środa, 29 lipca 2015

[QS Team1] Od Steina - C.D Ricka[+12]

Cała ta akcja coraz bardziej działała mi na nerwy. Brak doświadczenia niektórych wprost mnie osłupiała. Całe to spotkanie wszystkich grup stało się jednym wielkim nieporozumieniem. Nie dziwiłem się, że wszystkim nie dopisywał humor, ale nie można działać w takich sprawach pod wpływem emocji tym bardziej, że czasu było naprawdę nie wiele. Najbardziej wkurzało mnie to, że co chwila ktoś zwracał uwagę na brak Sigmy w naszej drużynie. " Po co wam jakaś cholerna Sigma skoro macie samych kretynów w drużynie! " - cisnęło mi się na usta za każdym razem kiedy temat owego braku Specjalnej Arcany w naszym teamie był poruszany. Szczerze powiedziawszy to wśród całej tej zgrai byłem najstarszy ( przynajmniej jeśli chodzi o wygląd :v ) i wiedziałem najwięcej. Nie żebym się wywyższał czy coś, bo czasami wolałbym cofnąć się w czasie i jakimś sposobem uniknąć stania się tutejszym naukowcem, ale moje doświadczenie i informacje mogły być przydatne, zaś w tych grupach liczyło się tylko to czy się jest Sigmą czy nie. No ja pierdolę... tak bardzo mi przykro, że mam dwie Arcany, z której jedna z nich wiecznie buntuje się przeciwko mnie i próbuje mnie zabić... true. Na moje szczęście miałem tak donośny głos, że byłem jednym z tych, który darł się najbardziej, ale dzięki temu wygrałem sprawę. Niestety... straciliśmy na to zbyt wiele czasu, ale za to wszyscy wiedzieliśmy jak mniej więcej mamy działać. Walczyłem o to, aby został nam przydzielony Ace. " Skoro Sigmy są takie potężne to niech wezmą sobie te najsilniejsze roboty "... każdy mógłby tak pomyśleć. Mnie zależało na Ace, ponieważ możemy załatwić go na dwa sposoby – mechaniczny i duchowy. Poprzez mechanikę można było wgrać mu wirusa, który pozwoliłby przejąć nad nim kontrolę na jakiś czas, zaś poprzez duchowy to tylko ja mogłem się tutaj popisać. Jako iż ma najwięcej zalążków człowieczeństwa mogłem ranić jego duszę, a z czasem nawet nią zawładnąć, ale tylko na krótki czas. Tak czy siak... mieliśmy dwa plany, a to już plus. Po chwili pozostałe teamy opuściły pomieszczenie udając się na indywidualne narady. My zostaliśmy w tym pokoju. Wszyscy zaczęli traktować tę sprawę coraz poważniej, co bardzo mnie cieszyło. Nie miałem zamiaru nikogo tutaj niańczyć i pouczać. Oczywiście duma niektórych nie spadła nawet o stopień, więc nie mogło się obejść bez drobnych sprzeczek ( pamiętajmy... rzucanie talerzami w kumpli z drużyny wcale nie jest oznaką wściekłości :3 ). W końcu skończyło się na tym, że mieliśmy jeden niezawodny plan i całą listę następnych ( nawet wylanie wiadra wody :v ). Stwierdziliśmy, że najlepszym sposobem na załatwienie tego o to robota będzie zwykła próba przeprogramowania go. Gdyby to nie wypaliło to po prostu zawirusowalibyśmy go czymś i tyle. Tylko problem w tym, że chcąc go zawirusować trzeba wiedzieć gdzie ma odpowiednie wtyczki i oczywiście należy podejść dostatecznie blisko, by to zrobić. Gdzieś tam również była opcja powierzenia mi całej walki i zniszczenia duszy robota na tyle, aby po prostu nie był w stanie robić czegokolwiek. Na liście było również ucinanie kończyn, zamrażanie obwodów, polewanie wodą z wiadra no i oczywiście w wypadku bardzo poważnym całkowite pozbycie się Omicrona. Rozdzieliliśmy tylko role i już można było iść na akcję. Rick i Takako mieli służyć jako przynęta, Rene miał walczyć jako zwiadowca i sprawdzić gdzie Ace może mieć ukryte obwody, zaś ja miałem podejść do Omicrona na tyle blisko, by móc go przeprogramować poprzez przepięcie różnych wtyczek. Co miał robić Levi? Levi miał czekać na znak, gdyby jednak trzeba było przejść do planu B co było poniekąd możliwe. Po tym całym ględzeniu opuściliśmy budynek i udaliśmy się na teren gdzie gościł nasz przyjaciel Ace. Zawiesiłem sobie kosę na ramieniu, by spokojnie sięgnąć po papierosa i zapalniczkę.
-Nie mów, że będziesz palił w takiej chwili... - spojrzał na mnie zszokowany Rene.
-A czemu nie? Nie wiadomo czy to nie będzie mój ostatni dzień, więc wolę zrobić coś przyjemnego. Wam też radzę to zrobić lub chociaż się pomodlić. - mruknąłem, śmiejąc się szyderczo. O cho... Kishin się odezwał. Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Coś czułem, że mogą być z nim problemy, ale... co mogłem poradzić. Taki już mój nędzny żywot. Usłyszałem szyderczy śmiech w mojej głowie na co tylko wzruszyłem ramionami. Spojrzałem już będąc w pełni sobą na grupę i zauważyłem nieufne spojrzenia:
-No co? Sprawdzałem tylko czy wszystko okey. - stwierdziłem spokojnie, nucąc sobie coś pod nosem i bawiąc się w puszczanie kółeczek z dymu.
-No to co? Na stanowiska. - rozkazał Rene. Takako i Rick pobiegli w stronę robota. Rene czekał na nich na pustym placu. Levi zaraz pojawił się na jednym z dachów, a mi nie pozostało nic innego jak tylko wzbić się w powietrze na tyle wysoko, by Omicron mnie nie zobaczył. Nie wierzyłem w to, aby wyczuwał obecność jak pozostałe, ale przecież ja również miałem na to widok. Nagle poczułem jak coś sunie po mojej ręce. Na mojej dłoni znalazła się czarna strzała. To nie wróżyło najlepiej:
-Nie dość, że Kishin to jeszcze ona. - mruknąłem myśląc o odziedziczonej Wektorowej Arcanie. Miała teraz świetną okazję do zemsty.
-Po moim trupie. - warknąłem wściekły, zaciskając pięść. Nie mogłem pozwolić na to, aby załatwili mnie teraz... po prostu nie mogłem.
( Reszta Team'u? <3 )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope