niedziela, 25 października 2015

Od Heaven'a - CD. Vanilli

Vanilla kazała mi spać i spróbować zasnąć, ale oczywistym było, że dokonanie tego graniczy teraz z cudem. Wierciłem się niespokonie z boku na bok i chociaż dziewczyna w żadnym wypadku nie reagowała na ruch z mojej strony to doskonale wiedziałem, że ona również ma problemy ze snem. Ba, nie zdziwiłbym się gdyby tej nocy w ogóle nie zmrużyła oka. Po raz kolejny dopadły mnie ogromne, wręcz przytłaczające wyrzuty sumienia. Sam byłem zmęczony swoim zachowaniem i byciem skończonym hujem... Lecz na każdym razem starając się uczynić coś dobrze jedynie pogarszałem sytuację, nie mówiąc już o osobach trzecich wcale mi tego nie ułatwiających. No może z wyjątkiem Riuki’ego, w końcu to on kazał mi się wziąć w garść i pokazać, iż jestem mężczyzną (za którego i tak mnie nie uważał) a nie głupim dzieckiem w wieku przedszkolnym. Z drugiej jednak strony niesamowicie się cieszyłem z wybaczenia blondynki i choć wypowiedziała te słowa na głos to w głeboko w środku czułem, że nie uczyniła tego do końca, a powód jest jak najbardziej oczywisty. Żal oraz wielki smutek nadal unosiły się nad jej delikatnym ciałem niczym nieodwołalna klątwa: nie mogłem nawet przyczynić się do jej zniknięcia, ponieważ sam byłem jej powodem... Mój bezbłędny wzrok zdołał dostrzec w całkowitym mroku jej trzęsące się ramiona. Nie mogąc już dłużej wytrzymać postanowiłem wykonać mały krok naprzód – odróciłem się w stronę Sigmy, niezwykle ostrożnie obejmując ją rękami w pasie i odczekując krótką chwilkę jakbym niemo prosił o pozwolenie. Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, kontynuowałem swoje poczyniania, przywierając do niej resztą ciała w taki sposób, jakbym sam jeden chciał odgrodzić ją od złych myśli. Zamknąłem oczy, chowając twarz w długich, kremowych włosach Atshushi. Ku mojemu zdziwieniu oddech Vanilli trochę się uspokoił, a małe dłonie dziewczyny przykryły te moje. Nic nie mówiłem, zdążyłem się zorientować jak bardzo słowa wychodzące z moich ust potrafią pogorszyć sytuację czy od nowa zepsuć coś co właśnie zdążyło się jako tako naprawić.
„Chciałbym umieć chronić cię przed samym sobą i już nigdy więcej nie uczynić ci żadnej krzywdy...” – nieprzerwanie powtarzałem to zdanie w głowie, żałośnie łudząc się, iż może wreszcie okaże się ono prawdą i kiedyś posiądę ową umiejętność.
Moim największym marzeniem było ponownie zobaczyć jej uśmiech, nawet ten prawie niezauważalny, ale szczery. Wywołany szczerą radością, a nie bezsilnością. Minimalnie wzmocniłem uścisk, składając jeden ciepły pocałunek na karku Vanilli. Kiedy chciałem na chwilę się odsunąć, ta niespodziewanie przytrzymała mnie, zatrzymując przy sobie.
- Heaven... – szepnęła cichutko, ledwo dosłyszalnie – Nie odsuwaj się ode mnie. Proszę... zostań tutaj obok mnie.
Te słowa zszokowały mnie jak nic innego, byłem przekonany, iż moje towarzystwo jedynie jej zawadza. Nikłe ciepło wypełniło mnie całego, mimo beznadziejnej sytuacji poczułem pewnego rodzaju ulgę i małą nadzieję na polepszenie naszych wspólnych relacji. Nie poruszyłem się już więcej, rozkoszowałem się każdą, najmniejszą chwilą przebywania obok Sigmy.
- Jak się czujesz? – zapytałem po chwili milczenia, podczas której jedynym dźwiękiem okazały się być jedynie nasze zsynchronizowane oddechy.
Wiedziałem, że zadając owe pytanie popełniam niemaly błąd, mimo wszystko chciałem pozanć odpowiedź nawet ją znająć, aby całkiem się upewnić.
- A jak twoim zdaniem niby mam się czuć? Mogę ci zapewnić, że na pewno nie mam ochoty skakać z radości. Twoje zachowanie wciąż pozostawia wiele do życzenia i sam dobrze wiesz, że nie wszystko będzie znów do samego końca w całkowitym porządku. Ale wiesz co? Postanowiłam dać Ci jeszcze tą prawdziwą, ostatnią szansę. Niektóre osoby najwyraźniej potrzebują ich więcej niż tylko trzy czy cztery razy. Zwłaszcza, kiedy się je kocha bardzo mocno...
Kiwnąłem głową na znak uszanowania jej wypowiedzi, bądź co bądź miała absolutną rację, ale znając siebie prawdopodobnie byłoby mi niesamowicie ciężko wybaczyć osobie, która mnie skrzywdziła, jeżeli w ogóle bym się na to kiedykolwiek zdobył, w co szczerze wątpię... Ta dziewczyna zmieniła we mnie równie wiele co ja w niej i bez wątpienia dało się to nie tylko wyczuć, ale też zauważyć już za pierwszym razem. Mógłbym z nią tak leżeć do samego rana i jeszcze dłużej, czuwając na jej niespokojnym snem lub półsnem. Wiem, że połowa Rimear gardziła mną za to co zrobiłem, ale niestety czasu cofnąć się nie da... Teraz mogłem jedynie trwać przy swej ukochanej i starać się naprawić chociaż małą część tego na co tak długo razem pracowaliśmy, a co ja sam błyskawicznie zepsułem i być może już nigdy w pełni nie odzyskam. Wolałem dla własnego dobra i stanu psychicznego na razie nie rozmyślać nad tym zbyt intensywnie. Vanilla nagle odwróciła się w moją stronę, po chwili stykając się ze mną czołem. Znowu ogarnęło mnie dziwne uczucie i zrobiło się jakoś tak cieplej.
- A teraz śpijmy już. Jutro porozmawiamy. – oznajmiła spokojnym głosem, po czym zamknęła oczy, starając się jakoś zasnąć.

Ucałowałem jeden z jej policzków i sam ułożyłem się do snu, poprzedzając to krótkim „Dobranoc”.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope