niedziela, 25 października 2015

Od Riuki'ego - C.D Heaven'a [+16]

Czyżby ten kretyn ze srebrną czuprynką, nieco podobną do mojej…. Przegrał? To niesłychane, że Heaven przegrywa z przeciwnikami słabszymi od siebie.  Nie biorę pod uwagę oczywiście tu jego kompletnego braku jakiegokolwiek logicznego myślenia. Atakuje bez większego namysłu. Czym więcej takich błędnych ruchów robi tym więcej energii marnuje. Kiedy oboje wrócili już do nas, nasz drogi nowy Kapitan patrząc na wyższego wybuchnął tylko niepohamowanym śmiechem. Niby mu się nic nie stało, ale wyglądał teraz komicznie. Jego włosy były tak naelektryzowane, że aż stanęły (hi hi) mu dęba.
-Piękne przedstawienie. Za każdym razem kiedy będziesz walczył z kimś znajomym będziesz się poddawał? Czy ty po prostu jesteś taki słaby? – chyba nadal go prowokował, bo mówił takim tonem jakby zaraz miał się na niego rzucić. W sumie to pewnie doskonale wiedział jaką mocą dysponujemy, a jednak bawił go fakt, że Heaven nie chciał skrzywdzić Azusy.  W sumie… to dość nietypowe, ze ten facet ma jakiekolwiek uczucia. Nie czekając dłużej na to, aż oni sobie ładnie porozmawiają: skierowałem się w stronę wyjścia z Areny.  Oczywiście zostałem kilkakrotnie zatrzymany przez blondyna, jednak w końcu odpuścił wszystkim i „puścił nas wolno”. Czułem się teraz jeszcze bardziej jak niewolnik zamknięty w ciasnej klatce. Nie wiadomo z jakiej przyczyny, kiedy byłem już na drugim piętrze….. zatrzymał mnie nie kto inny jak Heaven. Co on chce? Czyżby pomylił osoby? Mimo tego, że ostatnim razem wbiłem do tego jego pustej głowy trochę rozumu to jednak nadal nie darze go specjalną sympatią. Gardzę jego zachowaniem, oraz tym jak swoją siłą próbuje sobie ułożyć wszystkich innych i pewnie tylko ze mną mu to nie wychodzi. Cały zmachany oparł się o ścianę i zaczerpnął Świerzego powietrza. Ohoho… gonił mnie… dlatego się tak zmęczył. Stanąwszy sobie bokiem zerknąłem na niego jednym okiem jak gdybym pytał o co mu chodzi. Ten jednak ani na chwilę nie zamierzał złączyć ze mną swojego spojrzenia.
-Słuchaj… no… Emm… - zaczął się motać jak takie małe dziecko. Heh… co ta biedna Sigma w nim widzi. Jego nawet mężczyzną nie można nazwać. -….dzięki. – wydukał z siebie. Oczywiście doskonale wiedziałem o co mu chodzi. W ogóle jestem w szoku, że w jego słowniku istnieje takie słowo jak „dziękuje”. A to nowość proszę państwa.
-W sumie to możesz się odwdzięczyć.. – stwierdziłem ściągając swoją maskę i podchodząc do niego. W sumie nie miałem najmniejszego problemu bo skoro opierał się o ścianę to nie musiałem jakoś specjalnie się z nim męczyć. Jego mina jak i zdziwiony wzrok mówił tylko tyle, że nie za bardzo wie o co mi chodzi.- W porównaniu do ciebie nie bawi mnie to, że krzywdzę Cinię. O wiele więcej przyjemności czerpie ze znęcania się nad takimi cwaniakami jak ty. – szepnąłem po czym przygniatając go bardziej do ściany wpiłem się jego szyje, na tyle mocno, żeby nie mógł się wyszarpać. To znaczy… nadal mógł, ale zrobiłby sobie przy tym jeszcze większa krzywdę. Z jego ust wyszedł tylko cichy zgrzyt bólu. Musiało boleć. To nie było takiego delikatne jak w przypadku blondynki, gdzie starałem się to robić naprawdę praktycznie bezboleśnie. Z nim po prostu nie chciałem się cackać i też nie miałem w zwyczaju bycia delikatnym. Oczywiście tak jak to się szybko potoczyło, tak też się szybko skończyło, i gdy tylko Heaven przejrzał na oczy sprzedał mi mocny cios w plecy. Nie wiedział gdzie uderzyć, robił to na oślep, ponieważ ból w tak czułym miejscu nie pozwalał mu dobrze ocenić sytuacji. Niestety to wystarczyło by trafić jedno z czulszych w tym momencie miejsc. Gdyby nie to, że jestem po małym wypadku, taki cios nic by mi nie zrobił. Natomiast teraz spowodowało to, że oderwałem się od szyi siwego i wręcz zakrztusiłem się ostatnim łykiem jego krwi, którego nie zdołałem połknąć. Cofnąłem się o dwa kroki do tyłu niemal wywracając się. To był taki ogromny ból. Moje plecy i tak były już całe fioletowe od tak dużej ilości połamanych kości, a teraz jeszcze jakby tego było mało dostałem w to miejsce z pieści.
-Co to ma być do kurwy nędzy! – warknął łapiąc się za szyje, która dość mocno rozharatana przez moje kły nadal krwawiła. Oparłem się okiem o kolumnę podtrzymującą piętro i spuściłem głowę. Jestem wręcz pewny, że zaraz zemdleje. Ten ból staje się już nie do zniesienia, chociaż dzięki tej niewielkiej ilości krwi będę mógł przez jakiś czas normalnie funkcjonować.  Siwek podszedł do mnie tak jakby chciał jeszcze mnie dobić, ale w tym samym czasie nie wiem skąd między nas wleciała Cinia. W sumie to zdołałem zobaczyć tylko jej długie złote włosy i nic poza tym bo rozłożyła te swoje małe łapki na boki, jakby była królem świata. Słodkie, że chce mnie bronić.
-Spróbuj go dotknąć,  a wtedy pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś! – warknęła. Teraz to, aż mi się ciepło zrobiło. Jeszcze nikt nigdy nie stawał w mojej obronie tak jak ona. Przecież ona by za mną w ogień wskoczyła. – Jesteś kretynem Heaven! On ci pomógł kiedy zostałeś praktycznie sam! Był z tobą, a ty mało go nie zabiłeś! – nim zdążyłem podnieść głowę, zobaczyłem tylko jak chłopak dostaje porządnego liścia w policzek. Nie sądziłem, że odważyłaby się na coś takiego, bo jednak używanie Arcany to całkiem co innego.- Co by powiedziała ci Vanilla gdyby widziała jak się zachowujesz!? Jak skończony Idiota! On nie może żywić się niczym innym i zrobił to dlatego, żeby jakoś trzymać się na nogach…. Tak bardzo chcesz pomóc mu zejść z tego świata? Obiecuje ci, że…
Teraz nie dało jej dokończyć jeszcze coś innego. To było bardzo dziwne, że dziewczyny mają takie wyczucie. Tym razem to po jego stronie stanęła najważniejsza w jego życiu i wymierzyła mieczem prościutko w gardło Cinii. Gdybym teraz tylko mógł się w jakikolwiek sposób ruszyć..
-Wystarczy. – powiedziała stanowczo. Jej wzrok wręcz mroził. Nie mogę uwierzyć, ze czuje taki respekt, przed zwykłą dziewczyną, ale to chyba… normalnie kiedy widomo jaką mocą dysponuje. – Nie wydaje ci się, że nie powinnaś wtrącać się w sprawy ich obojgu…?
-Teraz kiedy Heaven ma okazję wygrać, już nie jesteś neutralna? Gdyby jemu miała stać się krzywda pierwsza podniosłabyś miecz….- odburknęła jej Cinia cofając się tym razem i stając bliżej mnie. – Kapitan Sigm taki niesprawiedliwy… - bardzo wyraźnie ją prowokowała ale jak już pewnie wszyscy tutaj zdążyli zauważyć, ona różniła się od Heaven’a czymś bardzo ważnym. Wewnętrznym spokojem, który ciężko było w jakikolwiek sposób naruszyć.  Cinia miała nieco mniej cierpliwości i tylko czekałem na to aż wybuchnie i zrobi coś niekontrolowanego.
-Ja przynajmniej nie robie za zwykły worek z krwią… - tym razem to ta karmelowa jej dogryzła i to na tyle by wystarczyło. Cinia mało nie wyszła z siebie. Bardzo szybko znalazła się obok Sigmy i zaatakowała pięknym kopnięciem, jednak… niestety to trochę za mało by pokonać Sigme.  Vanilla wykonała zgrabny unik, tym samym za nim blondynka postawiła nogę: złapała ją z Anią i wywróciła przystawiając ponownie miecz od jej gardła. Najgorsze było to, że Heaven przy mnie stał i gdybym tylko próbował pomóc Cini – zatrzymałby mnie kolejnym ciosem bardziej skutecznym. Z braku możliwości jakiegokolwiek poruszania się: poniosłem wzrok i prychnąłem.
-„ Nie dotykaj mnie. Nie mogę na ciebie patrzeć. Żałuje, ze się w tobie zakochałem.” – powiedziałem cicho, ale kiedy zacząłem momentalnie zapadłą cisza między wszystkimi zebranymi. Mówiłem to dokładnie tak samo jak Heaven wtedy mi to powiedział kiedy siedzieliśmy i rozmyślaliśmy nad jego dalszym losem. Nie wiem czy chciałby patrzeć jak krzywdzą Vanille, jednak on nie dał mi pomóc Cinii więc właśnie za to będzie cierpiał bardziej. Nawet razem z Cinią nie dalibyśmy rady jednej Vanilli dlatego trzeba było wymyślić inny sposób, a ten wydawał mi się najbardziej prawidłowy.
-Za…Zamknij się! – kiedy chciałem kontynuować Heaven krzyknął z przerażeniem w oczach i złapał mnie za koszulkę. O dziwo… nawet mnie nie uderzył. A to nowość. Miałem świadomość tego, ze przypomnienie jej tych strasznych słów wypowiedzianych przez chłopak, którego kocha będzie jeszcze bardziej bolesne niż cios cielesny.  Za nim cokolwiek innego się wydarzyło dostrzegłem jak Sigma opuszcza gardę, a jej miecz znika. Złamało ją to. I bardzo dobrze.
-Ty go tak cholernie bronisz, a on cie traktuje jak najzwyklejsza szmatę… - warknęłam odpychając od siebie siwego. – I po co to całe przedstawienie dla kogoś, kto nie jest tego wart… - ponownie powiedziałem tym razem prostując się w miarę możliwości i patrząc na Heaven’a, który nie wyrażał żadnych innych emocji niż tylko wielkie zaskoczenie i strach. Mój wzrok mówił mu dokładnie „Nigdy więcej nie próbuj stawać mi na drodze, bo będę się mścił i za każdym razem zostawiał większą bliznę”.


(Heaven, Cinia ?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope