poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Yuriko - C.D Stein`a


Stein miał fajne okulary. Aczkolwiek kiedy je założyłam wszystko zrobiło się dziwnie zamazane i po chwili rozbolała mnie głowa. Szybko zdjęłam te szkiełka i spojrzałam na mężczyznę. Na zmianę mrużył oczy, mrugał nimi i otwierał najszerzej jak się da. Ma aż taki zły wzrok? Najwyraźniej tak ponieważ nawet nie patrzył się na mnie, tylko na drzewa znajdujące się za mną. Powoli i ostrożnie założyłam mu okulary. Kiedy ‘’odzyskał’’ wzrok znowu zamrugał i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się merdając wesoło nóżkami.
- Aż tak źle widzisz? – zapytałam po chwili chociaż i tak znałam odpowiedź.
- Niestety, jestem praktycznie ślepy. Lepiej nie zabieraj mi ich a tym bardziej nie zakładaj bo sobie zniszczysz wzrok – powiedział lekko uśmiechając się.
Przytaknęłam lekko zawstydzona, ponieważ właśnie przed chwilą to zrobiłam. Tego również nie dostrzegł. Ale zostawiając już temat okularów. Całkiem przyjemnie się z nim grało w tą grę. Nigdy nie bawiłam się tak z nikim, więc była dla mnie niezwykle ciekawa i zaskakująca. Chociaż jej zasady były niezwykle proste i po chwili również monotonne. Już w dzieciństwie nie posiadałam żadnych znajomych, tak samo jak i teraz więc wszystkie gry i zabawy były mi obce. Stein był też miły, a może zwyczajnie udawał. Nawet jeśli jest to udawane, to cieszę się, że to robi. Już od dawna nie byłam w stanie wyczuć chociażby minimalnego porozumienia z kimś innym. Chociaż w dalszym ciągu nadal nie jestem normalna, nawet jak dla niego po prostu go toleruję.
- Chcesz się gdzieś przejść? – zapytał po chwili.
Zastanowiłam się nad tym unosząc główkę do góry i mrużąc oczy kiedy tylko spojrzałam na słońce. Odruchowo przysłoniłam je ręką i kiedy spojrzałam na niego, jeszcze przez kilka sekund miałam przed sobą kolorowe plamki.
- Możemy iść – odpowiedziałam kiedy dziwne uczucie zniknęło.
Wstaliśmy i skierowaliśmy się w nieznanym kierunku. Ośrodek był przecież tak ogromny, że trudno było się w czymś tutaj zorientować, nigdy nie byłam zbytnio pewna dokąd idę. Nie przy mojej częstotliwość wychodzącej z apartamentu. A wychodziłam naprawdę baaaaardzo rzadko. Dlatego prawie nikt nie kojarzył zwariowanej, ubranej jak po ucieczce z psychiatryka dziewczynki z ‘’wiankiem’’ na głowie. Spacerowaliśmy po jakichś drużkach, plątaliśmy się pomiędzy budynkami po prostu łaziliśmy bez celu po tym co było pod ogromną, szklaną kopułą. W końcu zatrzymaliśmy się, pod jednym z licznych tutaj sklepów.
- Idę kupić coś do picia, chcesz też coś? – zadał pytanie na które od razu przytaknęłam, strasznie chciało mi się pić – Ok. To poczekaj tutaj.
Oparłam się o słup, przymykając na chwilę oczy. Szybko je otworzyłam, kiedy tylko wyczułam obok siebie czyjąś obecność. Posłałam mordercze spojrzenie dwóm chłopakom, którzy stali obok mnie. Byli dwa, góra trzy lata starsi ode mnie. Powiem szczerze, że zbytnio przystojni to oni nie byli. Jeden wysoki a drugi niski. Chudy i gruby, kompletne przeciwieństwa. A jednak mieli jakiś wyraźny problem do mojej osoby.
- Nie denerwuj się tak, bo Ci żyłka pęknie – zaśmiał się ten grubszy – Sama jesteś czy z tym gościem w pinglach?
Nie odpowiedziałam, nadal wpatrywałam się w nich z morderczym wzrokiem i z zacieśnionym piąstkami. Po mojej posturze nie można było oczekiwać zbyt wiele, ale za chwilę zdrowo im przywalę. Na moje rosnące zdenerwowanie odpowiedzieli głośnym śmiechem.
- Patrz jaki mały morderca! – śmiali się coraz głośniej.
Ich śmiech był okropny. Niczym piski małp w okresie godowym, w dodatku śmiejąc się ukazywali swoje krzywe zęby. Ten widok tak mnie irytował, że po chwili moja malutka piąstka wylądowała na twarzy wyższego chłopaka. Usłyszałam tylko trzask łamanego nosa, chłopak zgiął się z bólu i krzycząc złapał się za nos. Uśmiechnęłam się i szybko podcięłam mu nogi, żeby móc zobaczyć to jak płaszczy się przede mną. Po czole jego kolegi spłynęła strużka potu, przenosił swój zagubiony wzrok to ze mnie to z chłopaka. Z tego na ziemi nie będzie pożytku w dzisiejszej zabawie, zajmę się tym drugim. Złapałam go za ramiona zwalając z nóg, siedząc mu na brzuchu uniosłam go lekko do góry po czym z całej siły walnęłam. Wydobył z siebie dziwny jęk kiedy uderzył głową o asfalt. Bez opamiętania rozpoczęłam uderzać go piąstkami w twarz. Moje dłonie całe były w jego lepkiej, cuchnącej krwi. Pewnie skończyłoby się to tragicznie, gdyby ktoś mnie nagle nie odciągnął. Zaczęłam się szarpać ale mało to dało, ten ktoś był zwyczajnie silniejszy. Bez Arcany nie dam sobie rady… już miałam zgnieść tego kogoś cierniem kiedy zobaczyłam twarz. Stein był wyraźnie wściekły, wściekły na mnie.
- Oszalałaś!? – potrząsnął mną
Dopiero teraz wróciło mi zdrowe myślenie, spojrzałam ukradkiem na chłopaków którym teraz ciężko było się pozbierać. Gdyby nie byli tacy słabi, nie doszłoby do tego. To ich wina, tylko i wyłącznie ich. 

(Stein? Przepraszam średnio u mnie z pomysłem)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope