`a

Kiedy mój nowy znajomy oderwał się od ziemi, cofnęłam się kawałeczek do tyłu. Może to był instynktowny odruch na jego komentarz, że zaraz stracę głowę. Szczerze bym w to wątpiła, jednak ostatecznie postanowiłam się wycofać. Nie do końca rozumiałam, na czym polega ta jego dziwna umiejętność. Przypiął się do jakiejś dziwnej maszyny i tyle z tego... Z początku krążył wokół drzew, z jakąś mało zadziwiającą prędkością. Lekko znużona tym wszystkim, zaczęłam skubać korę drzewa. Muszę cierpliwie czekać, aż on skończy tą cudawiankę... dopiero wtedy zacznie się zabawa. Znowu będę mogła być dla niego upierdliwa. Przyglądałam się właśnie skąpemu kawałku drewna, kiedy coś mignęło obok mnie z ogromną prędkością. Siła podmuchu wiatru wytrąciła mi z dłoni korę, włosy przysłoniły całkowicie pole widzenia a kolana się pode mną ugięły. Upadłam na ściółkę, podpierając się rękoma. Zszokowana wpatrywałam się przez chwilę w ziemię, po czym spojrzałam w kierunku z którego to coś przeleciało. Nic nie zobaczyłam. Jakieś kilkanaście metrów dalej usłyszałam ogromny huk. Szybko odwróciłam się i kątem oka zobaczyłam tylko jak zielony płaszcz mignął za pniem. Niemożliwe... nie mówcie mi nawet, że to był on. Jak na zawołanie, chłopak znowu koło mnie przeleciał tym razem swoim ostrzem prawie odcinając mi głowę. Może faktycznie lepiej cofnę się nieco dalej? Tak też zrobiłam, chociaż i tak nie czułam się tutaj w dalszym ciągu bezpiecznie. Czułam się jak osaczona zwierzyna, która nie wie w jakim momencie nastąpi jej koniec, który jest zależy się od widzimisię drapieżnika. Po raz pierwszy od dawna, czułam się tak beznadziejnie. Gdyby nie fakt, że tak naprawdę nie jestem prawdziwą ofiarą, z tego przerażenie użyłabym Arcany w celu obrony własnej. Chłopak cały czas ciachał pnie drzew oraz gdzie nie gdzie porozstawiane kolumny. Nie było chwili, żeby nastała cisza. Przez cały czas wykonywał jakieś manewry, które do złudzenia przypominały taniec w powietrzu. Poruszał się znacznie pewniej, niż jakikolwiek ptak na bezkresnych obszarach nieba. Teraz zaczynałam rozumieć, dlaczego na jego pelerynie widniała podobizna skrzydeł. Człowieczeństwo zostawił na ziemi, tam zdawał się być zwinnym drapieżnikiem, sokołem. Przez cały czas, uważnie śledziłam jego poczynania nie mogąc nacieszyć oczu. Stopniowo przestawałam się bać, zastępując to uczucie podziwem. Naprawdę, nigdy nie widziałam czegoś tak niezwykłego. To coś więcej, niż zwykłe ciachanie mieczem w około. Niestety po jakichś dziesięciu minutach, wszystko się skończyło. Mężczyzna wylądował na ziemi, zdejmując swój sprzęt. Dosyć niepewnie do niego podeszłam, on widząc tą lekką zmianę w moim zachowaniu spojrzał na mnie dziwnie.
- To było... całkiem fajne. - przyznałam spoglądając w zupełnie innym kierunku - Szczególnie, kiedy wirowałeś w powietrzu, chociaż z początku wykonywałeś go trochę gorzej...
- Głupia, specjalnie udoskonalałem ten atak jakbyś nie wiedziała. Tak trudno jest Ci się nad czymś zastanowić? Jesteś głupsza od konia.
No teraz to po prostu nie wytrzymam, zaraz zaszyję mu cierniami tą ładną twarzyczkę. Mimo wszystko uśmiechnęłam się głupio.
-  Zabierzesz mnie jeszcze kiedyś na trening?

(Levi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope