Samotność. Są takie chwile, że dopada ona każdego. Niezależnie od tego,
czy jesteś otoczony bądź otoczona przez ludzi, czy też rzeczywiście
jesteś kimś samotnym. Jak potwór, jak drapieżnik czai się, polując. W
każdej chwili gotowa do ataku. Żeruje na negatywnych emocjach.
I tak oto ja sama również stałam się ofiarą samotności. Zaatakowała
niespodziewanie, podczas jednego z po prostu gorszych dla mnie dni.
Nagle zaczął mi przeszkadzać brak towarzystwa. Stwierdziłam, że już za
długo z nikim nie rozmawiałam. Sama sobie przestałam wystarczać.
Stwierdziłam więc, że jest na to tylko jedno jedyne lekarstwo. Jakie?
Otóż zwyczajnie - wyleźć wreszcie z pokoju i poszukać jakiegoś
towarzystwa.
Krytycznym wzrokiem zmierzyłam swoje odbicie w lustrze. Poprawiałam i
otrzepałam z niewidzialnego brudu czarno-białą sukienkę. Odgarnęłam
długie, blond włosy na plecy i wypróbowałam na swoim odbiciu przyjazny
uśmiech.
Stwierdziłam, że nie jest tak tragicznie i mogę pokazać się w takim
stanie ludziom... Czy też innym istotom. Otworzyłam więc z rozmachem
drzwi i wymaszerowałam na korytarz w poszukiwaniu jakichkolwiek żywych
istot.
Nie znalazłszy nikogo na tym piętrze, ruszyłam w kierunku schodów,
jednakże zanim zdążyłam na nie wejść, zderzyłam się z osobą, która po
nich zabiegała.
- Auć... - mruknęłam, cofając się. - Przepraszam.
"Ostatnio coś często dosłownie wpadam na innych", dodałam w myślach, podnosząc wzrok na ową osobę.
< To kto chętny? Na kogo wpadłam? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz