Sprzątaczka zagrodziła im drogę i zrobiła niezadowoloną minę. Zaczęła
coś pierniczyć o zasadach dobrego wychowania i o kulturze osobistej. Po
kilku minutach dziewczyna nie wytrzymała.
- Nie powinna pani sprzątać? Hm, tak też myślałam... - mruknęła.
Inoue westchnęła cicho. Wcale nie miała ochoty wracać do swojego
apartamentu, już wolała posiedzieć na korytarzu. Zgrabnie wyminęła
tłustą pokojówkę, która posłała jej mrożące krew w żyłach spojrzenie. I
tak Grimmjow chyba podpadł jej znacznie bardziej... Może to i lepiej?
Chociaż cycata kobieta wcale nie wyglądała już na tak bardzo
zdenerwowaną. Pod wpływem słów Grimm'a jakby... zmiękła? Co ci mężczyźni
z nami wyprawiają... Falka zacisnęła wargi w cienką kreseczkę (po raz
nie wiadomo który tego dnia) i ze zdziwieniem stwierdziła, że poczuła...
zazdrość? No nie, tego to już za wiele... Odpędziła od siebie wszelkie
myśli i miękko podeszła do drzwi swojego mieszkania. Odwróciła głowę w
stronę mężczyzny.
- Lepiej zapnij koszulę-powiedziała bezbarwnym głosem.
Grimmjow wzruszył ramionami i pozapinał guziki odzieży. Inoue nacisnęła
zimną klamkę i aż się wzdrygnęła. Poczuła lekki dreszcz, zresztą jak
zwykle w tym miejscu. Tak jak się spodziewała, pokój znajdował się pod
przykrywą lodu i szronu. Oblodzone panele błyszczały się w promieniach
słonecznych, które przepuszczały turkusowe zasłony. Zimno przeszyło jej
bose stopy, ale to zignorowała. Zdążyła się już przyzwyczaić.
- Witaj w moim królestwie-mruknęła.
Pewnym krokiem podeszła do szafy i chwilę mocowała się z jej drzwiami. W
końcu ustąpiły, a Inoue wyciągnęła z mebla lekko zesztywniałą z powodu
zimna sukienkę. Nie bacząc na dobre maniery zdjęła koszulę Grimmjow'a i
ubrała się w swoją odzież. Oczywiście przedtem nałożyła bieliznę.
Niebieskowłosy patrzył na to beznamiętnym wzrokiem. I tak Inoue miała to
gdzieś. Razem z ciepłem, z jej ciała wyparował i dobry humor.
Rozpuściła i przeczesała swoje białe włosy.
- Nie stój tak, wejdź-ponagliła.
Rozsunęła zasłony, żeby wpuścić do pomieszczenia trochę więcej światła.
Usiadła na skrawku łóżka i przyciągnęła kolana do brody. Objęła je
rękoma i z wielkim zainteresowaniem poczęła przyglądać się kryształkom
lodu, które radośnie lśniły na parapecie. Dziwne, że się jeszcze nie
roztopiły... Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła ludzi, którzy ją
otaczali. Nienawidziła siebie. Niby inni ją odpychali, ale dziewczyna
czuła niewyjaśnioną potrzebę przebywania w czyimkolwiek towarzystwie.
Nie wiem, ile tak rozmyślała. Może minutę, a może ich piętnaście... W
końcu przypominała sobie o obecności Grimmjow'a. Wykrzywiła wargi w
czymś na kształt uśmiechu. Prawdziwie nie uśmiechała się od lat. A
właściwie to nie pamiętała, żeby kiedykolwiek się uśmiechała... Zrobiła
głęboki wdech i najgrzeczniej jak potrafiła, rzekła:
- Dziękuję.
Zaciekawiony Grimmjow odwrócił głowę w jej stronę.
- Słucham? - odparł.
- Słyszałeś.
Inoue powtórzyła wymianę zdań sprzed kilku minut. Uśmiechnęła się. Tym razem wyszło jej to znacznie lepiej.
- Dziękuję, że mi pomogłeś. Że dotrzymałeś mi towarzystwa, no i
pozwoliłeś się wykąpać. Hm, w sumie to dziękuję za wszystko-dodała po
chwili zupełnie szczerze.
O tym, że kilkakrotnie ocalił jej życie,
już nie wspomniała. Znowu poczuła dziwne ukłucie w sercu. Cały jej
dobry nastrój jakby wyparował. Czemu taka jestem? Czemu nic nie
pamiętam? Czemu moja Arcana nie chce mnie zaakceptować? W jej głowie
kłębiło się o wiele więcej pytań. Na jej bladej skórze pojawił się
dobrze znajomy szron. Z lekko drżących ust wydobywały się obłoczki pary,
a łóżko pokryło się jeszcze grubszą warstwą lodowej powłoki. Gdy
dziewczyna zamknęła powieki, ujrzała białe ręce. T e ręce. Skuliła się
jeszcze bardziej.
- Dobrze, zabij mnie. Byle szybko... - szepnęła sama do siebie.
Gdy ponownie otworzyła powieki, ujrzała tylko czarną plamę. Przestała
walczyć. Pozwoliła, żeby owe ręce chwyciły jej delikatne i drżące
dłonie. „Czy tam, gdzie mnie zabiorą, będę szczęśliwa?”, kolejne pytanie
do kolekcji. Straciła już resztki świadomości. Pustym wzrokiem
spojrzała na Grimmjow'a i uśmiechnęła się. Po raz ostatni.
- Dziękuję... - szepnęła.
A później cały świat jakby się zamazał. Czuła tylko chłód. Chłód, który tym razem był... przyjemny.
* * *
Uniosła powieki. Wokół panowała przerażająca cisza. Gdy białowłosa
wstała, rozejrzała się po okolicy. Znajdowała się w dziwnym miejscu. Pod
jej bosymi stopami aż za linię horyzontu ciągnęła się tafla
przejrzystego i gładkiego lodu. Dokładnie widziała w nim odbicie chmur i
siebie samej.
Zdezorientowana, próbowała znaleźć coś, co pomogłoby jej zrozumieć, gdzie tak naprawdę się znalazła.
- Ja żyję-yję-yję...
Jej głos rozniósł się po wolnej przestrzeni, tworząc dziwne echo.
- Halo-lo-lo... Ktoś tu jest-est-est... - krzyczała.
Echo zniekształcało każde wypływające z jej ust słowo. Nagle dojrzała w
oddali rozbłysk, który trwał zaledwie sekundę czy dwie. Zdesperowana
zaczęła powoli kroczyć w tamtym kierunku, a później puściła się biegiem.
Nie czuła zmęczenia ani głodu, chociaż wędrowała od wielu godzin.
Krążyła bez celu po lustrzanej powierzchni. I gdy już całkowicie
straciła nadzieję, ponownie ujrzała ów błysk. Przyspieszyła jeszcze
bardziej. W końcu w oddali zamajaczył jakiś dziwny przedmiot. Inoue z
bliska stwierdziła, że był to znak. Wskazywał cztery różne ścieżki.
Zaufanie, samotność, ból i zrozumienie. Dziewczyna chwilę się zawahała.
Zdecydowała się na „zrozumienie". Powoli kroczyła wybraną drogą. Zdawała
się ona utkana z chmur, delikatna i miła w dotyku. Nie wiedziała, jak
długo tak szła. Może godzinę, dwie... Dzień, dwa... Całkowicie straciła
poczucie czasu. W końcu stanęła przed niewielką wyrwą w lodowej tafli.
Gdy do niej zajrzała, poważnie się zdziwiła. Spodziewała się ujrzeć
wodę, a tymczasem wyrwa wypełniona była mocno błękitna cieczą. Inoue
kucnęła przy jej brzegu i zanurzyła palec w tajemniczej substancji. Była
cholernie zimna, ale to zimno było takie...kuszące. Nagle z wody
wysunęła się blada dłoń. Tak, t a dłoń. W szaleńczym geście próbowała
złapać palec dziewczyny, rozpryskując wszędzie błękitną ciecz. Gdy Falka
odsunęła się od wyrwy, biała ręka zaczęła macać lód przy stopach
białowłosej. O dziwo Inoue nie czuła strachu, a raczej smutek tej
istoty. Już postanowiła. Uklękła przy wyrwie i wysunęła swoją rękę ku
obcej, tajemniczej dłoni. W momencie, gdy się spotkały, przez głowę
dziewczyny jakby przeszedł piorun. W dziwnej cieczy ujrzała właścicielkę
bladej kończyny. Ujrzała siebie. I już wszystko rozumiała...
<Grimm? Dziwne coś gotowe, dla ścisłości, Inoue zemdlała po raz kolejny >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz