piątek, 7 sierpnia 2015

Od Zandera - C.D Stefani

Nie mogłem długo wysiedzieć w kwaterze, którą otrzymałem. Bardzo lubiłem kręcić się po nocy, tu, tam i jeszcze gdzieś. Po pierwsze rozglądałem się po każdym zakamarku tego przeklętego miejsca. Miałem na sobie skórzaną kurtkę z kapturem, z którą się z resztą nie rozstawałem i takiego samego kolory spodnie. Kaptur był naciągnięty na głowę, a rękawy były podtoczone do łokcia. Ręce były w kieszeniach. Minąłem ławeczkę, na której leżała jakaś dziewczyna. Nie zwróciłem na nią uwagi i ruszyłem drogą. Usłyszałem, że ktoś za mną biegnie, do tego dźwięk obracających się kółek walizki. Sądziłem, że po prostu komuś się śpieszy i jak to w życiu bywa, gdzieś pędzi. Nie zatrzymywałem się. Podbiegła do mnie.
- JA NIE TUTEJSZA. - Krzykną kobiecy głos - ROZUMIESZ CO MÓWIĘ?
Przystanąłem i odwróciłem się do niej, stając bokiem. Była ode mnie jakieś dziesięć centymetrów niższa. Przyjrzałem się jej twarzy. Po zmroku widziałem nazbyt dobrze. Brązowe włosy i jasnozielone oczy... jakby z błękitem. O kilka lat młodsza ode mnie. Wyciągnęła kartkę i napisała dwa zdania. Wpatrywałem się na nią z zaskoczeniem, który po chwili przemienił się w rozbawienie. Wybuchłem śmiechem, zginając się w pół. Oparłem się o pobliskie drzewo i nadal się śmiałem.
- I z czego rżysz. - prychnęła.
Nie mogłem się uspokoić, ale szybko się ogarnąłem. gdy się wyprostowałem, materiał zsunął się z mojej głowy, ukazując moje oblicze. Lewy kącik ust uniósł się ku górze w kpiącym uśmieszku.
- Nie martw się rozumiem co się do mnie mówi i czytać też potrafię. - powiedziałem, powstrzymując kolejną falę śmiechu. - Co chcesz?
Opierałem się niedbale o drzewo z założonymi rekami.
- Zgubiłam się. Dopiero tu trafiłam.
Zrobiłem minę jakbym zastanawiał się czy jej pomóc. Oczywiście zamierzałem to zrobić. Odepchnąłem się od szorstkiej kory i podszedłem do niej bliżej.
- No dobrze. Musieli dać ci jakieś papierki, żebyś wiedziała gdzie się udać. Mam rację.
Przytaknęła i dała mi je. Do razu mój wzrok padł na imię i datę urodzenia.
- Stefania? Bardzo ciekawe imię... - W końcu dowiedziałem się co chciałem i oddałem dokument. - Dobra idziemy. Zaprowadzę cię.
Ruszyłem przed siebie, nie czekając na nią. Niemal za mną biegła, ciągnąc swoje tobołki.
- Wolniej!
No niech jej będzie. Stefania. Stefcia, Stefuś, Stefek. Po co nabrała tyle rzeczy? Tak to my nigdy nie dojdziemy... Na dodatek, musimy obchodzić dookoła. Wpadłem na pomysł. Trochę głupi, ale nigdy normalny nie byłem. Nagle znalazłem się za nią. Jedną ręką złapałem ją w pół, a druga za walizkę. Użyłem Arcany i wzbiłem się w powietrze. Dziewczyna krzyknęła, zapewne z zaskoczenia.
- Nie patrz w dół. - Oby nie miała lęku wysokości i bez tego cholernie się kręciła. - Przestań się wiercić,albo cię puszczę.
Znaleźliśmy się szybciej przy drzwiach, tam ją puściłem i lekko odstawiłem bagaż.
- Tak było szybciej. - odpowiedziałem jak na mnie spojrzała.
Otworzyłem jej drzwi, aby weszła pierwsza. Zaprowadziłem ją na odpowiednie piętro i pod odpowiednie pomieszczenie.
- Proszę. Jak dobrze pamiętam to twój pokój.
Machnąłem ręką w stronę drzwi.
[Stefciu?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope