wtorek, 7 lipca 2015

Od Heaven'a - C.D Vanilli

Nawet nie wiem, kiedy Vanilla tak naprawde zasnęła. Zdradził mi to dopiero jej spokojny, miarowy oddech oraz ciche wzdychanie. Odchyliłem się do tyłu, a moje plecy dotknęły przyjemnie miękkiego materaca. Dziewczyna dosłownie leżała na mnie, lecz nie obudziła się pomimo zmiany pozycji przez jej ciało. Zdawałem sobie sprawę jak bardzo musiała być wykończona: nie tylko przeze mnie oraz całą tą sytuację: przeczuwałem, iż przez ostatnie dni z pewnością się nie wysypiała (jeżeli w ogóle była w stanie zasnąć). Dopiero teraz poczułem cholerne wyrzuty sumienia, że doprowadziłem ją do tak opłakanego stanu. Wszystko to skumulowało się wewnątrz i uderzyło w mój umysł z wyjątkowo siłą. Wstydziłem się sam przed sobą: tego kim się stałem oraz tego, że nie potrafię z nią rozmawiać nie wywołując przy tym choćby najmniejszej kłótni, która z biegiem czasu i tak przemieniała się w zażartą wymianę zdań. Teraz, kiedy czułem, że jest gotowa wybaczyć mi wszystkie te okropieństwa, chciałem pokazać jej, że jestem warty jej zaufania: chciałem stać się kimś lepszym.
Położyłem ją delikatnie zaraz obok siebie, wpatrując się z pasją z zaspaną twarzyczkę Sigmy. Uśmiechnąłem się delikatnie, przyglądając się temu uroczeniu widokowi.
- Dobranoc, Vanilla. – szepnąłem, odgarniając grzywkę z jej czoła i składając na nim skromny pocałunek.
Dobrze wiedziałem, że tej nocy nie dane mi będzie odpłynąć do Krainy Morfeusza. Zastanawiała mnie jedna rzecz: skoro Vanilla i Chiyo były siostrami to dlaczego zawsze widywałem tylko jedną z nich? Chiyo widziałem tylko ten jeden jedyny raz podczas wspólnej gry w butelkę, z której i tak niewiele pamiętam. Być może wyruszyła na jakąś tajemniczą misję poza teren ośrodka, a o której istnieniu nie miałem prawa wiedzieć?
Podniosłem się powolnym ruchem z łóżka, możliwie jak najciszej, żeby nie obudzić Atshushi. Zdążyłem się już przekonać, iż jej sen potrafi być niezwykle kruchy, a ona sama wyczulona jest na wszelakie, głośniejsze dźwięki. Stanąłem w miejscu, następnie przejeżdżając sobie ręką po twarzy – musiałem ochłonąć, przemyśleć sobie wszystko od początku. Spojrzałem za okno: zmierzchało już, świat powoli pogrążał się w ciemnościach. Miałem ochotę wyjść, pobyć chociażby przez chwilę sam ze sobą, ale... przecież nie mogę wiecznie uciekać przed kimś kogo kocham. Dotychczas bałem się oraz wycofywałem za każdym razem, kiedy w grę wchodziły uczucia nas obu, a do których nie zawsze łatwo było się przyznać.
~ Przynajmniej nie jest nudno. – przeleciało mi przez myśl.
Już miałem się uśmiechnąć, gdy zorientowałem się jak głupio mogłoby brzmieć to zdanie, gdyby było kierowane bezpośrednio do dziewczyny. Miała rację: ja naprawde zachowuje się jak duże dziecko. Zaproponowałem (moim zdaniem) chyba najlepsze rozwiązanie dla nas obu, lecz ona się nie zgodziła. Mówiła, że nie chce się pozbywać moich wad, bo to jestem prawdziwy ja. Skąd jednak mogę wiedzieć czy nie zmieniłbym się na lepsze będąc pozbawionym całej tej siedzącej wewnątrz złości? Ehh...
[...]
- ...Heaven? – usłyszałem cichy, zaspany, ledwo dosłyszalny głosik rozlegający się po pokoju.
Ah... no tak. Przysnęło mi się, a ja nawet nie byłem zmęczony. Bardziej chyba czuwałem, aniżeli spałem (nie byłbym w stanie usłyszeć czegoś tak cichego). Nie potrafiłem tak po prostu wrócić do swojego apartamentu, więc stwierdziłem, że zaszyje się gdzieś na drugim końcu pomieszczenia i postaram się nie zakłócać jej spokoju.
- Jestem tutaj. Potrzebujesz czegoś? – zapytałem, przecierając jedno z oczu.
- Nie... po prostu bałam się, że znowu gdzieś zniknąłeś. – mówiąc to, podniosła się do pozycji siedzącej – A ja nie chcę, żebyś mnie opuszczał.
Od razu do niej podszedłem i usiadłem naprzeciwko na krawędzi łóżka. Kiedy uniosła głowę z zamiarem spojrzenia na mnie, nasze spojrzenia się spotkały – wciąż gościła w nich tajemnicza nutka niezrozumienia, ale za to o wiele większego spokoju ducha.
- Dobrze się czujesz? Jest 4:00 nad ranem, normalnie nie budzisz się tak wcześnie. Znaczy... nie wiem o której godzinie zazwyczaj wstajesz, ale wydaje mi się, że raczej niewielu ludzi budzi się tak z własnej woli i...
- Nie martw się, jak na razie wszystko ze mną w porządku. – posłała mi leciutki uśmiech, a cień pochodzący od ciemności otaczającej pokój nieznacznie przysłaniał jej dziecinną twarzyczkę – W ogóle nie spałeś? Wyglądasz na zmęczonego.
Wiele razy już zdążyłem się przekonać, że Vanilla jest młodą, piękną, a przede wszystkim silną kobietą.  No i nie ukrywajmy... o sokolim wzroku. Chociaż nie potrafiła widzieć w ciemności to jednak teraz dostrzegła grymas przygnębienia  malujący się na mojej twarzy.
- Przemyślałem sobie słowa, które powiedziałaś mi parę godzin temu. Było w nich wiele rzeczy, które zrozumiałem dopiero teraz. Wiem, że nie jestem dobry w pocieszaniu czy dbaniu o to czy aby na pewno nie czujesz się przeze mnie zraniona bądź skrzywdzona, ale... jeżeli dasz mi tę ostatnią szasnę, obiecuję, że...
- Już to przerabialiśmy, Heaven. Nie chce się znowu denerwować. Dobrze wiesz, że twoje obietnice rzadko kiedy polepszają sytuację. Zrób to chociaż raz porządnie – pokaż, że ci na mnie zależy. Postępuj tak, żebym wreszcie bez obaw mogła uwierzyć w twoje słowa.
W odpowiedzi jedynie westchnąłem głośno. Nie wiedziałem już co na to odpowiedzieć. Może jednak nie staram się tak, jak myślę, że to robię. Jeżeli uda mi się sprawić, że Vanilla będzie potrafiła bez obaw mi zaufać to będzie moje największe, życiowe osiągnięcie. A to właśnie do niego tak uparcie dążyłem. Chciałem, żeby wreszcie widziała, że może mieć we mnie wsparcie, a nie tylko przystań przysparzającą wiele bólu.

<Vanilla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope