sobota, 7 lutego 2015

Od Heaven'a - C.D Renji'ego

W popołudniowej drzemki wyrwał mnie potworny głód. Przejechałem ręką po zaspanej twarzy, pośpiesznie spoglądając przez okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, nadając niebu jasnopomarańczową barwę. Podniosłem się leniwym tempem z łóżka, przeciągnąłem się pośpiesznie, po czym ruszyłem w stronę kuchni. Otworzyłem lodówkę, ale jedyne co w niej zastałem był karton mleka. Naprawdę zdążyłem pożreć wszystko co się w niej znajdowało i nawet się nie zorientować? Wizyta w sklepie była teraz jedyną rzeczą na którą miałem ochotę. Przeklnąłem w myślach, tak bardzo mi się nie chciało ruszać dupy.
W końcu zebrałem się w sobie, zakładając buty z jękiem niezadowolenia, a następnie opuściłem swój apartament. Powietrze było niespotykanie ciepłe, chociaż ostatnie promienie słoneczne już dawno schowały się za górami znajdującymi się za szklaną kopułą. Usłyszałem jak burczy mi w brzuchu, automatycznie przyśpieszyłem kroku. Droga dłużyła mi się w nieskończoność, mimo tego, że do sklepu miałem marne pięc minut. Poklepałem prawą kieszeń spodni, upewniając się, że na pewno nie zapomniałem kasy z domu. (Jakoś nie uśmiechało mi się do niego ponownie wracać). Wszedłem do środka tak szybko, że automatyczne drzwi ledwo zdążyły rozsunąć się na moją szerokość. Już miałem wziąść jakiś koszyk, ale po chwili zrezygnowałem z tego pomysłu i stwierdziłem, że będę brał wszystko do rąk, tak jak leci. Kręciłem się po całym terenie budynku niczym zagubiony debil, szukając swoich ulubionych produktów. Niby powinno mi być wszystko jedno co zjem, skoro byłem tak niesamowicie głodny, ale wbrew temu jak wyglądałem byłem raczej wybredny.
Po magicznych trzydziestu minutach bezczynnego łażenia po tym cholernym sklepie i po uznaniu, że już na pewno mam wszystko, udałem się powolnym krokiem w kierunku kasy. Nagle zauważyłem jakiegoś faceta, napierającego prosto na mnie.
- Mógłbyś to potrzymać przez chwilę? - rzucił szybko i nie czekając na odpowiedź, wcisnął mi do rąk jakiś karton z rzeczami, przez co upuściłem wszystko co aktualnie trzymałem.
Nieznajomy odebrał dzwoniący od jakiegoś czasu telefon, zaczynając żywiołową rozmowę:
- Christopher? Co ty jeszcze chciałeś żebym ci kupił? - po tym pytaniu milczał dłuższą chwilę, wyjął małą karteczkę z kieszeni, przejechał oczami po jej całej długości. - Tego to już nie raczyłeś mi napisać na tej zakichanej liście. Co? Nie wiem, szukałem wszędzie i znaleźć nie mogę. Nie chcę mi się już. Nawet mnie nie wkurzaj. Ty nie lepszy! Gdyby nie to, że jesteś życiowym nieudacznikiem i złamałeś nogę to nigdy by mnie tutaj nie było. - po tych słowach rozłączył się, kręcąc nerwowo głową.
Na jego dziecinną twarzyczkę napłynął grymas niezadowolenia. Odgarnął w czoła czarną, zakrywającą oczy grzywkę, poprawił okulary, ale wciąż na mnie nie spojrzał.
- Słuchaj no, chłopcze. - rzekłem gniewnie, kładąc nacisk na słowo "chłopcze", odstawiłem jego rzeczy na najbliższą sklepową półkę i już przygotowałem w głowie piękny wierszyk, który miał na celu wyrażenie mego niezadowolenia wobec jego bezczelnej postawy wobec PORZĄDNYCH ludzi, ale kiedy tylko otworzyłem usta z zamiarem wypowiedzienia pierwszego słowa, on przerwał mi ruchem dłoni. Popatrzył się na mnie w taki sposób, jakby chciał mnie opluć, a potem głośno się roześmiać. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziałem czy jest zły, szczęśliwy czy w złym humorze. Strasznie dziwny gość...


<Renji?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope