niedziela, 31 maja 2015

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Przez chwilę stałem tak w bezruchu nie wiedząc co począć. Mieliśmy spędzić miło czas, a ta po raz kolejny powraca to tej sprawy z "dziwką"... Przecież ona też wyzywała mnie od najgorszych. Może byłem zbyt ślepy, aby dostrzec drugie dno całej tej sprawy. Powinienem nieco przystopować i poważnie z nią porozmawiać: zwłaszcza teraz, kiedy wewnątrz wręcz kipiała ze złości. Zdradzały mi to jej zeszklone oczy, z chwilą gdy tylko odwróciłem się w stronę dziewczyny. Zauważyłem to, chociaż starała się ukryć ten z pozoru drobny szczegół.
- Nie słyszałeś? Powiedziałam, żebyś poszedł sam. - odparła tak chłodnym tonem, że czułem jak na moich włosach osadza się najprawdziwszy szron.
- Bez Ciebie nigdzie się stąd nie ruszę. - odparłem stanowczo.
Wyciągnąłem ręce z zamiarem objęcia drobnych dłoni blondynki, ale ta tylko zrobiła krok w tył, odsuwając się ode mnie niczym poparzona ogniem. Westchnąłem głośno, komentując tym samym jej reakcję na mój dotyk. Znowu się zaczyna...
- Vanilla, posłuchaj. - zacząłem tym razem nieco łagodniej. - Wiem co zrobiłem źle i szczerze tego żałuję. Niestety, nie potrafię cofnąć czasu, ani też żadna z Sigm tego nie potrafi, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiem, że bardzo często wychodzę na prawdziwego debila, być może masz rację: naprawde nim jestem...
Tutaj przerwałem, nie mając pojęcia jak kontynuować swoje żałosne usprawiedliwienia. Wydawało mi się, że jestem skończonym dupkiem, nie potrafiłem nawet przeprowadzić normalnej rozmowy z ukochaną osobą. Nic tylko stać i płakać.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - zapytała po chwili ciszy.
- Nie. Chciałem Cię przeprosić. - uklęknąłem na jedno kolano, jak rycerz przed swoim królem. - Nie mam pojęcia jak pokazać Ci to, że nie kłamię. To, że naprawde żałuję swoich słów.
Miałem cichą nadzieję, że Vanilla pomoże mi w mojej wypowiedzi, dopowie cokolwiek między wymawianymi przeze mnie wierszami. Niestety, tak się nie stało. Zamknąłem oczy, starając się nie zepsuć czegoś czego w sumie już bardziej zepsuć nie mogłem. Podjąłem kolejną, nieudolną próbę zamknięcia jej dłoni w swoich własnych: ku mojemu zdziwieniu, tym razem pozwoliła mi na to. Uśmiechnąłem się ciepło w jej kierunku, lecz spodziewałem się, że nie odwzajemni owego gestu. Spojrzałem pośpiesznie na nieruchomą taflę morskiej wody, powoli podnosząc się z desek dosyć długiego molo.
- Nie chodziło mi o to, żebyś zaczął mnie przepraszać. - powiedziałam w końcu, wciąż niezywkle smutno. - Chciałam Ci tylko uświadomić, że twoje zachowanie i udawanie jakby nic się nigdy nie stało, boli najbardziej. - jedna, gorzka łza spłynęła po bladym policzku Sigmy.
Poczułem jakby ktoś wbijał we mnie tysiące igieł, jedną po drugiej. Czy mogłem to nazwać Bólem? Niezwykle nieprzyjemne, dołujące uczucie...
- Zaczynam rozumieć. - oho, lepiej późno niż wcale! - Dokładałem wszelkich starań, żeby o tym zapomnieć. Nie wiedziałem, że może to komuś przeszkadzać.
- Nie, Heaven. Ty nadal nie pojmujesz: mnie to nie przeszkadza. Tutaj nie o to chodzi. Odnoszę wrażenie, że jestem jedynie twoją zabawką, maskotką do zabawy. Wykorzystujesz moją sympatię do ciebie: spełniam wszystkie twoje pragnienia, spędzam każdą wolną chwilę, szczerze rozmawiam... A ty traktujesz mnie jak rzecz.
- Nieprawda, mylisz się! - od razu zaprzeczyłem jej oskarżeniom.
Oczywiście, że nigdy nie pomyślałem o niej w taki sposób. Z jednej strony to podłe, a z drugiej dołujące. No cóż... zasłużyłem sobie, skoro miała o mnie takie zdanie. Ale zastanawiała mnie jedna rzecz: jeżeli nic jej nie pasowało w mojej osobie to dlaczego się ze mną przespała? Przecież do niczego jej nie zmuszałem. Chyba zacząłem się gubić w tym wszystkim...
- Nigdy nie pomyślałem o tobie jak o rzeczy. Nie wiem jak mogłaś podejrzewać mnie o coś takiego. - w moim głosie wyraźnie dało się usłyszeć nutkę rozczarowania.
Była ona niczym w porównaniu z zawodem Vanilli. Zdawało się, że to tylko błahostka ale tak naprawde sprawa była poważna, a ja głupi nie potrafiłem tego pojąć...
- Jesteś idiotą, Heaven. Kiedy tylko zaczynam wyrażać swoje zdanie ty od razu przekształcasz rozmowę tak, abyś to ty wyszedł na poszkodowanego. Skończmy to.
Po tym obdarowała mnie smutnym uśmiechem, po czym ruszyła w stronę plaży. Dosłownie odebrało mi mowę - Vanilla miała rację: potrafiłem myśleć tylko o sobie, jednocześnie odpychając jej uczucia gdzieś na bok. Nie dostrzegałem jej cierpienia ani łez: nie potrafiłem bądź nie potrafiłem dostrzeć. Ani jedno ani drugie wprawdzie nie usprawiedliwiało mojego prostackiego zachowania, ale bądź co bądź wreszcie zrozumiałem co robię źle. Pozwoliłem jej odejść: czułem (wiedziałem), że wróci, że tak po prostu mnie tutaj nie zostawi. Nie znałem okolicy, taki mały ja posród wielkiego świata poza Ośrodkiem. Nawet teraz martwiła się o mnie - i właśnie za to kochałem Vanillę najbardziej. Przysiadłem na krawędzi molo, namiętnie wpatrując się w granatową pod wpływem nocy wodę i pogrążając się w rozmyśleniach. Przeszedł mnie nieprzyjemny, zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Zmrużyłem oczy, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. Byłem zły na swoją ślepotę, cała ta sytuacja męczyła mnie wewnętrznie. Nie miałem pojęcia o miłości, może zbyt bardzo się od siebie różnimy... Nie chciałem tak po prostu zrezygnować z powodu czegoś co mogłem naprawić. Postanowiłem się zmienić: nie wiedziałem nawet od czego zacząć, a jednak pragnąłem zmiany. Dla siebie i dla niej. Tylko po to, aby juz nigdy więcej przeze mnie nie cierpiała. Zerwałem się z siedziska oraz opuściłem drewniany podest. Rozglądnąłem się dookoła, poszukując znajomej sylwetki wśród panującego mroku. Ujrzałem ją niemal od razu - wydawała się na mnie czekać. Pełen pozytywnej nadziei ruszyłem w jej kierunku.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope