wtorek, 23 czerwca 2015

Od Dante - Do Vanilli

- Wracaj tu, demonie jeden! - Słyszę za sobą sfrustrowany głos Mike'a.
- Po moim trupie. - Wyskakuję z laboratorium.
Spedalony naukowiec goni mnie po całym centrum badawczym. No nie kurna, takiej satysfakcji to ja mu nie dam. Na moich ustach pojawia się kpiarski uśmieszek, a sam przybieram prawdziwą formę. Odwracam się w stronę kolesia w białym fartuchu i posyłam mu mordercze spojrzenie. Trzęsie się i bezwładnie osuwa na ziemię pod naporem mojego wzroku. Śmieję się demonicznym głosem, które zdaje się być nieco zdeformowany.
- O-Okej! Wygrałeś! Poddaję się!
- Tego właśnie chciałem, a teraz... - Spoważniałem. - Daj mi cholerny spokój. - Warczę ostrzegawczo.
- T-Tak jest! - Zasalutował i uciekł.
Wróciłem do swojej ludzkiej formy.
- Co za śmieć. - Mruczę pod nosem.
Słyszę jak ktoś klaszcze w ręce, odwracam się i widzę dziewczynę o kremowych włosach. Przyjrzałem się jej uważniej, dość szybko ją rozpoznając. To ona przecież przewodzi wszystkim Sigmom w Rimear. Vanilla Atshushi we własnej osobie. W sumie kiedyś chciałem pogadać, z którąkolwiek z Sigm, ale uznałem to za bezcelowe, gdyż ich Ego mnie zniechęcało, ale ona była inna. Uśmiechnąłem się i zaraz znałem się naprzeciw niej.
- Obserwowałaś całą sytuację?
- Przyszłam zobaczyć tylko, co się wyprawia, gdy tylko zobaczyłam, jak ludzie zaczęli patrzeć na Ciebie, jak na debila jakiegoś. - Wskazała głową w kierunku rówieśników.
Rozejrzałem się i wystarczyło mojej jedno niebezpieczne spojrzenie, by dać im do zrozumienia to, że nie mam na nich czasu. Coś jednak udało mi się nabyć od tego kapryśnego kurdupla 'aka' Kaprala.
- Huh. Faktycznie się Ciebie boją.
- W końcu jestem ostatnim pół-demonem pod słońcem. To najrozsądniejsze, co mogą zrobić, czyż nie.
- W sumie tak, ale i Ty również nie powinieneś rzucać się w oczy. - Krzyżuje ręce na piersi.
- Powtarzasz się jak inni. - Czochram ją po włosach. - Wybacz mała, ale jestem zajęty.
Nonszalancko przechodzę obok niej, lecz nagle czuję jej drobne dłonie łapią mnie za rękę. Patrzę na nią przez ramię i posyłam kolejny kpiarski uśmiech.
- Coś jeszcze, księżniczko?
- Mnie się nie ignoruje. - Mówi, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
- No to masz problem... dziewczynko~
I w tym momencie czuję, jak jej pięść styka się z moim torsem. Dosyć intensywne ból przeszywa moje ciało, ale nie zginam się. To dosyć amatorskie uderzenie.
- To było tylko ostrzeżenie. Poczekaj, aż oberwiesz z całej siły. - Jest naprawdę zła.
- No dobrze, już dobrze. - Wzdycham, ale posyłam jej spokojny uśmiech. - Przepraszam, może być?
- Nie. - Jest zbulwersowana.
- No to w ramach przeprosin zapraszam Cię na bal.
- Żartujesz sobie? Nawet nie znam Twojego imienia.
- Dante, droga Vanillio. A teraz... czy pójdziesz ze mną na bal?

(Vanillia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope