niedziela, 24 maja 2015

Od Eyeless Jack'a - C.D Alexy'iego

-Eh, znów to samo.... - mruknąłem sam do siebie. Stałem za rogiem, a słysząc znane mi głosy, dobrze wiedziałem co się dzieje. W tej okolicy jest pewna grupa. Chodzą po barach, szukają "rozrywki". No i ją znajdują. Wyłapują nowe osoby, a potem... no cóż. Próbowali także złapać mnie, jednak nie udało im się. Nie dogonili mnie po tym, jak uciekłem po obudzeniu się. 
Wyjąłem skalpel z kieszeni i przyglądając mu się, zastanawiałem się co zrobić. Interweniować? Nie mieszać się? Z jednej strony nie chcę narobić sobie wrogów. Z drugiej jednak... a, chrzanić to.
Wyszedłem zza rogu, i ruszyłem w stronę grupy.
- Proszę proszę, kogo my tu mamy? - uśmiechnęła się jedna z kobiet widząc mnie.
- Znów się znęcacie nad nowymi? Nie znudziło wam się jeszcze? - mówię obojętnie.
- Zjeżdżaj stąd - warknął jakiś mężczyzna. Wysoki, dobrze zbudowany. I głupi. Podszedł do mnie, a jako że był znacznie wyższy, nachylił się nade mną. Westchnąłem tylko i wbiłem skalpel w jego bok, rozcinając głęboko jest skórę. Mężczyzna syknął z bólu i zamachnął się na mnie. Uniknąłem jego ataku i zachodząc go od tyłu, uderzyłem go w tył głowy, powalając go nieprzytomnego. Dwie kobiety uciekły chyba nieco przerażone, zostawiając swojego nieprzytomnego przyjciela. 
- Co my tu mamy... - uśmiechnąłem się, wyjmując jedną z nerek mężczyzny. Zdjąłem lekko maskę, po czym nieco sobie podajdłem. Oblizałem palce z krwii i znów założyłem maskę. Nieopodal leżał młody chłopak. Miał zamknięte oczy, i chyba drżał. Podszedłem do niego i kucając obok, rozwiązałem jego ręce i nogi. 
- Lepiej nie udawaj, że jesteś nieprzytomny, bo po ciebie wrócą - powiedziałem, szturchając lekko jego ramię. Nieznajomy otworzył oczy i patrzył na mnie.
- Zjedz to - powiedziałem, podając mu tabletkę - Postawi cię to na nogi. I lepiej żebyś nie pił niczego w barach. Niektórzy lubią coś dosypywać. Ale chyba teraz już  wiesz, co mam na myśli - powiedziałem i wstałem. Ta... Pytanie co teraz. Pomogłem mu, ale tamci niedługo wrócą. Zostawić też go nie mogę. Jest na wpół żywy. Eh... Pomogłem mu wstać, a widząc, że ledwo się trzyma na nogach, pomogłem mu iść. Wyszliśmy z baru, i skierowałem się z nim... no właśnie. Gdzie? Może do parku... Świeże powietrze dobrze mu zrobi. Tak więc szliśmy teraz do parku. W ciszy. Szczerze mówiąc, nawet nie mieliśmy o czym rozmawiać. 
Po dotarciu na miejsce, posadziłem go ławce, a sam usiadłem obok, niezbyt wiedząc co dalej.

Alexy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope