poniedziałek, 18 maja 2015

Od Heaven'a - C.D Vanilli

- Zboczeńcu, mówisz? - uśmiechnąłem się zawadiacko, przybliżając się do niej odrobinę. - A może ty chcesz, żebym tak na ciebie patrzył?
- Jesteś zabawnym chłopcem, Heaven. - zjechała tym swoim paluszkiem od moich ust aż po obojczyk, a następnie odwróciła się do mnie plecami. - Zastanawiam się jakie jeszcze inne chore pomysły urodzą się w twojej główce w najbliższym czasie.
Zachichotałem cichutko sam do siebie, wlepiając wzrok w śnieżnobiały sufit. Było tyle rzeczy, które chciałbym wiedzieć o Vanilli... starałem się je zliczyć, niestety bezskutecznie. Była czymś w rodzaju zagadki, a ja nie potrafiłem jej rozwikłać. To mnie frustrowało, ale jednocześnie zachęcało do dalszych prób. Z zamyśleń wyrwał mnie słodki zapach naleśników, szybko zauważyłem jak pierwsze z nich lądują na talerzu. Chociaż byłem typem człowieka naprawde twardo stąpającego po ziemi to ostatnio coraz częściej zdarzało mi się uciekać myślami gdzieś daleko. I jeszcze ten wstyd, kompromitacja... miałem ochotę zapaść się pod ziemie z powodu wczorajszej akcji w kuchni. Wiedziałem, że Sigma jest cholernie pamiętliwa i możliwość, aby o tym zapomniała graniczyła z cudem. No cóż... nie pozostało mi nic innego jak udawać, że owa sytuacja nigdy nie miała miejsca.
- Patrz i ucz się. - powiedziała po dłuższej chwili. - To naprawde nie jest trudne. Naleśniki to arcyproste danie. - zaśmiała się, kończąc zdanie.
Nie chciałem dać po sobie znać, że znowu zaczynam się bulwersować. Będzie mi to tak wypominać do końca marnego żywota. Ja to mam szczęście! Mimo wszystko dokładnie obserwowałem tą (trudną) "sztukę", aż wkońcu pozwoliła na upichcenie paru sztuk na patelni. Byłem niezwykle dumny, kiedy mi się wreszcie udało. Uśmiechnięty od ucha do ucha ułożyłem talerze na stole, podałem śniadanko z pamiętnymi dwoma dodatkami: truskawkami oraz bitą śmietaną.
Tak właściwie to wszystko od nich się zaczęło. Od tej idiotycznej gry w butelkę. Jak teraz tak sobie o tym pomyślę to chyba najgorszy sposób poznania kogokolwiek... Jeszcze sam fakt, iż nawet nie wiem kiedy obdarowałem Vanille sympatią dodatkowo mnie przytłaczał. Przecież wyrzuciła mnie wtedy za drzwi! W sumie doskonale ją rozumiem. Sam nie postąpiłbym inaczej widząc dwóch, kompletnie zalanych, całujących się mojej własnej łazience, chłopaków.
- O czym tak intensywne rozmyślasz? - zapytała, widząc jak od jakieś pół minuty wpatruje się tępo w talerz.
- Huh? Prosze? - potrząsnąłem głową, lekko zdezorientowany. - Ahh... o niczym ważnym. - zmieszany podrapałem się po karku.
Gorzej niż dziewczyna... rozpamiętuje tak błahe sprawy. Powinienem puknąć się w ten pusty łeb i skupić się na rzeczach ważnych. (To znaczy jakich, Heaven?)
Pochłonąłem chyba połowę tej pięknej góry przygotowanych naleśników, w końcu duży chłopiec musi dużo jeść ;p
- Może gdzieś później wyjdziemy? - spytałem po chwili, rozciągając wciąż jeszcze zastane po dosyć krótkim śnie, ręce. - w sumie nie mamy zbytniego wyboru. Teren ośrodka wcale nie jest taki duży.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope