niedziela, 7 czerwca 2015

Od Mary - Do Natsume

Przez kilka lat było mi trudno pozbierać się po śmierci Ib i Garry'ego. Jedyne co robiłam to wpatrywałam się w róże w szklanych gablotach, z czego dwie miały opadnięte wszystkie płatki, o dziwo wciąż miały przepiękny kolor i nie zgniły. Zostałam wysłana na jakąś terapię, gdzie stwierdzono u mnie niezrównoważenie psychiczne oraz schizofrenie. Od czasu do czasu na różnych przedmiotach widzę plamy krwi, ale wraz z wiekiem moment, w którym krew znika wydłuża się. Gdy siedziałam w dziwnym gabinecie prawdopodobnie zdenerwowałam się na mężczyznę i zostałam wyniesiona przez jakiś ludzi i przetransportowana do jakiegoś ośrodka. "Witaj w Research Center Rimear. Czuj się jak u siebie w domu, bo zostaniesz tu na zawsze o ile nie wywiniesz jakiegoś głupstwa, bo nie mamy zamiaru ratować projektów z myślami samobójczymi"...pomimo, że słyszałam go jeden raz i do tego przy moim dotarciu na wyznaczone miejsce, głos mężczyzny, który miał na sobie coś podobnego do fartucha lekarskiego rozbrzmiewa mi cały czas w głowie, zazwyczaj podczas snu. Nie rozumiałam tego co do mnie powiedział. Projektów? Jestem człowiekiem, a nie żadnym projektem. Skoro nie tylko ja tu zostałam przywieziona musiałam mieć jedną wspólną rzecz, cechę przez którą tu trafiłam, do ośrodka badawczego. Pokoje wyglądają jakbym była w jakimś hotelu, niczego nam nie brakuje ale jest jedna rzecz, której każdy po części normalny człowiek powinien pragnąć. Wolność. W tym miejscu rozmawianie o wolności było traktowane jako temat tabu, w nielicznych przypadkach upiekło się to niektórym osobą, które zamieniły kilka słów na ten temat, jednak gdy już ktoś miał plan ucieczki mogła spotkać go kara śmierci. O dziwo ja jak grzeczne dziecko siedziałam w swoim pokoju i robiłam to co chcieli. Minął tydzień, a jakaś kobieta ubrana na biało powiedziała, że stałam się pełnoprawnym właścicielem Arcany. Kolejne nie znane mi słowo, ale trafiła mi się miła kobieta, która mi mniej więcej wytłumaczyła mi wszystko na temat Arcany. Arcana, która łączy się z moją miłością - nic lepszego nie mogło mi się trafić. W podzięce za wyjaśnienie mi wszystkiego postanowiłam jej się jakoś odpłacić i upiększyłam jej twarz, za co zostałam zamknięte w małym pomieszczeniu i poddana jakimś dziwnym badaniom. Gdy odsiedziałam swoją karę z powrotem została mi w połowie zwrócona wolność. Mogłam normalnie poruszać się po ośrodku wraz z moim chowańcem Raion'em - lwem, którego ożywiłam z obrazu. Przez mojego towarzysza ludzie...znaczy inne projekty zaczęły mnie omijać, wcześniej też nie wykazywali mną zainteresowania, ale teraz zaczęli mnie traktować jak jakaś dziwaczkę, dlatego że coraz częściej byłam wysyłana do mojego drugiego małego pomieszczenia. Przecież reszta projektów również nie była taka święta, też byli dziwakami skoro tu trafili. Do miejsca podobnego do psychiatryka, jednak o dziwo zdarzały się w większości przypadkach osoby, które wydawały się normalne na pierwszy rzut oka, do których i ja się zaliczałam. Minął miesiąc od mojego przyjazdu, a ja każdy dzień spędzałam na tworzeniu swoich arcydzieł z różnych przedmiotów, które ożywiałam. Wraz z jedną z szmacianych lalek i z Raion'em, który pod zmniejszoną postacią siedział schowany w kieszeni przemierzałam jedną z alejek by szukać weny twórczej, aby w jakiś sposób wzbogacić nowe prace. Z uśmiechem na twarzy rozglądałam się w koło, gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos szmacianki.
- Mary, uważa... - nie zdążyła dokończyć, gdy potykając się o korzeń drzewa, który wybrzuszył chodnik
Otarłam kolanami oraz dłońmi o beton zdzierając z nich skórę. Podniosłam dłoń stroną wewnętrzną do twarzy i zamarłam. Nagle wokół mnie świat cały był pochłonięty przez mrok, jedynie moja ręka i leżąca osoba była oświetlona przez jakieś źródło światła. Cała dłoń była upaćkana w krwi, a z każdą chwilą czerwonej cieczy pojawiało się więcej. Pomimo zamykania oczu i otwierania krew nie znikała, zaczęła spływać po nadgarstku. Miałam wydać z siebie przeraźliwy krzyk gdy wszystko wróciło do normy wraz z położeniem na dłoni szmacianki. Lalka wymieniła ze mną porozumiewawcze spojrzenie bym się uspokoiła. Zacisnęła palce na szmacianej ręce i cały czas mając opuszczoną głowę zaczęłam się podnosić, w międzyczasie powiedziałam "Dziękuję" osobie, która podała mi moją własność. Podnosząc głowę mogłam przypatrzeć się blondynowi, który stał w milczeniu wpatrując się we mnie. Przez kilka minut tak ja w niego, a on we mnie wpatrywał się aż znudzona tym czekaniem aż coś ciekawszego się wydarzy wyminęłam go ściskając szmaciankę, na co ta wydała z siebie krótkie piśnięcie. Jednak będąc już trochę dalej od miejsca gdzie się wywaliłam i spotkałam chłopaka obróciłam się odruchowo w tamtą stronę, jednak nikogo tam nie zobaczyłam. Przynajmniej wreszcie się do kogoś odezwałam.

<Natsume?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope