piątek, 27 lutego 2015

[Team 4] Od Roxel'a - C.D Rosie

Walczyłem, ale sam nie wiedziałem z jakim Team'em mamy do czynienia. Tak tak... trzeba było słuchać, kiedy Futaba objaśniała nam cały plan. Mówiłem, że Kapitan ze mnie żaden, ale kto by się tam teraz przejmował? Póki co naszą drużyną kierowała dwójka dziewczyn i przyznam szczerze, że nie miałem nic przeciwko temu. Wolałem kiedy ktoś wykonywał tę robotę za mnie. Rosie pomimo tego, że była Omegą potrafiła w pełni wykorzystać posiadane umiejętności. Futaba była uparta i nigdy nie odpuszczała. Renji... brak słów. Praktycznie nic nie robił i do tego jeszcze spadł na biedną Rosie, chociaż panuje nad wiatrem i mógłby sprowawadzić ich dwójkę bezpiecznie na ziemie. Bezsensu... Od początku mogliśmy uniknąć czegoś takiego. Syknąłem na samą myśl o widoku kości wystającej z nogi dziewczyny.
Dopiero teraz stwierdziłem z przerażeniem, że nie znam jej położenia, a dodatkowo straciłem ją z oczu. Dziewczyna w masce, widząc jak spanikowany rozglądam się na boki, położyła rękę na moim ramieniu.
- Nic jej nie jest. A teraz się skup! Mamy pojedynek do wygrania. - powiedziała, jakby czytała mi w myślach.
Uspokoiłem się, potrząsnąłem głową, po czym mocniej ścisnąłem podarowaną mi broń. Po dłuższej chwili wyrzuciłem ją stwierdzając, że lepiej odpowiedzieć ogniem na ogień - i to dosłownie. Poczułem przyjemny impuls przechodzący przez całe ciało, po czym moje dłonie zapłonęły. Przeszły na ręce i ciągnęły się aż do łopatek. Ależ byłem podekscytowany! Płomienie rosły wraz ze złością bądź ekscytacją, której melodię wybijało moje serce.
Teraz mogłem rzucić okiem na to co się dzieje. Ten niebieski gdzieś zniknął, a mógłbym przysiąc, że przedtem tutaj był. To samo chłopak z wiankiem na głowie. Został tylko czerwonowłosy z przepaską na prawym oku, a towarzysząca mu brunetka właśnie była zajęta walką z jakąś kobitką z Team'u 1. Wiedziałem, że drugiej takiej szasny nie będzie.
Owy facet, ciut wyższy ode mnie miał jedną specjalną umiejętność: także kontrolował ogień, a ściślej mówiąc wielkiego, ognistego węża. Dodatkowo ogromne, burzowe chmury zbierające się nad jego głową wydawały mi się mocno podejrzane. Co tam! Bez ryzyka nie ma zabawy! Wiedziałem, że moge przegrać, ale skoro tak już musiało być...
- Zatańczmy. - szepnąłem do siebie, po czym zacząłem biec w kierunku rudzielca.
Fakt, że biegłem od jego lewej sprawiła, że natychmiast mnie zauważył. Od razu wyskoczyłem w górę, po czym wyrzuciłem parę płonących kul w jego kierunku. Bez problemu wykonał unik, obdarowując mą osobę wrogim spojrzeniem.
- Zostawcie go mnie! - krzyknąłem, powstrzymując Futabę i Renji'ego od ataku.
Przekonamy się jak silna jest jego Arkana.

<Deak?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope