„Spuścić z nich krew” ? Bardzo ciekawa propozycja. Po za
tym, że już chyba wszyscy tutaj traktują mnie jak zwierzę to jest całkiem
fajnie….
Warknąłem coś pod nosem widząc ten bardzo jakże szczery
uśmiech Nyar’a. Zabije go kiedyś słowo daje. Szkoda tylko, że nie jesteśmy w
osobnych grupach. Powybijałbym bym mu te wszystkie zęby i jego uśmiech nie
byłby już taki piękny.
Ruszyliśmy za raz za nim. Ten skakał, wygłupiał się, no
zupełnie jak małe dziecko. Wydawało mi się jakby cały czas nas ignorował, miał
totalnie wyrypane na to co się z nami stanie. Spojrzałem za siebie. Jakby nie
patrzeć nasza drużyna wcale nie jest taka słaba. Tylko z naszą współpraca może
być gorzej. Nikt tu nie będzie z nikim współpracował. A tym bardziej nie ten
psychol. On sobie poradzi sam, albo ewentualnie zginie.
-Hej, Riuuuki – przerwał moje rozmyślenia jego przecudowny
głos, który wręcz prosił by go zarżnąć. – Nie chcesz ze mnie spuścić trochę
krwi ? Hemm ? – powiedział skacząc koło mnie jak jakiś pajac i odsłaniając
pełną blizn szyję. Skrzywiłem się nieco na myśl o tak przebrzydłej, czerwonej
mazi w ustach. Bleeee. – Wtedy to my
będziemy mogli usiąść na samym szczycie tego budynku i obserwować jak ty
rozwalasz całe to piękne miasto. – zaśmiał się i rozłożył ręce na boki jak
Jezus. Weźcie go stąd. Zabierzecie do psychiatryka i zamknijcie na cztery
spusty.
-Wiesz jakoś nie widzi mi się wysysanie twojej toksycznej
krwi. – westchnąłem odsuwając go od siebie na bezpieczną odległość. Ten zielony glutek już się nie odezwał… nie no
chwila odezwał się, ale nie słuchałem go. Z resztą nie tylko ja go nie
słuchałem. Mimo, ze był naszym kapitanem to nikt go nie słuchał. Weszliśmy w
końcu na ten budynek gdzie to on chciał. To się mogło w każdej chwili zawalić,
ale co tam. To znaczy co ja się tam martwię. Ja bym przeżył. Nyar pewnie też,
bo to osioł jest jakby trzeba była to nawet skrzydła by rozłożył (chociaż ich
nie ma). Z góry faktycznie było wszystko widać. Wiatr wiał tutaj dość mocno.
Zabierał moje włosy przy tym nieco przysłaniając mi widok.
-Riuki …. Wykonaj dla mnie skok na bungee, tylko bez bungee
! – powiedział zadowolony chłopak stojąc obok mnie. Sięgnął za raz dłonią do
swoich poszytych kącików ust i zaczął się bawić szwami.-Tak byś pięknie stąd
poleciał…
-Za raz ty polecisz o tam…. Jak motylek. – spojrzałem na
niego z pod byka i za raz w dół. Stała tam jakaś postać tylko nie widziałem
dokładnie kto to. Z pewnością nie z naszej grupy…
(Panie Kapitanie.. poprawka motylku jakie manewry ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz