- Do czarodziejskiego lasu - rozłożyłam ręce na boki robiąc szpony. Widząc jak Erika przekręciła głowę na prawo zaczęłam się śmiać. - Pójdziemy może do jakiegoś..parku czy coś takiego i "wyprowadzę" na spacer Hekatę i Anubisa, dobra? W parku nie będzie aż tak głośno, a one się pobawią, my sobie może usiądziemy czy coś takiego - mrugnęłam do niej przyjacielsko po czym złapałam ją za rękę i pociągnęłam w kierunku parku. Jak to zwykle była chwila do niego, jednak ten czas minął nam całkiem szybko i przyjemnie. Znaczy, przynajmniej mi minął. Erika szła obok mnie wyglądając na nieobecną, jakby kompletnie jej ze mną nie było. Postanowiłam jednak, że nie będę pytała o to teraz. Później jak się zatrzymamy będzie czas na takie rzeczy. Wreszcie na horyzoncie zauważyłam kilka drzew rozpoczynających większy kompleks.
-Anubis! Hekate! - krzyknęłam pokazując dłonią na obszar przede mną, z ziemi zaczęła wydobywać się jakby taka ciemna mgła,a z niej uformowały się dwa psowate, mniejszy Anubis i większa Hekate. Od razu zaczęła pokazywać mu kto tu rządzi, a potem pogonili się między drzewa. Spojrzałam na Erikę już po raz kolejny, a następnie wskazałam miejsce, gdzie będziemy mogły usiąść. Ruszyłam pierwsza prowadząc ją do punktu widokowego. Weszłyśmy na pewne wzniesienie, po dziesięciu minutach stanęłam i rozejrzałam się dookoła wdychając powietrze. Mimo że nasze miasto jest aż tak bardzo rozwinięte to i tak czasem trzeba się odświeżyć. Z tego punktu widać prawie całe miejsce zamieszkania, oraz wielką kopułę pod którą wszystko się działo.
- Niedługo będziemy musiały wracać bo ja też takich wielkich przywilejów nie posiadam, żeby spędzać tutaj całe dnie - oparłam rękę na barierce, a na ręce głowę. Zaczęłam przyglądać się tym wszystkim wieżowcom, kolorowym światłom. Uśmiechnęłam się błogo czując wiatr we włosach.
- O czym tak myślałaś, gdy tutaj szłyśmy ? - zapytałem wreszcie oglądając się do niej.
(Erika?Może coś dłuższego? Kończą mi się pomysły :\\)
sobota, 31 października 2015
czwartek, 29 października 2015
Od Rosalie - CD. Heaven'a
Skłamałam. Źle się z tym czułam, ale on był taki podekscytowany, gdy słuchał o tych wymiarach. Nie chciałam go zawieść. Zależało mi na nim. Niewiele takich osób mi tu zostało. Myślałam, że gdy powiem mu o tym, że ma to być sekret to trochę z tym zaczeka, ale najwidoczniej nieźle się pomyliłam. Od razu pociągnął mnie do Sali treningowej. Łoo.. dawno mnie tu nie było. Od zmiany ciała wolno mi było ćwiczyć tylko w wyznaczonych przez nich miejscach. Boję się, że jeśli nie uda mi się kontrolować mocy to mogę coś tu narozrabiać. Heaven wyjątkowo nie mógł się już doczekać, co prawda nie mówił tego, ale widziałam to w jego oczach.
- To jak? - zapytał już lekko zniecierpliwiony
- Postaram się - powiedziałam trochę smutno, po czym usiadłam po turecku na ziemi
Przymknęłam lekko oczy, ale jego wzrok przeszywający mnie na wylot nie pozwalał mi się nawet odrobinkę skupić. Nie chciałam nawet zwracać mu uwagi, bo pewnie głupio by się poczuł. Zaczynałam powoli żałować, że się zgodziłam. Przecież i tak nic z tego nie wyjdzie. Po jakiś 15 minutach nieudolnych prób skupienia się wstałam i wyciągnęłam ręce przed siebie.
- Proszę niech to zadziała - wyszeptałam tak cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć
Chłopak cały czas z ciekawością mi się przyglądał, ale wszystko szło mi coraz gorzej. Nie czułam nawet kropli mocy. Opadłam bezwładnie na posadzkę i skuliłam się. „Na pewno go zawiodłam. Na pewno. Po co ja w ogóle mu o sobie mówiłam. Pewnie teraz ma mnie za jakiegoś nie udolnego dzieciaka, który nawet nie panuje nad swoimi mocami.” Od tych wszystkich myśli z moich oczu pociekły słone łzy.
- Przepraszam.. nie potrafię - wyszeptałam drżącym głosem, po czym rozpłakałam się na dobre
Usłyszałam jak chłopak siada naprzeciw mnie i delikatnie kładzie dłoń na moich włosach. Podniosłam głowę, ale nie chciałam patrzeć mu w oczy.
- Przepraszam.. nie chciałam kłamać, ale gdy zobaczyłam jak bardzo się na to cieszysz, nie potrafiłam odmówić - załkałam cicho
- Ale czemu nie możesz stworzyć tego portalu? - zapytał jakby był lekko zagubiony
- Ta umiejętność jest dla mnie całkiem nowa. W ogóle nie potrafię jej kontrolować - odparłam smutnym głosem
Chłopak chyba już troszkę to wszystko zrozumiał. Bez słowa przytulił mnie na pocieszenie. Nie mogłam wytrzymać. Jak mogłam go tak okłamać. Wtuliłam się w niego, a z moich oczu pociekło jeszcze parę łez. Po chwili odsunęłam się troszkę od niego. A on ponownie wytarł moje łzy.
- Przepraszam - szepnęłam raz jeszcze spuszczając głowę
- Przecież to nic takiego - odparł i lekko się uśmiechnął
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. Po jakimś czasie wreszcie podniosłam wzrok i byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Pomógł mi wstać, po czym wyszliśmy poza budynek.
- Jeszcze nigdy nie udało Ci się tego zrobić? - zapytał przerywając niezręczną ciszę
- Raz, ale to było niedawno i przypadkiem. Poza tym nie kontrolowałam tego nawet w najmniejszym stopniu - stwierdziłam, a on pokiwał twierdząco głową
Szliśmy sobie przez park. Było tak przyjemnie o tej porze. Przeważnie wszyscy siedzieli teraz w restauracjach lub apartamentach. Tylko my spacerowaliśmy wzdłuż ścieżek ciesząc się widokiem złotawych liści na drzewach. Nazbierałam nawet mały bukiecik z nich. Teraz jakoś tak nie odczuwałam tego „odcięcia” umysłu od ciała. Czułam się jak dawniej. Nawet wzrost nie robił mi różnicy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak czułam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale raczej o tym co się działo w Rimear, u Heavena lub u mnie przez ten ostatni rok mojej nieobecności. Dowiedziałam się od niego naprawdę wielu informacji, których nie powiedzieli mi naukowcy. Cały czas myślałam o tych wymiarach.
- Obiecuję Ci, że jak tylko w miarę dobrze opanuje te umiejętności to zabiorę Cię do każdego miejsca jakie sobie tylko wymarzysz - dałam słowo chłopakowi i uśmiechnęłam się ciepło do niego.
(Heaven?)
- To jak? - zapytał już lekko zniecierpliwiony
- Postaram się - powiedziałam trochę smutno, po czym usiadłam po turecku na ziemi
Przymknęłam lekko oczy, ale jego wzrok przeszywający mnie na wylot nie pozwalał mi się nawet odrobinkę skupić. Nie chciałam nawet zwracać mu uwagi, bo pewnie głupio by się poczuł. Zaczynałam powoli żałować, że się zgodziłam. Przecież i tak nic z tego nie wyjdzie. Po jakiś 15 minutach nieudolnych prób skupienia się wstałam i wyciągnęłam ręce przed siebie.
- Proszę niech to zadziała - wyszeptałam tak cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć
Chłopak cały czas z ciekawością mi się przyglądał, ale wszystko szło mi coraz gorzej. Nie czułam nawet kropli mocy. Opadłam bezwładnie na posadzkę i skuliłam się. „Na pewno go zawiodłam. Na pewno. Po co ja w ogóle mu o sobie mówiłam. Pewnie teraz ma mnie za jakiegoś nie udolnego dzieciaka, który nawet nie panuje nad swoimi mocami.” Od tych wszystkich myśli z moich oczu pociekły słone łzy.
- Przepraszam.. nie potrafię - wyszeptałam drżącym głosem, po czym rozpłakałam się na dobre
Usłyszałam jak chłopak siada naprzeciw mnie i delikatnie kładzie dłoń na moich włosach. Podniosłam głowę, ale nie chciałam patrzeć mu w oczy.
- Przepraszam.. nie chciałam kłamać, ale gdy zobaczyłam jak bardzo się na to cieszysz, nie potrafiłam odmówić - załkałam cicho
- Ale czemu nie możesz stworzyć tego portalu? - zapytał jakby był lekko zagubiony
- Ta umiejętność jest dla mnie całkiem nowa. W ogóle nie potrafię jej kontrolować - odparłam smutnym głosem
Chłopak chyba już troszkę to wszystko zrozumiał. Bez słowa przytulił mnie na pocieszenie. Nie mogłam wytrzymać. Jak mogłam go tak okłamać. Wtuliłam się w niego, a z moich oczu pociekło jeszcze parę łez. Po chwili odsunęłam się troszkę od niego. A on ponownie wytarł moje łzy.
- Przepraszam - szepnęłam raz jeszcze spuszczając głowę
- Przecież to nic takiego - odparł i lekko się uśmiechnął
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. Po jakimś czasie wreszcie podniosłam wzrok i byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Pomógł mi wstać, po czym wyszliśmy poza budynek.
- Jeszcze nigdy nie udało Ci się tego zrobić? - zapytał przerywając niezręczną ciszę
- Raz, ale to było niedawno i przypadkiem. Poza tym nie kontrolowałam tego nawet w najmniejszym stopniu - stwierdziłam, a on pokiwał twierdząco głową
Szliśmy sobie przez park. Było tak przyjemnie o tej porze. Przeważnie wszyscy siedzieli teraz w restauracjach lub apartamentach. Tylko my spacerowaliśmy wzdłuż ścieżek ciesząc się widokiem złotawych liści na drzewach. Nazbierałam nawet mały bukiecik z nich. Teraz jakoś tak nie odczuwałam tego „odcięcia” umysłu od ciała. Czułam się jak dawniej. Nawet wzrost nie robił mi różnicy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak czułam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale raczej o tym co się działo w Rimear, u Heavena lub u mnie przez ten ostatni rok mojej nieobecności. Dowiedziałam się od niego naprawdę wielu informacji, których nie powiedzieli mi naukowcy. Cały czas myślałam o tych wymiarach.
- Obiecuję Ci, że jak tylko w miarę dobrze opanuje te umiejętności to zabiorę Cię do każdego miejsca jakie sobie tylko wymarzysz - dałam słowo chłopakowi i uśmiechnęłam się ciepło do niego.
(Heaven?)
Od Vanilli - C.D Heaven'a
W sumie to teraz zasnęłam już bardzo szybko. O wiele
trudniej byłoby mi kiedy miałabym to zrobić z myślą, że Heaven nadal nie chce
bym jego dotykała. To było straszne, a ja musiałam jakoś dać mu do zrozumienia,
że to co powiedział nadal we mnie tkwi i to ON musi coś zrobić, żebym przestała
się obawiać o nasz związek. Sama nie wiem jak tego dokonać, a wymagam tego od
niego. Kretynka. Nigdy nie będzie dobrze jak będę wychodziła z takim
założeniem.
[…]
Jak już zamknęłam oczy i zrobiło się całkowicie ciemno to
noc bardzo szybko zleciała. Mimo wszystko nadal nie mogłam tak długo spać i już
o godzinie 7 byłam na nogach. To nie było normalne. To znaczy.. ja ogólnie
zawsze wstaje wcześnie, ale…. No bez przesady. Dla mnie wcześnie to godzina 9 –
nie później i nie wcześniej. Biorąc pod
uwagę nasza ostatnią rozmowę mogłam w pełni stwierdzić, że to właśnie przez nią
to wszystko. Za nim wrócę do swojego poprzedniego stanu to trochę czasu minie.
Otworzyłam swoje oczka i spojrzałam najpierw na sufit, a następnie na chłopaka
słodko śpiącego obok mnie. No i co? Nie mogę go nawet pogłaskać, bo ciągle się
boje. Kapitan… w dodatku Sigma… 6 rangi… który boi się dotknąć własnej
sympatii. To brzmiało bardzo komicznie jednak prawdziwie. Westchnęłam cicho,
tak, aby nie obudzić śpiącego obok siwowłosego dzieciaczka. Zsunęłam leniwie
nóżki z łóżka i stanęłam na zimnej podłodze. Nie przyjemne uczcie. Moje włosy wraz z moim powolnym wstawaniem
zsuwały się coraz bardziej z łóżka, aż w końcu opadły swobodnie wzdłuż mojego
ciała zakrywając przy tym prawie mnie całą patrząc od tyłu. Były już takie
długie. I pomyśleć, że kiedyś były jedynie do ramion. No tak… nadal mam na
sobie koszulkę Heaven’a i w sumie nie za bardzo mi to przeszkadza. Podobno
kobiety bardzo seksownie wyglądają w męski, za dużych ciuchach. Pierwsze co zrobiłam to przeczesałam kilka
razy kremowe włosy. Potem to już tylko takie babskie kosmetyczne sprawy (nie
pomijając faktu, ze nadal nie zamierzałam się ubierać i paradowałam po jego
apartamencie tylko w samej koszulce, nie mając pod spodem nic oprócz
koronkowych majteczek). Biegałam tak sobie na boso tu i tam do godziny 7:45.
Potem stwierdziłam, że jednak wypadałoby temu „nadzwyczaj uzdolnionemu
kulinarnie” kolesiowi coś ugotować. Stanęłam sobie w kuchni i powolutku
zaczynałam wyciągać produkty. Kiedy już miałam omlety na patelni usłyszałam
ciche skrzypnięcie łóżka i otwierające się drzwi. Potem już tylko lecąca wodę.
Oho.. brudasek poszedł się wykąpać. Czyżby ta noc była dla niego Az tak
emocjonująca? Kurcze szkoda, że nic nie nagrała. Jest niewiarygodnie cicho
kiedy robi TE SPRAWY. Na samą myśl o tym
aż się zaśmiałam. Jak takie nawiedzone dziewczę chichrające się same do siebie.
Brawo Vanilla. Wykładałam sobie właśnie omleciki z masełkiem na talerzyk, gdy w
tym samym czasie ktoś zaszedł mnie od tyłu i dotknął mokrymi, zimnymi włosami.
No myślałam że go zastrzelę. Odskoczyłam nieco na bok dotykając się w mokre
miejsce i wycierając to co po sobie pozostawił (czyli kropelki zimnej cieczy)
-Baranie… kąpałeś się w zimnej wodzie. Chcesz się
przeziębić? - zerknęłam na niego przez
ramię. Nie stać mnie było na nic więcej bo przecież musiałam jeszcze te omlety
postawić na stole. To znaczy…. Tylko jego, bo moje nadal stały na blacie.
Przecież musze to jeszcze wszystko posprzątać.
-Vanilla… usiądź ze mną i zjedz jak normalny człowiek. –
zachichotał składając rączki tak jakby się do tych omletów modlił. Olałam
totalnie to co powiedział i nadal zmywałam naczynia. Właśnie w tym momencie
kiedy na niego jeszcze raz zerknęłam zorientowałam się, że jest totalnie do
połowy ubrany ( tylko spodnie. Ah tak bardzo Szekszi ~). A no i jeszcze ten
ręcznik na głowie. Naprawdę jest kretynem.- Vanilllaaaaaa…. –przeciągnął moje
imię w taki sposób, bym tylko zwróciła na niego uwagę. – Mam dziwne wrażenie,
że mnie ignorujesz….. dlaczego to robisz? Ja przecież… się staram… -spuścił wzrok i teraz wlepił go
w omlety. Dopiero teraz również wziął się za zajadanie. Oparłam się plecami o blat kuchenny i
złożyłam rączki na piersi przyglądając mu się.
-Jak będziesz tak łaził bez koszulki to będziesz chory. –
zwróciłam mu uwagę. W sumie nie przeszkadzało mi to, że tak paraduje, ale…. Ciało
Heaven’a to jedna z kilku rzeczy, przez która nie mogłam się skupić na niczym
innym. Nie wiem dlaczego tak jest. Może z tego względu, że nie interesują mnie
takie chude szkapy dając na przykład tego chłopaczka Cinii.- Po za tym…. Nie ignoruje
cie. Nie wiem jak mam się teraz w stosunku do ciebie zachowywać. Wiesz jakie to
okropne uczucie kiedy nie wiem na jak bardzo mogę się zbliżyć….. żebyś mnie nie
odepchnął…
-Przecież ja nigdy… - zaczął szybko, ale gdy chciał
dokończyć chyba sobie przypomniał jak odtrącił mnie ostatnim razem. Bo tylko o
to mi chodziło i o nic innego. – Nie chciałem cie wtedy odtrącić. I wczoraj też
myślałem, że ty po prostu wolisz mieć dystans. Przepraszam. – nie zareagowałam
na to co powiedział tylko spojrzałam w dół. Heaven wstał z miejsca i podszedł
do mnie bliżej. Oparł się obiema rękoma po obu moich stronach o blat i lekko
schylił. Nasze oczy były mniej więcej na tej samej wysokości. Nie wiem czego
chciał dokonać, jednak gdy tak niebezpiecznie się zbliżył dzięki mojej Arcanie
bardzo szybko go zatrzymałam unieruchamiając jego ciało dokładnie tak samo jak
wcześniej to zrobiłam podczas potyczki z Rick’iem. Obiecałam sobie, że nie będę
na nim jej używać, ale niestety nie potrafię mu wbić do głowy inaczej takich ważnych
rzeczy.
-Widzisz… to ty mnie zatrzymujesz. Tym bardziej Arcaną… nie masz odwagi zrobić
tego ręcznie ? – zapytał. Mimo, że wiedział co teraz powiedzieć to jego
spojrzenie było bardzo zdziwione. W
głębi… naprawdę się tego nie spodziewał.
-To nie dlatego ciołku. Ja po prostu chce ci cos pokazać. A
więc…. Jak się teraz czujesz… kiedy jestem tak blisko, a ty… nie możesz mnie
nawet dotknąć ? – moje zaklęcie puściło, ale chłopak nadal pozostał w takiej
samej pozycji, jednak zbytnio się nie zbliżał.
-Źle…. Chciałbym, żeby było tak jak dawniej…
-Nie wiem czy to jest możliwe…. – wzruszyłam ramionami
odwracając głowę w inną stronę. – Powiedziałeś, że nie możesz na mnie patrzeć,
że żałujesz … i że…. Mam cie więcej nie dotykać. Ty naprawdę tego chcesz?
-Nie chce…. Ale jak mam to udowodnić? Pozwól mi cofnąć czas
to wszystko postaram się naprawić.
-Czas nie jest twoim sługa i nie będzie cie słuchał, a twoja Arcana doprowadzi do tego jeszcze raz…
i kto wie… czy ja ci wtedy wybaczę? – mówiąc to już podeszłam do niego o kroki
przyłożyłam dłoń do jego policzka. Po kilku minutach przylgnęłam do jego
nagiego, już ciepłego torsu i oparłam czółko. – Mogę cie o coś zapytać…. Albo raczej…
poprosić? Pocałuj mnie….. tak samo jak kiedyś… - przymknęłam na chwilę oczy, bo
w sumie to wcale nie oczekiwałam, że chłopak się na to odważy.
( Heaven ?)
środa, 28 października 2015
Od Riuki'ego - C.D Heaven'a
Heaven przypominał teraz kogoś podobnego do kata. Ta jego
obojętność w oczach. Ta rządza krwi. No pewnie jak by mógł to by rzucił się na
mnie i zabił. Tak byłoby najprościej jednak… nie wiem czy zatrzymywała go
Cinia, Vanilla, ja czy może jeszcze coś innego. Może fakt, że jednak jeszcze
nie powiedziałem wszystkiego, a gdybym chociaż spróbował to zrobić to Vanilla
załamała by się już do końca.
-Heaven… jaki ty jesteś beznadziejny. – westchnąłem przez
delikatny uśmiech. Chciałem go jak najbardziej sprowokować, ale…. Po co?
Wiedziałam, że robiąc to sprawiam iż coraz bardziej Cinia jest narażona.
Zwłaszcza teraz powinienem jej pilnować. Zastanawiał mnie jednak fakt, czy w
przypadku takiego załamania i bezsilności … rzuciłby się na nią? Nie no… co jak
co, ale chyba damskim bokserem nie jest. Mógłbym sobie tak gdybać, ale tak
naprawdę nigdy w życiu nie chciałbym tego sprawdzać, bo nie wiem… czy byłbym w
stanie ją wtedy obronić? Teraz ledwo stoję a jednak coś nie pozwala mi się
odwrócić i po prostu odejść. Rozchyliłem tylko usta by pochwalić się z nimi
kolejną falą jakichś niemiłych komentarzy, gdy ten w jednej chwili znalazł się
obok mnie i chwycił mnie za szyję. W tym momencie dopiero poczułem ile ten
chłopak ma w sobie siły. W porównaniu do mnie był o wiele lepiej zbudowany i
miałem tego świadomość, chociaż jak an takiego chudzielca to miałem dosyć sporo
siły. To jednak w żadnym stopniu nie było porównywalne z moją siłą naturalną,
bez używania Arcany.
-Riuki! – krzyknęła pośpiesznie Cinia łapiąc mnie i
odciągając nieco do tyłu. Niestety to było na nic. Ona również nie mogła
porównywać się do Heaven’a. Ja natomiast pozostawałem zupełnie nie wzruszony.
Mógłby mnie chociażby teraz zabić, a ja nie przestraszyłbym się. – Heaven, daj
już spokój… odpuść mu…. – powiedziała teraz nieco spokojniej. Oj już mu nie
groziła. Tak bardzo się o mnie martwi? Aż
mi się ciepło zrobiło przez to.
Już siwek miał coś powiedzieć, ale w tym samym czasie ktoś
pociągnął go do tyłu za fraki, położy na ziemię i wycelował bronią. No… jakby
tego było mało to wystrzelił jeden nabój koło głowy chłopaka tak blisko, że
przeciął mu skórę na skroni. Nie tyle co był wystraszony co raczej nieźle go
zamurowało, Dokładnie tak samo jak i mnie. Cofnąłem się jeszcze o krok do tyłu,
niestety nie z własnej woli, a już z braku jakichkolwiek sił na utrzymanie się
na równych nogach. Blondynka stojąca za
mną delikatnie podparła mnie rękoma.
Zerknąłem na nią tylko ukradkiem i powiedziałem niemo coś w rodzaju
„dziękuję”. Zaraz potem znów skupiłem się na tym głupku co przed chwilą
zamierzał mi zrobić krzywdę. Chyba po raz pierwszy w życiu widziałem go tak
zdziwionego. Powalił go jednym szarpnięciem, a mimo wszystko nie wyglądał tak
dobrze jak on. Może mięśnie to jednak nie wszystko?
-Ja was nauczę bardzo szybko dyscypliny. – warknął Kida
przygniatający mojego wroga nogą do podłoża. Tym razem przestał się już śmiać i
był śmiertelnie poważny. – I właśnie z takiego powodu Sigma nie powinna się przywiązywać.
Jesteś niesprawiedliwa. Pozabijaliby się, a ty nadal stałabyś za tym, którego
lubisz bardziej… Vanilla… nie dla tego zostałaś Kapitanem. – zwrócił się teraz
do kremowowłosej, która i tak wyglądała już jak Zombie. Widocznie moje słowa dotarły do niej tak jak
chciałem. Jednym ruchem dziewczyna o niebieskich oczach odwróciła się i po
prostu odeszła. Heaven nie wiedział już czy ma ją wołać, czy ma za nią biec,
czy jeszcze co innego… W sumie na jego miejscu sam nie wiedziałbym co zrobić. –Przynajmniej
wiem już jak was dobiorę. Wy na pewno będziecie razem. Chce zobaczyć to
przedstawienie. Jak się nie nauczycie ze sobą współpracować …. To się
pozabijacie, albo… ja was dobiję… - odsunąwszy się od Heaven’a posłał nam
jeszcze jedno spojrzenie i poszedł również w swoją stronę. Ten nadal leżał i
chyba jakoś nie zamierzał w stać. No może jeszcze księżniczce pomóc? Miałem
zamiar w sumie do niego chociażby podejść i spojrzeć na niego z pogardą jak tak
ładnie sobie leżał, ale zanim to zrobiłem: blondynka chwyciła mnie za kołnierzyk
koszulki i podparła pod ścianę. Uuuu nie dobrze. Jestem w stanie przeżyć
wszystko, ale nie to jak ona jest zła.
-Ty… Kretynie…. Martwiłam się! – podniosła te zaszklone oczka
na mnie…. Aż mnie w tym momencie zatkało. Takie dziwne uczucie, że ktoś cały
czas stoi obok i się o ciebie troszczy. Zastanawia mnie tylko, czy robi to
dlatego, że ostatnio jej powiedziałem, iż czuje się niekochany. Taaa… to może wiele
wyjaśniać. Eh jaki ze mnie dzieciak…. – Czy ja ciebie musze zamknąć, żebyś
przestał w końcu narażać swoje życie baranie jeden!? – krzyczałam i krzyczała
jakieś 15 minut, Az się zupełnie nie uspokoiła. Heaven w międzyczasie zdążył sobie
usiąść i dotknąć swojej rozciętej przez nabój skroni. Dziewczyna nadal coś tam do mnie nawijała,
ale ja w tym momencie zamiast jej słuchać po prostu spojrzałem na niego.
-Heaven… - mruknąłem w końcu dosyć cicho. Wszystko umilkło, a chłopak tak jak
siedział nieruchomo to teraz zerknął na mnie tymi przygaszonymi ślepiami. – Nie
zasługujesz na tą dziewczynę…. – dokończyłem swój dialog i zerknąłem w tym
czasie na wsłuchaną Cinię. Popierała mnie w tym co mówię, ale chyba nie chciała
bym jeszcze bardziej pogorszał sprawę…
Zdziwiony wzrok Cartera spotkał się teraz ze spojrzeniem
dziewczyny z tego co zauważyłem. Odwróciła się w jego stronę tylko po to by
jeszcze raz go zmierzyć, a następnie pociągnęła mnie w stronę swojego
apartamentu. Zrobiła to tak szybko, że ledwo nadążyłem.
-Cinia….Ci…. CINIA! – zatrzymałem się momentalnie, bo nie
wiedziałem co jest spowodowane takim nagłym brakiem chęci na rozmowę i na
opieprz. Czyżby tak bardzo nie mogła na niego patrzeć?
-No co!? Denerwuje mnie ten chłopak, a jak sobie myślę co on
mógłby z tobą zrobić to…
-Stój…. Ty naprawdę sądzisz, że Heaven tak po prostu by mnie
wykończył? Ty jeszcze nigdy nie
widziałaś jak ja…
-I dobrze. Nie chce tego widzieć. Domyślam się, że nie
byłoby ciekawie… ale…. – mówiła tak szybko. Tak jakby się bała, że nie zdąży mi
tego wszystkiego powiedzieć. Co z niej za głupek. Nim skończyła podszedłem do niej
( a stała do mnie tyłem teraz ) i uwiesiłem się na jej szyi od tyłu zwieszając
swoje ręce do przodu. Taki z niej maluszek… ciężko mi się tak zginać.
- Nigdy się aż tak nie denerwuje, żeby pokazać komuś co
naprawdę potrafię. Ale…. Gdyby teraz nie udało mi się zatrzymać Vanilli słowami…
to na pewno nie skończyłoby się to tak kolorowo dla jednego z nich. Tylko jedno
jest w stanie teraz sprawić, że zaczynam się martwić … Nie doceniasz mnie. -
szepnąłem jej na ucho po czym miźnąłem noskiem jej policzek na chwile
przylegając torsem do jej pleców. Zaraz po tym odsunąłem się i ruszyłem przed
siebie. – Już strzeliłaś buraka? No
chodź bo jeszcze cie ktoś zobaczy głupia. Idziemy do ciebie. Idę zobaczyć czy
znowu masz porozrzucane staniki po podłodze. Może jeszcze coś ciekawszego
znajdę..?
( Cinia ? )
Od Heaven'a - CD. Rosalie
Początkowo nie mogłem dopuścić do siebie myśli, iż
dziecko siedzące tuż naprzeciw mnie może być tą samą, dawną Rosie z jaką miałem
przyjemność być w drużynie podczas pierwszych Bitw Grupowych. Zaskoczyło mnie,
że na moją niewiarę dziewczynka zaczęła ronić najprawdziwsze łzy, z jakiegoś
nieznanego mi powodu było jej bardzo smutno. Ale... przecież Rosalie nie mogła
cofnąć się w czasie ani zmienić ciała. Przecież to nie możliwe.
- Wszczepienie Naturalnej Arcany do drugiej naturalnej
natychmiast ją uśmierca. Jakim cudem udało ci się przeżyć i jednocześnie
zachować moce z dawnego ciała?
- Sama nie
wiem... – mruknęła, nadal szlochając – Nawet nie wiem, kiedy to nastąpiło. Po
prostu zasnęłam, i obudziłam się już taka jak teraz. Moje dawne ciało było
bardzo słabe. To, chociaż dziecięce, jest o wiele silniejsze oraz wytrzymalsze.
Po owej wypowiedzi nastąpiła martwa, niezręczna cisza.
Wpartywałem się w białowłosą, nieprzerwanie kreślącą na talerzu widelcem jakieś
niewidzialne wzorki. Unikała mojego spojrzenia, zapewne w obawie przed kolejną
falą wyrzutu z mojej strony. Ah... czyli o to chodzi. Z jakiegoś powodu
wierzyłem jej, to co mówiła miało sens.
- Wiesz co? Jestem gotów uwierzyć w twoją historię –
oznajmiłem, oparłszy ręce na stole - Ale
musisz mi powiedzieć coś co pozwoli mi upewnić się, że to naprawde ty.
- Uleczyłam twoje rany, kiedy odniosłeś rany w bitwie.
Byłeś wtedy nieprzytomny. To się wydarzyło jeszcze zanim zniknęła Futaba. I
zanim poznałeś Vanillę...
Futaba... skąd ja znałem to imię? To przecież było
wiele miesięcy temu, jeszcze na samym początku zanim dołączyła większość ze
znajdujących się obecnie w ośrodku Arcan. Niebywałe, że wciąż to pamięta.
Sądziłem, iż wraz z cielesną zmianą, wspomnienia Rosalie także odeszły w
niepamięć.
Zrobiłem wielkie oczy, nie mogąc uwierzyć w to co
przed chwilę usłyszałem. Nie wiedząc co właściwie zrobić, dźwignąłem się z
siedzenia, aby otrzeć łzy z jej policzków, na co mi pozwoliła ku zdziwieniu nas
obogja. Kiedy przestała płakać, w milczeniu skończyliśmy jeść i postanowiliśmy
udać się na spacer do parku w celu wspólnej zamiany paru słów. Jej wzrost przy
moim wyglądał dosyć komicznie: znajoma sięgała mi do klatki piersiowej, była
prawie o połowę niższa ode mnie. Przez większą część przemierzonej trasy
intensywnie dumałem nad treścią pytań jakie mógłbym zadać oraz tematem rozmowy
jaką mógłbym poruszyć. Niestety me myśli ogarniała jedynie pustka, nic
sensownego nie przychodziło mi do głowy.
Już miałem westchnąć zrezygnowany, kiedy nagle...
- Rosie? Może... opowiesz mi o swoich nowych
umiejętnościach. Wiesz... bardzo mnie to ciekawi, twoja sytuacja niezywkle mnie
zaintrygowała i dlatego chciałbym wiedzieć jak...
- Nie ma problemu, Heaven. – rzekła już bardziej
pogodnie, delikatnie się uśmiechając – opowiem ci wszystko czego sama się
dowiedziałam.
Czym prędzej zamieniłem się w słuch. Na początku nieco
się motała, jako, że jest Omegą, w dalszym ciągu większość mocy białowłosej
pozostała nieokryta. Wiedziałem tylko, iż w większej mierze mają one związek z
przyrodą i (o ile dobrze zrozumiałem) nekromancją. Dopóki nie dotarła to
najciekawszej, znanej jej umiejętności.
- Ponadto mogę przywołać coś w rodzaju portalu i
przenieść do jej wnętrza inne osoby. – wytłumaczyła zauważając jak me czerowne
ślepia zeszkliły się od ekscytacji. – Problem w tym, że sama nigdy nie wiem
gdzie trafie. Raz jest to świat usiany morzem kwiatów, a drugi niczym po
przejściu Apokalipsy, gdzie grasują śmiertelnie niebezpieczne potwory.
Im bardziej się przysłuchiwałem, tym mocniej i
szybciej pragnąłem się znaleźć z owych miejscach. Musiałem się tam udać! Po
prostu musiałem! Nareszcie jakaś prawdziwa rozrywka i nowy, nieznany świat!
- Błagam cię, Rosie. Zabierz mnie tam. Czy jesteś w
stanie przywołać taki portal w tej chwili?
- Tak, ale nie powinniśmy tego robić przed oczami
zwykłych ludzi. Musimy znaleźć jakieś ustronne miejsce. Jeżeli zobaczy nas ktoś
kto nie jest Arcaną, będziemy mieli kłopoty. Naukowcy prosili o dyskrecję.
- Chyba wiem gdzie możemy się udać. – odparłem,
uśmiechając się pod nosem, po czym pociągnąłem ją za rękę w kierunku Sali treningowej.
W związku z tym, żę ciągle trwała pora obiadowa, każdy
wolał zjeść porządny posiłek niż wyciskać siódme poty na treningach. Tam nikt
nie będzie się nas czepiał czy podglądał i obrzucał podejrzliwymi spojrzeniami.
<Rosie?>
Od Rosalie - CD. Aki'ego
Tam było tak fajnie. A Aki kazał mi już iść. Westchnęła cicho i spojrzałam w stronę naukowca. Czyżby czas tam inaczej płynął? Nie wiem jeszcze za wiele o tych wymiarach, a tym bardziej Ci ludzie. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam ubrania. Po chwili zabrano nas z pomieszczenia. Musieliśmy usiąść na kanapie, a naprzeciw nas usiadł jeden z nich. Wypytywał nas z jakąś godzinę o każdy nawet najmniejszy szczegół. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak nudziłam. Chciałabym jak najszybciej tam wrócić. Jakoś tak lepiej się tam czułam. Wiedziałam, że nie ma tam nikogo poza mną i Akim, nie musiałam się bać, że ktoś nas zobaczy. Gdy wreszcie puścili nas wolno poczułam duże zmęczenie. Ziewnęłam głośno zasłaniając buzię i przetarłam oczy.
- Jesteś śpiąca Rosie? - zapytał spoglądając na mnie
Przytaknęłam głową i stanęłam na chwilę lekko się chwiejąc. Chłopak niemalże od razu mnie podniósł, ale tym razem tak żeby było mi wygodnie. Mimo iż ta magia mnie nie męczy to jednak przejście przez portal pierwszy raz jest wyjątkowym i ekscytującym doświadczeniem. Jeszcze zanim nas zabrano na badania byłam śpiąca, więc ledwo trzymałam się na nogach. Ziewnęłam cicho i wtuliłam się w ciepłą bluzę chłopaka. Mogłabym tak spać. Było już dosyć późno, więc wszędzie panowała cisza. Ostatnie co pamiętam to jak przechodziliśmy koło jakiegoś budynku i wchodziliśmy przez drzwi.
~
Obudziłam się rano w moim łóżku. Było mi tak cieplutko. Najchętniej nigdy bym nie wychodziła spod pościeli. I pewnie szybko bym z niej nie wyszła, gdyby nie jakiś hałas w kuchni. Od razu zerwałam się na równe nogi. Niepewnie i lekko wystraszona ruszyłam w kierunku odgłosów. Co to mogło być? Zajrzałam do pomieszczenia, a tam co? Aki na stołku próbujący wyjąć coś z szafki. Na paluszkach podeszłam do niego od tyłu i zaczęłam się przyglądać.
- Co robisz? - zapytałam, a chłopak aż podskoczył
Taboret uciekł mu spod nóg i runął na mnie jak długi. Minęła chwila zanim zorientował się co się stało i że leży na mnie. Niczym błyskawica się podniósł i podał mi rękę.
- Nic Ci nie jest? - spytał nadal troszkę roztrzęsiony
- Nie, co tu robisz? - odparłam z zaciekawieniem w oczach
- Chciałem się z tobą zobaczyć, ale jak przyszedłem nadal spałaś, więc pomyślałem, że coś przekąszę zanim się obudzisz no i… ta da! Jesteś tutaj - roześmiał się i podniósł stołek
Odparłam śmiechem i tylko pokiwałam głową. Najlepsza było jego mina jak pokazałam mu, że słodkości trzymam w szafkach przy ziemi. Poprosiłam go, aby poszedł sobie gdzieś usiąść, ale odmówił. Chciał mi pomóc na co lekko się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się po kuchni po czym wskazałam na półkę gdzie stało kakao i płatki.
- Nasypiesz po trochu do tych miseczek i szklanek? - zapytałam podając mu naczynia
Pokiwał z radością głową po czym wziął się do roboty. Ja natomiast wyjęłam karton mleka z lodówki i wlałam prawie cały do rondelka. Mieszałam uważnie, by mleko nie wykipiało. Niestety nie zwracałam uwagi na odpływającego Akiego. Dopiero, gdy już miałam zalać wszystko mlekiem zauważyłam, że w miskach jest kakao, a w szklankach płatki.
- Aki.. coś ty taki nieobecny? - zaśmiałam się, kiedy już się zorientował co zrobił
Szybko wszystko zamieniliśmy miejscami, a potem zalałam to mlekiem. Ładnie ułożyłam wszystko na tacach, po czym zamiast do salonu ruszyłam ze śniadankiem do sypialni.
- Rosie? - zapytał lekko zdzwiony
- Zimno mi, nie będę siedzieć w tym lodowatym salonie - odparłam z cichym śmiechem o mało nie wylewając wszystkiego
Chłopak kiwnął głową z lekkim uśmiechem, a sam poszedł do salonu. Rozsiadłam się w ciepłym łóżeczku i zarzucając sobie kołdrę na głowę i ramiona zaczęłam jeść z apetytem. Nagle zauważyłam jak Aki siada obok mnie ze swoją porcją.
- A ty tu co? Zimno Ci? - roześmiałam się
- Przecież nie będę sam tam siedzieć, poszedłem tylko zdjąć buty - odparł po czym „wpakował” mi się do łóżka
Podałam mu pilot do telewizora, a sama zaczęłam popijać kakao.
(Aki? Tak, wiem tandeta..)
- Jesteś śpiąca Rosie? - zapytał spoglądając na mnie
Przytaknęłam głową i stanęłam na chwilę lekko się chwiejąc. Chłopak niemalże od razu mnie podniósł, ale tym razem tak żeby było mi wygodnie. Mimo iż ta magia mnie nie męczy to jednak przejście przez portal pierwszy raz jest wyjątkowym i ekscytującym doświadczeniem. Jeszcze zanim nas zabrano na badania byłam śpiąca, więc ledwo trzymałam się na nogach. Ziewnęłam cicho i wtuliłam się w ciepłą bluzę chłopaka. Mogłabym tak spać. Było już dosyć późno, więc wszędzie panowała cisza. Ostatnie co pamiętam to jak przechodziliśmy koło jakiegoś budynku i wchodziliśmy przez drzwi.
~
Obudziłam się rano w moim łóżku. Było mi tak cieplutko. Najchętniej nigdy bym nie wychodziła spod pościeli. I pewnie szybko bym z niej nie wyszła, gdyby nie jakiś hałas w kuchni. Od razu zerwałam się na równe nogi. Niepewnie i lekko wystraszona ruszyłam w kierunku odgłosów. Co to mogło być? Zajrzałam do pomieszczenia, a tam co? Aki na stołku próbujący wyjąć coś z szafki. Na paluszkach podeszłam do niego od tyłu i zaczęłam się przyglądać.
- Co robisz? - zapytałam, a chłopak aż podskoczył
Taboret uciekł mu spod nóg i runął na mnie jak długi. Minęła chwila zanim zorientował się co się stało i że leży na mnie. Niczym błyskawica się podniósł i podał mi rękę.
- Nic Ci nie jest? - spytał nadal troszkę roztrzęsiony
- Nie, co tu robisz? - odparłam z zaciekawieniem w oczach
- Chciałem się z tobą zobaczyć, ale jak przyszedłem nadal spałaś, więc pomyślałem, że coś przekąszę zanim się obudzisz no i… ta da! Jesteś tutaj - roześmiał się i podniósł stołek
Odparłam śmiechem i tylko pokiwałam głową. Najlepsza było jego mina jak pokazałam mu, że słodkości trzymam w szafkach przy ziemi. Poprosiłam go, aby poszedł sobie gdzieś usiąść, ale odmówił. Chciał mi pomóc na co lekko się uśmiechnęłam. Rozejrzałam się po kuchni po czym wskazałam na półkę gdzie stało kakao i płatki.
- Nasypiesz po trochu do tych miseczek i szklanek? - zapytałam podając mu naczynia
Pokiwał z radością głową po czym wziął się do roboty. Ja natomiast wyjęłam karton mleka z lodówki i wlałam prawie cały do rondelka. Mieszałam uważnie, by mleko nie wykipiało. Niestety nie zwracałam uwagi na odpływającego Akiego. Dopiero, gdy już miałam zalać wszystko mlekiem zauważyłam, że w miskach jest kakao, a w szklankach płatki.
- Aki.. coś ty taki nieobecny? - zaśmiałam się, kiedy już się zorientował co zrobił
Szybko wszystko zamieniliśmy miejscami, a potem zalałam to mlekiem. Ładnie ułożyłam wszystko na tacach, po czym zamiast do salonu ruszyłam ze śniadankiem do sypialni.
- Rosie? - zapytał lekko zdzwiony
- Zimno mi, nie będę siedzieć w tym lodowatym salonie - odparłam z cichym śmiechem o mało nie wylewając wszystkiego
Chłopak kiwnął głową z lekkim uśmiechem, a sam poszedł do salonu. Rozsiadłam się w ciepłym łóżeczku i zarzucając sobie kołdrę na głowę i ramiona zaczęłam jeść z apetytem. Nagle zauważyłam jak Aki siada obok mnie ze swoją porcją.
- A ty tu co? Zimno Ci? - roześmiałam się
- Przecież nie będę sam tam siedzieć, poszedłem tylko zdjąć buty - odparł po czym „wpakował” mi się do łóżka
Podałam mu pilot do telewizora, a sama zaczęłam popijać kakao.
(Aki? Tak, wiem tandeta..)
wtorek, 27 października 2015
Od Cinii - C.D Rosie
Poszłam do siebie w celu odświeżenia się, przebrania, a co zastałam? Tego debila czającego się pod moimi drzwiami. Kiedy tylko go zobaczyłam, podbiegłam do niego z zamiarem zaserwowania kopniaka w zad. Patrick zrobił jednak zwinny unik i tak zaczęła się mini walka na korytarzu. Po może 3 minutach tych wykopów, zdenerwowany chłopak złapał moją nogę będącą tuż przy jego twarzy.
- Cinia do jasnej ciasnej! Uspokój się, nie chcę Cię zabić… kiedy indziej. Sprawa jest.
Puścił moją nogę, niechętnie ale jednak wpuściłam go do wnętrza apartamentu. Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy baaardzo poważną rozmowę. Dyskutowaliśmy tak głośno, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy do środka weszła Rosie. Zszokowana spojrzałam na nią, to już minęły dwie godziny!?
- Eee Cinia? Ktoś wszedł ci do apartamentu, co zrobisz? – Patrick uśmiechnął się do małej Rosie.
Ta, teraz udaje miłego…
- Sądzę, że to ty powinieneś pójść, byłam z nią umówiona – podeszłam do Rosie przytulając się do niej.
Patrick spojrzał na mnie jakbym była jakimś pedofilem, zignorowałam to nadal przyciskając do siebie dziewczynę.
- Kto to jest? – dziewczyna zapytała zaciekawiona.
- Mój brat – uśmiechnęłam się widząc jej kompletnie zszokowaną minę.
Tak wiem, nigdy nie wspominałam jej o tym, że mam brata. Tym bardziej nie spodziewała się go chyba spotkać właśnie tutaj i to w takiej chwili.
- Brat? - zapytała zszokowana.
Przytaknęłam niepewnie kątem spoglądając na Patricka, biedak był zagubiony. Uniósł ręce do góry i kręcąc głową wstał. Tupiąc jak słoń podszedł do nas.
- Co to wszystko ma znaczyć, kto to w ogóle jest?
- Moja przyjaciółka Rosie... no nie patrz się tak, w rzeczywistości jest tylko rok młodsza ode mnie.
Te słowa spowodowały, że zrobił jeszcze dziwniejszą minę. No i weź tu z takim rozmawiaj, idiota. Zamrugał kilkakrotnie oczyma, po czym dosyć donośnie zaczął się domagać wytłumaczenia. Niech uważa, bo mu przypadkiem coś powiemy. Zaśmiałyśmy się tylko cicho, patrząc na jego bezradność.
- No dobrze... a może nas przynajmniej sobie przedstawisz? - zapytał przeczesując swoje blond włosy.
- No więc tak... Rosie, to jest mój brat Patrick. Patofel, to jest Rosie.
- Miło - prychnął ze względu na słowo ''Patofel''
- Jesteście bliźniakami? - zapytała Rosie - Pod względem włosów i oczu... jesteście identyczni.
- Że co proszę? - blondyn się obruszył - Jestem 4 lata starszy od tej ''gówniary''
(Ktoś z dwójki? Same dialogi tak wiem... ale przychodzę i wychodzę xddd)
- Cinia do jasnej ciasnej! Uspokój się, nie chcę Cię zabić… kiedy indziej. Sprawa jest.
Puścił moją nogę, niechętnie ale jednak wpuściłam go do wnętrza apartamentu. Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy baaardzo poważną rozmowę. Dyskutowaliśmy tak głośno, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy do środka weszła Rosie. Zszokowana spojrzałam na nią, to już minęły dwie godziny!?
- Eee Cinia? Ktoś wszedł ci do apartamentu, co zrobisz? – Patrick uśmiechnął się do małej Rosie.
Ta, teraz udaje miłego…
- Sądzę, że to ty powinieneś pójść, byłam z nią umówiona – podeszłam do Rosie przytulając się do niej.
Patrick spojrzał na mnie jakbym była jakimś pedofilem, zignorowałam to nadal przyciskając do siebie dziewczynę.
- Kto to jest? – dziewczyna zapytała zaciekawiona.
- Mój brat – uśmiechnęłam się widząc jej kompletnie zszokowaną minę.
Tak wiem, nigdy nie wspominałam jej o tym, że mam brata. Tym bardziej nie spodziewała się go chyba spotkać właśnie tutaj i to w takiej chwili.
- Brat? - zapytała zszokowana.
Przytaknęłam niepewnie kątem spoglądając na Patricka, biedak był zagubiony. Uniósł ręce do góry i kręcąc głową wstał. Tupiąc jak słoń podszedł do nas.
- Co to wszystko ma znaczyć, kto to w ogóle jest?
- Moja przyjaciółka Rosie... no nie patrz się tak, w rzeczywistości jest tylko rok młodsza ode mnie.
Te słowa spowodowały, że zrobił jeszcze dziwniejszą minę. No i weź tu z takim rozmawiaj, idiota. Zamrugał kilkakrotnie oczyma, po czym dosyć donośnie zaczął się domagać wytłumaczenia. Niech uważa, bo mu przypadkiem coś powiemy. Zaśmiałyśmy się tylko cicho, patrząc na jego bezradność.
- No dobrze... a może nas przynajmniej sobie przedstawisz? - zapytał przeczesując swoje blond włosy.
- No więc tak... Rosie, to jest mój brat Patrick. Patofel, to jest Rosie.
- Miło - prychnął ze względu na słowo ''Patofel''
- Jesteście bliźniakami? - zapytała Rosie - Pod względem włosów i oczu... jesteście identyczni.
- Że co proszę? - blondyn się obruszył - Jestem 4 lata starszy od tej ''gówniary''
(Ktoś z dwójki? Same dialogi tak wiem... ale przychodzę i wychodzę xddd)
Od Aki'ego - C.D Rosie
Naprawdę no skąd ona mogła mieć tyle siły żeby mnie przewrócić na
ziemię. Uniosłem się lekko do góry wpatrując się jak Ros powraca do
poprzedniej czynności. Mi jak na razie dali odsapnąć, a tą biedulkę
męczyli. Przesunąłem się bliżej ściany by już nie przeszkadzać. Z pół
godziny chyba tak siedziałem pod tą ścianą cicho, co dla mnie było wręcz
niemożliwe. Nie wiedziałem co to za umiejętność, którą ćwiczy.
Wnioskując po zachowaniu naukowców było to coś bardzo interesującego, bo
większość siedziała praktycznie z nosami przy szybach, która nas od
nich oddzielała. Też trudno mi było tutaj wejść do tego pomieszczenia,
ale przy szybkiej naradzie szepcząc coś sobie dwaj dziadkowie zgodzili
się. Poczułem się senny nie robiąc tak już nic i przymknąłem oczy,
jednak cały czas słyszałem dokładnie to co się wokół mnie działo.
Wzdrygnąłem się na odgłos upadającego długopisu, ale dalej siedziałem z
zamkniętymi oczami i próbowałem się pogrążyć w śnie, gdy nagle od strony
Rosalie błysnęło błękitne światło, które ogarnęło całą moją widoczność.
Zerwałem się na równie nogi zdezorientowany tym co się stało. Wokół
mnie był tylko błękit, a stałem na czymś przezroczystym. Dziewczyna
zniknęła z mojego zasięgu widzenia. Czyżby to jakiś skutek uboczny tego
czym była zajęta z kilka dobrych minut? Idąc na oślep posuwałem pomału
nogi po przezroczystej płycie, gdy nagle od góry do dołu zapanowała
czerń po której zacząłem widzieć wyraźne kontury drzew w oddali.
Zaskoczony zmienionym miejscem w tak szybkim tempie klapnąłem sobie na
trawie. Nie mogąc dalej uwierzyć w to co widzę dłonią ściskałem trawę,
która mieniła się w kolorach zieleni a błękitu.
- Udało się! - usłyszałem znajomy głos, a po chwili poczułem uścisk wokół szyi
Przez chwilę szokowany wszystkim z trudem mogłem złapać oddech. Drobne ręce rozluźniły uścisk i mała istota zaczęła biegać tuż przede mną. Jakby czując, że chce ją o coś zapytać stanęła wyprostowana naprzeciwko mnie nie mogąc powstrzymać radości.
- TO twoja sprawka? - spytałem, na co zaczęła potakiwać głową i ponownie zaczęła biegać śmiejąc się głośno
Siedziałem dalej na trawie rozglądając się wokół. Zostaliśmy przeniesieni do innego świata czy to Ros stworzyła tę krainę? Nawet nie próbowałem teraz pytać bo twórczyni była pochłonięta okazywaniem swojej radości. Gdy zaczęła zbiegać z wzgórza od razu wstałem, by nie tracić jej ani na chwilę już z oczu i wiedząc, że nic jej się nie stanie.Chociaż to za sprawką jej tu się znalazłem, więc nie powinno być tu nic groźnego. Ale lepiej być bezpiecznym. Pomimo panującej nocy, było bardzo jasno. Wszystko dzięki gwiazdą, które mieniły się na bezchmurnym niebie.
- Aki chodź! Hahaha! - nim się obejrzałem dziewczyna turlała się na dół
Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś cieszył się z udanego użycia mocy. Też pewnie to zachowanie jest wynikiem innego ciała, bo trudno mi wyobrazić dawną Ros biegającą i turlającą się po trawie jak ta teraz. Sam miałem dołączyć do turlania się, gdy w koronach drzew dostrzegłem migające oczy. A jednak zagrożenie jest. Szybko znalazłem się koło Ros, nie chciałem ani na chwilę znów jej stracić, więc nie chciałem by cokolwiek złego jej się stało. Od razu w moich rękach pojawiła się kosa, którą gotów byłem użyć na wrogu.
- Leż na trawie - powiedziałem stanowczo, a dziewczyna od razu straciła zabawowy nastrój i wbiła wzrok w ten sam punkt, w który ja się patrzyłem
Przez ciemność koron drzew nie mogłem określić jak na razie czy to zwierze jest czy może jakiś inny stwór. Para białych oczu wpatrywała się w moim kierunku mrugając od czasu do czasu w różnych odstępach. Jednak wraz z poruszeniem się właściciela oczu mogłem odgadnąć, że jest to czarny lis który był stworzony z dymu. Dym zastępował jego kończyny jak i całego go otaczał. Przypatrywał się nam badawczo od czasu podnosząc głowę do góry i wąchając powietrze.
- Możesz jakoś zawrócić nas z powrotem do ośrodka?
- Gdzieś powinny być wrota, ale poczekaj - odpowiedziała - Chodź - przykucnęła zwracając się do czarnego lisa, który od razu pobiegł w jej kierunku
Zachwiałem się, gdy zwierz przeleciał mi między nogami i oparłem się o trzymaną kosę.
- Czyli jedną z twoich umiejętności jest tworzenie innych wymiarów?
- Tak. Tylko dziwne, że wcześniej od tak pojawiliśmy się tutaj nie przechodząc przez portal - przewiesiła się przez lisa głaszcząc jego futro - Można powiedzieć, że teraz znajdujemy się w równoległym świecie.
- Ten świat ma ładniejsze gwiazdy...prawdziwe gwiazdy - powiedziałam sam do siebie i ponownie zerknąłem na dziewczynę - Może jak na pierwszy raz powinniśmy już wrócić? Pewnie dla ciebie to jest męczące
- Męczące? Skądże! Ja chce tu jeszcze zostać! - krzyknąwszy ścisnęła mocniej lisa, który po chwili zmienił się w dym, a nie mając oparcia Ros runęła twarzą na glebę
- To oznaka, że czas wracać. Jutro też możesz przecież tutaj przyjść...ej no - westchnąłem, gdy odwróciła się obrażona
Ponownie jak za pierwszym razem podniosłem ją, ale teraz stawiała większy opór. Ignorując to co krzyczy trzymałem ją mocno by nie przeleciała mi do tyłu i rąbnęła głową o kamienie.
- Puść, puść, puść! - buczała, nie mogąc mnie nawet uderzyć, bo trzymałem ją za dłonie
Podszedłem do ramki, która w środku była identyczna jak tamto światło, które nas przetransportowało do tamtego świata. Ros spojrzała na mnie niezadowolona, a po chwili wrzuciłem ją przez teleport i odczekując chwilę również sam wskoczyłem. O dziwo nie zleciałem z sufitu, tylko wyskoczyłem z podłogi.
- Już jesteście?! Co tak krótko?! - krzyknął jeden naukowiec, który wpadł jak szalony do pomieszczenia
Zaskoczony spojrzałem na dziewczynę, która też zaskoczona wbiła we mnie wzrok. Przecież my prawie godzinę tam spędziliśmy...z czego więcej szukałem powrotnego portalu.
< Ros ? >
- Udało się! - usłyszałem znajomy głos, a po chwili poczułem uścisk wokół szyi
Przez chwilę szokowany wszystkim z trudem mogłem złapać oddech. Drobne ręce rozluźniły uścisk i mała istota zaczęła biegać tuż przede mną. Jakby czując, że chce ją o coś zapytać stanęła wyprostowana naprzeciwko mnie nie mogąc powstrzymać radości.
- TO twoja sprawka? - spytałem, na co zaczęła potakiwać głową i ponownie zaczęła biegać śmiejąc się głośno
Siedziałem dalej na trawie rozglądając się wokół. Zostaliśmy przeniesieni do innego świata czy to Ros stworzyła tę krainę? Nawet nie próbowałem teraz pytać bo twórczyni była pochłonięta okazywaniem swojej radości. Gdy zaczęła zbiegać z wzgórza od razu wstałem, by nie tracić jej ani na chwilę już z oczu i wiedząc, że nic jej się nie stanie.Chociaż to za sprawką jej tu się znalazłem, więc nie powinno być tu nic groźnego. Ale lepiej być bezpiecznym. Pomimo panującej nocy, było bardzo jasno. Wszystko dzięki gwiazdą, które mieniły się na bezchmurnym niebie.
Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś cieszył się z udanego użycia mocy. Też pewnie to zachowanie jest wynikiem innego ciała, bo trudno mi wyobrazić dawną Ros biegającą i turlającą się po trawie jak ta teraz. Sam miałem dołączyć do turlania się, gdy w koronach drzew dostrzegłem migające oczy. A jednak zagrożenie jest. Szybko znalazłem się koło Ros, nie chciałem ani na chwilę znów jej stracić, więc nie chciałem by cokolwiek złego jej się stało. Od razu w moich rękach pojawiła się kosa, którą gotów byłem użyć na wrogu.
- Leż na trawie - powiedziałem stanowczo, a dziewczyna od razu straciła zabawowy nastrój i wbiła wzrok w ten sam punkt, w który ja się patrzyłem
Przez ciemność koron drzew nie mogłem określić jak na razie czy to zwierze jest czy może jakiś inny stwór. Para białych oczu wpatrywała się w moim kierunku mrugając od czasu do czasu w różnych odstępach. Jednak wraz z poruszeniem się właściciela oczu mogłem odgadnąć, że jest to czarny lis który był stworzony z dymu. Dym zastępował jego kończyny jak i całego go otaczał. Przypatrywał się nam badawczo od czasu podnosząc głowę do góry i wąchając powietrze.
- Możesz jakoś zawrócić nas z powrotem do ośrodka?
- Gdzieś powinny być wrota, ale poczekaj - odpowiedziała - Chodź - przykucnęła zwracając się do czarnego lisa, który od razu pobiegł w jej kierunku
Zachwiałem się, gdy zwierz przeleciał mi między nogami i oparłem się o trzymaną kosę.
- Czyli jedną z twoich umiejętności jest tworzenie innych wymiarów?
- Tak. Tylko dziwne, że wcześniej od tak pojawiliśmy się tutaj nie przechodząc przez portal - przewiesiła się przez lisa głaszcząc jego futro - Można powiedzieć, że teraz znajdujemy się w równoległym świecie.
- Ten świat ma ładniejsze gwiazdy...prawdziwe gwiazdy - powiedziałam sam do siebie i ponownie zerknąłem na dziewczynę - Może jak na pierwszy raz powinniśmy już wrócić? Pewnie dla ciebie to jest męczące
- Męczące? Skądże! Ja chce tu jeszcze zostać! - krzyknąwszy ścisnęła mocniej lisa, który po chwili zmienił się w dym, a nie mając oparcia Ros runęła twarzą na glebę
- To oznaka, że czas wracać. Jutro też możesz przecież tutaj przyjść...ej no - westchnąłem, gdy odwróciła się obrażona
Ponownie jak za pierwszym razem podniosłem ją, ale teraz stawiała większy opór. Ignorując to co krzyczy trzymałem ją mocno by nie przeleciała mi do tyłu i rąbnęła głową o kamienie.
- Puść, puść, puść! - buczała, nie mogąc mnie nawet uderzyć, bo trzymałem ją za dłonie
Podszedłem do ramki, która w środku była identyczna jak tamto światło, które nas przetransportowało do tamtego świata. Ros spojrzała na mnie niezadowolona, a po chwili wrzuciłem ją przez teleport i odczekując chwilę również sam wskoczyłem. O dziwo nie zleciałem z sufitu, tylko wyskoczyłem z podłogi.
- Już jesteście?! Co tak krótko?! - krzyknął jeden naukowiec, który wpadł jak szalony do pomieszczenia
Zaskoczony spojrzałem na dziewczynę, która też zaskoczona wbiła we mnie wzrok. Przecież my prawie godzinę tam spędziliśmy...z czego więcej szukałem powrotnego portalu.
< Ros ? >
poniedziałek, 26 października 2015
Od Eriki - C.D Reny
Pośpiesznie połknęłam tabletkę przeciwbólową i dałam się wyprowadzić
Renie na świeże powietrze. Odetchnęłam pełną piersią, rozkoszując się
ładną pogodą.
- To gdzie tak właściwie idziemy? - zapytałam, zerkając na idącą obok Renę.
- A chcesz wybrać się w jakieś konkretne miejsce? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Zawahałam się, ale po kilku sekundach potrząsnęłam głową, wprawiając w ruch swoje długie włosy.
- Nie, mi pasuje gdziekolwiek. To znaczy... - urwałam, uśmiechając się przepraszająco. - Może z wyjątkiem jakichś straszliwie hałaśliwych miejsc. Chyba, że ty masz taką ochotę, to wtedy jakoś to postaram się przeżyć. Najwyżej nafaszeruję się lekami.
Po ostatnim zdaniu, zaśmiałam się. Tymczasem Rena poklepała mnie po głowie.
- Jeszcze raz przepraszam za tamto wydarzenie w restauracji.
Machnęłam lekceważąco ręką.
- Mówiłam już, że to nie twoja wina. Zresztą, bywało gorzej - dodałam wzruszając ramionami. - I tak właściwie, to ja też powinnam przeprosić.
- Za co? - zapytała, zaskoczona.
- Za to, że przeze mnie masz ograniczone możliwości co do zajęć - westchnęłam, nawijając pasmo włosów na palec wskazujący. - Dlatego mówię, jeśli naprawdę chcesz robić coś hałaśliwego, to postaram się to znieść. O mnie się nie martw, serio...
Rozejrzałam się z zaciekawieniem dookoła.
- No to gdzie idziemy? - zapytałam ponownie.
<Rena? :3>
- To gdzie tak właściwie idziemy? - zapytałam, zerkając na idącą obok Renę.
- A chcesz wybrać się w jakieś konkretne miejsce? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Zawahałam się, ale po kilku sekundach potrząsnęłam głową, wprawiając w ruch swoje długie włosy.
- Nie, mi pasuje gdziekolwiek. To znaczy... - urwałam, uśmiechając się przepraszająco. - Może z wyjątkiem jakichś straszliwie hałaśliwych miejsc. Chyba, że ty masz taką ochotę, to wtedy jakoś to postaram się przeżyć. Najwyżej nafaszeruję się lekami.
Po ostatnim zdaniu, zaśmiałam się. Tymczasem Rena poklepała mnie po głowie.
- Jeszcze raz przepraszam za tamto wydarzenie w restauracji.
Machnęłam lekceważąco ręką.
- Mówiłam już, że to nie twoja wina. Zresztą, bywało gorzej - dodałam wzruszając ramionami. - I tak właściwie, to ja też powinnam przeprosić.
- Za co? - zapytała, zaskoczona.
- Za to, że przeze mnie masz ograniczone możliwości co do zajęć - westchnęłam, nawijając pasmo włosów na palec wskazujący. - Dlatego mówię, jeśli naprawdę chcesz robić coś hałaśliwego, to postaram się to znieść. O mnie się nie martw, serio...
Rozejrzałam się z zaciekawieniem dookoła.
- No to gdzie idziemy? - zapytałam ponownie.
<Rena? :3>
Od Reny - C.D Eriki
Przekręciłam głowę na prawo. Kelner podnosząc się z podłogi zaczął przepraszać wszystkich dookoła za hałas i za opóźnienia. Pewnie już nie dostanie premii czy czegoś tam innego. Odsunęłam pucharek na bok, a potem położyłam się na stoliku obserwując przez caly czas zachowanie Eriki.
- Bolą cię teraz uszy, Eri-chan? - zapytałam dla upewnienia się - Przepraszam, że naraziłam cię na ból. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe - uśmiechnęłam się delikatnie - Weź te tabletki, a potem możemy pójść gdzieś dalej.. Na jakiś spacer albo może chciałabyś poćwiczyć czy coś - zaproponowałam.
- Ale przecież to nie twoja wina - westchnęła - Tylko jego - wskazała na zdenerwowanego mężczyznę.
- Dobrze, że masz trochę cierpliwości - zaśmiałam się - Bo jeżeli mi by coś takiego sprawił to zaraz by przepraszał na kolanach, czy tego by chciał czy nie - zmrużyłam oczy obserwując tego mężczyznę jak odchodzi. Oczywiście moje zwierzaczki zajęłyby się nim odpowiednio, tak aby nie zginął, ale dostałby nauczkę, chociaż faktycznie.. Musiało być to zapisane w jego przeznaczeniu. Potem znów zmieniłam cel moich obserwacji na słuchawki Eriki.
- Z czego one właściwie są zrobione, Eri-chan - zapytałam wyciągając w ich kierunku dłoń. Złapałam za jedną i ściągnęłam z jej szyi. Obejrzałam je sobie dokładnie przy okazji obracając w dłoniach.
- Są całkiem fajne.. Mimo że czarne to i tak super - podniosłam się i opierając jedną ręką o stół założyłam je z powrotem na szyję blondynki. Uśmiechnęłam się przy tym przyjaźnie i wróciłam na miejsce.
- Jedz, jedz bo nie będę na ciebie czekała wieczność mon cheri - mrugnęłam machając na kelnera, aby znowu do nas podszedł tym razem uważał na każdy krok postawiony w naszym kierunku. Uśmiechnął się nerwowo. Wyciągnęłam portfel i spojrzałam na niego.
- No nie wiem czy ta obsługa aż tak mi się podobała.. Chętnie zobaczyłabym takiego mężczyznę w innym miejscu niż restauracja - uśmiechnęłam się do niego szarmancko, a potem zachichotałam wkładając mu do kieszeni jeden z więcej wartych papierków, a na tacę ułożyłam poprawną sumę.
- Tylko nikomu nie mów - szepnęłam trzymając palec przy ustach - No, a teraz jak rącza łania odejdź od nas bo moja ukochana koleżanka nie może skupić się na jedzeniu - poklepałam go po pleckach, a potem odwróciłam się z powrotem do Eriki. Okazało się, że skończyła już swój deser. A mnie to nieziemsko cieszyło, bo mogłyśmy wreszcie wyjść trochę się rozerwać.
- No to lecimy Eri-chan - złapałam ją za rękę wychodząc z restauracji.
(Eri-chan?)
- Bolą cię teraz uszy, Eri-chan? - zapytałam dla upewnienia się - Przepraszam, że naraziłam cię na ból. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe - uśmiechnęłam się delikatnie - Weź te tabletki, a potem możemy pójść gdzieś dalej.. Na jakiś spacer albo może chciałabyś poćwiczyć czy coś - zaproponowałam.
- Ale przecież to nie twoja wina - westchnęła - Tylko jego - wskazała na zdenerwowanego mężczyznę.
- Dobrze, że masz trochę cierpliwości - zaśmiałam się - Bo jeżeli mi by coś takiego sprawił to zaraz by przepraszał na kolanach, czy tego by chciał czy nie - zmrużyłam oczy obserwując tego mężczyznę jak odchodzi. Oczywiście moje zwierzaczki zajęłyby się nim odpowiednio, tak aby nie zginął, ale dostałby nauczkę, chociaż faktycznie.. Musiało być to zapisane w jego przeznaczeniu. Potem znów zmieniłam cel moich obserwacji na słuchawki Eriki.
- Z czego one właściwie są zrobione, Eri-chan - zapytałam wyciągając w ich kierunku dłoń. Złapałam za jedną i ściągnęłam z jej szyi. Obejrzałam je sobie dokładnie przy okazji obracając w dłoniach.
- Są całkiem fajne.. Mimo że czarne to i tak super - podniosłam się i opierając jedną ręką o stół założyłam je z powrotem na szyję blondynki. Uśmiechnęłam się przy tym przyjaźnie i wróciłam na miejsce.
- Jedz, jedz bo nie będę na ciebie czekała wieczność mon cheri - mrugnęłam machając na kelnera, aby znowu do nas podszedł tym razem uważał na każdy krok postawiony w naszym kierunku. Uśmiechnął się nerwowo. Wyciągnęłam portfel i spojrzałam na niego.
- No nie wiem czy ta obsługa aż tak mi się podobała.. Chętnie zobaczyłabym takiego mężczyznę w innym miejscu niż restauracja - uśmiechnęłam się do niego szarmancko, a potem zachichotałam wkładając mu do kieszeni jeden z więcej wartych papierków, a na tacę ułożyłam poprawną sumę.
- Tylko nikomu nie mów - szepnęłam trzymając palec przy ustach - No, a teraz jak rącza łania odejdź od nas bo moja ukochana koleżanka nie może skupić się na jedzeniu - poklepałam go po pleckach, a potem odwróciłam się z powrotem do Eriki. Okazało się, że skończyła już swój deser. A mnie to nieziemsko cieszyło, bo mogłyśmy wreszcie wyjść trochę się rozerwać.
- No to lecimy Eri-chan - złapałam ją za rękę wychodząc z restauracji.
(Eri-chan?)
Od Rosie - C.D Aki'ego
Dziewczyna? Czemu Aki tak powiedział? W sumie byłam zbyt zażenowana i
zawstydzona by nad tym myśleć. Wtuliłam głowę w jego plecy chowając przy
tym moje czerwone policzki. Po chwili zrobiłam się trochę zmęczona.
Cały ten dzień był nie dość, że długi to do tego zrobiłam dzisiaj ładne
parę kilometrów. Wykończona westchnęłam lekko tuląc się do Akiego.
~
Obudził mnie lekko szturchając. Ziewnęłam przeciągle i rozejrzałam się. Zdrzemnęło mi się? No cóż zdarza się. Chłopak opuścił mnie na ziemię, a ja chwiejnie stanęłam na nogach. Przetarłam jeszcze tylko zmęczone oczy i spojrzałam na naukowca. On spojrzał zniecierpliwiony w swoje papiery i pokazał na pokój po swojej.. ee prawej? Nadal mylą mi się kierunki. Tak czy siak poszłam do wskazanych drzwi, a Aki miał iść ze mną. Szłam przodem kiwając się na boki ze zmęczenia. Jeden z lekarzy podniósł mnie i posadził na blacie. Ziewnęłam jeszcze raz i wyprostowałam się. Jak zwykle zaczęli robić to samo. Pobrali troszkę krwi, sprawdzili czujnik, moje dane, wagę i tak dalej. Zawsze strasznie mnie to nudziło. Przecież przez ten rok miałam tak 2 razy na dzień jak nie częściej. Przez to, że tak często tu przebywam ta procedura przebiega bardzo szybko. Gdy już skończyli ze mną mogłam sobie usiąść na krzesełku i poczekać na chłopaka. Ale u niego to trwało dużo dłużej. Kręcił się, zastanawiał i odwracał głowę. Nawet troszkę mnie to śmieszyło. Co jakiś czas rumienił się jak mu się przyglądałam. Po parudziesięciu wreszcie go zostawili i przepuścili nas dalej. Czekał tam na nas kolejny naukowiec w białym fartuchu. Zabrał nas z tego budynku i prowadził gdzieś przez plac. Szedł dwa kroki przed nami. Aki chciał mnie chwycić za rękę, ale z wyrzutem złożyłam ręce na piersi.
- Nie jestem małą dziewczyną, żebyś miał mnie cały czas trzymać za rączkę i prowadzić - powiedziałam z oburzeniem
Zmierzył mnie wzrokiem i próbował nie wybuchnąć śmiechem. Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Oj no nie złość się - spojrzałam na niego kątem oka - wtedy wyglądasz tylko bardziej słodziej - roześmiał się
Już chciałam go wyprzedzić i dołączyć do tego człowieka co nas prowadził, ale zanim zdążyłam to zrobić chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramię.
- Aki puść mnie! - zirytowałam się i uderzyłam go parokrotnie w plecy z moich małych piąstek
- Ałć.. przestań, bo będę miał siniaki - stwierdził i chociaż mnie nie puścił to wziął mnie na barana
- O.. jak fajnie - roześmiałam się i zaklaskałam w dłonie
Chłopakowi od razu poprawił się humor i chyba na chwilkę zapomniał o bólu. Przecież jestem w ciele dziecka nie mogę mieć za dużo siły, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie znam jeszcze tego ciała za dobrze. Naukowiec spoglądał na nas co jakiś czas i z niezadowoleniem mruczał coś pod nosem, ale nie wiele mnie to obchodziło. Fajnie tak wygląda świat z góry. No i w dodatku wszystkich widzę. Mężczyzna odblokował nam drzwi kartą. Aki postawił mnie na ziemi i puścił przodem. Potem parę osób pokierowało nas na wielką halę. Powiedzieli, że jako Omegi mamy póki co ćwiczyć osobno, by nikomu nie zrobić przypadkiem krzywdy. Czemu Aki musi być osobno to w sumie nie rozumiem, bo u mnie to normalne po tej zmianie. Szczerze mówiąc troszkę dziwnie mi było przy nim ćwiczyć. Wstydziłam się. Jakby nie patrzeć od zawsze jestem jedną z najsłabszych osób w Rimear, a przynajmniej tak uważam. Nie chciałam, żeby mnie wyśmiał. Ale po parunastu.. dziesięciu.. dobra mniejsza o to, po prostu musiałam się do tego przyzwyczaić przez dłuższa chwilę. Gdy już byłam gotowa usiadłam na ziemi i spróbowałam się skupić. Przestały do mnie docierać odgłosy z zewnątrz. Pierwszy raz od dawna mogłam z taką łatwością to zrobić. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz mi się to spodobało. Udało mi się skupić na tyle by zgromadzić małą ilość mocy. Ciekawe tylko jakiej i czym ona jest. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie jakiś odgłos. Otwarłam jedno oko i zobaczyłam siedzącego przede mną Akiego i robiącego głupie miny. Zaśmiałam się i przewróciłam go.
- Nie papuguj mnie - roześmiałam się dziecinnym głosikiem
(Aki?)
~
Obudził mnie lekko szturchając. Ziewnęłam przeciągle i rozejrzałam się. Zdrzemnęło mi się? No cóż zdarza się. Chłopak opuścił mnie na ziemię, a ja chwiejnie stanęłam na nogach. Przetarłam jeszcze tylko zmęczone oczy i spojrzałam na naukowca. On spojrzał zniecierpliwiony w swoje papiery i pokazał na pokój po swojej.. ee prawej? Nadal mylą mi się kierunki. Tak czy siak poszłam do wskazanych drzwi, a Aki miał iść ze mną. Szłam przodem kiwając się na boki ze zmęczenia. Jeden z lekarzy podniósł mnie i posadził na blacie. Ziewnęłam jeszcze raz i wyprostowałam się. Jak zwykle zaczęli robić to samo. Pobrali troszkę krwi, sprawdzili czujnik, moje dane, wagę i tak dalej. Zawsze strasznie mnie to nudziło. Przecież przez ten rok miałam tak 2 razy na dzień jak nie częściej. Przez to, że tak często tu przebywam ta procedura przebiega bardzo szybko. Gdy już skończyli ze mną mogłam sobie usiąść na krzesełku i poczekać na chłopaka. Ale u niego to trwało dużo dłużej. Kręcił się, zastanawiał i odwracał głowę. Nawet troszkę mnie to śmieszyło. Co jakiś czas rumienił się jak mu się przyglądałam. Po parudziesięciu wreszcie go zostawili i przepuścili nas dalej. Czekał tam na nas kolejny naukowiec w białym fartuchu. Zabrał nas z tego budynku i prowadził gdzieś przez plac. Szedł dwa kroki przed nami. Aki chciał mnie chwycić za rękę, ale z wyrzutem złożyłam ręce na piersi.
- Nie jestem małą dziewczyną, żebyś miał mnie cały czas trzymać za rączkę i prowadzić - powiedziałam z oburzeniem
Zmierzył mnie wzrokiem i próbował nie wybuchnąć śmiechem. Odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Oj no nie złość się - spojrzałam na niego kątem oka - wtedy wyglądasz tylko bardziej słodziej - roześmiał się
Już chciałam go wyprzedzić i dołączyć do tego człowieka co nas prowadził, ale zanim zdążyłam to zrobić chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramię.
- Aki puść mnie! - zirytowałam się i uderzyłam go parokrotnie w plecy z moich małych piąstek
- Ałć.. przestań, bo będę miał siniaki - stwierdził i chociaż mnie nie puścił to wziął mnie na barana
- O.. jak fajnie - roześmiałam się i zaklaskałam w dłonie
Chłopakowi od razu poprawił się humor i chyba na chwilkę zapomniał o bólu. Przecież jestem w ciele dziecka nie mogę mieć za dużo siły, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie znam jeszcze tego ciała za dobrze. Naukowiec spoglądał na nas co jakiś czas i z niezadowoleniem mruczał coś pod nosem, ale nie wiele mnie to obchodziło. Fajnie tak wygląda świat z góry. No i w dodatku wszystkich widzę. Mężczyzna odblokował nam drzwi kartą. Aki postawił mnie na ziemi i puścił przodem. Potem parę osób pokierowało nas na wielką halę. Powiedzieli, że jako Omegi mamy póki co ćwiczyć osobno, by nikomu nie zrobić przypadkiem krzywdy. Czemu Aki musi być osobno to w sumie nie rozumiem, bo u mnie to normalne po tej zmianie. Szczerze mówiąc troszkę dziwnie mi było przy nim ćwiczyć. Wstydziłam się. Jakby nie patrzeć od zawsze jestem jedną z najsłabszych osób w Rimear, a przynajmniej tak uważam. Nie chciałam, żeby mnie wyśmiał. Ale po parunastu.. dziesięciu.. dobra mniejsza o to, po prostu musiałam się do tego przyzwyczaić przez dłuższa chwilę. Gdy już byłam gotowa usiadłam na ziemi i spróbowałam się skupić. Przestały do mnie docierać odgłosy z zewnątrz. Pierwszy raz od dawna mogłam z taką łatwością to zrobić. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz mi się to spodobało. Udało mi się skupić na tyle by zgromadzić małą ilość mocy. Ciekawe tylko jakiej i czym ona jest. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie jakiś odgłos. Otwarłam jedno oko i zobaczyłam siedzącego przede mną Akiego i robiącego głupie miny. Zaśmiałam się i przewróciłam go.
- Nie papuguj mnie - roześmiałam się dziecinnym głosikiem
(Aki?)
niedziela, 25 października 2015
Od Aki'ego - C.D Rosie
Speszyłem się po tym jak mój brzuch zaczął burczeć domagając się czegoś
do jedzenia. Jednak właścicielka mieszkania od razu śmiejąc się
pociągnęła mnie wgłąb pokoju, a ja ledwo się nie wywaliłem.
- Skąd tyle energii w dzieciach...ups - powiedziałem, a Rosie zmierzyła mnie wzrokiem niezadowolona z nazwania ją dzieckiem, a jednak po chwili lekko się uśmiechnęła
Zostałem poczęstowany herbatą i ciastem. Chciałem jakoś pomóc jej coś przynieść, ale dostałem odpowiedź "Pomimo, że jestem drobniejsza umiem nosić talerze". Na dodatek powiedziała to swoim śmiesznym głosikiem, co całkowicie mnie rozbawiło. Oparłem się o kanapę i wtedy o sobie przypomniało ramię, w które ugryzła mnie dziewczynka. Skrzywiłem się i próbowałem zapomnieć o bólu żeby nie zamartwiać sprawcy. Nadal mi było trudno uwierzyć w to, że udało mi się spotkać MOJĄ Rosalie. Trudno mi było powstrzymać szczęście. Nagle świat stał się bardziej kolorowy. Jednak dobrze zrobiłem, że wyszedłem z pokoju by się przewietrzyć. Z uśmiechem siedziałem tak zamyślony tracąc kontakt z rzeczywistością, gdy zostałem szturchnięty przez dziewczynę i od razu zerknąłem na nią.
- Nie słuchałeś...- fuknęła robiąc obrażoną minę, jednak zaczęła ciągnąć dalej - Pytałam się czy smakuje ciasto - pokiwałem głową i żeby potwierdzić to sięgnąłem po drugi kawałek
- Jestem wybredny. Jedynie to ciasto jak i twoje ciasteczka były wyśmienite, pomimo że ciastka były ze sklepu. Były smaczniejsze kiedy jadłem je z tobą
Na drobnej twarzyczce Ros dostrzegłem drobne rumieńce, pewnie i na mojej twarzy również się pojawiły, Siedzieliśmy tak w ciszy. Ach co ja robię.
- Będę się powoli zbier... - nie dokończyłem mówić ani również wstać, gdy ktoś wszedł do pokoju, a raczej jeden z naukowców z niezadowoloną miną wypisaną na twarzy
Od razu niczym bohater komiksu stanąłem przed siostrzyczką, bo to do niej pewnie coś miał okularnik.
- Jak dobrze. że jesteście razem. Przynajmniej nie będę musiał latać jeszcze do jednego pokoju. Chodźcie...chodźcie - powiedział o dziwo miłym głosem i popędził nas ręką
Spojrzałem się zaskoczony na moją towarzyszkę, a ta westchnęła krótko mówiąc, że "Herbatę dokończymy później" i również się podniosła. Nie długo stała stopami boso na podłodze, bo po chwili podniosłem ją i usadowiłem tak, że siedziała mi na plecach. Musze jej jakoś odpłacić, że ja jej pląsałem się koło nóg i byłem przez nią przytulany.
- Ty naprawdę nic nie ważysz - powiedziałem, gdy zostałam szarpnięty za włosy i usłyszałem ciche "Przestań"
Śmiejąc się ruszyłem z bagażem na plecach za naukowcem, który badawczo nam się przyglądał. Szliśmy w ciszy przez korytarz, gdy znów odezwał się śmieszny głos mężczyzny.
- Śliczny chłopczyk i śliczna dziewczynka. Nie mam dokładnych danych bo dopiero co zaczynam tu pracę, ale czy jesteście rodzeństwem?
Ros otworzyła usta by powiedzieć za pewnie "Nie", ale ja ją wyprzedziłem.
- Nie, to moja dziewczyna - wyszczerzyłem się do naukowca, a po chwili syknąłem przez to, że znów zostałem pociągnięty za włosy - Kochanie nie wierć się tak
- Aki! Proszę cię, przestań...
- Nie ma się co wstydzić. Wiesz, że cię kocham - przekręciłem głowę by móc na nią spojrzeć
Biedna była cała czerwona z zawstydzenia. Może nie powinienem mówić temu typkowi o nas jako o parze. Przecież teraz Ros jest ode mnie młodsza z wyglądu. No kurde...
- Nie będę się mieszał w sprawy małżeńskie...znaczy chodźcie już
Dziewczyna po tym co powiedziałem nie odzywała się. Ja też nie chciałem już jej przeszkadzać, więc tylko szedłem z nią na plecach wzdłuż krętych korytarzy, aż wreszcie dotarliśmy do jakiegoś szklanego pomieszczenia
- Jesteśmy na miejscu...-powiedziałem, ale zamilkłem słysząc ciche pochrapywanie
Biedaczka nie wyspana była, a wcześniej o mało do zawału jej nie doprowadziłem. Rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym było jeszcze więcej naukowców i wszelkich dziwnych urządzeń, jakie do tej pory widziałem.
- Śpi? - kiwnąłem głową, a okularnik poprawił swoje gogle i westchnął siadając na krześle - To ją obudź. Nie będę czekał kolejny dzień - jego ton głosu zmienił się na bardziej surowszy
Szturchnąłem lekko dziewczynę, a ta zaspana podniosła głowę do góry i ziewnęła.
< Ros? >
- Skąd tyle energii w dzieciach...ups - powiedziałem, a Rosie zmierzyła mnie wzrokiem niezadowolona z nazwania ją dzieckiem, a jednak po chwili lekko się uśmiechnęła
Zostałem poczęstowany herbatą i ciastem. Chciałem jakoś pomóc jej coś przynieść, ale dostałem odpowiedź "Pomimo, że jestem drobniejsza umiem nosić talerze". Na dodatek powiedziała to swoim śmiesznym głosikiem, co całkowicie mnie rozbawiło. Oparłem się o kanapę i wtedy o sobie przypomniało ramię, w które ugryzła mnie dziewczynka. Skrzywiłem się i próbowałem zapomnieć o bólu żeby nie zamartwiać sprawcy. Nadal mi było trudno uwierzyć w to, że udało mi się spotkać MOJĄ Rosalie. Trudno mi było powstrzymać szczęście. Nagle świat stał się bardziej kolorowy. Jednak dobrze zrobiłem, że wyszedłem z pokoju by się przewietrzyć. Z uśmiechem siedziałem tak zamyślony tracąc kontakt z rzeczywistością, gdy zostałem szturchnięty przez dziewczynę i od razu zerknąłem na nią.
- Nie słuchałeś...- fuknęła robiąc obrażoną minę, jednak zaczęła ciągnąć dalej - Pytałam się czy smakuje ciasto - pokiwałem głową i żeby potwierdzić to sięgnąłem po drugi kawałek
- Jestem wybredny. Jedynie to ciasto jak i twoje ciasteczka były wyśmienite, pomimo że ciastka były ze sklepu. Były smaczniejsze kiedy jadłem je z tobą
Na drobnej twarzyczce Ros dostrzegłem drobne rumieńce, pewnie i na mojej twarzy również się pojawiły, Siedzieliśmy tak w ciszy. Ach co ja robię.
- Będę się powoli zbier... - nie dokończyłem mówić ani również wstać, gdy ktoś wszedł do pokoju, a raczej jeden z naukowców z niezadowoloną miną wypisaną na twarzy
Od razu niczym bohater komiksu stanąłem przed siostrzyczką, bo to do niej pewnie coś miał okularnik.
- Jak dobrze. że jesteście razem. Przynajmniej nie będę musiał latać jeszcze do jednego pokoju. Chodźcie...chodźcie - powiedział o dziwo miłym głosem i popędził nas ręką
Spojrzałem się zaskoczony na moją towarzyszkę, a ta westchnęła krótko mówiąc, że "Herbatę dokończymy później" i również się podniosła. Nie długo stała stopami boso na podłodze, bo po chwili podniosłem ją i usadowiłem tak, że siedziała mi na plecach. Musze jej jakoś odpłacić, że ja jej pląsałem się koło nóg i byłem przez nią przytulany.
- Ty naprawdę nic nie ważysz - powiedziałem, gdy zostałam szarpnięty za włosy i usłyszałem ciche "Przestań"
Śmiejąc się ruszyłem z bagażem na plecach za naukowcem, który badawczo nam się przyglądał. Szliśmy w ciszy przez korytarz, gdy znów odezwał się śmieszny głos mężczyzny.
- Śliczny chłopczyk i śliczna dziewczynka. Nie mam dokładnych danych bo dopiero co zaczynam tu pracę, ale czy jesteście rodzeństwem?
Ros otworzyła usta by powiedzieć za pewnie "Nie", ale ja ją wyprzedziłem.
- Nie, to moja dziewczyna - wyszczerzyłem się do naukowca, a po chwili syknąłem przez to, że znów zostałem pociągnięty za włosy - Kochanie nie wierć się tak
- Aki! Proszę cię, przestań...
- Nie ma się co wstydzić. Wiesz, że cię kocham - przekręciłem głowę by móc na nią spojrzeć
Biedna była cała czerwona z zawstydzenia. Może nie powinienem mówić temu typkowi o nas jako o parze. Przecież teraz Ros jest ode mnie młodsza z wyglądu. No kurde...
- Nie będę się mieszał w sprawy małżeńskie...znaczy chodźcie już
Dziewczyna po tym co powiedziałem nie odzywała się. Ja też nie chciałem już jej przeszkadzać, więc tylko szedłem z nią na plecach wzdłuż krętych korytarzy, aż wreszcie dotarliśmy do jakiegoś szklanego pomieszczenia
- Jesteśmy na miejscu...-powiedziałem, ale zamilkłem słysząc ciche pochrapywanie
Biedaczka nie wyspana była, a wcześniej o mało do zawału jej nie doprowadziłem. Rozglądałem się po pomieszczeniu, w którym było jeszcze więcej naukowców i wszelkich dziwnych urządzeń, jakie do tej pory widziałem.
- Śpi? - kiwnąłem głową, a okularnik poprawił swoje gogle i westchnął siadając na krześle - To ją obudź. Nie będę czekał kolejny dzień - jego ton głosu zmienił się na bardziej surowszy
Szturchnąłem lekko dziewczynę, a ta zaspana podniosła głowę do góry i ziewnęła.
< Ros? >
Od Heaven'a - CD. Vanilli
Vanilla kazała mi spać i spróbować zasnąć, ale
oczywistym było, że dokonanie tego graniczy teraz z cudem. Wierciłem się
niespokonie z boku na bok i chociaż dziewczyna w żadnym wypadku nie reagowała
na ruch z mojej strony to doskonale wiedziałem, że ona również ma problemy ze
snem. Ba, nie zdziwiłbym się gdyby tej nocy w ogóle nie zmrużyła oka. Po raz
kolejny dopadły mnie ogromne, wręcz przytłaczające wyrzuty sumienia. Sam byłem
zmęczony swoim zachowaniem i byciem skończonym hujem... Lecz na każdym razem
starając się uczynić coś dobrze jedynie pogarszałem sytuację, nie mówiąc już o
osobach trzecich wcale mi tego nie ułatwiających. No może z wyjątkiem Riuki’ego,
w końcu to on kazał mi się wziąć w garść i pokazać, iż jestem mężczyzną (za którego
i tak mnie nie uważał) a nie głupim dzieckiem w wieku przedszkolnym. Z drugiej
jednak strony niesamowicie się cieszyłem z wybaczenia blondynki i choć
wypowiedziała te słowa na głos to w głeboko w środku czułem, że nie uczyniła
tego do końca, a powód jest jak najbardziej oczywisty. Żal oraz wielki smutek
nadal unosiły się nad jej delikatnym ciałem niczym nieodwołalna klątwa: nie
mogłem nawet przyczynić się do jej zniknięcia, ponieważ sam byłem jej
powodem... Mój bezbłędny wzrok zdołał dostrzec w całkowitym mroku jej trzęsące
się ramiona. Nie mogąc już dłużej wytrzymać postanowiłem wykonać mały krok
naprzód – odróciłem się w stronę Sigmy, niezwykle ostrożnie obejmując ją rękami
w pasie i odczekując krótką chwilkę jakbym niemo prosił o pozwolenie. Nie
otrzymując żadnej odpowiedzi, kontynuowałem swoje poczyniania, przywierając do
niej resztą ciała w taki sposób, jakbym sam jeden chciał odgrodzić ją od złych
myśli. Zamknąłem oczy, chowając twarz w długich, kremowych włosach Atshushi. Ku
mojemu zdziwieniu oddech Vanilli trochę się uspokoił, a małe dłonie dziewczyny
przykryły te moje. Nic nie mówiłem, zdążyłem się zorientować jak bardzo słowa
wychodzące z moich ust potrafią pogorszyć sytuację czy od nowa zepsuć coś co
właśnie zdążyło się jako tako naprawić.
„Chciałbym umieć chronić cię przed samym sobą i już nigdy
więcej nie uczynić ci żadnej krzywdy...” – nieprzerwanie powtarzałem to zdanie
w głowie, żałośnie łudząc się, iż może wreszcie okaże się ono prawdą i kiedyś
posiądę ową umiejętność.
Moim największym marzeniem było ponownie zobaczyć jej
uśmiech, nawet ten prawie niezauważalny, ale szczery. Wywołany szczerą
radością, a nie bezsilnością. Minimalnie wzmocniłem uścisk, składając jeden ciepły
pocałunek na karku Vanilli. Kiedy chciałem na chwilę się odsunąć, ta
niespodziewanie przytrzymała mnie, zatrzymując przy sobie.
- Heaven... – szepnęła cichutko, ledwo dosłyszalnie –
Nie odsuwaj się ode mnie. Proszę... zostań tutaj obok mnie.
Te słowa zszokowały mnie jak nic innego, byłem
przekonany, iż moje towarzystwo jedynie jej zawadza. Nikłe ciepło wypełniło
mnie całego, mimo beznadziejnej sytuacji poczułem pewnego rodzaju ulgę i małą
nadzieję na polepszenie naszych wspólnych relacji. Nie poruszyłem się już
więcej, rozkoszowałem się każdą, najmniejszą chwilą przebywania obok Sigmy.
- Jak się czujesz? – zapytałem po chwili milczenia,
podczas której jedynym dźwiękiem okazały się być jedynie nasze zsynchronizowane
oddechy.
Wiedziałem, że zadając owe pytanie popełniam niemaly
błąd, mimo wszystko chciałem pozanć odpowiedź nawet ją znająć, aby całkiem się
upewnić.
- A jak twoim zdaniem niby mam się czuć? Mogę ci zapewnić,
że na pewno nie mam ochoty skakać z radości. Twoje zachowanie wciąż pozostawia
wiele do życzenia i sam dobrze wiesz, że nie wszystko będzie znów do samego
końca w całkowitym porządku. Ale wiesz co? Postanowiłam dać Ci jeszcze tą
prawdziwą, ostatnią szansę. Niektóre osoby najwyraźniej potrzebują ich więcej
niż tylko trzy czy cztery razy. Zwłaszcza, kiedy się je kocha bardzo mocno...
Kiwnąłem głową na znak uszanowania jej wypowiedzi, bądź
co bądź miała absolutną rację, ale znając siebie prawdopodobnie byłoby mi niesamowicie
ciężko wybaczyć osobie, która mnie skrzywdziła, jeżeli w ogóle bym się na to
kiedykolwiek zdobył, w co szczerze wątpię... Ta dziewczyna zmieniła we mnie
równie wiele co ja w niej i bez wątpienia dało się to nie tylko wyczuć, ale też
zauważyć już za pierwszym razem. Mógłbym z nią tak leżeć do samego rana i
jeszcze dłużej, czuwając na jej niespokojnym snem lub półsnem. Wiem, że połowa
Rimear gardziła mną za to co zrobiłem, ale niestety czasu cofnąć się nie da...
Teraz mogłem jedynie trwać przy swej ukochanej i starać się naprawić chociaż
małą część tego na co tak długo razem pracowaliśmy, a co ja sam błyskawicznie
zepsułem i być może już nigdy w pełni nie odzyskam. Wolałem dla własnego dobra
i stanu psychicznego na razie nie rozmyślać nad tym zbyt intensywnie. Vanilla
nagle odwróciła się w moją stronę, po chwili stykając się ze mną czołem. Znowu
ogarnęło mnie dziwne uczucie i zrobiło się jakoś tak cieplej.
- A teraz śpijmy już. Jutro porozmawiamy. – oznajmiła spokojnym
głosem, po czym zamknęła oczy, starając się jakoś zasnąć.
Ucałowałem jeden z jej policzków i sam ułożyłem się do
snu, poprzedzając to krótkim „Dobranoc”.
<Vanilla?>
<Vanilla?>
Od Rosalie - CD. Aki'ego
Aki? Jak to możliwe? To on jednak nadal tu jest? Cóż.. ładnie wyrósł. Teraz role się odwróciły. To ja jestem niziutkim dzieciaczkiem. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy rzuciłam się na niego przytulając. Cinia zbliżyła się w tym czasie do nas lekko zdziwiona moim jak i jego zachowaniem.
- Aki - powiedziałam nie przestawiając się uśmiechać - A jednak nadal tutaj jesteś
- Kto to jest? - zapytała mnie, gdy była już dostatecznie blisko
- Jestem Aki - prostując przedstawił się jej
Uradowana spojrzałam na już doroślejszego chłopaka. Jeszcze chwilę porozmawiałam z Cinią, po czym poszła coś załatwić na mieście. On także się bardzo cieszył. Chwycił mnie za rękę jak ja kiedyś jego i ruszyliśmy w stronę parku. Rozmawialiśmy już trochę normalniej chociaż nadal zachowywał się jak mój „mały braciszek”. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego ciała. Jest dla mnie trochę dziwne. Pewnie zanim się z nim zżyje minie kilka miesięcy. Chodziłam z nim po parku. Teraz jest duużo wyższy. Przyglądałam mu się tak z zaciekawieniem. Nie wiele o nim pamiętałam. Ale może to i lepiej? Sama nie wiem. Czułam, że kiedyś mnie przerażał, ale nie mam pojęcia czemu. Mimo, że była już późna jesień zabrał mnie na lody. Co prawda czułam, że będę po tym chora, ale były tak pyszne, że nie mogłam się oprzeć. Widząc mój zadowolony uśmiech Aki cicho się zaśmiał.
- Tak w ogóle gdzie byłaś ten cały czas i co się stało z twoim poprzednim wyglądem? - zapytał, gdy mu się o tym przypomniało
W sumie sama o tym zapomniałam. Byłam tak szczęśliwa z jego powrotu, że przestałam zawracać na to uwagę.
- Cóż… - zaczęłam - ponad rok temu zabrano mnie na zwykle badania. Ale okazało się, że coś mi się stało. Jakaś dziwna maź wypełniała całe moje ciało. Podczas jednej z operacji zmarłam. A raczej moje ciało. Moją świadomość przetransportowano do tego ciała i uczyłam się go powoli używać. Było mi ciężko, ale chciałam wreszcie tu wrócić. - na koniec uśmiechnęłam się do Akiego
Wyglądał na dość.. zakłopotanego? W sumie nie dziwię mu się. To bardzo dziwny powód nieobecności. Zaśmiałam się widząc jego minę i ciągnąc go za rękę wyszliśmy na zewnątrz. Spacerowaliśmy jeszcze trochę po okolicy, gdy zaczęło się robić chłodniej. Wzdrygnęłam się lekko. Chłopak widząc to odprowadził mnie pod budynek. A raczej pod mieszkanie, bo budynek mu nie wystarczył. Gdy ustaliliśmy już o której godzinie się spotkamy odwrócił się, ale zanim zdążył zrobić chociażby krok jego brzuch dał o sobie znać. Zaśmiałam się i zatrzymując go zaprosiłam na herbatkę.
(Aki? Przepraszam, że takie słabe i krótkie :c)
- Aki - powiedziałam nie przestawiając się uśmiechać - A jednak nadal tutaj jesteś
- Kto to jest? - zapytała mnie, gdy była już dostatecznie blisko
- Jestem Aki - prostując przedstawił się jej
Uradowana spojrzałam na już doroślejszego chłopaka. Jeszcze chwilę porozmawiałam z Cinią, po czym poszła coś załatwić na mieście. On także się bardzo cieszył. Chwycił mnie za rękę jak ja kiedyś jego i ruszyliśmy w stronę parku. Rozmawialiśmy już trochę normalniej chociaż nadal zachowywał się jak mój „mały braciszek”. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego ciała. Jest dla mnie trochę dziwne. Pewnie zanim się z nim zżyje minie kilka miesięcy. Chodziłam z nim po parku. Teraz jest duużo wyższy. Przyglądałam mu się tak z zaciekawieniem. Nie wiele o nim pamiętałam. Ale może to i lepiej? Sama nie wiem. Czułam, że kiedyś mnie przerażał, ale nie mam pojęcia czemu. Mimo, że była już późna jesień zabrał mnie na lody. Co prawda czułam, że będę po tym chora, ale były tak pyszne, że nie mogłam się oprzeć. Widząc mój zadowolony uśmiech Aki cicho się zaśmiał.
- Tak w ogóle gdzie byłaś ten cały czas i co się stało z twoim poprzednim wyglądem? - zapytał, gdy mu się o tym przypomniało
W sumie sama o tym zapomniałam. Byłam tak szczęśliwa z jego powrotu, że przestałam zawracać na to uwagę.
- Cóż… - zaczęłam - ponad rok temu zabrano mnie na zwykle badania. Ale okazało się, że coś mi się stało. Jakaś dziwna maź wypełniała całe moje ciało. Podczas jednej z operacji zmarłam. A raczej moje ciało. Moją świadomość przetransportowano do tego ciała i uczyłam się go powoli używać. Było mi ciężko, ale chciałam wreszcie tu wrócić. - na koniec uśmiechnęłam się do Akiego
Wyglądał na dość.. zakłopotanego? W sumie nie dziwię mu się. To bardzo dziwny powód nieobecności. Zaśmiałam się widząc jego minę i ciągnąc go za rękę wyszliśmy na zewnątrz. Spacerowaliśmy jeszcze trochę po okolicy, gdy zaczęło się robić chłodniej. Wzdrygnęłam się lekko. Chłopak widząc to odprowadził mnie pod budynek. A raczej pod mieszkanie, bo budynek mu nie wystarczył. Gdy ustaliliśmy już o której godzinie się spotkamy odwrócił się, ale zanim zdążył zrobić chociażby krok jego brzuch dał o sobie znać. Zaśmiałam się i zatrzymując go zaprosiłam na herbatkę.
(Aki? Przepraszam, że takie słabe i krótkie :c)
Od Rosalie - CD. Cinii
Tak bardzo się cieszyłam, że wreszcie jesteśmy razem. Naprawdę mi tego brakowało. Popychałyśmy się i o mało nie przewracałyśmy pod ciężarem siatek. Czy to wszystko w ogóle zmieści mi się do kuchni? Zaśmiałam się na tą myśl. Moje ręce aż się ucieszyły, gdy odłożyłam siatki w windzie.
- Cinia? - spoglądnęłam na nią
- Hm?
- Mam nadzieje, że winda się nie zatrzyma pod ciężarem tych wszystkich zakupów - zachichotałam
Odparła mi śmiechem. Z ciężkim westchnieniem uniosłam siatki, gdy już byłyśmy na naszym piętrze i ruszyłam za przyjaciółką. Podałam jej kluczyk, po czym weszłyśmy do środka. Było już dosyć późno, a zanim pochowałyśmy jedzenie minęła chyba godzina jak nie dwie. Przy okazji otwarłyśmy chyba ze dwa napoje, płatki i masę cukierków. Cinia poszła się wywalić na kanapę do salonu, a ja posiedziałam jeszcze chwilę w kuchni. Zrobiłam nam płatki z mlekiem i kakao. Do tego kolejne pudełko ciasteczek. Zostawiłam wszystko na tacy w kuchni, a sama poszłam do sypialni. Otwarłam szafę i coś mi się przypomniało. Jestem mniejsza.. Wszystkie ubrania były takie duże i wisiały na mnie, ale co tam. Zmieniłam tylko bluzkę na jakiś wielki ciepły sweter i wróciłam do kuchni. Kogo tam zobaczyłam pochylonego nad tacą?
- Cinia! - zaśmiałam się spoglądając jak z uśmiechem wcina ciasteczka
- O, gdzie byłaś - spytała ścierając okruszki z twarzy - Ale wieelki sweter! Też chce taki - zachichotała podchodząc do mnie
- Ubrania chyba też będę musiała kupić nowe - stwierdziłam i zabierając tacę ruszyłyśmy do pokoju
Chyba pół nocy jak nie dłużej spędziłyśmy na gadaninie przy jakimś nudnym romansidle, gdyż nic lepszego nie leciało w telewizji. W sumie ta rozmowa w większości składała się z naszych donośnych śmiechów, które pewnie obudziły pół budynku. Ale jakoś nie wiele nas to obchodziło. Jakoś koło 3 albo 4 przyniosłam nam ogromny kocyk i zrobiłam kolejny ciepły napój. Siorbałyśmy je leżąc niemalże na sobie i przysypiając. W końcu nie dałam rady i ostatnie co pamiętam to odłożenie kubka na pobliski stolik. Pogrążyłam się we śnie z lekkim uśmiechem na ustach. Obudziłam się dosyć późno. Słońce już było na niebie, a ktoś myszkował w kuchni. Niechętnie przekręciłam się na drugi bok by spojrzeć co robi Cinia, ale nie zauważyłam, że leżałam na krawędzi sofy i z lekkim hukiem spadłam na ziemię.
- Ał.. - mruknęłam pod nosem podnosząc się do siadu i masując głowę
- Obudziłaś się? - zawołała Cinia z kuchni
- Pół na pół - odparłam stając w ramie drzwi i donośnie ziewając
Zaśmiała się cicho i położyła jakiś talerz z czymś tam. Byłam zbyt zaspana by analizować co to było. Jedyne co wiem to to, że było pyszne. Kiedy już się trochę obudziłam poszłam do łazienki się trochę odświeżyć. Gdy brałam prysznic Cinia zapukała mi do drzwi.
- Rosie ja idę na trochę do siebie. Spotkajmy się około 15 u mnie, oki? - zawołała
Zgodziłam się i usłyszałam zamykanie głównych drzwi. Siedziałam w łazience jeszcze trochę, ale najgorsza część jeszcze przede mną. W co ja mam się ubrać? Stanęłam owinięta ręcznikiem przed otwartą szafą i z niewiedzą spoglądałam do niej. Jakiś cudem znalazłam tam parę ubrań, które kiedyś były na mnie za małe, ale żal było mi je wyrzucić. „Teraz pasują jak ulał” - zaśmiałam się sama do siebie przeglądając się w lustrze. Spojrzałam na zegar. 14.. Ej chwila. U niej w domu? No to pięknie. A gdzie ona mieszkała? Drapiąc się po głowie westchnęłam. Upięłam je jakoś ładnie, po czym przekluczając drzwi schowałam kluczyk do kieszeni. Rozejrzałam się po korytarzu zrezygnowana. Mimo iż, na wszystkich drzwiach były także nazwiska sprawdzenie wszystkich pięter zajęło mi właśnie tą wolną godzinę. Zdyszana wreszcie stałam pod drzwiami Cini. Zapukałam cichutko, ale mieszkanie było otwarte. Wślizgnęłam się do niego rozglądając się do pokojach. Nagle usłyszałam rozmowę z kuchni. To na pewno jej mieszkanie? Niepewnie zbliżyłam się do miejsca skąd słyszałam głosy.
(Cinia? Z kim tam rozmawiasz?)
- Cinia? - spoglądnęłam na nią
- Hm?
- Mam nadzieje, że winda się nie zatrzyma pod ciężarem tych wszystkich zakupów - zachichotałam
Odparła mi śmiechem. Z ciężkim westchnieniem uniosłam siatki, gdy już byłyśmy na naszym piętrze i ruszyłam za przyjaciółką. Podałam jej kluczyk, po czym weszłyśmy do środka. Było już dosyć późno, a zanim pochowałyśmy jedzenie minęła chyba godzina jak nie dwie. Przy okazji otwarłyśmy chyba ze dwa napoje, płatki i masę cukierków. Cinia poszła się wywalić na kanapę do salonu, a ja posiedziałam jeszcze chwilę w kuchni. Zrobiłam nam płatki z mlekiem i kakao. Do tego kolejne pudełko ciasteczek. Zostawiłam wszystko na tacy w kuchni, a sama poszłam do sypialni. Otwarłam szafę i coś mi się przypomniało. Jestem mniejsza.. Wszystkie ubrania były takie duże i wisiały na mnie, ale co tam. Zmieniłam tylko bluzkę na jakiś wielki ciepły sweter i wróciłam do kuchni. Kogo tam zobaczyłam pochylonego nad tacą?
- Cinia! - zaśmiałam się spoglądając jak z uśmiechem wcina ciasteczka
- O, gdzie byłaś - spytała ścierając okruszki z twarzy - Ale wieelki sweter! Też chce taki - zachichotała podchodząc do mnie
- Ubrania chyba też będę musiała kupić nowe - stwierdziłam i zabierając tacę ruszyłyśmy do pokoju
Chyba pół nocy jak nie dłużej spędziłyśmy na gadaninie przy jakimś nudnym romansidle, gdyż nic lepszego nie leciało w telewizji. W sumie ta rozmowa w większości składała się z naszych donośnych śmiechów, które pewnie obudziły pół budynku. Ale jakoś nie wiele nas to obchodziło. Jakoś koło 3 albo 4 przyniosłam nam ogromny kocyk i zrobiłam kolejny ciepły napój. Siorbałyśmy je leżąc niemalże na sobie i przysypiając. W końcu nie dałam rady i ostatnie co pamiętam to odłożenie kubka na pobliski stolik. Pogrążyłam się we śnie z lekkim uśmiechem na ustach. Obudziłam się dosyć późno. Słońce już było na niebie, a ktoś myszkował w kuchni. Niechętnie przekręciłam się na drugi bok by spojrzeć co robi Cinia, ale nie zauważyłam, że leżałam na krawędzi sofy i z lekkim hukiem spadłam na ziemię.
- Ał.. - mruknęłam pod nosem podnosząc się do siadu i masując głowę
- Obudziłaś się? - zawołała Cinia z kuchni
- Pół na pół - odparłam stając w ramie drzwi i donośnie ziewając
Zaśmiała się cicho i położyła jakiś talerz z czymś tam. Byłam zbyt zaspana by analizować co to było. Jedyne co wiem to to, że było pyszne. Kiedy już się trochę obudziłam poszłam do łazienki się trochę odświeżyć. Gdy brałam prysznic Cinia zapukała mi do drzwi.
- Rosie ja idę na trochę do siebie. Spotkajmy się około 15 u mnie, oki? - zawołała
Zgodziłam się i usłyszałam zamykanie głównych drzwi. Siedziałam w łazience jeszcze trochę, ale najgorsza część jeszcze przede mną. W co ja mam się ubrać? Stanęłam owinięta ręcznikiem przed otwartą szafą i z niewiedzą spoglądałam do niej. Jakiś cudem znalazłam tam parę ubrań, które kiedyś były na mnie za małe, ale żal było mi je wyrzucić. „Teraz pasują jak ulał” - zaśmiałam się sama do siebie przeglądając się w lustrze. Spojrzałam na zegar. 14.. Ej chwila. U niej w domu? No to pięknie. A gdzie ona mieszkała? Drapiąc się po głowie westchnęłam. Upięłam je jakoś ładnie, po czym przekluczając drzwi schowałam kluczyk do kieszeni. Rozejrzałam się po korytarzu zrezygnowana. Mimo iż, na wszystkich drzwiach były także nazwiska sprawdzenie wszystkich pięter zajęło mi właśnie tą wolną godzinę. Zdyszana wreszcie stałam pod drzwiami Cini. Zapukałam cichutko, ale mieszkanie było otwarte. Wślizgnęłam się do niego rozglądając się do pokojach. Nagle usłyszałam rozmowę z kuchni. To na pewno jej mieszkanie? Niepewnie zbliżyłam się do miejsca skąd słyszałam głosy.
(Cinia? Z kim tam rozmawiasz?)
Od Cinii - C.D Riuki`ego
Miny Heavena i Vanilli były teraz bezcenne, moja zresztą tak samo. Wiedziałam o tym, że Riuki potrafi być chamski… ale chyba troszkę przesadził. No przynajmniej ja nie chciałabym usłyszeć czegoś takiego będąc na miejscu Sigmy. Chociaż podejrzewam, że to był właśnie jedyny sposób na to, żeby ona po prostu mnie nie zgniotła jak robaka. Siedziałam na ziemi spoglądając teraz na stojącą nade mną dziewczynę. Miała mnie właśnie walnąć swoim mieczykiem, ale słowa Riuki`ego ją konkretnie… dobiły. Po głowie krążyły mi teraz opcje, które mogłam wykorzystać. Walnąć ją z całej siły w szczękę pozbawiając na chwilę świadomości, kopnąć ją kilka razy w brzuch i mieć już z nią spokój… wyciągnąć miecz, ugodzić ją i… też mieć z nią spokój. Albo po prostu wstać i z wolna się wycofać. Nie wiem, ale chyba najrozsądniej będzie wybrać tą trzecią opcję. Powoli wstałam, wymijając teraz już wyprostowaną jak strunę Vanillę. Powoli poczłapałam do mordującego wszystkich wzrokiem Riuki`ego, tak naprawdę ledwo się już trzymał. Może oni nie zwrócili teraz na to uwagi, są teraz za bardzo przejęci sobą… wręcz przerażeni. Mnie natomiast bardziej interesował Riuki i byłam w stanie to dostrzec. Kiedy jeszcze raz spojrzałam na twarz dziewczyny, widać było, że walczy sama ze sobą. Jej twarz co chwilę się krzywiła. Widocznie te słowa musiały ją naprawdę nieźle zranić… zresztą co w tym dziwnego. Po raz kolejny ma świadomość o tym, jak Heaven ją traktuję. Jeszcze chyba nie trzeba zaznaczać, że ‘’uświadamia’’ jej to ktoś, kto nawet nie powinien mieć pojęcia o ich dziwnej sytuacji. Owszem, z Riukim też często się kłócimy… ale on mnie tak nie traktuje. W sumie to nawet jej współczuję, ale tak troszkę… (chamskość ponad wszystko kiekie)
- Ja… nie myślę tak o Tobie, nie traktuję Cię tak – Heaven pokręcił głową.
Dotknęłam ręki Riuki`ego, dając mu dyskretnie znać, że lepiej będzie jeśli stąd pójdziemy. Niech załatwią to razem między sobą, w spokoju. Chociaż nie wiem, czy ta rozmowa będzie taka spokojna. Pomimo mojego delikatnego targania za rękę, on jednak nie chciał się ruszyć. Przyglądał się tej marnej scenie dalej, ze stoickim spokojem. Vanilla spojrzała na nas kątem oka, myślałam, że zgniecie nas wzrokiem… a jednak nie. Była już najwyraźniej zmęczona tym wszystkim, starałam nie uciec przed jej wzrokiem, ale nie byłam w stanie. Nie chciałam patrzeć w jej oczy. Heaven w tym momencie podszedł właśnie do Vanilli, ale ta jak poparzona zrobiła kilka kroków w tył. Chłopak chyba nie za bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić, stał tak teraz i zastanawiał się co ma dalej zrobić. W końcu chyba nie wytrzymał, bo zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na Riuki`ego z wyrzutem. Dopiero teraz do niego dotarło kto to powiedział i co? Jakoś przed chwilą się tak nie nakręcał. Nie podobała mi się ta cała obecna sytuacja, znowu zaczynało się robić tak… wrogo.
- Zamknij się i już nic nawet nie mów – warknął patrząc prosto w oczy Riuki`ego
Był wyraźnie wkurwiony tym, że Vanilla znajduje się teraz w takim a nie innym stanie. Zanim jednak odważył się zrobić cokolwiek, posłałam mu mordercze spojrzenie. Jeszcze jedna akcja i tym razem nie będę już taka miła dla Vanilli. Nie będzie mnie obchodziło to, że jest załamana. Wykorzystam tą okazję i wbiję jej nóż w plecy…
(Eee ktoś?)
- Ja… nie myślę tak o Tobie, nie traktuję Cię tak – Heaven pokręcił głową.
Dotknęłam ręki Riuki`ego, dając mu dyskretnie znać, że lepiej będzie jeśli stąd pójdziemy. Niech załatwią to razem między sobą, w spokoju. Chociaż nie wiem, czy ta rozmowa będzie taka spokojna. Pomimo mojego delikatnego targania za rękę, on jednak nie chciał się ruszyć. Przyglądał się tej marnej scenie dalej, ze stoickim spokojem. Vanilla spojrzała na nas kątem oka, myślałam, że zgniecie nas wzrokiem… a jednak nie. Była już najwyraźniej zmęczona tym wszystkim, starałam nie uciec przed jej wzrokiem, ale nie byłam w stanie. Nie chciałam patrzeć w jej oczy. Heaven w tym momencie podszedł właśnie do Vanilli, ale ta jak poparzona zrobiła kilka kroków w tył. Chłopak chyba nie za bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić, stał tak teraz i zastanawiał się co ma dalej zrobić. W końcu chyba nie wytrzymał, bo zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na Riuki`ego z wyrzutem. Dopiero teraz do niego dotarło kto to powiedział i co? Jakoś przed chwilą się tak nie nakręcał. Nie podobała mi się ta cała obecna sytuacja, znowu zaczynało się robić tak… wrogo.
- Zamknij się i już nic nawet nie mów – warknął patrząc prosto w oczy Riuki`ego
Był wyraźnie wkurwiony tym, że Vanilla znajduje się teraz w takim a nie innym stanie. Zanim jednak odważył się zrobić cokolwiek, posłałam mu mordercze spojrzenie. Jeszcze jedna akcja i tym razem nie będę już taka miła dla Vanilli. Nie będzie mnie obchodziło to, że jest załamana. Wykorzystam tą okazję i wbiję jej nóż w plecy…
(Eee ktoś?)
Od Aki'ego - Do Rosie
Wcisnąłem ręce w kieszeń od bluzy. Pomimo świecącego słońca, które
krzyczało "Jest ciepło" było zimno na zewnątrz przez wiatr, który cały
czas wiał. Można powiedzieć, że to był dzień jak co dzień, w którym nic
co zmieniłoby moje życie się nie działo. Tak myślałem idąc sobie jedną z
alejek mijając różnych ludzi, jednak szczególnej uwagi na nich nie
zwracałem gdy ktoś kto przechodził koło mnie powiedział TO imię. Od razu
przystanąłem i jedna osoba, która gdzieś pędziła wpadła na mnie i o
dziwo obyło się bez jej krzyków na mnie, że nie powinienem tak stawać.
Odwróciłem się i spojrzałem na przechodzącą koło mnie drobną
dziewczynkę, aż mi się przypomniał kiedy ja taki byłem i na samo
wspomnienie o tym się skrzywiłem. Dopiero po chwili gdy znów To imię
powtórzyła osoba, która szła koło drobnej istoty zrozumiałem że ta mała
istota ma tak na imię. To oczywiste, że nie tylko jest jedna dziewczyna
która miała na imię Rosalie. Ros którą znałem teraz pewnie była już
mniej więcej po dwudziestce, a ta tutaj dziewczynka o tym samym imieniu
wyglądała na góra mniej więcej jedenaście/dwanaście lat. Jednak coś mi
kazało podejść i się zapytać. Robiąc kilka kroków stanąłem obok
dziewczynki i położyłem rękę na jej ramieniu, a ta z przerażeniem w
oczach odwróciła się szybko w moich kierunku. Schyliłem lekko głowę by
nie musiała przez cały czas w górę się patrzyć.
- Rosalie? - spytałem, a jako odpowiedź dostałem kiwnięcie głową
- Znasz go? - usłyszałem głos towarzyszącej jej osoby, która najwidoczniej nie była zadowolona że się jej przerwało spotkanie
Miałem tylko się zapytać czy to ona i jeśli tak to jak to się stało, że teraz wygląda jak mała dziewczynka. Jednak nie mogłem już nic powiedzieć i wpatrywałem się jak słup w Rosalie, a mała we mnie.
- Przepraszam - powiedziałem i gwałtownie wyciągnąłem w kierunku dziewczynki ręce, chwyciłem a następnie przerzuciłem przez ramię odbiegając szybko od jej towarzysza, który stał teraz osłupiały i wpatrywał się zaskoczony
Trzymając dziewczynkę biegłem cały czas tak samo szybko jakbym jej nie trzymał...czy ona nic nie ważyła?! O dziwo nawet się nie wyrywała, martwiłem się czy aby się nie wystraszyła i zemdlała ale gdy tak o tym myślałem nagle zostałem ugryziony w ramię. Na nieszczęście dziewczyny puściłem ją, a ta poleciała na krzaki. Wpatrywała się we mnie przerażonym wzrokiem, który mi teraz całkowicie przypominał przerażenie w oczach MOJEJ Rosie, gdy skierowałem w nią nóż. Chwyciłem drobną dłoń dziewczyny i pomogłem jej wstać, lecz ta w momencie gdy złapała równowagę wyrwała dłoń i cofnęła się kilka kroków dalej wciąż patrząc na mnie nie ufnie. Pewnie pierwsza myśl to, że jakiś psychopata albo zboczeniem, który lubuje się w małych dziewczynkach. Oczywiście żadne z tego nie było prawdą.
- Rosie - powiedziałem i przykucnąłem by być mniej więcej wysokości z dziewczynką - Tak się cieszę. Pamiętasz mnie? - chwyciłem jej drobną rączkę jeszcze mocniej
- ...c-co?...puść mnie...
Uroiłem sobie coś. Czemu miałem wrażenie, że ona i tamta Ros to te same osoby. Jednak powinienem poprosić o większą dawkę leków.
- A jak się nazywasz?
- Aki - powiedziałem i spojrzałem na już mniej wystraszoną twarz dziewczynki mając nadzieję, że to ta sama Ros i wtedy dostrzegłem błysk w oczach małej
<Ros?>
- Rosalie? - spytałem, a jako odpowiedź dostałem kiwnięcie głową
- Znasz go? - usłyszałem głos towarzyszącej jej osoby, która najwidoczniej nie była zadowolona że się jej przerwało spotkanie
Miałem tylko się zapytać czy to ona i jeśli tak to jak to się stało, że teraz wygląda jak mała dziewczynka. Jednak nie mogłem już nic powiedzieć i wpatrywałem się jak słup w Rosalie, a mała we mnie.
- Przepraszam - powiedziałem i gwałtownie wyciągnąłem w kierunku dziewczynki ręce, chwyciłem a następnie przerzuciłem przez ramię odbiegając szybko od jej towarzysza, który stał teraz osłupiały i wpatrywał się zaskoczony
Trzymając dziewczynkę biegłem cały czas tak samo szybko jakbym jej nie trzymał...czy ona nic nie ważyła?! O dziwo nawet się nie wyrywała, martwiłem się czy aby się nie wystraszyła i zemdlała ale gdy tak o tym myślałem nagle zostałem ugryziony w ramię. Na nieszczęście dziewczyny puściłem ją, a ta poleciała na krzaki. Wpatrywała się we mnie przerażonym wzrokiem, który mi teraz całkowicie przypominał przerażenie w oczach MOJEJ Rosie, gdy skierowałem w nią nóż. Chwyciłem drobną dłoń dziewczyny i pomogłem jej wstać, lecz ta w momencie gdy złapała równowagę wyrwała dłoń i cofnęła się kilka kroków dalej wciąż patrząc na mnie nie ufnie. Pewnie pierwsza myśl to, że jakiś psychopata albo zboczeniem, który lubuje się w małych dziewczynkach. Oczywiście żadne z tego nie było prawdą.
- Rosie - powiedziałem i przykucnąłem by być mniej więcej wysokości z dziewczynką - Tak się cieszę. Pamiętasz mnie? - chwyciłem jej drobną rączkę jeszcze mocniej
- ...c-co?...puść mnie...
Uroiłem sobie coś. Czemu miałem wrażenie, że ona i tamta Ros to te same osoby. Jednak powinienem poprosić o większą dawkę leków.
- A jak się nazywasz?
- Aki - powiedziałem i spojrzałem na już mniej wystraszoną twarz dziewczynki mając nadzieję, że to ta sama Ros i wtedy dostrzegłem błysk w oczach małej
<Ros?>
Od Cinii - C.D Rosie
Wpierw spojrzałam na moją przyjaciółkę nieco zdziwiona, po chwili wybuchłam jednak głośnym śmiechem. Boi się pająków? Nie wiem czy wcześniej o tym wiedziałam… ale raczej nie pamiętam czegoś takiego.
- No to co, chyba trzeba będzie tam posprzątać – uchyliłam drzwi przepychając się obok Rosie.
- Ale pająki!
- Nie odfruną Ci przecież – pokazałam jej język wchodząc do środka.
No dobra, zanim wejdzie to może zmiotę szybko tak… z 10 pajęczyn? Od razu zrobi się tutaj troszkę lepiej. Weszłam do łazienki, która i tak była w masakrycznym stanie, no ale trudno. Jakoś znalazłam kilka ścierek (zakurzonych w dodatku xd) przy okazji ładną, kolorową szczotkę do kurzu która świetnie się nada do ściągnięcia tych cudownych pajęczyn. W ciągu 3 minut pozbyłam się tych z łazienki.
- Rosie chodź! W łazience już ich nie ma, zetrzyj kurz.
Dziewczyna przemknęła jak burza przez połowę apartamentu cała zdyszana wbiegając do łazienki. Kiedy jednak zauważyła tylko i jedynie stertę kurzu, odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam dalej wywijając szczotką jak jakimś mieczem. Przez kolejną, dobrą godzinę pozbywałam się pajęczyn, a kiedy już skończyłam pomagałam Rosie w ścieraniu tego całego kurzu. Jednak i to nie był koniec, trzeba było przetrzepać wszystkie dywany, umyć podłogę, wyczyścić drzwi… jednym słowem, nie będzie nam się nudziło. Przy myciu podłogi w przedpokoju, musiałam oczywiście zamoczyć jakąś szmatkę w wodzie i rzucić nią w stojącą do mnie tyłem dziewczynę.
- Co? Cinia! – zaśmiała się ściągając szmatkę z czubka głowy, rzuciła nią we mnie i tak jeszcze kilka razy, dopóki wręcz nie zaczęłyśmy się dusić ze śmiechu.
Właściwie to całe to sprzątanie, skończyło się już bardzo późnym wieczorem. To niesamowite, że w ciągu tego jednego dnia, narobiłam cały ten czas stracony z tak drogą mi Rosie. Chociaż nie, kilku rzeczy nadal nie zrobiłyśmy… ale to może potem.
- Co znowu knujesz? – zapytała widząc mój podstępny uśmiech.
- Hmmm na razie nic? – wyszczerzyłam się chowając resztę detergentów do szafki w łazience.
Jej mina wskazywała na to, że nie za bardzo dała się na to nabrać. Za dobrze mnie chyba zna.
- No to co teraz robimy? – zapytała siadając na kanapie.
- Idziemy jeszcze na krótki spacerek, czy nie masz już siły?
- W sumie możemy iść… no ale po co?
Wzruszyłam ramionami podchodząc do drzwi wyjściowych, wyciągając w jej kierunku rękę. Pokręciła głową z rozbawieniem i podbiegła do mnie. Wyszłyśmy z apartamentu idąc pod rękę.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- W sumie to mogłybyśmy zaopatrzyć twoją lodówkę, jest całkowicie pusta… a tak w ogóle, mam ochotę oglądnąć sobie z Tobą jakiś film. Ostatnio wyszło całkiem sporo fajnych.
Rosie przez chwilę rozważała propozycję, a przynajmniej udawała, że się zastanawia. Po jakiejś minutce przytaknęła i nieco przyspieszyła kroku. Całe uchichrane weszłyśmy do środka sklepu, zwracając na siebie uwagę przynajmniej 10 Arcan. Niektóre kojarzyłam, podejrzewam, że widok uśmiechniętej Cinii był dosyć dziwny, ale średnio obchodzi mnie ich zdanie. Załadowałyśmy całe dwa koszyki, z czego większość to i tak były same śmieciowe rzeczy. Podeszłyśmy z tym wszystkim do kasy, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy tak szybko jak weszłyśmy.
- Strasznie to wszystko ciężkie – Rosie sapnęła
- Tak to jest, jak ma się puściutką lodówkę – zachichotałam.
Przewróciła oczami i posłała mi delikatnego kuksańca. Z perspektywy osoby trzeciej, musiałyśmy wyglądać co najmniej dziwnie. Co chwilę przepychające się dwie dziewczyny obładowane ogromnymi siatkami.
(Rosie?)
- No to co, chyba trzeba będzie tam posprzątać – uchyliłam drzwi przepychając się obok Rosie.
- Ale pająki!
- Nie odfruną Ci przecież – pokazałam jej język wchodząc do środka.
No dobra, zanim wejdzie to może zmiotę szybko tak… z 10 pajęczyn? Od razu zrobi się tutaj troszkę lepiej. Weszłam do łazienki, która i tak była w masakrycznym stanie, no ale trudno. Jakoś znalazłam kilka ścierek (zakurzonych w dodatku xd) przy okazji ładną, kolorową szczotkę do kurzu która świetnie się nada do ściągnięcia tych cudownych pajęczyn. W ciągu 3 minut pozbyłam się tych z łazienki.
- Rosie chodź! W łazience już ich nie ma, zetrzyj kurz.
Dziewczyna przemknęła jak burza przez połowę apartamentu cała zdyszana wbiegając do łazienki. Kiedy jednak zauważyła tylko i jedynie stertę kurzu, odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam dalej wywijając szczotką jak jakimś mieczem. Przez kolejną, dobrą godzinę pozbywałam się pajęczyn, a kiedy już skończyłam pomagałam Rosie w ścieraniu tego całego kurzu. Jednak i to nie był koniec, trzeba było przetrzepać wszystkie dywany, umyć podłogę, wyczyścić drzwi… jednym słowem, nie będzie nam się nudziło. Przy myciu podłogi w przedpokoju, musiałam oczywiście zamoczyć jakąś szmatkę w wodzie i rzucić nią w stojącą do mnie tyłem dziewczynę.
- Co? Cinia! – zaśmiała się ściągając szmatkę z czubka głowy, rzuciła nią we mnie i tak jeszcze kilka razy, dopóki wręcz nie zaczęłyśmy się dusić ze śmiechu.
Właściwie to całe to sprzątanie, skończyło się już bardzo późnym wieczorem. To niesamowite, że w ciągu tego jednego dnia, narobiłam cały ten czas stracony z tak drogą mi Rosie. Chociaż nie, kilku rzeczy nadal nie zrobiłyśmy… ale to może potem.
- Co znowu knujesz? – zapytała widząc mój podstępny uśmiech.
- Hmmm na razie nic? – wyszczerzyłam się chowając resztę detergentów do szafki w łazience.
Jej mina wskazywała na to, że nie za bardzo dała się na to nabrać. Za dobrze mnie chyba zna.
- No to co teraz robimy? – zapytała siadając na kanapie.
- Idziemy jeszcze na krótki spacerek, czy nie masz już siły?
- W sumie możemy iść… no ale po co?
Wzruszyłam ramionami podchodząc do drzwi wyjściowych, wyciągając w jej kierunku rękę. Pokręciła głową z rozbawieniem i podbiegła do mnie. Wyszłyśmy z apartamentu idąc pod rękę.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- W sumie to mogłybyśmy zaopatrzyć twoją lodówkę, jest całkowicie pusta… a tak w ogóle, mam ochotę oglądnąć sobie z Tobą jakiś film. Ostatnio wyszło całkiem sporo fajnych.
Rosie przez chwilę rozważała propozycję, a przynajmniej udawała, że się zastanawia. Po jakiejś minutce przytaknęła i nieco przyspieszyła kroku. Całe uchichrane weszłyśmy do środka sklepu, zwracając na siebie uwagę przynajmniej 10 Arcan. Niektóre kojarzyłam, podejrzewam, że widok uśmiechniętej Cinii był dosyć dziwny, ale średnio obchodzi mnie ich zdanie. Załadowałyśmy całe dwa koszyki, z czego większość to i tak były same śmieciowe rzeczy. Podeszłyśmy z tym wszystkim do kasy, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy tak szybko jak weszłyśmy.
- Strasznie to wszystko ciężkie – Rosie sapnęła
- Tak to jest, jak ma się puściutką lodówkę – zachichotałam.
Przewróciła oczami i posłała mi delikatnego kuksańca. Z perspektywy osoby trzeciej, musiałyśmy wyglądać co najmniej dziwnie. Co chwilę przepychające się dwie dziewczyny obładowane ogromnymi siatkami.
(Rosie?)
Od Rosalie - CD Heaven'a
Od samego rana nie mogę oderwać się od okna. Nie dość, że liście są tak złociste, to w dodatku słońce tak ładnie to podkreśla. Pół dnia przesiedziałam przy oknie w ulubionym za dużym sweterku i z kubkiem herbaty w dłoniach. Nie chciało mi się nawet czytać książek tylko siedzieć przy tym oknie i oglądać. Koło południa trochę zgłodniałam. Ale zanim podniosłam się z podłogi i ruszyłam do łazienki by jakoś wyglądać minęło chyba z półtorej godziny. Dopiero, gdy mój brzuch nie chciał przestać o sobie przypominać z niechęcią ruszyłam w kierunku łazienki. Było gorzej niż myślałam. Kiedy ja ostatnio myłam włosy? Eh.. Mój żołądek zaczynał się powoli buntować, gdy wreszcie wyglądałam znośnie. Nie chciało mi się już nawet wybierać i dobierać ubrań. Szybko tylko wciągnęłam spodnie i na luźną białą bluzkę i zarzuciłam kremowy, długi sweterek. Do małej torebki wrzuciłam trochę drobniaków i szybko zjechałam windą na parter. Spokojnym krokiem wyszłam z budynku. Słońce tak przyjemnie grzało, cieszę się, że teraz moje ciało nie jest aż tak wrażliwe na światło słoneczne. Weszłam do jednej z restauracji. Na szczęście kolejka nie była zbyt długa z czego mój brzuch aż zaburczał z radości. Ech.. głodna jestem. Szybko zamówiłam jakiś smaczny obiad i usiadłam przy stoliku na zewnątrz. Przyglądałam się przechodzącym ludziom. Wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi. Szli ze swoimi przyjaciółmi lub z drugą połówką trzymając się za ręce. Aż troszkę smutno mi się zrobiło. Tylko ja byłam taka samotna. Ten czas dał mi w plecy. Naprawdę dużo straciłam. Nagle coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. Wysoki, białowłosy chłopak siedział sam przy pobliskim stoliku. Miał krwistoczerwone oczy i charakterystyczną bliznę. Czemu aż tak zwrócił moją uwagę? Przypomniał mi kogoś znajomego. Przyglądałam mu się z wyraźnym zaciekawieniem i jakoś tak nawet nie panowałam nad tym. Zbytnio pogrążyłam się we własnych myślach. Kim on jest.. Czy znałam go wcześniej.. Z zamyślenia wyrwało mnie uderzenie w stół przy którym siedziałam. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że on od dłuższego czasu coś do mnie mówi. Spuściłam głowę zawstydzona. I co ja mam teraz zrobić.. Wyglądał na wyraźnie poirytowanego. Nie słuchając jego wkurzonego tonu głosu i pytań przerwałam mu.
- Jak się nazywasz? - wyszeptałam cicho
On jakby na chwilę ochłonął, ale nie na długo. Cóż skoro to nie działa zapytam inaczej. On cały czas coś mówił, a ja tylko czekałam na moment aż będę mogła coś wtrącić.
- Pamiętasz może Rosie Emirals? - zapytałam lekko unosząc głowę
Chłopak zrobił zdziwioną minę i podrapał się po głowie. Wyglądał na trochę.. smutnego? Nie to nie to. Coś jakby rzeczywiście znał dawną mnie.
- Raczej mi nie uwierzysz, ale to ja… - wyszeptałam spoglądając na niego
Z początku się zdziwił, ale zaraz po tym wściekł się. Myślał, że kłamię. Poprosiłam go grzecznie by usiadł obok mnie. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć. Bałam się tylko, że zamiast tego zrobi coś za to kłamstwo, które w sumie kłamstwem nie było.
- Proszę daj mi wytłumaczyć. Czuję się zagubiona w tym nowym ciele. Niemalże nic nie pamiętam.. - dopowiedziałam spuszczając ponownie głowę, a na serwetkę przede mną pociekło kilka łez
(Heaven? Co ty na to? :3)
- Jak się nazywasz? - wyszeptałam cicho
On jakby na chwilę ochłonął, ale nie na długo. Cóż skoro to nie działa zapytam inaczej. On cały czas coś mówił, a ja tylko czekałam na moment aż będę mogła coś wtrącić.
- Pamiętasz może Rosie Emirals? - zapytałam lekko unosząc głowę
Chłopak zrobił zdziwioną minę i podrapał się po głowie. Wyglądał na trochę.. smutnego? Nie to nie to. Coś jakby rzeczywiście znał dawną mnie.
- Raczej mi nie uwierzysz, ale to ja… - wyszeptałam spoglądając na niego
Z początku się zdziwił, ale zaraz po tym wściekł się. Myślał, że kłamię. Poprosiłam go grzecznie by usiadł obok mnie. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć. Bałam się tylko, że zamiast tego zrobi coś za to kłamstwo, które w sumie kłamstwem nie było.
- Proszę daj mi wytłumaczyć. Czuję się zagubiona w tym nowym ciele. Niemalże nic nie pamiętam.. - dopowiedziałam spuszczając ponownie głowę, a na serwetkę przede mną pociekło kilka łez
(Heaven? Co ty na to? :3)
Od Rosalie - C.D Cinii
Nie mogłam przestać się uśmiechać. Tak bardzo się cieszyłam, że wreszcie
widzę znajomą twarz. Najchętniej nie wypuszczałabym jej z objęć. Nawet
nie zwracałyśmy uwagi na naukowców. Po prostu szczęśliwe jak nigdy
szłyśmy przed siebie. Ogólnie byłam bardzo, ale to bardzo
podekscytowana, ale po jakiejś chwili trochę posmutniałam. Przeszło mi
przez myśl, że pewnie będzie jej ciężko przyzwyczaić się do tego, że
osoba intelektualnie na jej poziomie wygląda jak kompletne dziecko i
mówi przesłodzonym głosem. Spuściłam lekko głowę spoglądając na moje
małe stopy. Dziwnie się czułam w tym ciele. Z jednej strony jakoś tak
pewniej czułam się z nową Arcaną, ale to ciało mnie ograniczało. Czy
ludzie nie będą dziwnie patrzeć, gdy będę się ubierać bardziej dorośle i
inaczej zachowywać? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Niemalże
od razu Cinia zauważyła moją zmianę humoru. Zatrzymała się i spojrzała
na mnie.
- Rosie o co chodzi? Co się stało? - spytała troszkę zmartwionym głosem
- Boję się.. - wyszeptałam otulając się rękoma - Jak mam się teraz zachowywać, ubierać i w ogóle? Przecież wyglądam jak dziecko. W dodatku pewnie będzie Ci bardzo ciężko się do tego przyzwyczaić i wiele ludzi mi nie uwierzy, że to naprawdę ja - powiedziałam ze spuszczoną głową, a na moim policzku zabłysnęła łza
Przykucnęła naprzeciw mnie i objęła. Wtuliłam się w jej złociste włosy lekko je mocząc.
- Nie martw się. Przecież jakoś to będzie. A mnie wystarczy to, że mogę mieć Cię nadal przy sobie. - powiedziała z promiennym uśmiechem odsuwając mnie od siebie na tyle bym mogła jej spojrzeć w oczy
Odwzajemniłam uśmiech wycierając łzy, po czym wesoło się roześmiałam.
- Cinia? - zaczęłam wesoło - A co ja najbardziej lubiłam jeść? - zapytałam słodkim głosikiem
- Hm... Z tego co pamiętam to codziennie piłaś herbatę i wcinałaś różne ciasteczka, jagodzianki, słodycze i tym podobne - zaśmiała się
Podskoczyłam uradowana i rozejrzałam się wokół siebie. Jakaś kawiarenka albo piekarnia hm…
- O tam coś jest! - wskazałam na jakiś sklep przy parku
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć pociągnęłam ją w tamtym kierunku. W sumie jak tak szłam przeskakując z nogi na nogę przypomniałam sobie o kimś. Aki. Zawsze to on był taki mały i nazywał mnie swoją siostrzyczką. Żałuję, że go tu już nie ma. Tak wiele się zmieniło odkąd wykryto u mnie anomalie. Po chwili stałyśmy już przed oszklonymi drzwiami, które wręcz zachęcały do wejścia. Lekko uchyliłam wejście, gdy poczułam przyjemny zapach świeżo pieczonych bułeczek i drożdżówek. Cinia pomogła mi wejść. Poszła kupić coś na przekąskę dla nas, a ja zajęłam stolik. Usiadłam rozglądając się po kawiarence. Raczej nikogo nie kojarzyłam z wyglądu. Machałam nogami czekając, ale gdy spostrzegłam jak długa jest kolejka postanowiłam wyjąć z torebki te kartki. Były tam zapisane moje dane, numer mieszkania i tym podobne. Na jednej z nich zauważyłam bardzo dobrze znane mi imiona.. Aki, Cinia, Daniel, Daryl, Futaba, Heaven, Mixi, Riuki, Roxel, Takumi, Wiliam… Nagle zaczęły mi wracać wspomnienia. Co prawda były bardzo niewyraźne i mgliste, ale jednak pamiętam co wtedy czułam. Schyliłam głowę, a na kartkę spłynęło kilka łez. Straciłam niemalże ich wszystkich. Przez ten smutek nawet nie zauważyłam, kiedy wróciła moja przyjaciółka. Położyła obok mnie ciasteczko i herbatkę, ale gdy spostrzegła, że płaczę podeszła do mnie.
- Co to? - zapytała spoglądając na kartkę
Otarłam oczy i podnosząc wzrok pokazałam jej imiona.
- Czy ktoś z nich jeszcze tu jest oprócz Ciebie? Tak strasznie za nimi tęsknie - powiedziałam łamiącym się głosem
- Hm.. spójrzmy - odparła przyglądając się zapiskom
Po chwili myślenia położyła ją przede mną i wskazała na parę imion.
- Heaven i Riuki jeszcze są - i jeszcze raz przejrzała kartkę wzrokiem
- To niewiele - stwierdziłam smutnym głosem
- Ale nie martw się na pewno poznasz znowu trochę osób - uśmiechnęła się i usiadła na krześle naprzeciw mnie
Odpowiedziałam uśmiechem i wzięłam się za ciasteczko.
- Miam.. zapomniałam, że to jest aż takie dobre! - wyszeptałam jakby sama do siebie, a Cinia na to cicho zachichotała
Kiedy już się najadłyśmy powoli ruszyłyśmy w kierunku mieszkań. Mam nadzieje, że ktoś tam sprzątał przez ten rok, bo nie chcę wiedzieć ile pająków mogło się tam zalęgnąć pod moja nieobecność. Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Podałam Cini numer mieszkania z kartki i poprowadziła mnie do odpowiedniego budynku. Nadal mieszkałyśmy blisko siebie z czego się ucieszyłam, ale mój entuzjazm zniknął równie szybko jak pewnie przekręciłam klucz w zamku i zrobiłam krok do środka. Odskoczyłam tak gwałtownie, że aż przewróciłam Cinię stojącą za mną. Drzwi się przymknęły przez co nie zobaczyła o co mi chodziło. Ukryłam się za nią lekko drżąc. Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.
- Pająki!! - pisnęłam wskazując drżącą ręką na mieszkanie.
(Cinia? Uratujesz Rosie przed pająkami?)
- Rosie o co chodzi? Co się stało? - spytała troszkę zmartwionym głosem
- Boję się.. - wyszeptałam otulając się rękoma - Jak mam się teraz zachowywać, ubierać i w ogóle? Przecież wyglądam jak dziecko. W dodatku pewnie będzie Ci bardzo ciężko się do tego przyzwyczaić i wiele ludzi mi nie uwierzy, że to naprawdę ja - powiedziałam ze spuszczoną głową, a na moim policzku zabłysnęła łza
Przykucnęła naprzeciw mnie i objęła. Wtuliłam się w jej złociste włosy lekko je mocząc.
- Nie martw się. Przecież jakoś to będzie. A mnie wystarczy to, że mogę mieć Cię nadal przy sobie. - powiedziała z promiennym uśmiechem odsuwając mnie od siebie na tyle bym mogła jej spojrzeć w oczy
Odwzajemniłam uśmiech wycierając łzy, po czym wesoło się roześmiałam.
- Cinia? - zaczęłam wesoło - A co ja najbardziej lubiłam jeść? - zapytałam słodkim głosikiem
- Hm... Z tego co pamiętam to codziennie piłaś herbatę i wcinałaś różne ciasteczka, jagodzianki, słodycze i tym podobne - zaśmiała się
Podskoczyłam uradowana i rozejrzałam się wokół siebie. Jakaś kawiarenka albo piekarnia hm…
- O tam coś jest! - wskazałam na jakiś sklep przy parku
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć pociągnęłam ją w tamtym kierunku. W sumie jak tak szłam przeskakując z nogi na nogę przypomniałam sobie o kimś. Aki. Zawsze to on był taki mały i nazywał mnie swoją siostrzyczką. Żałuję, że go tu już nie ma. Tak wiele się zmieniło odkąd wykryto u mnie anomalie. Po chwili stałyśmy już przed oszklonymi drzwiami, które wręcz zachęcały do wejścia. Lekko uchyliłam wejście, gdy poczułam przyjemny zapach świeżo pieczonych bułeczek i drożdżówek. Cinia pomogła mi wejść. Poszła kupić coś na przekąskę dla nas, a ja zajęłam stolik. Usiadłam rozglądając się po kawiarence. Raczej nikogo nie kojarzyłam z wyglądu. Machałam nogami czekając, ale gdy spostrzegłam jak długa jest kolejka postanowiłam wyjąć z torebki te kartki. Były tam zapisane moje dane, numer mieszkania i tym podobne. Na jednej z nich zauważyłam bardzo dobrze znane mi imiona.. Aki, Cinia, Daniel, Daryl, Futaba, Heaven, Mixi, Riuki, Roxel, Takumi, Wiliam… Nagle zaczęły mi wracać wspomnienia. Co prawda były bardzo niewyraźne i mgliste, ale jednak pamiętam co wtedy czułam. Schyliłam głowę, a na kartkę spłynęło kilka łez. Straciłam niemalże ich wszystkich. Przez ten smutek nawet nie zauważyłam, kiedy wróciła moja przyjaciółka. Położyła obok mnie ciasteczko i herbatkę, ale gdy spostrzegła, że płaczę podeszła do mnie.
- Co to? - zapytała spoglądając na kartkę
Otarłam oczy i podnosząc wzrok pokazałam jej imiona.
- Czy ktoś z nich jeszcze tu jest oprócz Ciebie? Tak strasznie za nimi tęsknie - powiedziałam łamiącym się głosem
- Hm.. spójrzmy - odparła przyglądając się zapiskom
Po chwili myślenia położyła ją przede mną i wskazała na parę imion.
- Heaven i Riuki jeszcze są - i jeszcze raz przejrzała kartkę wzrokiem
- To niewiele - stwierdziłam smutnym głosem
- Ale nie martw się na pewno poznasz znowu trochę osób - uśmiechnęła się i usiadła na krześle naprzeciw mnie
Odpowiedziałam uśmiechem i wzięłam się za ciasteczko.
- Miam.. zapomniałam, że to jest aż takie dobre! - wyszeptałam jakby sama do siebie, a Cinia na to cicho zachichotała
Kiedy już się najadłyśmy powoli ruszyłyśmy w kierunku mieszkań. Mam nadzieje, że ktoś tam sprzątał przez ten rok, bo nie chcę wiedzieć ile pająków mogło się tam zalęgnąć pod moja nieobecność. Na samą myśl o tym przeszły mnie dreszcze. Podałam Cini numer mieszkania z kartki i poprowadziła mnie do odpowiedniego budynku. Nadal mieszkałyśmy blisko siebie z czego się ucieszyłam, ale mój entuzjazm zniknął równie szybko jak pewnie przekręciłam klucz w zamku i zrobiłam krok do środka. Odskoczyłam tak gwałtownie, że aż przewróciłam Cinię stojącą za mną. Drzwi się przymknęły przez co nie zobaczyła o co mi chodziło. Ukryłam się za nią lekko drżąc. Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.
- Pająki!! - pisnęłam wskazując drżącą ręką na mieszkanie.
(Cinia? Uratujesz Rosie przed pająkami?)
Od Riuki'ego - C.D Heaven'a [+16]
Czyżby ten kretyn ze srebrną czuprynką, nieco podobną do
mojej…. Przegrał? To niesłychane, że Heaven przegrywa z przeciwnikami słabszymi
od siebie. Nie biorę pod uwagę
oczywiście tu jego kompletnego braku jakiegokolwiek logicznego myślenia.
Atakuje bez większego namysłu. Czym więcej takich błędnych ruchów robi tym
więcej energii marnuje. Kiedy oboje wrócili już do nas, nasz drogi nowy Kapitan
patrząc na wyższego wybuchnął tylko niepohamowanym śmiechem. Niby mu się nic
nie stało, ale wyglądał teraz komicznie. Jego włosy były tak naelektryzowane,
że aż stanęły (hi hi) mu dęba.
-Piękne przedstawienie. Za każdym razem kiedy będziesz
walczył z kimś znajomym będziesz się poddawał? Czy ty po prostu jesteś taki
słaby? – chyba nadal go prowokował, bo mówił takim tonem jakby zaraz miał się
na niego rzucić. W sumie to pewnie doskonale wiedział jaką mocą dysponujemy, a
jednak bawił go fakt, że Heaven nie chciał skrzywdzić Azusy. W sumie… to dość nietypowe, ze ten facet ma
jakiekolwiek uczucia. Nie czekając dłużej na to, aż oni sobie ładnie
porozmawiają: skierowałem się w stronę wyjścia z Areny. Oczywiście zostałem kilkakrotnie zatrzymany przez
blondyna, jednak w końcu odpuścił wszystkim i „puścił nas wolno”. Czułem się teraz
jeszcze bardziej jak niewolnik zamknięty w ciasnej klatce. Nie wiadomo z jakiej
przyczyny, kiedy byłem już na drugim piętrze….. zatrzymał mnie nie kto inny jak
Heaven. Co on chce? Czyżby pomylił osoby? Mimo tego, że ostatnim razem wbiłem do
tego jego pustej głowy trochę rozumu to jednak nadal nie darze go specjalną
sympatią. Gardzę jego zachowaniem, oraz tym jak swoją siłą próbuje sobie ułożyć
wszystkich innych i pewnie tylko ze mną mu to nie wychodzi. Cały zmachany oparł
się o ścianę i zaczerpnął Świerzego powietrza. Ohoho… gonił mnie… dlatego się tak
zmęczył. Stanąwszy sobie bokiem zerknąłem na niego jednym okiem jak gdybym pytał
o co mu chodzi. Ten jednak ani na chwilę nie zamierzał złączyć ze mną swojego
spojrzenia.
-Słuchaj… no… Emm… - zaczął się motać jak takie małe
dziecko. Heh… co ta biedna Sigma w nim widzi. Jego nawet mężczyzną nie można
nazwać. -….dzięki. – wydukał z siebie. Oczywiście doskonale wiedziałem o co mu
chodzi. W ogóle jestem w szoku, że w jego słowniku istnieje takie słowo jak „dziękuje”.
A to nowość proszę państwa.
-W sumie to możesz się odwdzięczyć.. – stwierdziłem ściągając
swoją maskę i podchodząc do niego. W sumie nie miałem najmniejszego problemu bo
skoro opierał się o ścianę to nie musiałem jakoś specjalnie się z nim męczyć.
Jego mina jak i zdziwiony wzrok mówił tylko tyle, że nie za bardzo wie o co mi
chodzi.- W porównaniu do ciebie nie bawi mnie to, że krzywdzę Cinię. O wiele
więcej przyjemności czerpie ze znęcania się nad takimi cwaniakami jak ty. –
szepnąłem po czym przygniatając go bardziej do ściany wpiłem się jego szyje, na
tyle mocno, żeby nie mógł się wyszarpać. To znaczy… nadal mógł, ale zrobiłby
sobie przy tym jeszcze większa krzywdę. Z jego ust wyszedł tylko cichy zgrzyt bólu.
Musiało boleć. To nie było takiego delikatne jak w przypadku blondynki, gdzie
starałem się to robić naprawdę praktycznie bezboleśnie. Z nim po prostu nie
chciałem się cackać i też nie miałem w zwyczaju bycia delikatnym. Oczywiście
tak jak to się szybko potoczyło, tak też się szybko skończyło, i gdy tylko
Heaven przejrzał na oczy sprzedał mi mocny cios w plecy. Nie wiedział gdzie
uderzyć, robił to na oślep, ponieważ ból w tak czułym miejscu nie pozwalał mu
dobrze ocenić sytuacji. Niestety to wystarczyło by trafić jedno z czulszych w
tym momencie miejsc. Gdyby nie to, że jestem po małym wypadku, taki cios nic by
mi nie zrobił. Natomiast teraz spowodowało to, że oderwałem się od szyi siwego
i wręcz zakrztusiłem się ostatnim łykiem jego krwi, którego nie zdołałem
połknąć. Cofnąłem się o dwa kroki do tyłu niemal wywracając się. To był taki
ogromny ból. Moje plecy i tak były już całe fioletowe od tak dużej ilości
połamanych kości, a teraz jeszcze jakby tego było mało dostałem w to miejsce z
pieści.
-Co to ma być do kurwy nędzy! – warknął łapiąc się za szyje,
która dość mocno rozharatana przez moje kły nadal krwawiła. Oparłem się okiem o
kolumnę podtrzymującą piętro i spuściłem głowę. Jestem wręcz pewny, że zaraz
zemdleje. Ten ból staje się już nie do zniesienia, chociaż dzięki tej
niewielkiej ilości krwi będę mógł przez jakiś czas normalnie funkcjonować. Siwek podszedł do mnie tak jakby chciał
jeszcze mnie dobić, ale w tym samym czasie nie wiem skąd między nas wleciała
Cinia. W sumie to zdołałem zobaczyć tylko jej długie złote włosy i nic poza tym
bo rozłożyła te swoje małe łapki na boki, jakby była królem świata. Słodkie, że
chce mnie bronić.
-Spróbuj go dotknąć, a wtedy pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś! –
warknęła. Teraz to, aż mi się ciepło zrobiło. Jeszcze nikt nigdy nie stawał w
mojej obronie tak jak ona. Przecież ona by za mną w ogień wskoczyła. – Jesteś kretynem
Heaven! On ci pomógł kiedy zostałeś praktycznie sam! Był z tobą, a ty mało go
nie zabiłeś! – nim zdążyłem podnieść głowę, zobaczyłem tylko jak chłopak
dostaje porządnego liścia w policzek. Nie sądziłem, że odważyłaby się na coś
takiego, bo jednak używanie Arcany to całkiem co innego.- Co by powiedziała ci
Vanilla gdyby widziała jak się zachowujesz!? Jak skończony Idiota! On nie może
żywić się niczym innym i zrobił to dlatego, żeby jakoś trzymać się na nogach…. Tak
bardzo chcesz pomóc mu zejść z tego świata? Obiecuje ci, że…
Teraz nie dało jej dokończyć jeszcze coś innego. To było
bardzo dziwne, że dziewczyny mają takie wyczucie. Tym razem to po jego stronie
stanęła najważniejsza w jego życiu i wymierzyła mieczem prościutko w gardło
Cinii. Gdybym teraz tylko mógł się w jakikolwiek sposób ruszyć..
-Wystarczy. – powiedziała stanowczo. Jej wzrok wręcz mroził.
Nie mogę uwierzyć, ze czuje taki respekt, przed zwykłą dziewczyną, ale to chyba…
normalnie kiedy widomo jaką mocą dysponuje. – Nie wydaje ci się, że nie
powinnaś wtrącać się w sprawy ich obojgu…?
-Teraz kiedy Heaven ma okazję wygrać, już nie jesteś
neutralna? Gdyby jemu miała stać się krzywda pierwsza podniosłabyś miecz….- odburknęła
jej Cinia cofając się tym razem i stając bliżej mnie. – Kapitan Sigm taki
niesprawiedliwy… - bardzo wyraźnie ją prowokowała ale jak już pewnie wszyscy
tutaj zdążyli zauważyć, ona różniła się od Heaven’a czymś bardzo ważnym.
Wewnętrznym spokojem, który ciężko było w jakikolwiek sposób naruszyć. Cinia miała nieco mniej cierpliwości i tylko
czekałem na to aż wybuchnie i zrobi coś niekontrolowanego.
-Ja przynajmniej nie robie za zwykły worek z krwią… - tym
razem to ta karmelowa jej dogryzła i to na tyle by wystarczyło. Cinia mało nie
wyszła z siebie. Bardzo szybko znalazła się obok Sigmy i zaatakowała pięknym
kopnięciem, jednak… niestety to trochę za mało by pokonać Sigme. Vanilla wykonała zgrabny unik, tym samym za
nim blondynka postawiła nogę: złapała ją z Anią i wywróciła przystawiając
ponownie miecz od jej gardła. Najgorsze było to, że Heaven przy mnie stał i
gdybym tylko próbował pomóc Cini – zatrzymałby mnie kolejnym ciosem bardziej skutecznym.
Z braku możliwości jakiegokolwiek poruszania się: poniosłem wzrok i prychnąłem.
-„ Nie dotykaj mnie. Nie mogę na ciebie patrzeć. Żałuje, ze
się w tobie zakochałem.” – powiedziałem cicho, ale kiedy zacząłem momentalnie
zapadłą cisza między wszystkimi zebranymi. Mówiłem to dokładnie tak samo jak
Heaven wtedy mi to powiedział kiedy siedzieliśmy i rozmyślaliśmy nad jego
dalszym losem. Nie wiem czy chciałby patrzeć jak krzywdzą Vanille, jednak on nie
dał mi pomóc Cinii więc właśnie za to będzie cierpiał bardziej. Nawet razem z
Cinią nie dalibyśmy rady jednej Vanilli dlatego trzeba było wymyślić inny
sposób, a ten wydawał mi się najbardziej prawidłowy.
-Za…Zamknij się! – kiedy chciałem kontynuować Heaven
krzyknął z przerażeniem w oczach i złapał mnie za koszulkę. O dziwo… nawet mnie
nie uderzył. A to nowość. Miałem świadomość tego, ze przypomnienie jej tych strasznych
słów wypowiedzianych przez chłopak, którego kocha będzie jeszcze bardziej bolesne
niż cios cielesny. Za nim cokolwiek
innego się wydarzyło dostrzegłem jak Sigma opuszcza gardę, a jej miecz znika.
Złamało ją to. I bardzo dobrze.
-Ty go tak cholernie bronisz, a on cie traktuje jak
najzwyklejsza szmatę… - warknęłam odpychając od siebie siwego. – I po co to
całe przedstawienie dla kogoś, kto nie jest tego wart… - ponownie powiedziałem
tym razem prostując się w miarę możliwości i patrząc na Heaven’a, który nie
wyrażał żadnych innych emocji niż tylko wielkie zaskoczenie i strach. Mój wzrok
mówił mu dokładnie „Nigdy więcej nie próbuj stawać mi na drodze, bo będę się
mścił i za każdym razem zostawiał większą bliznę”.
(Heaven, Cinia ?)
sobota, 24 października 2015
Od Cinii - C.D Rosie
Jeszcze raz spojrzałam na karteczkę, jakoś nie szczególnie będąc do niej przekonana. Że niby ja mam się zająć kimś nowym? I to w dodatku osobnikiem płci żeńskiej, dobry żart. Zmięłam karteczkę i rzuciłam nią w róg pokoju. Coś jednak sprawiło, że nie zrobiłam nawet pięciu kroków i wróciłam się po nią, jakieś takie dziwne… odczucie. Rozwinęłam ją ponownie i głośno westchnęłam. Stawiłam się równo o 12 w ośrodku badawczym, gdzie miał na mnie czekać naukowiec z owym projektem. Z daleka zauważyłam już jakąś małą dziewczynkę – o super, dali mi bachora do niańczenia. Rzuciłam na nią przelotne spojrzenie po chwili spoglądając z rozbawieniem na naukowca.
- Dlaczego akurat ja?
- Do tego pragnę właśnie zmierzyć – odchrząknął spoglądając do jakiś notatek.
Przyglądał im się jeszcze przez dobre trzy minuty, całkowicie mnie ignorując. Aha, czyli przyszłam tutaj tylko po to, żeby stać jak słup czekając aż on łaskawie mi o czymś powie.
- Dobrze… - zaczął wreszcie – Właśnie Ciebie potrzebujemy, ponieważ jako jedyny jeszcze… ‘’istniejący’’ projekt stąd, znałaś Rosaile Emirals.
Nie wiem czemu, ale na wydźwięk tego imienia… zrobiło mi się nieco słabo. Rosie… tak to z pewnością ta osoba o której myślę. Była tutaj jedyną osobą, której mogłam zaufać. No Riuki`ego nie liczę, bo nadal chciał mnie wręcz zabić kiedy rozpoczynałam swoją przyjaźń z tą drobną dziewczyną. Ale co to ma do rzeczy? Co dziewczyna, której nie widziałam… prawie rok tutaj wniesie?
- Co z nią? – Zapytałam chociaż niekoniecznie chciałam znać odpowiedź – Dlaczego zniknęła?
- Podczas rutynowego badania, wypatrzyliśmy u niej dosyć dziwne… zjawisko. W skutek którego zmarła jakiś czas później – odwróciłam głowę zaciskając powieki, żeby tylko łzy nie zaczęły spływać po moich rumianych policzkach. Wystarczyło tylko jedno zdanie, to jedno słowo… żeby mnie złamać. – Jednakże… - spojrzałam na niego zaszklonym wzrokiem. – Jednemu z naukowców udało przenieść się jej świadomość do innego ciała. Do ciała właśnie tej dziewczynki tam.
Kiedy wskazał tego małego brzdąca, merdającego nerwowo nóżkami w powietrzu i unikającego mojego wzroku, zamarłam. A więc to jest Rosie?
- Nie pamięta wszystkich szczegółów, ale ma świadomość, kim Ty jesteś…
Coś tam jeszcze do mnie mówił, ale nie było to dla mnie istotne. Wyminęłam go i jak jakiś żywy trup ruszyłam w kierunku nowej Rosie. Kiedy tylko zauważyła, że zbliżam się do niej spięła się wlepiając wzrok w podłogę. Uklękłam, a raczej upadłam na kolana dokładnie przed ławką na której siedziała. Objęłam ją wtulając twarz w jej malutkie ramię i zaczęłam cicho pochlipywać. Dziewczyna dotknęła mojej głowy i po chwili poczułam jak na mój nos skapują jej słone łzy. Nie widziałam jej twarzy, ale myślę, że się uśmiechała. Jeszcze przez chwilę trwałyśmy w takiej pozycji aż wreszcie spojrzałam w jej lekko zaczerwienione oczy.
- Tęskniłam za Tobą Rosie…
- Myślałam, że mnie nie będziesz pamiętała – zaśmiała się cicho przez kilka łez.
Również nie byłam w stanie powstrzymać się od cichego chichotu. Wstałam, a ona razem ze mną. Była teraz jeszcze bardziej niska niż zwykle, czułam się przy niej jak jakiś gigant. Miła odmiana przy przebywaniu o prawie 30 centymetrów wyższym Riukim.
- Nie zapomniałam o Tobie… wiele się działo pod Twoją nieobecność Ross… - powiedziałam cicho
- Chyba będzie trzeba to wszystko nadrobić…
- Zdecydowanie – złapałam ją za rękę z szerokim uśmiechem.
Nie czekając nawet na to, aż któryś z naukowców nas poinstruuje, po prostu sobie poszłyśmy.
(Rosie? Nie postarałam się jak na nasze ‘’pierwsze’’ od dawna xddd opo)
- Dlaczego akurat ja?
- Do tego pragnę właśnie zmierzyć – odchrząknął spoglądając do jakiś notatek.
Przyglądał im się jeszcze przez dobre trzy minuty, całkowicie mnie ignorując. Aha, czyli przyszłam tutaj tylko po to, żeby stać jak słup czekając aż on łaskawie mi o czymś powie.
- Dobrze… - zaczął wreszcie – Właśnie Ciebie potrzebujemy, ponieważ jako jedyny jeszcze… ‘’istniejący’’ projekt stąd, znałaś Rosaile Emirals.
Nie wiem czemu, ale na wydźwięk tego imienia… zrobiło mi się nieco słabo. Rosie… tak to z pewnością ta osoba o której myślę. Była tutaj jedyną osobą, której mogłam zaufać. No Riuki`ego nie liczę, bo nadal chciał mnie wręcz zabić kiedy rozpoczynałam swoją przyjaźń z tą drobną dziewczyną. Ale co to ma do rzeczy? Co dziewczyna, której nie widziałam… prawie rok tutaj wniesie?
- Co z nią? – Zapytałam chociaż niekoniecznie chciałam znać odpowiedź – Dlaczego zniknęła?
- Podczas rutynowego badania, wypatrzyliśmy u niej dosyć dziwne… zjawisko. W skutek którego zmarła jakiś czas później – odwróciłam głowę zaciskając powieki, żeby tylko łzy nie zaczęły spływać po moich rumianych policzkach. Wystarczyło tylko jedno zdanie, to jedno słowo… żeby mnie złamać. – Jednakże… - spojrzałam na niego zaszklonym wzrokiem. – Jednemu z naukowców udało przenieść się jej świadomość do innego ciała. Do ciała właśnie tej dziewczynki tam.
Kiedy wskazał tego małego brzdąca, merdającego nerwowo nóżkami w powietrzu i unikającego mojego wzroku, zamarłam. A więc to jest Rosie?
- Nie pamięta wszystkich szczegółów, ale ma świadomość, kim Ty jesteś…
Coś tam jeszcze do mnie mówił, ale nie było to dla mnie istotne. Wyminęłam go i jak jakiś żywy trup ruszyłam w kierunku nowej Rosie. Kiedy tylko zauważyła, że zbliżam się do niej spięła się wlepiając wzrok w podłogę. Uklękłam, a raczej upadłam na kolana dokładnie przed ławką na której siedziała. Objęłam ją wtulając twarz w jej malutkie ramię i zaczęłam cicho pochlipywać. Dziewczyna dotknęła mojej głowy i po chwili poczułam jak na mój nos skapują jej słone łzy. Nie widziałam jej twarzy, ale myślę, że się uśmiechała. Jeszcze przez chwilę trwałyśmy w takiej pozycji aż wreszcie spojrzałam w jej lekko zaczerwienione oczy.
- Tęskniłam za Tobą Rosie…
- Myślałam, że mnie nie będziesz pamiętała – zaśmiała się cicho przez kilka łez.
Również nie byłam w stanie powstrzymać się od cichego chichotu. Wstałam, a ona razem ze mną. Była teraz jeszcze bardziej niska niż zwykle, czułam się przy niej jak jakiś gigant. Miła odmiana przy przebywaniu o prawie 30 centymetrów wyższym Riukim.
- Nie zapomniałam o Tobie… wiele się działo pod Twoją nieobecność Ross… - powiedziałam cicho
- Chyba będzie trzeba to wszystko nadrobić…
- Zdecydowanie – złapałam ją za rękę z szerokim uśmiechem.
Nie czekając nawet na to, aż któryś z naukowców nas poinstruuje, po prostu sobie poszłyśmy.
(Rosie? Nie postarałam się jak na nasze ‘’pierwsze’’ od dawna xddd opo)
Od Rosalie - Do Cinii
Obudziłam się pod puchową kołdrą w jakimś miejscu, którego nie znałam.
Wszystko było białe. Czułam straszne zmęczenie i ból w głowie. Zmusiłam
się do otwarcia oczu i przewróceniu na bok. Przy moim łóżku stały dwie
osoby ubrane w białe fartuchy i trzymające jakieś kartki w rękach. Chyba
rozmawiali o mnie, ale niewiele z tego rozumiałam. Gdy zauważyli, że
się obudziłam pomogli mi usiąść i zrobili mi jakieś podstawowe badania.
Poświecili trochę latarką po oczach, wsadzili mi jakiś patyk do buzi i
zmierzyli temperaturę. Gdzie ja jestem i… kim ja jestem? Spuściłam głowę
próbując sobie cokolwiek przypomnieć, ale nie przychodziło mi to łatwo.
Próbowałam coś powiedzieć, ale ciężko mi było wydusić z siebie
jakikolwiek odgłos. Dopiero po jakiś 30 minutach wreszcie udało mi się
wyszeptać niewyraźne:
- Kim ja jestem?...
Zrobili zdzwione miny przerywając badania. Jeden zaczął coś notować na swoich karteczkach, a drugi przysiadł na moim łóżku przede mną.
- Nazywasz się Rosalie Emirals. Sprowadziliśmy Cię tu kilka miesięcy temu na rutynowe badania, ale okazało się, że coś jest nie tak. Miałaś w sobie mieszankę wielu ciężkich schorzeń. Nadal nie wiemy skąd się to wzięło. Staraliśmy się jakoś Cię ratować, ale podczas jednej z operacji twoje serce stanęło. Nie pozostało nam nic jak sprawdzenie co się stało poprzez sekcje zwłok. Wszystkie organy były czarne, zatkane, a cała jama brzuszna i płuca były zalepione jakąś czarną, niemożliwą do rozpoznania mazią. Wszystko było dziwne w tamtym ciele, ale jedno nas niezmiernie ciekawiło. Podczas sekcji brakowało mózgu! Okazało się, że główny lekarz (który przeprowadził tamtą śmiertelną operację) było mu żal ciebie i zahibernował twój umysł. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy znaleźliśmy najodpowiedniejsze nowe ciało dla twojego mózgu. Jakimś cudem udało nam się. Przeszczepiliśmy Cię do tego ciała, które miało guz w mózgu, ale poza tym całe było w 110% zdrowe. Teraz pewnie nic nie pamiętasz, ale może to też być przyczyną zmiany Arcany. Postaramy się przywrócić Ci jak najwięcej wspomnień, ale na razie musisz dużo odpoczywać. - podał mi po chwili jakąś kartę - A właśnie to chyba twoje. Poprzednia Arcana na skutek zmiany ciała połączyła się z Arcaną, którą posiadało to ciało, ale nie jest ona silniejsza czy słabsza. Po prostu zmienią Ci się moce.
Zakończył po czym wstał i wyszedł, a jego kolega dalej przeprowadzał badania kontrolne. Gdy skończył położyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Nowe ciało co? Interesujące…
~parę tygodni później~
Leczenie przebiegało idealnie. Nie było żadnych problemów. Przywrócono mi część wspomnień, ale co do ludzi pamiętam tylko ich imiona i niektóre informacje o nich. Ostatnio wypytywano mnie o imiona mi bliskich osób. Wymieniłam parę imion, a na końcu powiedzieli mi o ich aktualnym statusie. Większości z nich już tu od dawna nie ma. Jedną z nielicznych nadal pamiętających mnie osób podobno jest Cinia. Niewiele o niej wiem, ale jednego jestem pewna. Jest dla mnie bardzo ważna. Postanowiono nie wypuszczać mnie jeszcze samej, więc wysłano wiadomość do owej dziewczyny by pomogła mi. Podali mi na karteczce wszystkie moje dane i informacje, które udało im się o mnie ustalić. (nawet spis książek, które przeczytałam tam się znalazł xd) Siedziałam na miękkiej pościeli przebrana w spodnie, zwiewną białą bluzkę i kurtkę. Upięłam włosy tak by nie zasłaniały mi twarzy i trzymając na kolanie książkę, którą dostałam od jednej z moich tutejszych opiekunek oraz te kilka kartek czekałam… „Mam nadzieję, że nadal o mnie pamięta i mi pomoże..” - myślałam machając krótkimi nogami nad powierzchnią ziemi
(Cinia? Pomożesz odnaleźć się nowej Rosie?)
- Kim ja jestem?...
Zrobili zdzwione miny przerywając badania. Jeden zaczął coś notować na swoich karteczkach, a drugi przysiadł na moim łóżku przede mną.
- Nazywasz się Rosalie Emirals. Sprowadziliśmy Cię tu kilka miesięcy temu na rutynowe badania, ale okazało się, że coś jest nie tak. Miałaś w sobie mieszankę wielu ciężkich schorzeń. Nadal nie wiemy skąd się to wzięło. Staraliśmy się jakoś Cię ratować, ale podczas jednej z operacji twoje serce stanęło. Nie pozostało nam nic jak sprawdzenie co się stało poprzez sekcje zwłok. Wszystkie organy były czarne, zatkane, a cała jama brzuszna i płuca były zalepione jakąś czarną, niemożliwą do rozpoznania mazią. Wszystko było dziwne w tamtym ciele, ale jedno nas niezmiernie ciekawiło. Podczas sekcji brakowało mózgu! Okazało się, że główny lekarz (który przeprowadził tamtą śmiertelną operację) było mu żal ciebie i zahibernował twój umysł. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy znaleźliśmy najodpowiedniejsze nowe ciało dla twojego mózgu. Jakimś cudem udało nam się. Przeszczepiliśmy Cię do tego ciała, które miało guz w mózgu, ale poza tym całe było w 110% zdrowe. Teraz pewnie nic nie pamiętasz, ale może to też być przyczyną zmiany Arcany. Postaramy się przywrócić Ci jak najwięcej wspomnień, ale na razie musisz dużo odpoczywać. - podał mi po chwili jakąś kartę - A właśnie to chyba twoje. Poprzednia Arcana na skutek zmiany ciała połączyła się z Arcaną, którą posiadało to ciało, ale nie jest ona silniejsza czy słabsza. Po prostu zmienią Ci się moce.
Zakończył po czym wstał i wyszedł, a jego kolega dalej przeprowadzał badania kontrolne. Gdy skończył położyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Nowe ciało co? Interesujące…
~parę tygodni później~
Leczenie przebiegało idealnie. Nie było żadnych problemów. Przywrócono mi część wspomnień, ale co do ludzi pamiętam tylko ich imiona i niektóre informacje o nich. Ostatnio wypytywano mnie o imiona mi bliskich osób. Wymieniłam parę imion, a na końcu powiedzieli mi o ich aktualnym statusie. Większości z nich już tu od dawna nie ma. Jedną z nielicznych nadal pamiętających mnie osób podobno jest Cinia. Niewiele o niej wiem, ale jednego jestem pewna. Jest dla mnie bardzo ważna. Postanowiono nie wypuszczać mnie jeszcze samej, więc wysłano wiadomość do owej dziewczyny by pomogła mi. Podali mi na karteczce wszystkie moje dane i informacje, które udało im się o mnie ustalić. (nawet spis książek, które przeczytałam tam się znalazł xd) Siedziałam na miękkiej pościeli przebrana w spodnie, zwiewną białą bluzkę i kurtkę. Upięłam włosy tak by nie zasłaniały mi twarzy i trzymając na kolanie książkę, którą dostałam od jednej z moich tutejszych opiekunek oraz te kilka kartek czekałam… „Mam nadzieję, że nadal o mnie pamięta i mi pomoże..” - myślałam machając krótkimi nogami nad powierzchnią ziemi
(Cinia? Pomożesz odnaleźć się nowej Rosie?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)