piątek, 27 lutego 2015

[Team 2] Od Takumi'ego

Bardzo powoli i po cichu wyszedłem z tego zrujnowanego budynku. Może z jednej strony trochę źle postąpiłem, bo gdyby teraz moja kochana pani Kapitan się o tym dowiedziała, nie było by za przyjemnie i pewnie to ja bym skończył bez głowy. No cóż…. Nie należę do ludzi, którzy za wygraną zranią nawet tych, którzy nie chcą walczyć. Nawet tych, którzy zostali zmuszeni i nie mieli wyboru. Wkurzało nie coś takiego. I to w cholerę. Po co to wszystko było !? Czy tak bardzo podobał im się obraz rozrywanych ciał, wbijanych noży, rozprysku krwi…. Chyba mają za mało wrażeń (niech się zapiszą do Trudnych Spraw). Kierowałem się dalej, w końcu przecież miałem spenetrować teren , no nie ? Mimo, że nie lubię gdy ktoś mi rozkazuję nie będę popisywał się swoim ciętym językiem przeciw Mamiko. To było by niegrzeczne….. Do kurwy nędzy czy ktoś tu teraz będzie na to patrzył !? Nawet skoro nie mamy się zabijać to i tak nikt by nie zwrócił na to uwagi gdyby zabrakło jednego Project'a !
[…]
Chodzenie tutaj było strasznie bez sensu. Wiedziałem, w którym miejscu dokładnie dochodzi do starcia i kto tam się znajduje. No to po co ja tutaj w ogóle siedziałem ? Schowałem się w końcu za jakaś „prawie całą” ścianę i wyczekiwałem. Ciekawe na co czekałem. Hehe na śmierć. No i chyba to było moje przeznaczenie. Już za raz usłyszałem ciche, powolne kroki. Oczywiście z każdą chwila dźwięk był coraz głośniejszy. Poderwałem głowę do góry , nasłuchiwałem. Wyrównałem oddech by teraz nawet tego nie było słychać, ale moje przyspieszone bicie serca nie za bardzo mi na to pozwalało.
-Tuuutuuutuuuruuutu maj-tki z dru-tu. –usłyszałem tylko jakieś pokręcone sylabizowanie i ten piekielnie śmieszny głos. Uniosłem kącik ust. To było na serio śmieszne, ale chwila czy to …. Nie było celowe. Opanowałem się dopiero za chwilę, ale nim zdążyłem zareagować już zostałem przygwożdżony do ściany za szmaty. Zrobiłem wielkie oczy. Co jest nie tak… moja Arcana nie zadziałała, nie przewidziała, jak to możliwe, nie byłem wystarczająco skupiony.  Uniosłem głowę, wręcz szarpnąłem nią by teraz spojrzeć na swojego przeciwnika, którym był…. Nyar !? Poważnie !? No to zginę… naprawdę…
Widziałem ten jego „bystry” uśmiech, który mówił nie więcej jak „ za raz cie zaszlachtuje w najbardziej bolesny sposób”. Coś czułem, że będę długo cierpiał po tym. Dlaczego ja się tak szybko poddaje ! Rozejrzałem się dookoła w miarę moich możliwości. Ten facet był niebezpiecznie blisko ! Dlaczego on jest taki….. straszny !? Sięgnąłem ręką jakiś pręt i za raz wypowiedziałem słowo : Yoroi. Pręt zamienił się w srebrne ostrze. Był tak długi jak to co przed chwilą trzymałem w ręku. Zamachnąłem się, ale nie trafiłem niestety w glutka, a raczej w jakiś beton, którym się zasłonił.
-Kyouyaaaa…. – przeciągnął. To było przerażające. Spojrzałem na niego dość przerażony, ale nie na tyle by stracić trzeźwy umysł. – Szkoda że spotykamy się w takich okolicznościach no nie ? – uśmiechnął się bardzo szeroko i zaczął wymachiwać łapką to tu to tam, w prawo i w lewo aż w końcu zamachnął się noga i chyba chciał trafić w moja mordkę. Teraz na całe szczęście moje Jastrzębie Oko zdało egzamin (jeśli by mnie zawiodło to do końca życia nie miał bym zębów).- Nie uciekaj… skończymy to …. No nie będę cię kłamać ślimaczku…. Pierwszy raz zawsze boli. – powiedział i teraz powoli zaczął się do mnie zbliżać, cały czas wykonując następne ruchy. Jego ataki charakteryzowały się taką niechlujnością, ale gdy tak w umyśle pojawiał mi się „plan wydarzeń” miałem wrażenie jakby one wszystkie były doskonale zaplanowane i wymierzone.
-Jesteś wariatem…! – krzyknąłem znowu unikając kolejnego ciosu i kiedy tylko się ogarnąłem użyłem kolejnej swojej mocy by pojawić się zanim i popchnąć go w stronę rozwalonej ściany. Gdyby wtedy wypadł… rozbiłby się niczym placuszek. To co zrobiłem było największym błędem. Chłopak nie spadł… a myślałem że tak się stało bo straciłem go z oczy. Nachyliłem się na przepaścią. Trzymał się krawędzi, ale za nim zdążyłem zareagować ten podciągnął się i uderzył mnie z pięści w nos. Chyba go nawet złamał. Bolało tak cholernie i na dodatek poczułem metaliczny posmak krwi na wargach. Aż tak nieźle oberwałem, ze krew zaczęła spływać mi po bronie i skapywać na ziemie. Cofnąłem się do tyłu i złapałem za twarz. Przy tym wydałem z siebie coś w rodzaju głośnego syku.
-O noł noł noł synek ! Tak się nie będziemy bawić ! – pokiwał do mnie palcem jak do małego dziecka i za raz stanął na równe nogi. Chwycił mnie z powrotem ale tym razem za szyje. Przez ten ból, który był spowodowany moim nosem nie mogłem używać żadnej ze swojej mocy. Jestem za mało odporny na ból, a może…. Po prostu za delikatny (jak narcyzek).- I co ja mam teraz z tobą zrobić kwiatuszku ? – zachichotał i zaraz jednym porządnym ciosem zmiażdżył mi parę żeber. Oczy to mi prawie na wierzch wyszły. Cały zadrżałem. Nie mogłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku oprócz syku. Z bólu. Zaśmiał się. Puścił mnie na ziemie. Nie mogłem się już ruszyć, to było wręcz nie możliwe. On stał tak nade mną i śmiał się. Idiota. No totalny. Na dodatek jeszcze za raz połamał kilka innych żeber poprawiając butem. Teraz z moich ust wyleciała duża ilość krwi…. Jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy wyjdę stąd żywy.

( Nyar ?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope