poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Natsume - C.D Mary [+12]


Kiedy dzień miał wydawać się naprawdę spokojny i udany z mojego punktu widzenia, ktoś musiał oczywiście wejść mi w drogę. Mowa tutaj była oczywiście o zarządzie tego ośrodka. Stwierdzili, że jako Sigma kompletnie nic nie robię, prucz swawolnego chasania po alejkach i słuchania muzyki. Dlatego też, żeby wprowadzić mnie w tryb odpowiedzialnej Sigmy, kazano mi dzisiaj pilnować zachowania innych Arcan. Czy to nie wykracza poza moje obowiązki? Chociaż właściwie, nie posiadam żadnych obowiązków. Aż do dzisiaj. Wsłuchując się w śmiejącego się ze mnie Madarę, ze zkwaszoną miną ubierałem właśnie buty. Przez moment zastanawiałem się, czy mu nie wywalić z pięści, ale ostatecznie się powstrzymałem. W końcu mam być dzisiaj niesamowicie przykładny dla innych… też mi coś.  Prędko się przygotowałem na dzień pełny cierpienia i wyszedłem. Nie musiałem długo kręcić się po uliczkach Rimear, żeby trafić na dwie walczące ze sobą Arcany. Od tego są pojedynki, a nie ciemne zaułki, dobierane z myślą "może nikomu innemu nic się nie stanie i nikt nie zauważy". Niestety kiedy czyjaś Arcana jest Alfą, doskonale da się ją dostrzec w takim miejscu. Normalnie bym to zignorował, nie mieszał się, ale dla Sigmy która nie wykonywuje poleceń, kary są okrutnie bolesne. Nie żebym kiedykolwiek tego doświadczył, ale tak słyszałem. A znając naukowców i ich dystans do nas, pewnie jest tak naprawdę. Nie ociągając się już bardziej, wszedłem do zaułku gdzie prawie od razu zostałem przypadkowo trafiony fioletowym pociskiem. Zrobiłem jednak szybki i sprawny unik znakiem, tym samym skupiając na sobie uwagę walczących.
- A ty to kurwa kto? Spierdalaj z tego zaułku jeśli Ci życie miłe patafianie! - mężczyzna który przed chwilą miotał pociskami jak oszalały, teraz wydarł się na mnie.
Nawet się tym nie przejąłem, tylko wpatrywałem się w niego jak durny. Ja mam niby "spierdalać"? Ciekawe, czy jakby wiedział kim jestem, nadal byłby taki śmiały.
- Lepiej idź - nakazał mi teraz ten zdecydowanie...milszy mężczyzna.
Westchnąłem w duchu przeklinając całą dyrekcję tego zakichanego ośrodka, czemu ja a nie ktoś silniejszy i agresywniejszy. Nie oszukujmy się, jestem najsłabszą Sigmą jaka kiedykolwiek kroczyła po ziemi, nigdy nie będzie też słabszej. A to wszystko z powodu słabego przyjęcia sztucznej Arcany przez moje ciało, bardzo słabego. Co prawda umiejętności trafiły do Madary, ale ja w małym stopniu również nimi dysponuję. Gdybym umarł, duch najpewniej straciłby wszystkie swoje atuty. Jednak nie jestem co do tego przekonany na sto procent i wolę się nie przekonywać. Dlatego też załatwię tę sprawę szybko.
- Słuchaj no - zacząłem dosyć odważnie jak dla mnie - to ty masz kilka sekund na to, żeby unieruchomić swoją Arcanę. Inaczej w niedelikatny sposób Ci ją odbiorę.
- Grozisz mi smarkaczu!? - wulgarny mężczyzna ponownie się uniósł - Tym młutkiem zajmę się później, wpierw zajebie Ciebie!
Ponownie zaatakował mnie tym samym, dobrze mi już znanym atakiem. Wszystko ładnie, może i był silny ale dla kogoś na jego poziome. Dla mnie, jego magia była wręcz żałująca. Prędko przełamałem atak i już po chwili mężczyzna leżał dziesięc metrów dalej.
- Jak ty to…
- Normalnie, nie chcę nic mówić ale jestem prawdopodobnie 5 poziomów nad Tobą, ostrzegałem - podszedłem do niego ciągając go za włosy tak, żeby na mnie spojrzał. - Mam nadzieję, że to było nasze jedyne spotkanie.
Nie mając już więcej do roboty w tej sprawie, wyszedłem z zaułku. Nie jest w tak opłakanym stanie, żebym musiał go zbierać zmiotką i donieść do kliniki. Sam się chłop pozbiera, za jakieś piętnaście minut. Szedłem tak zamyślony, aż nie usłyszałem głuchego łaskotu. Lekko zaintrygowany spojrzałem w tamtym kierunku i dostrzegłem dziewczynę, która  się wywróciła. Obok niej leżała maskotka. Zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem jak dziewczyna wyciąga dłoń przed swoje oczy i nagle zaczyna drżeć. Co ona tam takiego widziała? Myślałem, że po chwili się uspokoi, ale z każdą chwilą było coraz gorzej. Rozwarła usta w niemym krzyku, lekko zaniepokojony podszedłem do niej. Jednak wtedy jak ręką odjął nagle się uspokoiła, spojrzałem jeszcze raz ukradkiem na jej maskotkę po czym podniosłem ją z asfaltu. Następnie podałem ją dziewczynie, która w podzięce wypowiedziała cisze "dziękuje" zaraz po tym wstała i tyle było po niej. Chyba była nieśmiała, albo po prostu to ja wzbudzałem jakąś niechęć w ludziach. Przez chwilę stałem tak w miejscu, bez wyrazu wpatrując się w powoli znikającą sylwetkę dziewczyny. Długo tak nie wytrzymałem i już po chwili dogoniłem ją, dotykając jej raniemia. Spojrzała na mnie lekko zmieszana, przez co i ze mnie ulotniła się ta cała pewność siebie.
- Coś się stało? Wyglądałaś wtedy na przerażoną - zapytałem spoglądając w jej oczy.
Wzruszyła ramionami, wyraźnie starała się unikać tego tematu.
- Dobrze… a przynajmniej nic nie zrobiłaś sobie upadając? Pokaż dłonie, proszę… - dziewczyna z lekką obawą wymalowaną na jej drobnej twarzyczce wysunęła rączki przed siebie, nie było na nich nic prucz jednego, małego otarcia na lewej dłoni. - Jak dobrze, że nic Ci nie jest - uśmiechnąłem się lekko.

(Mary? Tak wiem, słabo jak cholera ale ciii XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope