Srebrnowłosy uśmiechnął się.
- Jasne, czemu nie. - rzucił beztrosko, podążając za Izayą. Już po
chwili znaleźli się na dużej wysokości. Abel rozejrzał się, mrużąc lekko
oczy. Mimo iż byli pod zamkniętą kopułą, wiał wiatr. Chłopak
zastanawiał się nad tym przez chwilę, jednak zaraz
potem odrzucił od siebie niepotrzebne myśli, po czym usiadł obok
czarnowłosego. Spuścili nogi z dachu, patrząc na przesuwające się w dole
malutkie postaci ludzi.
- Całkiem ładny widok,prawda? Byłeś już kiedyś tak wysoko? - zagadnął Izaya. Mniejszy chłopak potrząsnął głową.
- Nie miałem okazji. Ale miałem kiedyś pokój z balkonem. Lubiłem tam
siedzieć. - odparł, nadal nie tracąc dobrego humoru. Siedzieli przez
chwilę w ciszy, obserwując panoramę lub zaszklone niebo.
- Gdzie nauczyłeś się trucicielstwa? - zapytał po chwili czarnowłosy, uśmiechając się szeroko.
- Czy to ważne? W dużych metropoliach trzeba się umieć obronić i
ustawić. Zwłaszcza wtedy, gdy miejsce w którym mieszkasz znajduje się w
nieciekawej okolicy. A jak sam widzisz, nie mam szans w walce w ręcz. -
zaśmiał się Lightwood. Przechylił lekko głowę w bok, pozwalając aby
długie włosy opadły w tą samą stronę. Przymknął oczy, czując na twarzy
miły powiew wiatru.
- Choć i Twój występ z nożykiem był imponujący. To naprawdę było niesamowite. - uśmiechnął się lekko.
[ Izaya? Wybacz, że tak długo mi to zajęło. ;A; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz