wtorek, 30 czerwca 2015
Od Cinii – C.D Riuki'ego
Cicho pisnęłam na początku krzywiąc się z bólu, w tym miejscu skóra była o wiele wrażliwsza. Lekko ugięłam nogę i wyprostowałam ją dopiero wtedy, kiedy ten cholerny ból przeminął. Teraz to odczucie było o wiele przyjemniejsze, ale też nie przesadnie. Po prostu do zniesienia (pitu, pitu i tak jej się to podoba 8)). Kiedy Riuki zaczął delikatnie poruszać swoją dłonią którą umiejscowił na moim udzie, głośno westchnęłam całkowicie się rozluźniając. Wczepiłam swoje paluszki w jego włosy, na co on tylko troszkę mocniej się zaciągnął. Kiedy przestał już spożywać moją krew, odrobinkę się ode mnie odsunął. W kąciku jego ust nadal było troszkę krwi, dlatego zgarnęłam ją palcem. Na widok własnej krwi, zrobiło mi się trochę słabo. Jak głupia wpatrywałam się w malutką kropelkę krwi na palcu lekko blednąc. Widząc to, Riuki chwycił moją dłoń i zlizał resztkę krwi, znowu to robi…
– Bledniesz na widok własnej krwi, ale normalnie to ciachałabyś wszystkich mieczem. Dziwna jesteś.
– Przymknij się – burknęłam nieco zakłopotana.
Ponieważ teraz oboje siedzieliśmy na łóżku, wystarczyło tylko go pchnąć lekko rączką w ramię, żeby się zniżył. Usiadłam na jego brzuchu pochylając się troszkę nad nim.
– Gdzie ty się gapisz? – poprawiłam nieco stanik i puknęłam go w czoło.
– Nachyl się bardziej to na pewno się nie popatrzę… – prychnął zrzucając mnie z siebie.
Menda. Nie to nie, idę spać. Co z tego, że jest dopiero godzina 22 i jakieś 2 godziny temu wstałam? Odwróciłam się do niego plecami, lekko nadymając usta. Usłyszałam tylko głośne westchnięcie chłopaka i to jak wstaje z łóżka. Poleżałam sobie tak z pół godzinki sama, starając się zasnąć ale nic z tego. Przewracałam się z boku na bok, co chwilę marudząc pod nosem.
– I potem się dziwisz, że nie możesz zasnąć. Słychać cię w drugim pokoju…
– No bo leżę sama... Chodź tutaj.
– Zachowujesz się jak 5 letnie, naburmuszone dziecko.
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, ale ostatecznie nie odpsykowałam. A czemu? Bo było w tym troszkę prawdy, a może nawet nieco więcej niż "troszkę"? Zakryłam sobie twarz dłońmi, zamykając oczy. Od tego nic nierobienia naprawdę zachciało mi się spać. Riuki zgasił światło i położył się obok mnie bez słowa.
– Yukiś…
– Mówiłem nie mów tak do mn…
Oj nie mogłam mu dać dokończyć, po prostu nie mogłam. Zatkałam mu tą buźkę szybkim pocałunkiem. Następnie spojrzałam mu w oczy, które pomimo panującego mroku w pokoju doskonale widziałam. Przez jakieś kilkanaście sekund intensywnie wpatrywaliśmy się w siebie, aż z powrotem nie opadłam na łóżko, tym razem przyciskając się do jego boku. Teraz znowu odechciało mi się spać, strasznie to denerwujące. Przejechałam dłonią po torsie chłopaka, zatrzymując ją na jego lekko zarysowanym kaloryferze.
– Riuki nudzi mi się, poróbmy coś…
– Co ty chcesz niby robić o tej godzinie?
– Dziecko, wiesz? – przewróciłam oczyma – Głupio się pytasz, nie wiem dlatego zwracam się z tym do Ciebie.
– Ja sugeruję, żebyś już się przymknęła i poszła spać.
– Dobrze… – powiedziałam grzecznie i posłusznie jak chyba nigdy – Dobranoc, kocham Cię.
Ostatecznie i tak nie zasnęłam, po prostu sobie tak leżałam wtulona w ciepłe ciało Riuki'ego. Nie wiem czy on też spał, raczej nie. Ale jakoś po prostu nie miałam ochoty się odzewać. To dziwne uczucie, kiedy chcesz coś z jednej strony powiedzieć, a z drugiej jest to takie ciężkie i nie ma się na to siły. Nie znoszę tego.
(Riuki?)
Od Heaven'a - C.D Vanilli
Po jej wypowiedzi dosłownie mnie zatkało. Wszystkie sensowne odpowiedzi przygotowane w głowie po prostu wyparowały, pozostawiając po sobie jedynie niezrozumiałą pustkę. Myślę, że to właśnie w tamtym momencie, kiedy wygarnęła mi cały swój żal prosto w twarz, zaczynałem rozumieć jak bardzo ją zraniłem. Ja bardzo byłem samolubny, ślepy a przede wszystkim głupi. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: nie dostrzegałem swoich wad i nie chciałem ich zaakceptować czy się z nimi pogodzić. Chciałem tylko być silnym, niezależnym chłopakiem wchodzącym w dorosłość...
A kiedy dane mi było posmakować prawdziwego szczęścia, zwyczajnie zacząłem nim pomiatać. Nie dostrzegałem jak się o mnie troszczy, martwi, stara się pomóc – dlatego odeszła. Moja dłoń wciąż była wilgotna od jej mokrego policzka, z którego ściekały gorzkie łzy. Byłem w szoku, wewnątrz wciąż nieprzerwanie przetwarzałem magiczny, bogaty w ważne słowa monolog wypowiedziany przez dziewczynę. Było mi cholernie przykro, poczułem się okropnie. Nigdy nie chciałem stać się kimś takim jak byłem właśnie w tej chwili – być obojętnym za cierpienie osoby, którą kocham. Dlaczego jej wtedy nie przytuliłem? Dlaczego milczałem stając w miejscu niczym skończony kretyn? – Nie wiem... Już nic nie wiem... Gubiłem się w całej sytuacji, która zdążyła rozwinąć się w niezwykle poważnie w niezwykle krótkim czasie. I chociaż teraz nie miało to najmniejszego znaczenia to jednak gdzieś głęboko w dalszym ciągu nie mogłem się nadziwić, że ktoś taki: doskonała Sigma, pokochała kogoś takiego jak ja.
I właśnie w tym momencie przypomniałem sobie o tym co powiedziała: wspominała o umiejętności, dzięki której jest w stanie zmienić mnie w kogoś lepszego: pozbawionego całej tej kotłującej się we mnie złości, furii i szału. Zawsze pragnąłem zobaczyć jak to jest nie być skazanym całe życie na wieczne denerwowanie się i wpadanie w dziwny amok przez byle błahostkę. Byłem gotowy zrobić wszystko, byleby tylko nie płakała więcej z mojego powodu. Byłem nawet gotowy sam poprosić ją o użycie tej zdolności na sobie. Ale... gdybym był Vanillą to dokąd bym się udał, gdybym płakał? Zapewne do swojej bliźniaczej siostry, Chiyo. Ale... jeżeli naprawde ją spotkam ona zrówna mnie z ziemią, a tego bałem się najbardziej. Nie miałbym nawet szansy na jakąkolwiek wymianę słów, bo zwyczajnie nie chciałaby mnie wysłuchać. Ehh.. trudno, muszę zaryzykować: nie mogę wiecznie myśleć o sobie bo tu wcale nie chodziło o moją osobę. Pełen uzasadnionych obaw, ruszyłem wreszcie swoje zacne cztery litery i trzęsąc się nieznacznie ruszyłem w stronę apartamentu Atshushi.
[...]
Zakradłem się praktycznie pod sam próg, stąpałem na palcach czasami nawet bojąc się wziąć głośniejszy oddech. Nie miałem żadnej pewności, że druga z bliźniaczek także tam jest – właściwie to nie miałem bladego pojęcia czy ktokolwiek znajduje się w pomieszczeniu. Westchnąłem bezdźwięcznie, a później wyłoniłem się zza ściany i zakupałem w drzwi. Nkit mi nie odpowiedział, zresztą nawet ponowiona próba nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.
A dobra tam, jak już wchodzić to na chama!
Chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka, nie zważając już zupełnie kogo tam zastanę. Ale było tak jak oczekiwałem – znalazłem to czego szukałem. Biedna, zapłakana Vanilla siedziała skulona w kącie apartamentu i płakała: zupełnie sama. Podszedłem bardzo ostrożnie, a wtedy ona dostrzegła moją poruszającą się sylwetkę. Byłem przerażony: musiałem to wreszcie przyznać. Widząc ją w takim stanie poczułem jak coś we mnie pęka, kruszy się i rozpada na miliony kawałków. Uniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć, ale zeszklone, błękitne oczy nie pokazywały kompletnie niczego prócz zimnej obojętności. (A może to tylko pozory?)
- Chyba już rozumiem. Właśnie zrozumiałem wszystko to co chciałaś mi powiedzieć. – oznajmiłem, a widząc brak reakcji z jej strony, mówiłem dalej - To co cię we mnie rani... może jednak użycie jednej w twoich umiejętności na mnie nie jest wcale takim złym pomysłem.
- Już ci mówiłam, że tego nie zrobię. – oho! Odezwała się do mnie.
- Ale wtedy nie będziesz się obawiała, że znów się na ciebie zezłoszczę. Będzie o wiele lepiej. Proszę Vanilla... nie chcę się przekonywać co oznacza „bycie niekochanym” ani nie chcę, abyć ty także przez to przechodziła. Nie teraz, kiedy wreszcie zrozumiałem co to za okropne uczucie...
<Vanilla?>
A kiedy dane mi było posmakować prawdziwego szczęścia, zwyczajnie zacząłem nim pomiatać. Nie dostrzegałem jak się o mnie troszczy, martwi, stara się pomóc – dlatego odeszła. Moja dłoń wciąż była wilgotna od jej mokrego policzka, z którego ściekały gorzkie łzy. Byłem w szoku, wewnątrz wciąż nieprzerwanie przetwarzałem magiczny, bogaty w ważne słowa monolog wypowiedziany przez dziewczynę. Było mi cholernie przykro, poczułem się okropnie. Nigdy nie chciałem stać się kimś takim jak byłem właśnie w tej chwili – być obojętnym za cierpienie osoby, którą kocham. Dlaczego jej wtedy nie przytuliłem? Dlaczego milczałem stając w miejscu niczym skończony kretyn? – Nie wiem... Już nic nie wiem... Gubiłem się w całej sytuacji, która zdążyła rozwinąć się w niezwykle poważnie w niezwykle krótkim czasie. I chociaż teraz nie miało to najmniejszego znaczenia to jednak gdzieś głęboko w dalszym ciągu nie mogłem się nadziwić, że ktoś taki: doskonała Sigma, pokochała kogoś takiego jak ja.
I właśnie w tym momencie przypomniałem sobie o tym co powiedziała: wspominała o umiejętności, dzięki której jest w stanie zmienić mnie w kogoś lepszego: pozbawionego całej tej kotłującej się we mnie złości, furii i szału. Zawsze pragnąłem zobaczyć jak to jest nie być skazanym całe życie na wieczne denerwowanie się i wpadanie w dziwny amok przez byle błahostkę. Byłem gotowy zrobić wszystko, byleby tylko nie płakała więcej z mojego powodu. Byłem nawet gotowy sam poprosić ją o użycie tej zdolności na sobie. Ale... gdybym był Vanillą to dokąd bym się udał, gdybym płakał? Zapewne do swojej bliźniaczej siostry, Chiyo. Ale... jeżeli naprawde ją spotkam ona zrówna mnie z ziemią, a tego bałem się najbardziej. Nie miałbym nawet szansy na jakąkolwiek wymianę słów, bo zwyczajnie nie chciałaby mnie wysłuchać. Ehh.. trudno, muszę zaryzykować: nie mogę wiecznie myśleć o sobie bo tu wcale nie chodziło o moją osobę. Pełen uzasadnionych obaw, ruszyłem wreszcie swoje zacne cztery litery i trzęsąc się nieznacznie ruszyłem w stronę apartamentu Atshushi.
[...]
Zakradłem się praktycznie pod sam próg, stąpałem na palcach czasami nawet bojąc się wziąć głośniejszy oddech. Nie miałem żadnej pewności, że druga z bliźniaczek także tam jest – właściwie to nie miałem bladego pojęcia czy ktokolwiek znajduje się w pomieszczeniu. Westchnąłem bezdźwięcznie, a później wyłoniłem się zza ściany i zakupałem w drzwi. Nkit mi nie odpowiedział, zresztą nawet ponowiona próba nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.
A dobra tam, jak już wchodzić to na chama!
Chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka, nie zważając już zupełnie kogo tam zastanę. Ale było tak jak oczekiwałem – znalazłem to czego szukałem. Biedna, zapłakana Vanilla siedziała skulona w kącie apartamentu i płakała: zupełnie sama. Podszedłem bardzo ostrożnie, a wtedy ona dostrzegła moją poruszającą się sylwetkę. Byłem przerażony: musiałem to wreszcie przyznać. Widząc ją w takim stanie poczułem jak coś we mnie pęka, kruszy się i rozpada na miliony kawałków. Uniosła głowę, żeby na mnie spojrzeć, ale zeszklone, błękitne oczy nie pokazywały kompletnie niczego prócz zimnej obojętności. (A może to tylko pozory?)
- Chyba już rozumiem. Właśnie zrozumiałem wszystko to co chciałaś mi powiedzieć. – oznajmiłem, a widząc brak reakcji z jej strony, mówiłem dalej - To co cię we mnie rani... może jednak użycie jednej w twoich umiejętności na mnie nie jest wcale takim złym pomysłem.
- Już ci mówiłam, że tego nie zrobię. – oho! Odezwała się do mnie.
- Ale wtedy nie będziesz się obawiała, że znów się na ciebie zezłoszczę. Będzie o wiele lepiej. Proszę Vanilla... nie chcę się przekonywać co oznacza „bycie niekochanym” ani nie chcę, abyć ty także przez to przechodziła. Nie teraz, kiedy wreszcie zrozumiałem co to za okropne uczucie...
<Vanilla?>
Od Akiry - C.D Grimmjow'a
Nagle otworzyłam jedno oczko i spojrzałam na niego lekko
zdziwiona. Czy on właśnie zapytał mnie o to czy się rozbiorę ? Ale kretyn. W
sumie… to mógł to zrobić bez pytania się mnie i … właśnie… sam mógł to zrobić.
Hehe.. pewnie boi się że dostanie po pysku tak jak Heaven na BG.
-Przecież jeszcze przed chwilą sam mi dałeś tę koszulkę..
-Tak.. ale jak będziesz nago to nie będę się czul samotny..
-Nie jesteś nago… - zauważyłam i dotknęłam palcem
wskazującym jego brzuszka i za momencik zjechałam nim aż na gumkę od bokserek. –
Na dobrą sprawę to też mógłbyś je zdjąć.. – pociągnęłam lekko i w tym samym
momencie zamruczałam zachęcająco.- Po za tym.. ja wcale nie jestem zazdrosna o
Inoue. – prychnęłam i zaraz wgramoliłam się na jego tors i usiadłam na nim
okrakiem.- Ja po prostu nie chce żebyś uważał mnie za pierwszą lepszą laskę.
Czuje się wtedy taka bezwartościowa. Co Ty w ogóle do mnie czujesz, że tak
bardzo chcesz mi pokazać…. Że na balu będziesz inny.- przekrzywiłam głowę, a
mój uśmiech bardzo szybko zszedł z twarzy. Po prostu w takich momentach
starałam się być bardziej poważna, bo to nie było coś z czego można się śmiać.
-Jesteś… dla mnie ważna.. – zawahał się przed wypowiedzeniem
tych słów, i chyba… sam nie do końca wiedział co powiedzieć. Bał się, że jeśli
powie coś nie tak to nasze relacje mogą się drastycznie zmienić. Tak się
spodziewałam czegoś w tym rodzaju. Eh Mężczyźni… oni nie potrafią się określić.
Westchnęłam głośno. Zeszłam z niego i obracając się na drugi bok wymruczałam
tylko ciche „dobranoc”. Jak mam rozumieć „jesteś dla mnie ważna”, skoro on
niczym tego nie pokazuje. – Akira… ? – zapytał bardzo niepewnie i dotknął moich
pleców. Nie odpowiedziałam nic na to, po prostu udawałam że już śpię. Nic
więcej już nie mówił. Chyba sam stwierdził, że pora iść spać.
(Grimmjow ?)
Od Grimmjow'a - C.D Akiry
- Dość tego, doigrałaś się - starałem się powiedzieć to z powagą, ale śmiech całkiem mną zawładnął. - Wiesz, że nie lubię rozkazów, co? - dodałem z chytrym uśmiechem. - A czy wiesz co robię, gdy ktoś mi rozkaże?
- Mrr... Co? - Akira przygryzła dolną wargę i spojrzała zachęcająco.
- Wymierzam karę - przyciągnąłem ją do siebie i wpiłem się zachłannie w jej delikatne usta. - Bardzo niegrzeczna z ciebie dziewczynka - wyszeptałem pomiędzy pocałunkami, zimnym tonem.
- Ciekawe czy przy Inoue byłbyś taki śmiały... - nagle odwróciła ode mnie głowę i rzekła prowokującym głosem. Wtedy przymrużyłem oczy i prychnąłem głośno, w jednej chwili odechciało mi się wszystkiego i jakby mój wyśmienity humor prysnął.
- Przecież to ustaliliśmy... - westchnąłem ciężko i oparłem się rękoma z tyłu głowy, patrząc ślepo w sufit. - Mam chytry pomysł, by cię do siebie przekonać...
- Mianowicie? - spojrzała na mnie, podnosząc głowę z mojej klatki piersiowej.
- Jeśli pójdziesz ze mną na ten bal... To pokaże ci, że mogę się zachowywać tak jak teraz, również przy innych dziewczynach. Skoro jesteś zazdrosna... To nie pozostawiasz mi wyboru. A ja jestem tylko twój - zakręciłem jej pasmo włosów na palcu.
- Gbur... - szepnęła specjalnie tak głośno, bym słyszał. Odpowiedziałem cichym chichotem.
- A jednak mnie kochasz - odparłem. - A teraz mnie pocałuj.
Nie musiałem długo czekać, by znów poczuć wargi Akiry. Nasze pocałunki znów stały się nieokiełznane i pełne pasji. Szybko także dziewczyna znalazła się pode mną. Wszystko było dobrze, dopóki nie poczułem, jak coś nieustępliwie łaskocze moje stopy.
- Akira... Nie mam łaskotek - pomyślałem, że to ona mi tak robi swoimi nóżkami, bo kto inny? Aż nie posłała mi niezrozumienia malującego się na twarzy.
- Słucham? - podparła się na łokciach i obserwowała, jak nerwowo podwijam kołdrę.
Ku moim oczom ukazała się mała, czarna kulka futra. Ten kot jest wszędzie?
- Ty, mały - wziąłem go w garść. - Psujesz mi całą próbę uwodzenia... - westchnąłem.
- Chyba pójdę spać... - udała ziewanie, zmysłowo machając ręką.
Spojrzałem na nią przez ramie i wydałem z siebie mały uśmiech, po czym odłożyłem kotka, który nie mam pojęcia co będzie robił sam w nocy, w moim apartamencie. Może zostawi sprzątaczce niespodziankę na dywanie... Tak czy inaczej - znów zająłem miejsce obok Akiry. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, po czym powoli zamykałem powieki.
- Śpisz? - rozwiałem dotychczasową ciszę.
- Nie... - odparła, nie otwierając oczu.
- Możesz zdjąć tę koszulkę? - zapytałem znużony tym, że nie mogę zasnąć.
< Akirciu? Wybacz, że nagle wena mi osłabła, ale staram się jak mogę i obiecuję poprawę! c: >
- Mrr... Co? - Akira przygryzła dolną wargę i spojrzała zachęcająco.
- Wymierzam karę - przyciągnąłem ją do siebie i wpiłem się zachłannie w jej delikatne usta. - Bardzo niegrzeczna z ciebie dziewczynka - wyszeptałem pomiędzy pocałunkami, zimnym tonem.
- Ciekawe czy przy Inoue byłbyś taki śmiały... - nagle odwróciła ode mnie głowę i rzekła prowokującym głosem. Wtedy przymrużyłem oczy i prychnąłem głośno, w jednej chwili odechciało mi się wszystkiego i jakby mój wyśmienity humor prysnął.
- Przecież to ustaliliśmy... - westchnąłem ciężko i oparłem się rękoma z tyłu głowy, patrząc ślepo w sufit. - Mam chytry pomysł, by cię do siebie przekonać...
- Mianowicie? - spojrzała na mnie, podnosząc głowę z mojej klatki piersiowej.
- Jeśli pójdziesz ze mną na ten bal... To pokaże ci, że mogę się zachowywać tak jak teraz, również przy innych dziewczynach. Skoro jesteś zazdrosna... To nie pozostawiasz mi wyboru. A ja jestem tylko twój - zakręciłem jej pasmo włosów na palcu.
- Gbur... - szepnęła specjalnie tak głośno, bym słyszał. Odpowiedziałem cichym chichotem.
- A jednak mnie kochasz - odparłem. - A teraz mnie pocałuj.
Nie musiałem długo czekać, by znów poczuć wargi Akiry. Nasze pocałunki znów stały się nieokiełznane i pełne pasji. Szybko także dziewczyna znalazła się pode mną. Wszystko było dobrze, dopóki nie poczułem, jak coś nieustępliwie łaskocze moje stopy.
- Akira... Nie mam łaskotek - pomyślałem, że to ona mi tak robi swoimi nóżkami, bo kto inny? Aż nie posłała mi niezrozumienia malującego się na twarzy.
- Słucham? - podparła się na łokciach i obserwowała, jak nerwowo podwijam kołdrę.
Ku moim oczom ukazała się mała, czarna kulka futra. Ten kot jest wszędzie?
- Ty, mały - wziąłem go w garść. - Psujesz mi całą próbę uwodzenia... - westchnąłem.
- Chyba pójdę spać... - udała ziewanie, zmysłowo machając ręką.
Spojrzałem na nią przez ramie i wydałem z siebie mały uśmiech, po czym odłożyłem kotka, który nie mam pojęcia co będzie robił sam w nocy, w moim apartamencie. Może zostawi sprzątaczce niespodziankę na dywanie... Tak czy inaczej - znów zająłem miejsce obok Akiry. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, po czym powoli zamykałem powieki.
- Śpisz? - rozwiałem dotychczasową ciszę.
- Nie... - odparła, nie otwierając oczu.
- Możesz zdjąć tę koszulkę? - zapytałem znużony tym, że nie mogę zasnąć.
< Akirciu? Wybacz, że nagle wena mi osłabła, ale staram się jak mogę i obiecuję poprawę! c: >
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Od Artis - C.D Ukyo
Chłopak patrzył na mnie tak wyczekująco. Co ja niby miałam mu odpowiedzieć? Tak jakbym jeszcze panowała nad tymi rumieńcami!
-Szczerze...szczerze mówiąc to sama nie wiem..Przynajmniej nie jestem pewna..Chyba mojemu organizmowi coś się poprzestawiało i takie nowe sytuacje uznaje za zbyt kłopotliwe, a tą kłopotliwość okazuje poprzez rumieńce..Bo ja nigdy nie przyjaźniłam się z nikim praktycznie... Jesteś pierwszą osobą z poza rodziny z którą jestem tak blisko.. i jeszcze chcesz iść ze mną na bal...
Widać, że Ukyo nie zadowolił się wystarczająco taką odpowiedzią, jednakże usłyszawszy ją puścił moją rękę z żelaznego uścisku. Rozmasowałam sobie lekko ściskane miejsce. Spojrzał się w drugą stronę
-Aha..-mruknął cichutko, a ja spojrzałam na talerz. Dokończyliśmy posiłek w ciszy. Po skończeniu konsumpcji przyjaciel chciał odnieść talerz do kuchni, ale powstrzymałam go.
-Ja to zrobię i przy okazji pozmywam i tak dalej..
-Skoro tak..to może ja już pójdę-sytuacja między nami prezentowała się bardzo niezręcznie
-Dobrze..to spotkamy się za dwie godziny w tej kawiarni obok parku?
-Może być, za dwie godziny w kawiarni?-upewnił się na co pokiwałam głową
Ukyo opuścił moje mieszkanie, a po jego wyrazie twarzy widać było, że wciąż zastanawia się nad moimi słowami, które bądź co bądź nie wyprowadziły go z stanu zdenerwowania.
Zaczęłam sprzątać swoje mieszkanie. Miałam na to jak i przyszykowanie się do wyjścia tylko dwie godziny. Wykonywałam te wszystkie czynności z nadzieją, iż na spotkaniu oboje się rozluźnimy..
(Ukyo?)
-Szczerze...szczerze mówiąc to sama nie wiem..Przynajmniej nie jestem pewna..Chyba mojemu organizmowi coś się poprzestawiało i takie nowe sytuacje uznaje za zbyt kłopotliwe, a tą kłopotliwość okazuje poprzez rumieńce..Bo ja nigdy nie przyjaźniłam się z nikim praktycznie... Jesteś pierwszą osobą z poza rodziny z którą jestem tak blisko.. i jeszcze chcesz iść ze mną na bal...
Widać, że Ukyo nie zadowolił się wystarczająco taką odpowiedzią, jednakże usłyszawszy ją puścił moją rękę z żelaznego uścisku. Rozmasowałam sobie lekko ściskane miejsce. Spojrzał się w drugą stronę
-Aha..-mruknął cichutko, a ja spojrzałam na talerz. Dokończyliśmy posiłek w ciszy. Po skończeniu konsumpcji przyjaciel chciał odnieść talerz do kuchni, ale powstrzymałam go.
-Ja to zrobię i przy okazji pozmywam i tak dalej..
-Skoro tak..to może ja już pójdę-sytuacja między nami prezentowała się bardzo niezręcznie
-Dobrze..to spotkamy się za dwie godziny w tej kawiarni obok parku?
-Może być, za dwie godziny w kawiarni?-upewnił się na co pokiwałam głową
Ukyo opuścił moje mieszkanie, a po jego wyrazie twarzy widać było, że wciąż zastanawia się nad moimi słowami, które bądź co bądź nie wyprowadziły go z stanu zdenerwowania.
Zaczęłam sprzątać swoje mieszkanie. Miałam na to jak i przyszykowanie się do wyjścia tylko dwie godziny. Wykonywałam te wszystkie czynności z nadzieją, iż na spotkaniu oboje się rozluźnimy..
(Ukyo?)
Od Artis - C.D Junsu
-Tak..całą dość dużą rodzinę-uśmiechnęłam się lekko do chłopaka
Pokiwał głową i przymrużył oczy - zapewne myślał o kimś z najbliższych
-Często siadam na małym wzgórku blisko kopuły i przyglądam się miastu. Nigdy nie mogłam dostrzec znajomych miejsc, bo wieżowce i inne budynki zakrywają skutecznie małe, ale pełne uroku uliczki na których się wychowywałam..
-Czasami myślę, że jestem tak blisko nich, a jednocześnie tak daleko i ta świadomość jest uciążliwa-westchnął Junsu
-Tak..to jest straszne. Ty jesteś tu krótko , więc jeszcze pamiętasz twarze rodziny..Ja jednak jestem tu o wiele dłużej i zaczęłam już polegać na szkicach wykonanych po przybyciu tu...
-Rysujesz?
-Tak...Rysowanie i śpiew to dwie rzeczy z których jestem zadowolona..Myślę, że mi wychodzą
Chłopak zaśmiał się cicho.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę: nawinął się temat muzyki. Zapytałam czy umie grać na gitarze "Amazing Grace"
-Hm..mogę spróbować...-odparł
Gdy pierwsze bezbłędne dźwięki uniosły się zaczęłam śpiewać. Gdy skończył uśmiechnęłam się
-Na prawdę ślicznie grasz..
(Junsu?)
Pokiwał głową i przymrużył oczy - zapewne myślał o kimś z najbliższych
-Często siadam na małym wzgórku blisko kopuły i przyglądam się miastu. Nigdy nie mogłam dostrzec znajomych miejsc, bo wieżowce i inne budynki zakrywają skutecznie małe, ale pełne uroku uliczki na których się wychowywałam..
-Czasami myślę, że jestem tak blisko nich, a jednocześnie tak daleko i ta świadomość jest uciążliwa-westchnął Junsu
-Tak..to jest straszne. Ty jesteś tu krótko , więc jeszcze pamiętasz twarze rodziny..Ja jednak jestem tu o wiele dłużej i zaczęłam już polegać na szkicach wykonanych po przybyciu tu...
-Rysujesz?
-Tak...Rysowanie i śpiew to dwie rzeczy z których jestem zadowolona..Myślę, że mi wychodzą
Chłopak zaśmiał się cicho.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę: nawinął się temat muzyki. Zapytałam czy umie grać na gitarze "Amazing Grace"
-Hm..mogę spróbować...-odparł
Gdy pierwsze bezbłędne dźwięki uniosły się zaczęłam śpiewać. Gdy skończył uśmiechnęłam się
-Na prawdę ślicznie grasz..
(Junsu?)
Od Akiry - C.D Grimmjow'a
Spojrzałam na chłopaka, a zaraz potem na małego, czarnego
kotka. No tak. Rozczulałam się widząc tego wielkoluda z tak delikatnym
stworzonkiem.
-Ej, ej… ten kot zabiera mi posadę… - prychnęłam wchodząc na
łóżko na czworaka. Jak piesek normalnie. W dodatku koszulka Grimmjow’a lekko
się podwijała pokazując moje zgrabne pośladki.
-Gdzie tam. Ten kotek nie ma takiego ciała jak ty i z
pewnością.. – zaciął się w pewnym momencie a ja spojrzałam na niego
podejrzliwie. Przeturlałam się w jego stronę i zaraz wlazłam na jego tors.
- No co chciałeś powiedzie? – zapytałam przyglądając mu się.
Uśmiechnął się głupkowato i nieco podniósł głowę żeby mieć na mnie lepszy
widok. A raczej… w mój dekolt, bo przecież na nim leżałam
-Nic takiego, księżniczko. – zacmokał w powietrze i w tym
samym czasie dostał ode mnie lekko w łep. Kotek nie czekając dłużej wszedł
sobie na mnie i teraz wyglądało to jak taka gigantyczna kanapka z kotkiem na
czele. W sumie to nie za bardzo pasowało mi to, że zamierza położyć się na
moich plecach więc bardzo szybko z nich zleciał. – Jesteś taka nieczuła.. –
zachichotał niebiesko włosy przewracając się na bok i jednocześnie zrzucając
mnie z siebie tak bym wylądowała tuż obok niego na plecach. Nachylił się lekko,
ale jak się okazało wcale nie zamierzał mnie pocałować. – Nie jesteś zmęczona ? Przecież tak narzekałaś,
że nóżki cie bolą… - zachichotał i w tym momencie jego łapka powędrowała na
moją talię.
-Jestem zmęczona, ale widzę, że się napaliłeś, więc może
lepiej nie będę zamykać oczu ? – zaśmiałam się cicho ale ostatecznie
przewróciłam go na plecy i za moment wtuliłam się w jego bok.
-Ej… to pójdziesz ze mną na ten bal ? – zapytał jakby bardzo
tym zmartwiony. W jednej chwili podniosłam główkę i spojrzałam na niego
niemrawo. Ehh.. ten koleś jest dziwny.
-Mam iść z tobą na bal po tym co zrobiłeś jak przyszła
Inoue.
-Ej ! Nic takiego nie zrobiłem ! – odpyskował, ale nie
brzmiało to jakoś.. specjalnie groźnie, bo więcej się przy tym śmiał. Prychnęłam
głośno odklejając się od niego i kładąc na drugi bok z dala od niego- Ej no..
nie uciekaj ode mnie !
-Pf… spadaj..
-Akira ! Przecież…
-Udowodnij mi że jestem ważniejsza… - zerwałam się nagle,
przekręciłam i przygwoździłam go do łóżka opierając dłoń obok jego głowy. Teraz
nad nim zwisałam. Moje krótkie fioletowe włosy zasłaniały mi kawałek twarzy,
ale też zapewne dodawały uroku. – Albo raczej przekonaj mnie do tego bym z tobą
poszła.- dotknęłam palcem wskazującym u drugiej ręki jego noska i zjechałam nim
na wargi. – Wykaż się Grimmciu..
(Grimmjow ?)
niedziela, 28 czerwca 2015
Od Stein'a - C.D Egoistle
Sam
nie wiedziałem jak długo siedziałem nad nowymi testami. Większość
dnia spędzałem na komputerze, ale tego dnia przeszedłem samego
siebie. Całe moje życie to była praca nad rzeczami, które były
mało istotne. Nie ważne było jakie zadania będę się składały
na test, ale ja zawsze musiałem utrudniać sobie życie, by zajmować
się czymś innym – byle nie walką. W końcu skończyłem.
Zapisałem plik i przeniosłem go na dwa pendrive'y i jedną płytkę
CD. Już nie raz doświadczyłem zamachu na moje pliki, więc teraz
wolałem dmuchać na zimne. Wstałem od biurka, by schować
przedmioty w dogodnych miejscach. Spojrzałem na zegarek. Była już
jedenasta w nocy. Westchnąłem i schowałem płytkę między
regałami książek. Moje oczy uparcie domagały się odpoczynku, ale
ja nie usnę jeśli wcześniej nie zapalę. Nie ma bata.
Przeciągnąłem się leniwie i podszedłem do okna, otwierając je
po cichu. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej paczkę
papierosów i zapalniczkę. Wyjąłem jednego, zapaliłem no i...
rozkoszowałem się nim, ale niedługo. Nagle coś, a raczej ktoś
przyłożył mi z buta w twarz wlatując jak małpa - przez okno. Z
impetem wpadłem na ścianę. Nieźle wkurwiony szybko wstałem i
wziąłem do rąk to co miałem najbliżej – swój komputer. Po
wpływem emocji po prostu rzuciłem nim tam, gdzie widziałem duszę.
Niestety, jak już wspomniałem... osobę, która na mnie wpadła
można było określić małpą. Zrobiła szybko skok w bok i tak o
to chybiłem. Komputer jakimś cudem wyleciał przez okno. Wyjrzałem
przez nie patrząc jak stos ważnych informacji i projektów
roztrzaskuje się na setki kawałeczków. Warknąłem, trzymając się
za głowę. Już tak długo nie miałem ochoty na sekcję a teraz to
wszystko szlag trafił. Miałem zamiar poćwiartować to dziecko,
które odważyło się mnie wkurzyć.
-Wy-wybacz!
Nie chciałem cię kopnąć, a teraz jeszcze to... ! - próbował
przeprosić drżącym, cichym głosikiem. Z owego głosu
wywnioskowałem, że osobą, która odważyła się ze mną zadrzeć
był chłopiec. Zresztą... to teraz nie miało większego znaczenia
czy jest chłopcem, dziewczynką czy nawet obojniakiem... kara go nie
ominie. Mimo to starałem się uspokoić, ale na nic. Sięgnąłem do
kieszeni odwracając głowę w stronę mojej przyszłej ofiary.
Wyjąłem skalpel i nim chłopak zdążył się zorientować
przyłożyłem mu go do szyi. Zamilkł, zresztą jak każdy.
Wystarczył jeden mój ruch a już by śpiewał z aniołkami w
niebie, więc... jego zaskoczenie i strach były jak najbardziej
uzasadnione. Miałem w zamiarze trochę go postraszyć, ale jak tak
długo stałem blisko tego drobnego ciałka coraz bardziej kusiło
mnie, żeby zrobić parę nacięć. Jednak chłopak nie był tak
głupi na jakiego wyglądał. Umiał nieźle wykorzystać swój
wygląd. Zaraz zrobił z siebie najgorszą ofiare losu. Maślane
oczka i ten wyraz twarzy, ostrzegający przed bliskim wybuchem
niepohamowanego płaczu... obraz istnej nędzy i rozpaczy. Starałem
się jakoś nie ulegać tym pięknym błyszczącym czerwienią oczom,
ale na marne. Po chwili puściłem go i wyszedłem na korytarz
mamrocząc pod nosem słowa groźby:
-Zaraz
zrobię na nim taką sekcję, że nie będzie wiedział jak się
nazywa. Cholerny smarkacz... odpowie mi za to. - odetchnąłem
patrząc przez okno na korytarzu. Powróciłem do pokoju i zapytałem
poirytowany:
-Mogę
zapytać czego ode mnie chcesz... ? Przez ciebie mój
komputer pełen ważnych informacji skończył za oknem w małych
kawałeczkach.
-Trzeba
było go nie rzucać w moją stronę... - nadymał policzki.
Myślałem, że go rozszarpię, ale w miarę szybko poprawił swoją
wypowiedź - W
każdym bądź razie, bardzo mi przykro z tego powodu... Nie chciałem
cię kopnąć w twarz, a tym bardziej zmusić cię do zniszczenia
swojego komputera...
- urwał masując kark.
-To nie odpowiada na moje pytanie. - stwierdziłem chłodno, krzyżując ręce na piersi.
-Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - cała jego twarz pokryła się rumieńcami. Zdziwiłem się. Kto wpadłby na tak głupi pomysł, żeby przychodzić do MNIE tylko po to, by POROZMAWIAĆ? Nikt o zdrowych zmysłach nie śmiałby się w ogóle do mnie odzywać, a co dopiero wpadać i to jeszcze w taki sposób. Westchnąłem tylko patrząc jak chłopak próbuje zebrać w sobie odwagę na to, by na mnie spojrzeć. W końcu... przed chwilą mógłbym go zabić. Jego strach nie był niczym dziwnym. Po chwili jednak odważył się spojrzeć. Poprawiłem nieco swoje okulary i przyciągnąłem do siebie swoje ukochane krzesełko. Usiadłem zmęczony:
-No to o czym chciałeś porozmawiać? - chłopak na to pytanie zareagował wielką radością i bez namysłu podszedł do mnie siadając na ziemi zaraz przed moją twarzą.
-To nie odpowiada na moje pytanie. - stwierdziłem chłodno, krzyżując ręce na piersi.
-Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - cała jego twarz pokryła się rumieńcami. Zdziwiłem się. Kto wpadłby na tak głupi pomysł, żeby przychodzić do MNIE tylko po to, by POROZMAWIAĆ? Nikt o zdrowych zmysłach nie śmiałby się w ogóle do mnie odzywać, a co dopiero wpadać i to jeszcze w taki sposób. Westchnąłem tylko patrząc jak chłopak próbuje zebrać w sobie odwagę na to, by na mnie spojrzeć. W końcu... przed chwilą mógłbym go zabić. Jego strach nie był niczym dziwnym. Po chwili jednak odważył się spojrzeć. Poprawiłem nieco swoje okulary i przyciągnąłem do siebie swoje ukochane krzesełko. Usiadłem zmęczony:
-No to o czym chciałeś porozmawiać? - chłopak na to pytanie zareagował wielką radością i bez namysłu podszedł do mnie siadając na ziemi zaraz przed moją twarzą.
-Tylko
zwyczajna, zapoznawcza rozmowa! - wykrzyczał cały w skowronkach.
Miałem ochotę tym wszystkim pierdolnąć i iść spać, ale nie
wypada, co nie? Chłopak zaczął:
-No
to... jak się nazywasz? - zapytał szczerząc się do mnie.
-Franken
Stein a ty... - nawet nie zdążyłem dokończyć, bo zagłuszył
mnie jego śmiech. Tak... to był do przewidzenia. Kiedy w końcu w
miarę opanował się zapytał:
-Serio?
No rzeczywiście... nawet go trochę przypominasz. Masz tą śrubę w
głowie, ale ja bardziej stawiałbym na tego doktorka, który
Franky'ego stworzył. - roześmiał się... miał taki dźwięczny
głos – Ja jestem Egoistle Venshmahr.
Bardzo miło mi cię poznać! A co lubisz robić? Jakie masz hobby? -
zapytał z ciekawością.
-Moje
hobby... - teraz miałem okazję - ... cóż... jak widać, jestem
doktorem a raczej naukowcem. Pracuję nad pewnym projektem. Nie
chciałbyś się może przyczynić do odkrycia? - zapytałem
zachęcająco.
-No
pewnie! Co mam zrobić? - zapytał podekscytowany. Zdziwiła mnie
taka reakcja, ale była mi ona na rękę. Podjechałem do jednej z
szuflad wyciągając z niej pierwsze lepsze leki usypiające. Były
one w plastikowym woreczku, dlatego też nie musiałem się martwić,
że Egoistle wyłapie podstęp. Pokazałem mu go:
-To
pewien lek, nad którym dosyć długo pracowałem. Chciałem
sprawdzić jak poszczególne osoby reagują na niego. Jak go wypijesz
prawdopodobnie zaśniesz, jak większość osób, którym to dawałem,
ale chcę mieć pewność... - sięgnąłem po papierosa do kieszeni.
-OKEY!
- wykrzyczał radośnie. Nie wiedziałem, że tak łatwo pójdzie.
Jaki ten chłopaczek był naiwny. Uśmiechnąłem się chytrze.
"
Będzie niezła zabawa " - pomyślałem. Podałem mu woreczek.
Przyglądał się przez chwilę jego zawartości po czym stwierdził:
-Wyglądają
jak cukierki! Mniam! - bez namysłu połknął wszystkie. Na
szczęście nie było ich tam wiele, a same środki nie zaliczały
się do najsilniejszych jakie były w moim posiadaniu. Jeszcze przez
chwilę patrzył na mnie z uśmiechem po czym... po prostu upadł
nieprzytomny. Gwałtownie podniosłem się z krzesła i poszedłem do
łazienki po swój stół operacyjny. Wniosłem go do salonu z
radosnym uśmiechem na twarzy. Wziąłem na ręce wątłe ciałko
chłopca i ułożyłem ja na stole. Dziwne było to, że jego oczy
wciąż były otwarte... te oczy, które chwilę temu spowodowały u
mnie nagły przypływ litości i współczucia. Wzruszyłem ramionami
i wyciągnąłem skalpel. Podwinąłem koszulkę chłopaka.
Przejechałem dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej. Miał taką
gładką, aksamitną skórę. Zastanawiałem się, gdzie zrobić
pierwsze nacięcie. Aż szkoda było niszczyć tak pięknej skóry,
no ale... mógł mi się nie pchać w paradę. Kiedy już miałem go
nacinać coś podkusiło mnie, by spojrzeć na jego twarz. Jego
lśniące, dalej nie zamknięte oczy. Dopiero wtedy się ocknąłem.
Delikatnie przymknąłem jego powieki i z powrotem naciągnąłem
koszulkę na jego ciało... po raz pierwszy zrezygnowałem z
planowanej sekcji z tak błahego powodu. Wziąłem go delikatnie na
ręce i położyłem na łóżku w swojej sypialni. Przykryłem go
kocem i wróciłem do salonu. Schowałem stół znowu do łazienki i
mniej więcej ogarnąłem wszechobecny chaos. Byłem wykończony do
tego stopnia, że postradałem rozum. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem
na kanapie.
(
Egoistle? Hyh... wiem, że do dupy, ale nic mi się nie chce i wgl...
sama widziałaś mój stan jeszcze w szkole. )
Od Vanilli - C.D Heaven'a
Ehh.. cóż za niezdecydowany człowiek. Najpierw mi mówi, że
go ranię, a teraz, że mnie potrzebuje. Ja wiem o tym. Doskonale. Nikt inny mu
nie pomoże, i żadna inna naturalna Arcana nie będzie w stanie go powstrzymać na
wypadek jeśli coś się stanie. Nie chciałam go zostawiać samego, ale z drugiej
strony dla mnie to już za wiele. Kocham go takiego jaki jest. Za to, że jest
taki nerwowy też…. Ale ja już dłużej tego nie wytrzymam. Nie wytrzymam jego
krzyku, tego jak się denerwuje i tego jak czasami kipi ze złości. Łzy już
przestały napływać mi do oczu, jednak ja sama byłam nieobecna. Moje spojrzenie
było puste co tez pewnie udało się zauważyć Heaven’owi.
-Vanilla…? – zapytał znów, nieco się ode mnie oddalając.
Siedziałam tak sobie na podłodze i patrzyłam przed siebie. W żaden konkretny
punkt. Po prostu przed siebie – Ej… - dość nieśmiało wychylił rękę i dotknął
nią mojego policzka by sprawdzić czy wszystko u mnie w porządku.
-Tak rzadko mnie dotykasz… z własnej inicjatywy. Tak rzadko
mnie przytulasz… tak rzadko robisz cokolwiek, żeby pokazać mi jak bardzo jestem
ważna.. – mówiłam cichym tonem z bardzo dużym opanowaniem. Uniosłam lekko wzrok
by teraz móc ujrzeć zdziwioną minę Heaven’a – Mimo to nie wypominam ci tego…
Mówiąc to teraz chce ci pokazać jak bardzo się od siebie różnimy. Gdyby nie ja…
nadal byłbyś taki zimnym kolesiem, który nie zwraca uwagi na świat go
otaczający. – westchnęłam cicho i zamknęłam oczy. Teraz tez uniosłam swoją rękę
i położyłam ją dokładnie na dłoni Heaven’a. Na tej, którą trzymał na mojej twarzy.- Ale to
właśnie ta różnica nas do siebie zbliżyła…. Więc w czym jest problem ? Sigmy
zostały stworzone wręcz idealnie, tak by nic nie kolidowało ze sobą… wy
zostaliście stworzeni naturalnie i nikt nie mówił, że wszystko będzie ze sobą
współgrało i, że nie będzie efektów ubocznych. Mówisz mi, że to ja cie nie
rozumie… że ja nie okazuje ci swoich uczuć… ale to ja na Arenie starałam się
ciebie uspokoić. Ja nie użyłam Arcany żeby to zrobić, chociaż mogłam… więc jak
śmiesz mówić, że ja cie nie rozumie… że ja się nie staram…. – i znów zadrżał mi
głos, a z oczu popłynęły łzy. – Wiem jaka jestem. Że cie prowokowałam.. od
początku. Tylko po to żeby wzbudzić w tobie pożądanie… i teraz tez to robię…
wykorzystuje twoją zazdrość… ale to dlatego, że tylko tak jestem w stanie ci
pomóc ! Kiedy za drugim razem zdenerwujesz się z tego samego powodu… już za
dziesiątym będziesz miał na to totalnie wylane….
Wiedziałam, że zaraz znowu go zdenerwuje. Tym że wyrażam
własne zdanie choćby… ale on musiał to wiedzieć. Musiał wiedzieć, że to on sam
czasami nie daje sobie pomóc. Odsunęłam się na dwa metry od niego i stanęłam na równych nogach. Mimo
wszystko… nie miałam odwagi by spojrzeć mu w oczy. Nie chce go więcej ranić, a
jeśli to ja przysparzam mu tylko dodatkowej złości…
-Jedna moja Arcana skupia się głównie na uczuciach…. Jestem w
stanie wymazać z ciebie całą złość, ale… nie chce tego robić. Lubię cie jak
jesteś sobą.. i nie chce żeby się zmieniał. Nie potrafisz zrozumieć moich gestów,
moich żartów… nie potrafisz nawet dostrzec tego, że cie kocham… to co ty we
mnie widzisz ? Beze mnie czy ze mną… życie będzie to samo nie sądzisz ? Tylko
jeśli nie będzie mnie… nie będziesz się tez denerwował… prawda ? – zakryłam sobie
rączką na moment oczy by potem ponownie na niego spojrzeć smutnym wzrokiem –Może
jak mnie stracisz to zauważysz gdzie leży różnica między „będąc kochanym”…. a „nie
będąc kochanym”.- wypowiadając te słowa po prostu… wyszłam. Wyszłam z jego
apartamentu i jak najprędzej skierowałam się do siebie. Nie odpowiedział nic.
Więc jak mam to rozumieć ? Odpuścił ? Zdenerwował się ? A może tak po prostu
będzie lepiej ? Będzie lepiej kiedy się rozstaniemy…
[…]
Zamknęłam się u siebie w pokoju. Nie miałam nawet siły
zawołać Chiyo… ale tak.. jakby przewidziała, że akurat o tej porze tutaj będę.
Kiedy wyłoniła się zza drzwi nie mogłam ukryć zdziwienia, ale tez ogromnej
radości. Łzy nadal spływały mi po policzku. Zerwałam się z miejsca i jak
najprędzej przytuliłam się do siostry. Ta w porównaniu do Heaven’a bardzo
szybko to odwzajemniła…
-Dlaczego.. to jest takie skomplikowane…?
( Chiyo ? Siostrzyczko ?)
Od Heaven'a - C.D Vanilli
Już sam nie wiedziałem czy to Vanilla ma rację, czy może to ja nie chcę tego dostrzec. Fakt, byłem naprawde nerwowym facetem, ale nigdy nie pomyślałbym, że ona myśli, iż mam ją i jej uczucia głęboko gdzieś.
- Ty także mnie ranisz, twierdząc, że w ogóle mnie nie obchodzisz. – kucnąłem naprzeciwko niej, patrząc w zapłakane, zamglone od łez oczy dziewczyny – Wiem, że czasami złoszczę się bez powodu, ale już ci mówiłem: to przez Arcanę. Przykro mi, ale tak jak i ty nie możesz zrobić niczego ze swoim charakterem tak i ja nie mogę począć nic, aby to zmienić. – oznajmiłem tym razem już spokojniej niż normalnie.
Vanilla popatrzyła na mnie jakby z częściowym zrozumieniem, ale wciąż dostrzegałem w tym zapłakanym spojrzeniu ogromny żal. Skoro żadne z nas nie było w stanie się zmienić (bądź w jakiś sposób nie mogło tego zrobić) to może nie powinniśmy być razem. Chociaż z drugiej strony właśnie absurdalność całej tej sytuacji, a także naszych ciągłych kłótni praktycznie o to samo, jeszcze bardziej trzymały mnie w przekonaniu, że trzeba ją rozwiązać najszybciej jak to możliwe.
- Kocham cię, Vanilla i nie chce, żebyś przeze mnie cierpiała. – zacząłem, sam nie wiedząc co powiedzieć.
Za każdym razem, kiedy ona płakała, sprawiałem wrażenie niczym niewzruszonego sukinsyna. Nie wiedziałem jak to jest martwić się bądź troszczyć o inną osobę, całe życie przesiedziałem za kopułą tego ośrodka wraz z neutralnymi na wszystko naukowcami. Na moje wcześniejsze słowa Atshushi jedynie pokręciła głową, a później powoli unosząc się w ziemi uśmiechnęła się niewyobrażalnie smutno.
- Wiem, że gdybyś się postarał, dałbyś radę swoim napadom szału. Ale najwyraźniej nie zależy ci na tym, żeby przestać mnie ranić swoim zachowaniem...
- Nie zrozumiałaś mnie. Powiedziałem, że denerwuje mnie twoje ciągłe prowokowanie mnie. Ja nie potrafię odróżnić kiedy żartujesz, a kiedy mówisz poważnie, ponieważ obie te rzeczy brzmią z twoich ust bardzo podobie. Znaczy... barwa twojego głosu się nie zmienia.
Przytaknęła. Normalnie wdałaby się teraz w niezwykle żywą dyskusję odnośnie swoich racji. Nie poznawałem jej, to nie była ta sama dziewczyna co zaledwie parę minut temu. Przez chwilę nawet nie wiedziałem co powiedzieć, gdy głos Vanilli umilkł na zawsze, a jego miejsce zajął cichy szloch.
- Wiem, że jestem głupi i naprawde wielu rzeczy nie potrafię w tobie zrozumieć. – zacząłem, ostrożnie i starannie dobierając słowa – Ale czasami wydaje mi się, że to właśnie ty nie starasz się zrozumieć mnie. Mnie także jest ciężko z tym wszystkim, nie chcę się złościć, ale coś głęboko we mnie nie pozwala mi być spokojnym.
Znów przytaknęła. To zaczynało się powoli robić frustrujące. Sigma nie miała więcej siły na odpowiedzi, dalszy płacz czy cokolwiek innego. Po prostu stała i patrzyła mi w oczy: nieprzerwanie i nad wyraz intensywnie. Zastanawiałem się jak bardzo mnie w tej chwili nienawidzi...
- Cokolwiek zrobiłem: przepraszam. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, po prostu... – w tym momencie przerwałem, po raz kolejny poszukując odpowiednich słów – Chociaż wiem, że moje przeprosiny nie są wiele warte to jednak nie są też fałszywe. Zrobiłbym dla ciebie wszystko i nie chcę, aby kłótnie o coś co być może jest możliwe do naprawienia nas rozdzieliły.
Po tych słowach podszedłem do Vanilli i mocno ją przytuliłem, nie wydając przy tym ani jednego dźwięku. Tak bardzo chciałem, żeby między nami w końcu zaczęło się w miarę układać, a tymczasem nie potrafiłem zrobić niczego w tym kierunku. Nie wiedziałem nawet jak się za to zabrać. Blondynka wyciągnęła rączki ku górze, jakby nie będąc pewnym się czy powinna mnie objąć.
- Vanilla? – zapytałem cicho, a kiedy usłyszałem ciche, pytające westchnienie, kontynuowałem – Chciałbym się zmienić dla ciebie i jestem gotowy to zrobić. Zastanawiałem się kiedyś czy gdyby usunąć Arcanę albo chociaż jej niektóre umiejętności...
- To niemożliwe, Heaven. – czyżby to na tyle poważna sprawa, że postanowiła mi odpowiedzieć? – Właśnie po to powstało Rimear: aby przetrzymywać tutaj Naturalne Arcany, których nie da się usunąć z organizmu właściciela. Mimo wszystko udało im się wynaleźć sposób na wszczepienie sztucznej w zwykłego człowieka. Niestety, nie działa to w odwrotną stronę.
Westchnąłem zrezygnowany. Pomyślałem, że może usunięcie „problemu” byłoby rozwiązaniem, ale wychodzi na to, że nigdy się go nie pozbęde... Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż to ze mną jest coś nie tak, a nie z Vanillą. Jeżeli ktoś mógł mi tutaj pomóc to chyba tylko ona: Sigma.
- Potrzebuje cię, Vanilla. Nie chcę znowu zostać sam: nie, kiedy wiem, że jestem (w jakiś sposób) niebezpieczny dla siebie samego jak i najbliższego otoczenia. Chciałbym, żebyś pomogła mi to zmienić.
< Vancia?>
- Ty także mnie ranisz, twierdząc, że w ogóle mnie nie obchodzisz. – kucnąłem naprzeciwko niej, patrząc w zapłakane, zamglone od łez oczy dziewczyny – Wiem, że czasami złoszczę się bez powodu, ale już ci mówiłem: to przez Arcanę. Przykro mi, ale tak jak i ty nie możesz zrobić niczego ze swoim charakterem tak i ja nie mogę począć nic, aby to zmienić. – oznajmiłem tym razem już spokojniej niż normalnie.
Vanilla popatrzyła na mnie jakby z częściowym zrozumieniem, ale wciąż dostrzegałem w tym zapłakanym spojrzeniu ogromny żal. Skoro żadne z nas nie było w stanie się zmienić (bądź w jakiś sposób nie mogło tego zrobić) to może nie powinniśmy być razem. Chociaż z drugiej strony właśnie absurdalność całej tej sytuacji, a także naszych ciągłych kłótni praktycznie o to samo, jeszcze bardziej trzymały mnie w przekonaniu, że trzeba ją rozwiązać najszybciej jak to możliwe.
- Kocham cię, Vanilla i nie chce, żebyś przeze mnie cierpiała. – zacząłem, sam nie wiedząc co powiedzieć.
Za każdym razem, kiedy ona płakała, sprawiałem wrażenie niczym niewzruszonego sukinsyna. Nie wiedziałem jak to jest martwić się bądź troszczyć o inną osobę, całe życie przesiedziałem za kopułą tego ośrodka wraz z neutralnymi na wszystko naukowcami. Na moje wcześniejsze słowa Atshushi jedynie pokręciła głową, a później powoli unosząc się w ziemi uśmiechnęła się niewyobrażalnie smutno.
- Wiem, że gdybyś się postarał, dałbyś radę swoim napadom szału. Ale najwyraźniej nie zależy ci na tym, żeby przestać mnie ranić swoim zachowaniem...
- Nie zrozumiałaś mnie. Powiedziałem, że denerwuje mnie twoje ciągłe prowokowanie mnie. Ja nie potrafię odróżnić kiedy żartujesz, a kiedy mówisz poważnie, ponieważ obie te rzeczy brzmią z twoich ust bardzo podobie. Znaczy... barwa twojego głosu się nie zmienia.
Przytaknęła. Normalnie wdałaby się teraz w niezwykle żywą dyskusję odnośnie swoich racji. Nie poznawałem jej, to nie była ta sama dziewczyna co zaledwie parę minut temu. Przez chwilę nawet nie wiedziałem co powiedzieć, gdy głos Vanilli umilkł na zawsze, a jego miejsce zajął cichy szloch.
- Wiem, że jestem głupi i naprawde wielu rzeczy nie potrafię w tobie zrozumieć. – zacząłem, ostrożnie i starannie dobierając słowa – Ale czasami wydaje mi się, że to właśnie ty nie starasz się zrozumieć mnie. Mnie także jest ciężko z tym wszystkim, nie chcę się złościć, ale coś głęboko we mnie nie pozwala mi być spokojnym.
Znów przytaknęła. To zaczynało się powoli robić frustrujące. Sigma nie miała więcej siły na odpowiedzi, dalszy płacz czy cokolwiek innego. Po prostu stała i patrzyła mi w oczy: nieprzerwanie i nad wyraz intensywnie. Zastanawiałem się jak bardzo mnie w tej chwili nienawidzi...
- Cokolwiek zrobiłem: przepraszam. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, po prostu... – w tym momencie przerwałem, po raz kolejny poszukując odpowiednich słów – Chociaż wiem, że moje przeprosiny nie są wiele warte to jednak nie są też fałszywe. Zrobiłbym dla ciebie wszystko i nie chcę, aby kłótnie o coś co być może jest możliwe do naprawienia nas rozdzieliły.
Po tych słowach podszedłem do Vanilli i mocno ją przytuliłem, nie wydając przy tym ani jednego dźwięku. Tak bardzo chciałem, żeby między nami w końcu zaczęło się w miarę układać, a tymczasem nie potrafiłem zrobić niczego w tym kierunku. Nie wiedziałem nawet jak się za to zabrać. Blondynka wyciągnęła rączki ku górze, jakby nie będąc pewnym się czy powinna mnie objąć.
- Vanilla? – zapytałem cicho, a kiedy usłyszałem ciche, pytające westchnienie, kontynuowałem – Chciałbym się zmienić dla ciebie i jestem gotowy to zrobić. Zastanawiałem się kiedyś czy gdyby usunąć Arcanę albo chociaż jej niektóre umiejętności...
- To niemożliwe, Heaven. – czyżby to na tyle poważna sprawa, że postanowiła mi odpowiedzieć? – Właśnie po to powstało Rimear: aby przetrzymywać tutaj Naturalne Arcany, których nie da się usunąć z organizmu właściciela. Mimo wszystko udało im się wynaleźć sposób na wszczepienie sztucznej w zwykłego człowieka. Niestety, nie działa to w odwrotną stronę.
Westchnąłem zrezygnowany. Pomyślałem, że może usunięcie „problemu” byłoby rozwiązaniem, ale wychodzi na to, że nigdy się go nie pozbęde... Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż to ze mną jest coś nie tak, a nie z Vanillą. Jeżeli ktoś mógł mi tutaj pomóc to chyba tylko ona: Sigma.
- Potrzebuje cię, Vanilla. Nie chcę znowu zostać sam: nie, kiedy wiem, że jestem (w jakiś sposób) niebezpieczny dla siebie samego jak i najbliższego otoczenia. Chciałbym, żebyś pomogła mi to zmienić.
< Vancia?>
Rimear News !
Już otwarte ! Kociaczki ^^
Od Junsu - Do Artis
Była dwunasta. Dopiero się obudziłem, nie przepadałem za wstawaniem o takich godzinach, jednak w nocy nie mogłem zasnąć, więc już wtedy wiedziałem, że tak to się skończy. Przeciągnąłem się leniwie wstając, poszedłem do łazienki przygotować się do rozpoczęcia dnia. Założyłem zwykłe, niebieskie jeansy, luźną, białą koszulkę i czerwone tenisówki. Wyglądając przez okno widziałem ładną pogodę, choć to i tak bez różnicy czy pada czy też nie - kapsuła nie dopuszczała do nas deszczu, śniegu, jak i gradu. Zycie tu bywało strasznie monotonne.
Rozejrzałem się po swoim pokoju przyglądając się każdemu instrumentowi po kolei, była ładna pogoda, więc w sumie mogłem wyjść na dwór i tam pograć na gitarze. Zmiana otoczenie dobrze by mi zrobiła. Tak myśląc zdecydowałem się wziąć instrument i poszukać jakiegoś odpowiedniego miejsca, gdzie nie było za wiele ludzi. Schowałem gitarę ostrożnie do futerału pilnując by zamki były na górze, co było moim przyzwyczajeniem z dzieciństwa i wyszedłem.
Nie znałem jeszcze okolicy tak dobrze jakbym chciał, więc zanim znalazłem jakiś park minęło około pół godziny. Było więcej ludzi niż sądziłem, że tu znajdę, jednak podejrzewam, że następnego takiego miejsca tak szybko bym nie znalazł. Usiadłem sobie w cieniu, pod drzewem, z dala od innych. Wyciągnąłem gitarę, sprawdziłem czy jest odpowiednie nastrojona i zagrałem pierwsze nuty “Summer Paradise” nucąc sobie pod nosem. Po chwili usłyszałem jak ktoś robi to samo, wychyliłem się zza drzewa. Po jego drugiej stronie siedziała dziewczyna, była strasznie blada, a kruczoczarne włosy tylko potęgowały jasność karnacji. Miała zamknięte oczy całkowicie skupiając się na melodii wygrywanej przeze mnie.
- Lubisz słuchać muzyki? - Spytałem próbując jakoś zacząć rozmowę.
Dziewczyna po chwili otworzyła oczy i spojrzała na mnie szybko przesuwając po mnie wzrok.
- Od czasu do czasu. - Uśmiechnąłem się do niej, a dziewczyna odpowiedziała tym samym.
- Jestem Junsu a ty?
- Artis. Bardzo dobrze grasz. - Stwierdziła, a ja się mimowolnie uśmiechnąłem.
- Odkąd byłem mały na niej gam, chociaż teraz to już nie wiem czy to zasługa treningów czy raczej tego wszystkiego co tu się dzieje… Długo już tu jesteś?
- Trochę już minęło. - Westchnęła. - A ty?
- Około miesiąc, może trochę więcej. Masz kogoś tam? - Wskazałem na kopułę, do której często podchodziłem starając się dojrzeć kogoś z bliskich mi osób.
[Artis?]
Rozejrzałem się po swoim pokoju przyglądając się każdemu instrumentowi po kolei, była ładna pogoda, więc w sumie mogłem wyjść na dwór i tam pograć na gitarze. Zmiana otoczenie dobrze by mi zrobiła. Tak myśląc zdecydowałem się wziąć instrument i poszukać jakiegoś odpowiedniego miejsca, gdzie nie było za wiele ludzi. Schowałem gitarę ostrożnie do futerału pilnując by zamki były na górze, co było moim przyzwyczajeniem z dzieciństwa i wyszedłem.
Nie znałem jeszcze okolicy tak dobrze jakbym chciał, więc zanim znalazłem jakiś park minęło około pół godziny. Było więcej ludzi niż sądziłem, że tu znajdę, jednak podejrzewam, że następnego takiego miejsca tak szybko bym nie znalazł. Usiadłem sobie w cieniu, pod drzewem, z dala od innych. Wyciągnąłem gitarę, sprawdziłem czy jest odpowiednie nastrojona i zagrałem pierwsze nuty “Summer Paradise” nucąc sobie pod nosem. Po chwili usłyszałem jak ktoś robi to samo, wychyliłem się zza drzewa. Po jego drugiej stronie siedziała dziewczyna, była strasznie blada, a kruczoczarne włosy tylko potęgowały jasność karnacji. Miała zamknięte oczy całkowicie skupiając się na melodii wygrywanej przeze mnie.
- Lubisz słuchać muzyki? - Spytałem próbując jakoś zacząć rozmowę.
Dziewczyna po chwili otworzyła oczy i spojrzała na mnie szybko przesuwając po mnie wzrok.
- Od czasu do czasu. - Uśmiechnąłem się do niej, a dziewczyna odpowiedziała tym samym.
- Jestem Junsu a ty?
- Artis. Bardzo dobrze grasz. - Stwierdziła, a ja się mimowolnie uśmiechnąłem.
- Odkąd byłem mały na niej gam, chociaż teraz to już nie wiem czy to zasługa treningów czy raczej tego wszystkiego co tu się dzieje… Długo już tu jesteś?
- Trochę już minęło. - Westchnęła. - A ty?
- Około miesiąc, może trochę więcej. Masz kogoś tam? - Wskazałem na kopułę, do której często podchodziłem starając się dojrzeć kogoś z bliskich mi osób.
[Artis?]
sobota, 27 czerwca 2015
Od Egoistle - Do Stein'a
Godzina 22:43. Wszyscy pozamykani w swoich pokojach, jedni śpią, inni zajmują się swoimi prywatnymi sprawami. Tylko jedna osoba jak gdyby nigdy nic przechadzała się spokojnie po korytarzach budynku. I mówiąc „jedna osoba” mam na myśli oczywiście Egoi. Te dziecko nie potrafi usiedzieć na miejscu dłużej niż pięć minut. Kiedy poczuł potrzebę kontaktu z kimkolwiek, uznał, że wyjdzie ze swojego pokoju i spróbuje do kogoś pójść, jednak żadna osoba przy zdrowych zmysłach nie wpuści kogoś takiego jak on. Zbyt duże ryzyko obudzenia wszystkich ludzi w odległości stu metrów.
Po obejściu trzech pięter, zrezygnowany Egoi ruszył w stronę swojego pokoju. W całym budynku panowała grobowa cisza, światło na korytarzach zgaszone i jedynie pojedyncze strumienie niebieskiego, księżycowego światła wpadały przez okna. Tej nocy nie było na niebie żadnych chmur i można było w oświetlonych obszarach zobaczyć latające pyłki kurzu. Chłopak zaciekawiony widokiem z zewnątrz zwrócił swoją głowę w stronę źródła owego światła i zauważył dym ulatniający się z niższego piętra. „~Ktoś chyba jeszcze nie śpi...~” pomyślał Egoi i uśmiechnął się sam do siebie. Podszedł do okna i spojrzał w dół. Yup. Ktoś tam jest. Można było zauważyć rękę z papierosem wystające z okna. Patrząc na wielkość dłoni można było śmiało wywnioskować, że był to jakiś mężczyzna. Młodziak bez namysłu otworzył okno szerzej, złapał się parapetu i stanął na rękach. Następnie wykonał parę niepotrzebnych akrobacji po czym spuścił się nieco w dół i zatrzymał dłońmi przy „daszku” okna poniżej. Wziął zamach i wskoczył do środka, trafiając przy tym z buta w twarz osoby, którą wcześniej widział. Usłyszał tylko głośny trzask, po czym zamknął oczy i nie patrząc gdzie ląduje, zahaczył drugą nogą o parapet okna i z równie głośnym hukiem uderzył twarzą w ziemię. Nie było to najlepsze wejście...
Chwilę później znowu odzyskał kontrolę nad swoim ciałem i pocierając swój nos usiadł po turecku. Otworzył oczy tylko po to, żeby zobaczyć wysokiego mężczyznę w białym fartuchu trzymającego komputer. Chłopak z cichym piskiem szybko wstał po czym zrobił unik widząc maszynę lecącą prosto na niego. Oboje wyjrzeli przez okno i obserwowali jak komputer dalej leci w dół, który po zetknięciu z ziemią rozpadł się na małe kawałki. Mężczyzna obok wydał z siebie głośne warknięcie i przyłożył obie dłonie do swojej twarzy powstrzymując się przed krzykiem. Egoi jeszcze chwilę zszokowany tym co się właśnie stało próbował wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo, po czym w końcu się odezwał:
- Wy-wybacz! Nie chciałem cię kopnąć, a teraz jeszcze to...! - próbował jakoś wybrnąć ze sprawy z nadal drżącym głosem.
Nieznajomy jednak nadal się nie odzywał. Opuścił ręce i wziął głęboki oddech. Po chwili sięgnął prawą ręką do kieszeni w swoim fartuchu i odwracając głowę w stronę nieproszonego gościa wyjął skalpel. Nim chłopak się zorientował, drugi był tuż przy jego twarzy trzymając ostre narzędzie przy jego szyi. Znowu nie potrafił nic powiedzieć, więc zamiast tego zrobił ogromne oczka (pełne serduszek, lel) i próbował udawać, że zaraz się rozpłacze – zawsze działa na każdego.
Przez jeszcze dłuższą chwilę panowała cisza i oboje stali w bezruchu, kiedy białowłosy puścił koszulkę Egoi i wyszedł z pomieszczenia. Można było usłyszeć jak coś mamrocze do siebie pod nosem – i to dość agresywnie... Chłopak złapał głęboki wdech po czym próbował wyrównać swój oddech. Po chwili mężczyzna wrócił do pokoju tym razem bez żadnej broni o wiele spokojniejszy niż wcześniej.
- Mogę spytać czego ode mnie chcesz...? - spytał nieco poddenerwowanym głosem – Przez ciebie mój komputer pełen ważnych informacji skończył za oknem w małych kawałeczkach.
- T-trzeba było go nie rzucać w moją stronę... - Egoi nadymił usta niczym małe dziecko – W każdym bądź razie, bardzo mi przykro z tego powodu... Nie chciałem cię kopnąć w twarz, a tym bardziej zmusić cię do zniszczenia swojego komputera... - próbował przeprosić masując się po karku.
- To nie odpowiada na moje pytanie – odpowiedział zimno krzyżując ręce.
- Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - nieco zakłopotany zarumienił się i zaczął kręcić młynka palcami.
Tutaj pojawiła się niewielka przerwa. Młodszy nadal bał się spojrzeć na rozmówcę. Chwilę potem znowu usłyszał jak wzdycha i spojrzał w końcu w górę. Mężczyzna poprawił swoje okrągłe okulary po czym przysunął do siebie krzesło na kółkach i usiadł opierając się rękoma o oparcie.
- No to o czym chciałeś porozmawiać? - nie wyglądał na zadowolonego faktem, że został zmuszony zająć się jakimś pierwszym lepszym bachorem, jednak Egoi tylko z zachwytu stanął na palcach z wielkim uśmiechem na twarzy i szybko podszedł do nieznajomego po czym usiadł na ziemi.
- Tylko zwyczajna, zapoznawcza rozmowa!
(Stein?)
Po obejściu trzech pięter, zrezygnowany Egoi ruszył w stronę swojego pokoju. W całym budynku panowała grobowa cisza, światło na korytarzach zgaszone i jedynie pojedyncze strumienie niebieskiego, księżycowego światła wpadały przez okna. Tej nocy nie było na niebie żadnych chmur i można było w oświetlonych obszarach zobaczyć latające pyłki kurzu. Chłopak zaciekawiony widokiem z zewnątrz zwrócił swoją głowę w stronę źródła owego światła i zauważył dym ulatniający się z niższego piętra. „~Ktoś chyba jeszcze nie śpi...~” pomyślał Egoi i uśmiechnął się sam do siebie. Podszedł do okna i spojrzał w dół. Yup. Ktoś tam jest. Można było zauważyć rękę z papierosem wystające z okna. Patrząc na wielkość dłoni można było śmiało wywnioskować, że był to jakiś mężczyzna. Młodziak bez namysłu otworzył okno szerzej, złapał się parapetu i stanął na rękach. Następnie wykonał parę niepotrzebnych akrobacji po czym spuścił się nieco w dół i zatrzymał dłońmi przy „daszku” okna poniżej. Wziął zamach i wskoczył do środka, trafiając przy tym z buta w twarz osoby, którą wcześniej widział. Usłyszał tylko głośny trzask, po czym zamknął oczy i nie patrząc gdzie ląduje, zahaczył drugą nogą o parapet okna i z równie głośnym hukiem uderzył twarzą w ziemię. Nie było to najlepsze wejście...
Chwilę później znowu odzyskał kontrolę nad swoim ciałem i pocierając swój nos usiadł po turecku. Otworzył oczy tylko po to, żeby zobaczyć wysokiego mężczyznę w białym fartuchu trzymającego komputer. Chłopak z cichym piskiem szybko wstał po czym zrobił unik widząc maszynę lecącą prosto na niego. Oboje wyjrzeli przez okno i obserwowali jak komputer dalej leci w dół, który po zetknięciu z ziemią rozpadł się na małe kawałki. Mężczyzna obok wydał z siebie głośne warknięcie i przyłożył obie dłonie do swojej twarzy powstrzymując się przed krzykiem. Egoi jeszcze chwilę zszokowany tym co się właśnie stało próbował wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo, po czym w końcu się odezwał:
- Wy-wybacz! Nie chciałem cię kopnąć, a teraz jeszcze to...! - próbował jakoś wybrnąć ze sprawy z nadal drżącym głosem.
Nieznajomy jednak nadal się nie odzywał. Opuścił ręce i wziął głęboki oddech. Po chwili sięgnął prawą ręką do kieszeni w swoim fartuchu i odwracając głowę w stronę nieproszonego gościa wyjął skalpel. Nim chłopak się zorientował, drugi był tuż przy jego twarzy trzymając ostre narzędzie przy jego szyi. Znowu nie potrafił nic powiedzieć, więc zamiast tego zrobił ogromne oczka (pełne serduszek, lel) i próbował udawać, że zaraz się rozpłacze – zawsze działa na każdego.
Przez jeszcze dłuższą chwilę panowała cisza i oboje stali w bezruchu, kiedy białowłosy puścił koszulkę Egoi i wyszedł z pomieszczenia. Można było usłyszeć jak coś mamrocze do siebie pod nosem – i to dość agresywnie... Chłopak złapał głęboki wdech po czym próbował wyrównać swój oddech. Po chwili mężczyzna wrócił do pokoju tym razem bez żadnej broni o wiele spokojniejszy niż wcześniej.
- Mogę spytać czego ode mnie chcesz...? - spytał nieco poddenerwowanym głosem – Przez ciebie mój komputer pełen ważnych informacji skończył za oknem w małych kawałeczkach.
- T-trzeba było go nie rzucać w moją stronę... - Egoi nadymił usta niczym małe dziecko – W każdym bądź razie, bardzo mi przykro z tego powodu... Nie chciałem cię kopnąć w twarz, a tym bardziej zmusić cię do zniszczenia swojego komputera... - próbował przeprosić masując się po karku.
- To nie odpowiada na moje pytanie – odpowiedział zimno krzyżując ręce.
- Ach... Zobaczyłem dym z twojego papierosa, więc pomyślałem, że możemy pogadać czy coś... - nieco zakłopotany zarumienił się i zaczął kręcić młynka palcami.
Tutaj pojawiła się niewielka przerwa. Młodszy nadal bał się spojrzeć na rozmówcę. Chwilę potem znowu usłyszał jak wzdycha i spojrzał w końcu w górę. Mężczyzna poprawił swoje okrągłe okulary po czym przysunął do siebie krzesło na kółkach i usiadł opierając się rękoma o oparcie.
- No to o czym chciałeś porozmawiać? - nie wyglądał na zadowolonego faktem, że został zmuszony zająć się jakimś pierwszym lepszym bachorem, jednak Egoi tylko z zachwytu stanął na palcach z wielkim uśmiechem na twarzy i szybko podszedł do nieznajomego po czym usiadł na ziemi.
- Tylko zwyczajna, zapoznawcza rozmowa!
(Stein?)
Od Ukyo - C.D Artis
Odwróciła się szybko plecami do mnie. Nie za bardzo wiedziałem o co
chodzi, ale ucieszył mnie fakt, że się zgodziła. Podniosłem się nieco by
móc zobaczyć jej twarz, tak aby nie musiała się do mnie odwracać.
Oddałem w końcu jej kocyk.
- Urocze!
Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej. Spojrzała na chwileczkę, dosłownie na chwileczkę, ponieważ niebawem schowała głowę pod kocykiem. Usiadłem po turecku na podłodze i oparłem się o mebel. Podparłem głowę o rękę i zacząłem się zastanawiać dlaczego ona tak reaguje. Wstydzi się mnie? Nie, nie. To odpada, w końcu zgodziła się iść ze mną na bal. Zrobiłem coś złego? Nie, to też nie to. Wyrzuciłaby mnie wtedy z mieszkania. No nic, pozostaje się jej zapytać, oczywiście nie teraz. Wstałem z podłogi i ruszyłem w stronę kuchni. Mogę się czuć jak u siebie w domu, nie usłyszałem żadnego sprzeciwu. Przydałoby się zrobić jakieś śniadanie. Zaglądnąłem do szafek, znalazłem chleb i dżem. Z szuflady wyciągnąłem nóż. Kanapki z dżemem... Mogą być na zwykłe śniadanie. Mam nadzieję, że będą smakować Artis. Nie robię ich w końcu tylko dla siebie. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, po czym westchnąłem. Nigdy nie miałem okazji by kogoś zaprosić na bal, a tu proszę. Teraz jak zabiorę Is na ten bal, to będę musiał dbać żeby się nie nudziła, no nie? Lepiej żeby nie było z tym takiego problemu jak się wydaje. Gotowe kanapki ułożyłem na talerzu i zaniosłem na stolik w salonie. Wziąłem jedną kromkę i po prostu czekałem, aż dziewczyna się obudzi. Po chwili odwróciła się w moją stronę. Podniosła się na rękach i zmieniła pozycję do siadu.
- Nie spałaś? - zapytałem. Artis przytaknęła głową. - Ech... Tak czy siak, zrobiłem nam śniadanie!
Chwyciła za jedną kanapkę i powoli zaczęła ją jeść. Oczywiście nie odbyło się bez podziękowania. Zrobiło mi się bardzo miło. Wyglądało na to, że jej nawet smakowały. Jednak wciąż to zwykły chleb z dżemem, cóż nie dane mi było zostać jakimś wyśmienitym kucharzem, który by robił różne cuda na śniadanko. Zmieniłem miejsce, usiadłem obok niej. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się od niej. Po chwili jednak mój wyraz twarzy stał się obojętny. Wziąłem kolejną kanapkę z talerza.
- Będę musiał się zaraz zbierać. Przydałoby się nieco ogarnąć - przerwałem by wziąć kęs kromki, - prawda? Może spotkamy się gdzieś później na jakimś ciastku, co? Mógłbym po ciebie przyjść.
- Tak, nie widzę przeszkód. - Próbowała ukryć swoje rumieńce, przede mną, w dłoniach.
Wolną rączką chwyciłem ją. Niezbyt mi się podobało, że tak reaguje. Powoli to zaczyna mnie denerwować.
- Czego to robisz? Przecież mówiłem, że to urocze. Is, mógłbym wiedzieć czego to robisz? Nie będę ukrywać, że to trochę kłopotliwe...
Trzymałem ją za łapkę i patrzyłem w jej oczka, czekając na odpowiedź. Nie do końca wiem na jaką odpowiedź liczę, jednak chciałbym się tego dowiedzieć.
Artis?
- Urocze!
Uśmiechnąłem się do niej jeszcze szerzej. Spojrzała na chwileczkę, dosłownie na chwileczkę, ponieważ niebawem schowała głowę pod kocykiem. Usiadłem po turecku na podłodze i oparłem się o mebel. Podparłem głowę o rękę i zacząłem się zastanawiać dlaczego ona tak reaguje. Wstydzi się mnie? Nie, nie. To odpada, w końcu zgodziła się iść ze mną na bal. Zrobiłem coś złego? Nie, to też nie to. Wyrzuciłaby mnie wtedy z mieszkania. No nic, pozostaje się jej zapytać, oczywiście nie teraz. Wstałem z podłogi i ruszyłem w stronę kuchni. Mogę się czuć jak u siebie w domu, nie usłyszałem żadnego sprzeciwu. Przydałoby się zrobić jakieś śniadanie. Zaglądnąłem do szafek, znalazłem chleb i dżem. Z szuflady wyciągnąłem nóż. Kanapki z dżemem... Mogą być na zwykłe śniadanie. Mam nadzieję, że będą smakować Artis. Nie robię ich w końcu tylko dla siebie. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, po czym westchnąłem. Nigdy nie miałem okazji by kogoś zaprosić na bal, a tu proszę. Teraz jak zabiorę Is na ten bal, to będę musiał dbać żeby się nie nudziła, no nie? Lepiej żeby nie było z tym takiego problemu jak się wydaje. Gotowe kanapki ułożyłem na talerzu i zaniosłem na stolik w salonie. Wziąłem jedną kromkę i po prostu czekałem, aż dziewczyna się obudzi. Po chwili odwróciła się w moją stronę. Podniosła się na rękach i zmieniła pozycję do siadu.
- Nie spałaś? - zapytałem. Artis przytaknęła głową. - Ech... Tak czy siak, zrobiłem nam śniadanie!
Chwyciła za jedną kanapkę i powoli zaczęła ją jeść. Oczywiście nie odbyło się bez podziękowania. Zrobiło mi się bardzo miło. Wyglądało na to, że jej nawet smakowały. Jednak wciąż to zwykły chleb z dżemem, cóż nie dane mi było zostać jakimś wyśmienitym kucharzem, który by robił różne cuda na śniadanko. Zmieniłem miejsce, usiadłem obok niej. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się od niej. Po chwili jednak mój wyraz twarzy stał się obojętny. Wziąłem kolejną kanapkę z talerza.
- Będę musiał się zaraz zbierać. Przydałoby się nieco ogarnąć - przerwałem by wziąć kęs kromki, - prawda? Może spotkamy się gdzieś później na jakimś ciastku, co? Mógłbym po ciebie przyjść.
- Tak, nie widzę przeszkód. - Próbowała ukryć swoje rumieńce, przede mną, w dłoniach.
Wolną rączką chwyciłem ją. Niezbyt mi się podobało, że tak reaguje. Powoli to zaczyna mnie denerwować.
- Czego to robisz? Przecież mówiłem, że to urocze. Is, mógłbym wiedzieć czego to robisz? Nie będę ukrywać, że to trochę kłopotliwe...
Trzymałem ją za łapkę i patrzyłem w jej oczka, czekając na odpowiedź. Nie do końca wiem na jaką odpowiedź liczę, jednak chciałbym się tego dowiedzieć.
Artis?
piątek, 26 czerwca 2015
Od Grimmjow'a - C.D Akiry
To było takie zabawne patrzeć na to, jak Akira się męczy... Co jak co, ale nią też musiałem się zająć. W czasie, gdy kot pił sobie mleko (Czyli to, co lubię najbardziej), posłałem Akirze zadziorny uśmiech, spoglądając na jej zdenerwowaną minę. Podniosłem ją do góry i podtrzymałem za pupę, by nie spadła. Ona zaś oplotła nogi wokół moich bioder.
- Czyżbyś była zazdrosna o małego kotka? - podniosłem brew i wyszeptałem jej do ucha, po chwili delikatnie darząc pocałunkami jej szyję. Udało mi się usłyszeć ciche mruczenie, bynajmniej to nie ta czarna, mała kulka futra. Zaciągając się wonią delikatnych perfum Akiry, kierowałem się do mojego łóżka. Dzisiaj to tam sobie pośpimy.
- Sen z tobą daje mi o wiele więcej wypoczynku - powiedziałem.
- Ach, tak?
- To zaszczyt budzić się obok tak pięknej kobiety - puściłem jej łóżko i o mało się nie przewróciłem, gdy pod moimi nogami zaczął się plątać kotek... Zachwiałem się przez chwilę, mimo to utrzymałem równowagę, cicho przełykając ślinę. I znów mą głowę zaprzątała myśl o balu, przecież to już jutro... Miejmy nadzieję, że Akira wybierze sobie coś ładnego (Huh, to na pewno), jeśli w ogóle zdecydowała się pójść tam właśnie ze mną. Ale czemu nie? Na samą myśl uśmiechałem się sam do siebie. Niestety, kobieta to zauważyła.
- Co się tak uśmiechasz? - spojrzała na mnie słodko.
- Ty tu jesteś - postawiłem ją na moim łóżku i wyjąłem dodatkową poduszkę z szafy. - Ubierz coś seksownego na jutro...
- A co jutro? - podniosła brew, a na jej twarzy malowało się głębokie zamyślenie.
- Bal, czyżby moja księżniczka zapomniała? - zdjąłem koszulkę, rzucając ją w nieznanym mi kierunku. - Nie będziesz już iść po piżamę, więc wręczę ci moją koszulkę - dodałem, chichocząc.
- Jest za duża, nie sądzisz? - posłała mi uwodzicielskie spojrzenie, rozkładając koszulkę i patrząc na nią z góry. Może i była trochę za duża, ale według mnie będzie jej bardzo... Wygodnie.
- Jest w sam raz... - wskoczyłem do łóżka w samych bokserkach, a Akira się odwróciła i delikatnie zsunęła z siebie koszulkę, po czym odpięła biustonosz. Rzuciła go w kąt i wskoczyła w mój ciuch. Ta koszulka była dla niej bardziej jak... Sukienka. Nawet zakrywała uda.
- Wyglądasz świetnie - spojrzałem na nią namiętnym spojrzeniem.
- Nie rozbieraj mnie wzrokiem... - udała oburzenie i zsunęła spodnie. No mówię, normalnie jakby miała koszulę nocną.
Poklepałem miejsce obok siebie. Nagle usłyszałem drapanie materaca. Nim się spostrzegłem, na miejscu Akiry pojawił się obok mnie... Kotek. Już widziałem tę minę fioletowo włosej. Wybuchłem śmiechem, a dziewczyna podparła się pod piersiami, zaczynając tupać nogą leciutko.
- To co, dzisiaj śpi ze mną ten słodziak? - wziąłem go na ręce. Tym razem nie ujawniłem rumieńców... Znów spojrzałem na Akirę. - Właź tu, bo zimno bez ciebie... - dodałem łagodnym tonem.
< Akira? >
- Czyżbyś była zazdrosna o małego kotka? - podniosłem brew i wyszeptałem jej do ucha, po chwili delikatnie darząc pocałunkami jej szyję. Udało mi się usłyszeć ciche mruczenie, bynajmniej to nie ta czarna, mała kulka futra. Zaciągając się wonią delikatnych perfum Akiry, kierowałem się do mojego łóżka. Dzisiaj to tam sobie pośpimy.
- Sen z tobą daje mi o wiele więcej wypoczynku - powiedziałem.
- Ach, tak?
- To zaszczyt budzić się obok tak pięknej kobiety - puściłem jej łóżko i o mało się nie przewróciłem, gdy pod moimi nogami zaczął się plątać kotek... Zachwiałem się przez chwilę, mimo to utrzymałem równowagę, cicho przełykając ślinę. I znów mą głowę zaprzątała myśl o balu, przecież to już jutro... Miejmy nadzieję, że Akira wybierze sobie coś ładnego (Huh, to na pewno), jeśli w ogóle zdecydowała się pójść tam właśnie ze mną. Ale czemu nie? Na samą myśl uśmiechałem się sam do siebie. Niestety, kobieta to zauważyła.
- Co się tak uśmiechasz? - spojrzała na mnie słodko.
- Ty tu jesteś - postawiłem ją na moim łóżku i wyjąłem dodatkową poduszkę z szafy. - Ubierz coś seksownego na jutro...
- A co jutro? - podniosła brew, a na jej twarzy malowało się głębokie zamyślenie.
- Bal, czyżby moja księżniczka zapomniała? - zdjąłem koszulkę, rzucając ją w nieznanym mi kierunku. - Nie będziesz już iść po piżamę, więc wręczę ci moją koszulkę - dodałem, chichocząc.
- Jest za duża, nie sądzisz? - posłała mi uwodzicielskie spojrzenie, rozkładając koszulkę i patrząc na nią z góry. Może i była trochę za duża, ale według mnie będzie jej bardzo... Wygodnie.
- Jest w sam raz... - wskoczyłem do łóżka w samych bokserkach, a Akira się odwróciła i delikatnie zsunęła z siebie koszulkę, po czym odpięła biustonosz. Rzuciła go w kąt i wskoczyła w mój ciuch. Ta koszulka była dla niej bardziej jak... Sukienka. Nawet zakrywała uda.
- Wyglądasz świetnie - spojrzałem na nią namiętnym spojrzeniem.
- Nie rozbieraj mnie wzrokiem... - udała oburzenie i zsunęła spodnie. No mówię, normalnie jakby miała koszulę nocną.
Poklepałem miejsce obok siebie. Nagle usłyszałem drapanie materaca. Nim się spostrzegłem, na miejscu Akiry pojawił się obok mnie... Kotek. Już widziałem tę minę fioletowo włosej. Wybuchłem śmiechem, a dziewczyna podparła się pod piersiami, zaczynając tupać nogą leciutko.
- To co, dzisiaj śpi ze mną ten słodziak? - wziąłem go na ręce. Tym razem nie ujawniłem rumieńców... Znów spojrzałem na Akirę. - Właź tu, bo zimno bez ciebie... - dodałem łagodnym tonem.
< Akira? >
50 000 Wyświetleń!
UWAGA! UWAGA!
Dobiło nam 50 000 wyświetleń! Cieszę się, że Rimear odwiedziło tyle osób( tak wiem,że to nie tylko osoby z zewnątrz, ale i tak zaciesz na maksa co nie?)
No to teraz niezmierne ucieszenie.
~TU DU DU TU DU DU~
Od Pompona
"Miętus, powiedz im, że jeżeli wbijemy 100 000 wyświetleń podniosę rangę dziesięciu najaktywniejszym osobom o jedną"
(Chyba każdy rozumie, co nie? Ale wytłumaczę: więc jeżeli ktoś ma rangę #1 to po tym będzie miał #2 itd..)
Informejszyn od Tav ~
Dobra to teraz ja sobie coś dopowiem, tak więc... bardzo boli mnie fakt, że są osoby, które strasznie lubią się wygłupiać i robią sobie niezłe jaja z tej ankiety, tak więc informacja do was. Więcej nie będę pytała o zdanie członków bloga, i będę takie rzeczy załatwiała między administracją. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, wy nie będzie w stosunku do mnie fair, ja też nie będę. Niestety dałam wam już możliwość wybrania czy chcecie ten blog "informacyjny" więc dokończę tą sprawę. Wolelibyście coś w rodzaju własnie tego bloga (nie zdradzę jak będzie to wyglądać) czy może lepiej zamkniętą grupę na facebook'u (nie chciałam pisać skrótem, bo wiecie.. potem może być problem xD). Szczerze mówiąc.. bardziej pasuje mi ten pomysł, ale Miętus powiedział, ze nie każdy chce ujawniać swoją tożsamość. Ja w zupełności to rozumiem, ale jeśli będzie większość głosów na tak... no to cóż. Mówcie co o tym sądzicie w komentarzach WSZYSCY, bo inaczej o tym też sama zdecyduje.
Niestety nie może być tak że wszystkie informacje będę pisała wam tutaj bo po prostu robi się z tego jedno wielkie bagno i niektórzy albo nie przeczytają, albo nie widza i potem jest problem bo ktoś nie został doinformowany. Rozpatrzcie to, bo moim zdaniem jest to bardzo potrzebne.
~Wasze kochane: Tavv i Miętus.
PS Piszcie Komentarze co wolicie :*
Od Artis - C.D Ukyo
-Na..na prawdę chciałbyś ze mną pójść?- zdzwiwiłam się<br>
-Jasne- uśmiechnął się chłopak<br>
-My...myślałam, że masz już jakieś plany...- wsunęłam głowę pod kocyk by Ukyo nie dostrzedł jeszcze większych, o ile można dostać większych, rumieńcy. <br>
Przy nim czułam się tak dziwnie. Z jednej strony rozmowa z nim sprawiała mi radość, a z drugiej w jego towarzystwie zaczęłam tracić grunt pod nogami. Nie wiedziałam jak moźna określić taką mieszankę uczuć.<br>
-Arti..?- przyjaciel wciąż klęczał przy łóżku na wysokości mojej twarzy- Wszystko w porządku?<br>
-N..nie..to znaczy tak..wszyztko jest dobrze- poprawilam się szybko<br>
- Ej przecież słyszę, że coś jest nie tak<br>
Ukyo próbował zabrać mi kocyś i udało mu się, ale ja przewróciłam się na bok- leżałam przodem do oparcia.
-Is..- chłopak nazwał mnie tak po raz pierwszy- Odwróć się i odpowiedz czy chcesz towarzyszyć mi na tym balu. Wolno odwróciłam się chowając twarz w łapkach.<br>
-Ch..chcę...
-Popatrz na mnie...- poprosił.<br>
Rozsunęłam palce dłoni by było mi widać oczy, a on jednym szybkim ruchem zabrał moje dłonie i zachichotał.
Spojrzałam w inną stronę. To było takie...żenujące..zobaczył mnie w takim stanie..
(Ukyo?)
-Jasne- uśmiechnął się chłopak<br>
-My...myślałam, że masz już jakieś plany...- wsunęłam głowę pod kocyk by Ukyo nie dostrzedł jeszcze większych, o ile można dostać większych, rumieńcy. <br>
Przy nim czułam się tak dziwnie. Z jednej strony rozmowa z nim sprawiała mi radość, a z drugiej w jego towarzystwie zaczęłam tracić grunt pod nogami. Nie wiedziałam jak moźna określić taką mieszankę uczuć.<br>
-Arti..?- przyjaciel wciąż klęczał przy łóżku na wysokości mojej twarzy- Wszystko w porządku?<br>
-N..nie..to znaczy tak..wszyztko jest dobrze- poprawilam się szybko<br>
- Ej przecież słyszę, że coś jest nie tak<br>
Ukyo próbował zabrać mi kocyś i udało mu się, ale ja przewróciłam się na bok- leżałam przodem do oparcia.
-Is..- chłopak nazwał mnie tak po raz pierwszy- Odwróć się i odpowiedz czy chcesz towarzyszyć mi na tym balu. Wolno odwróciłam się chowając twarz w łapkach.<br>
-Ch..chcę...
-Popatrz na mnie...- poprosił.<br>
Rozsunęłam palce dłoni by było mi widać oczy, a on jednym szybkim ruchem zabrał moje dłonie i zachichotał.
Spojrzałam w inną stronę. To było takie...żenujące..zobaczył mnie w takim stanie..
(Ukyo?)
Od Ukyo - C.D Artis
- Dobrze, no to od jutra. Ciekawe jakiego mi fartucha załatwisz. Takiego
z falbanką? Hm... Oczywiście będzie mi z nim do twarzy, jak tobie z tym
rumieńcem.
Zaśmiałem się i jedną łapką przejechałem po jej policzku. Z każdą chwilą Artis robiła się coraz to bardziej różowiutka, a nawet czerwoniutka. Teraz zastanawiałem się nad jednym, czy to tak powinno być, czy może zrobiłem coś źle. Złapałem jej rączki, nie miała jak się teraz podpierać, a więc całkowicie się na mnie położyła. Niezbyt mi to przeszkadzało, jej chyba z resztą też. W końcu nie protestowała. Przytuliłem ją, a następnie pogłaskałem ją po głowie.
- Wnioskując po twoich słowach... Stałem się zwierzakiem. Nigdy bym nie przypuszczał aby kiedykolwiek by do tego doszło. Jednak widać, że w Rimear Center wszystko jest możliwe. Jeszcze brakuje tutaj dinozaurów! Ciekawi mnie to jak wygląda dyrektor całego ośrodka.
Obróciłem się tak, aby to Artis już spokojnie leżała sobie na kanapie. Gdyby się tak zastanowić, to nie było zbyt dobre posunięcie. Myślałem, że pozbędzie się tego rumieńca, ale on cały czas widniał na jej policzkach. Zaśmiałem się. Wyglądała teraz jak taki mały, uroczy chomiczek. Mimo tego, to ja tu jestem zwierzątkiem. To w sumie pasowało. "Wisiałem" tak nad nią i zastanawiałem się co bym mógł teraz zrobić. Usiadłem obok przesuwając nieco nogi dziewczyny.
- Artis, bardzo ciekaw jestem co mi dołożysz jak coś źle zrobię. Jestem jednak pewny, że to nie będzie coś tak "niedobrego". Raczej nie byłabyś w stanie czegoś takiego wymyślić. Przynajmniej tak uważam. - Spojrzałem na nią. - Bardzo boli cię głowa?
- Nie, tylko troszeczkę. Nie musisz się jednak tak o to martwić.
Przeszła do siadu i lekko kiwała się na boki. W końcu raz tu, raz tam i to może być mały problem.
- Może byś się jeszcze na chwilę położyła? Tak chyba będzie lepiej. Gdzie masz jakiś kocyk?
- Nie muszę się kłaść. Naprawdę nie muszę. Teraz przydałoby się zająć swoim gościem.
- To pozwól, że będę się czuć jak u siebie w domku. No i gdzie masz ten kocyk?
Artis odwróciła się na chwilę i wskazała ręką na jakąś szafkę. Wstałem z miejsca i ruszyłem po ten kocyk. Chwilę go szukałem. Podrapałem się po głowie i stanąłem przy kanapie. Rozłożyłem kocyk i otuliłem nim dziewczynę. Okrążyłem mebel i przykucnąłem przy nim. Artis już się położyła. Uśmiechnąłem się do niej.
- To ja może coś zrobię do jedzenia?
- No dobrze.
- Artis, wybierasz ty się może na bal? - zapytałem. - No bo wiesz... - Nerwowo stykałem swoje palce. - Gdyby Cię nikt nie zaprosił moglibyśmy się razem tam zabrać... Oczywiście jak chcesz.
Artis?
Zaśmiałem się i jedną łapką przejechałem po jej policzku. Z każdą chwilą Artis robiła się coraz to bardziej różowiutka, a nawet czerwoniutka. Teraz zastanawiałem się nad jednym, czy to tak powinno być, czy może zrobiłem coś źle. Złapałem jej rączki, nie miała jak się teraz podpierać, a więc całkowicie się na mnie położyła. Niezbyt mi to przeszkadzało, jej chyba z resztą też. W końcu nie protestowała. Przytuliłem ją, a następnie pogłaskałem ją po głowie.
- Wnioskując po twoich słowach... Stałem się zwierzakiem. Nigdy bym nie przypuszczał aby kiedykolwiek by do tego doszło. Jednak widać, że w Rimear Center wszystko jest możliwe. Jeszcze brakuje tutaj dinozaurów! Ciekawi mnie to jak wygląda dyrektor całego ośrodka.
Obróciłem się tak, aby to Artis już spokojnie leżała sobie na kanapie. Gdyby się tak zastanowić, to nie było zbyt dobre posunięcie. Myślałem, że pozbędzie się tego rumieńca, ale on cały czas widniał na jej policzkach. Zaśmiałem się. Wyglądała teraz jak taki mały, uroczy chomiczek. Mimo tego, to ja tu jestem zwierzątkiem. To w sumie pasowało. "Wisiałem" tak nad nią i zastanawiałem się co bym mógł teraz zrobić. Usiadłem obok przesuwając nieco nogi dziewczyny.
- Artis, bardzo ciekaw jestem co mi dołożysz jak coś źle zrobię. Jestem jednak pewny, że to nie będzie coś tak "niedobrego". Raczej nie byłabyś w stanie czegoś takiego wymyślić. Przynajmniej tak uważam. - Spojrzałem na nią. - Bardzo boli cię głowa?
- Nie, tylko troszeczkę. Nie musisz się jednak tak o to martwić.
Przeszła do siadu i lekko kiwała się na boki. W końcu raz tu, raz tam i to może być mały problem.
- Może byś się jeszcze na chwilę położyła? Tak chyba będzie lepiej. Gdzie masz jakiś kocyk?
- Nie muszę się kłaść. Naprawdę nie muszę. Teraz przydałoby się zająć swoim gościem.
- To pozwól, że będę się czuć jak u siebie w domku. No i gdzie masz ten kocyk?
Artis odwróciła się na chwilę i wskazała ręką na jakąś szafkę. Wstałem z miejsca i ruszyłem po ten kocyk. Chwilę go szukałem. Podrapałem się po głowie i stanąłem przy kanapie. Rozłożyłem kocyk i otuliłem nim dziewczynę. Okrążyłem mebel i przykucnąłem przy nim. Artis już się położyła. Uśmiechnąłem się do niej.
- To ja może coś zrobię do jedzenia?
- No dobrze.
- Artis, wybierasz ty się może na bal? - zapytałem. - No bo wiesz... - Nerwowo stykałem swoje palce. - Gdyby Cię nikt nie zaprosił moglibyśmy się razem tam zabrać... Oczywiście jak chcesz.
Artis?
czwartek, 25 czerwca 2015
Od Riuki'ego - C.D Cinii
Eh.. nie no ona to mnie nigdy nie pospuszczała. NIGDY.
Dobrze, że należę do tych niej zboczonych chłopaków i nie mam w zwyczaju
wykorzystywania każdej możliwej okazji by zgwałcić swoją ukochaną. Brawo Riuki…
a może z twoim orientem jest coś nie tak ? Pokręciłem tylko głową ze
zrezygnowania i poszedłem do kuchni. Patrzenie na cokolwiek co jedzą ci
normalni „ludzie” przyprawiało mnie o mdłości. A tak bardzo chciałbym być
normalny i nie mieć tychw wszystkich problemów. Dlaczego Rene ich nie miał ?
Dlaczego on musiał być tym lepszym, zdrowszym dzieckiem… ? Nie rozumiem tego.
Z rozmyśleń wyrwał mnie donośny krzyk Cinii. Nieee… nic jej
się nie stało, po prostu… chciała mnie jakoś zwabić do siebie. Pff…a potem będzie
gadała że jestem zboczony czy coś. Tak więc nie czekając dłużej wbiłem jej do łazienki
jak gdyby nigdy nic i usiadłem sobie obok wanny tak, by właściwie nic nie
widzieć oprócz głowy, która wystawała jej z ponad wody. Znowu pełno piany. Jaki
brudas.
-Ej.. ty też mógłbyś się wykąpać.. – dotknęła moich włosów
mokrą ręką przez co się troszkę posklejały..
-Pff.. chcesz żebym wszedł do ciebie ? Nie uda ci się to
mały zapchlony zboczeńcu. – pokazałem jej język przez co zostałem potraktowany
litrem wody. Byłem cały mokry w dodatku ledwo co teraz widziałem bo miałem białe
włosy na ryjku.- Cinia ! – warknąłem na nią, ale ta była w niebo wzięta i
bawiła się w najlepsze. Prychnąłem tylko wkurzony i wyszedłem stamtąd jak
najprędzej biorąc za sobą ręcznik. Rzuciłem go sobie na głowę, przed tym
ściągając całą mokrą koszulkę. Położyłem się w sypialni na łóżku i czekałem aż
ta mała pchła wyjdzie. No i znowu …. Wyszła w ręczniku. Boże zabije ją kiedyś…
no ale dobra. Widząc to zerwałem się z miejsca i podszedłem do niej i jednym
sprawnym ruchem przyszpiliłem jej oba nadgarstki jak i całe jej ciało do ściany
tuż obok drzwi. Zerknąłem na nią z góry swoim poważnym wzrokiem i złapałem
druga rączką za ręcznik przepasający dziewczynę od piersi w dół.
- Riuki ! Co ty robisz !? – zbulwersowała się, a ja wtedy
zniżyłem się jeszcze bardziej, na tyle by nasze nosy się stykały. Wtedy
zauważyłem jak bardzo się już rumieni.
-Przecież podpuszczasz mnie tyle razy.. tak długo… czekałaś
tylko na to aż nie wytrzymam. – wymamrotałem tym czasem ona uśmiechnęła się
lekko.
-Udało mi się ?
-Nie. Właśnie słabo ci idzie, i tylko coraz bardziej mnie
irytujesz zamiast coraz bardziej mnie pociągać – odsunąłem się momentalnie i
wytarłem włosy, na których nadal był ręcznik – Musisz się bardziej postarać
albo zmienić taktykę. – wzruszyłem ramionami – A teraz lepiej się ubierz, bo
jeszcze ktoś tutaj wejdzie…
-I co wtedy ? Nie chcesz, by..
-Tak, nie chce. Tylko ja cie mogę widzieć nago. Kapujesz ?
Nie żartuje. – powiedziałem stanowczo, ale też z jednej strony zabrzmiało to
dosyć zabawnie. Dobrze, że jeszcze nie zawarczałem. Znów ułożyłem się wygodnie
na łóżku. Ty czasem Cinia kazała mi się odwrócić z zamiarem ubrania się. Pff…
no już się odwróciłem. Fajnie było ? Zamiast tego zakryłem sobie oczy i
podglądałem jak tylko była ustawiona do mnie tyłem. Gdy udał jej się już
nałożyć koronkową bieliznę: wstałem i pociągnąłem ją na łóżko na tyle mocno by
ją przewrócić.
-Co ty chcesz… zro… - zarumieniła się lekko widząc jak
zbliżam się do jej brzucha. Przejechałem po nim językiem dochodząc do jej
majteczek. Zahaczyłem lekko kłami za materiał a potem wgryzłem się w jej skórę.
Usłyszałem tylko cichy pisk, a potem westchnięcie. Jak to było… no… wiem.. boli
tylko na początku, a potem to już sama przyjemność. Jedną ręką przejechałem po
jej nodze, dochodząc do uda i tam też ją zostawiając..
( Cinia ?)
Od Akiry - C.D Grimmjow'a
- Sam się uśmiechnij wielkoludzie ! Po jakiego ciula ty mnie
tak wcześnie wyciągasz z domu.. – warknęłam na niego, ale wcale nie zamierzałam
puszczać jego łapki. Wręcz przeciwnie. Chciał mi pokazać, ze zasługuje an to
bym poszła z nim na ten bal tak ? Dobrze mu idzie, ale mizerny z niego
romantyk. Ciągał mnie po całym ośrodku, ani na chwilę nie puszczając mojej
drobnej łapki. Pilnuje mniej jak pies swojej kości.
-Akira ! No przestań być taka ponura.. przecież się staram…
- przykucnął na chwilę przede mną i złapał moją dłoń jak rycerz rękę ukochanej.
-No przecież nie jestem ponura… - westchnęłam zrezygnowana i
podrapałam się po karku – Po prostu nie mam siły tak spacerować bez celu przez
cały dzień po tej Bitwie Grupowej. Zwłaszcza, ze jutro jest bal..
-Właśnie ! – zerwał się nagle i znów stał przede mną. –
Pójdziesz ze mną prawda ? Nie zrobisz mi tego i mnie nie zostawisz !? – ah ta
nadzieja w oczach, tak bardzo rozbrajająca. Uśmiechnęłam się tylko nie znacznie
co przysporzyło mu jeszcze więcej niepewności. – Akira..
-Lubię jak wymawiasz moje imię. Ale nie naużywaj go… bo
możesz je kiedyś znienawidzić.. – zachichotałam zbliżając się jeszcze bardziej
i opierając się łapkami o jego tors. O wiele bardziej przyjemne było dotykanie
jego ciałka bez koszulki, no ale cóż. W nocy sobie pomacam ^^. Chłopak chyba
nie za bardzo rozumiał co ten dialog ma oznaczać, bo uniósł jedną brew do góry
w niezrozumiałym geście. Złapałam go tylko za paluszki i pociągnęłam dalej. –
Nie zawsze wszystko będzie szło tak… „po twojej myśli”. Jeśli chcesz mnie
zdobyć to musisz się o mnie postarać. W brew pozorom jestem bardzo wymagającą
kobietą. – wzruszyłam ramionami.
[…]
Ogólnie to chodziliśmy po centrum dość… długo. Aż do
wieczora. Potem już bolały mnie nowi więc kazałam temu smerfikowi wracać. Cały
czas trzymał mnie z rękę. To było takie.. słodkie z jego strony ? Tak to chyba
dobre określenie. Nagle zatrzymałam się,
gdy dobiegł do mnie jakiś szelest z wiecznie zielonych krzaczków. Puściłam
rączkę Grimmjow’a i zbliżyłam się do tego miejsca. Ukucnęłam i wystawiłam rękę
widząc wystającą z pod krzaczka czarną łapkę. Z ukrycia za momencik wyszedł mały
czarny kotek. Jak go zobaczyłam to mało co nie zrobiłam się calutka czerwona od
tej słodyczy.
-O boże.. czyli ty też lubisz takie słodkie małe zwierzątka
? – westchnął zrezygnowany. Och jaki palant bez serca. Wzięłam koteczka na ręce
i zaraz podałam go chłopakowi. Ten bardzo nie chętnie go wziął, ale gdy
maluszek trącił go łapką: westchnął głęboko i przytulił go do siebie. – No dobra
zabierzemy go… - zrobił się lekko czerwony i powędrował przodem. No nie wierze
że to widzę…
[…]
Kiedy doszliśmy już do jego apartamentu, chłopak nalał mleka
tej małej przybłędzie i stanął obok przyglądając się namiętnie. Założył dłonie
na boki i westchnął. Ja uśmiechnęłam się tylko pod nosem i czekałam, aż oderwie
on swój wzrok od kotka i przełączy go na mnie. Tak się stało za kilka minut.
Grimmjow zerknął na mnie kontem oka, a w tym czasie ja powolnym krokiem
podeszłam do niego i oparłam się łapkami o jego tors.
-Co.. ? – zapytał zauroczony moją postawą, ale jak na razie…
ani nie drgnął.
-Nic… - uniosłam się na palcach i powoli wpiłam się w jego
usta, z każdą chwilą pogłębiając pocałunek. W końcu moje ręce zawiesiły się na
jego karku i wcale nie zamierzały teraz puszczać. Jednakże gdy tylko opuściłam
się troszkę w dół i stanęłam na całych stopach musiałam się od niego odkleić. –
Jeszcze nie… - mruknęłam zawiedziona – Grimmjow… no zniż się trochę.. –
pociągnęłam go za koszulkę w dół, ale jak widac bardzo bawiło go to że jestem nieco
niższa (trochę dużo niższa xD)
( Grimmjow ?)
Od Abla - C.D Neriel
Dzień Abla nie wyróżniał się wśród innych. Właściwie można powiedzieć,
iż Lightwood powoli wpadał w rutynę. Każdego dnia przeglądał swoje cenne
fiolki, dbał o swoją cudowną harfę i pielęgnował swoje narcystyczne
ego. Potem najczęściej wychodził z apartamentu, by włóczyć się bez celu
po Rimear. Co jakiś czas zaczepiał ludzi, jednak nie nawiązywał z nimi
żadnych relacji. Po tak spędzonym dniu, wracał do pokoju, tylko po to by
pogrążyć się we wspomnieniach i pogardzie do samego siebie, by
następnego dnia wstać z równą obojętnością. Tego dnia wyszedł na dwór.
Włóczył się po parku bez żadnego celu, obserwując ludzi. I wtedy
otoczyła go grupka dziewczyn. Sam nie miał pojęcia jak to się stało. W
jednej chwili szedł samotnie alejką, a w drugiej znajdował się w centrum
zainteresowania jakichś panienek. Na dodatek każda z nich odznaczała
się swoim własnym kolorem. Przechylił głowę starając się zrozumieć
cokolwiek z potoku słów, które wypowiadały. Po chwili poczuł szarpanie
za rękaw, jednak zanim zdążył jakkolwiek zareagować podbiegła do nich
kolejna nieznajoma. Szybko ogarnęła hałaśliwe towarzystwo, sprawiając iż
po prostu zniknęły.
- Wybacz mi ich zachowanie. A tak przy okazji, jestem Neriel. – zwróciła się do niego nieco zakłopotana. Ligtwood uśmiechnął się lekko.
- Nic nie szkodzi. Nazywam się Abel. – odpowiedział, poprawiając torbę na ramieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się ostrożnie.
- Czasem trudno zapanować nad tą zgrają. – zaśmiała się, usprawiedliwiając wcześniejszą sytuację.
- Mogę to sobie wyobrazić. – odparł, odgarniając srebrne kosmyki z twarzy. – Proponuję spacer. Właściwie nie mam nic innego do roboty. Można powiedzieć, że twoje kolorowe przyjaciółki wyratowały mnie od nudy. – dodał przechylając lekko głowę. Neriel skinęła głową, przystając na propozycję. Już po chwili szli razem alejka. Park Rimear był piękny. Drzewa wznosiły się dumnie do góry, ukazując potężne korony. Niżej zasadzone były niewielkie krzaczki, o drobnych listkach w kolorze soczystej zieleni. Miękka trawa sprawiała wrażenie strzyżonej nożycami. Na uwagę zasługiwały także piaszczyste ścieżki i ławki stojące obok nich. Jednak mimo tak urokliwego otoczenia, dało się wyczuć w tym zimną rękę naukowców. I to właśnie sprawiało, że Abel miał ochotę wrócić z powrotem na zewnątrz. Nie, nie uskarżał się na warunki tu panujące, wręcz przeciwnie. Był zachwycony faktem iż wszystko podsuwano mu pod nos. Tęsknił jednak za możliwością biegania po sklepach i wszelkich nielegalnych interesami. Westchnął prawie nie słyszalnie.
- Jak długo już tu jesteś? – zapytał całkiem przyjaźnie, nowej znajomej.
< Neriel? Tak wiem, długie to nie jest, ale cóż. ;A; >
- Wybacz mi ich zachowanie. A tak przy okazji, jestem Neriel. – zwróciła się do niego nieco zakłopotana. Ligtwood uśmiechnął się lekko.
- Nic nie szkodzi. Nazywam się Abel. – odpowiedział, poprawiając torbę na ramieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się ostrożnie.
- Czasem trudno zapanować nad tą zgrają. – zaśmiała się, usprawiedliwiając wcześniejszą sytuację.
- Mogę to sobie wyobrazić. – odparł, odgarniając srebrne kosmyki z twarzy. – Proponuję spacer. Właściwie nie mam nic innego do roboty. Można powiedzieć, że twoje kolorowe przyjaciółki wyratowały mnie od nudy. – dodał przechylając lekko głowę. Neriel skinęła głową, przystając na propozycję. Już po chwili szli razem alejka. Park Rimear był piękny. Drzewa wznosiły się dumnie do góry, ukazując potężne korony. Niżej zasadzone były niewielkie krzaczki, o drobnych listkach w kolorze soczystej zieleni. Miękka trawa sprawiała wrażenie strzyżonej nożycami. Na uwagę zasługiwały także piaszczyste ścieżki i ławki stojące obok nich. Jednak mimo tak urokliwego otoczenia, dało się wyczuć w tym zimną rękę naukowców. I to właśnie sprawiało, że Abel miał ochotę wrócić z powrotem na zewnątrz. Nie, nie uskarżał się na warunki tu panujące, wręcz przeciwnie. Był zachwycony faktem iż wszystko podsuwano mu pod nos. Tęsknił jednak za możliwością biegania po sklepach i wszelkich nielegalnych interesami. Westchnął prawie nie słyszalnie.
- Jak długo już tu jesteś? – zapytał całkiem przyjaźnie, nowej znajomej.
< Neriel? Tak wiem, długie to nie jest, ale cóż. ;A; >
Od Jonasza - C.D Kuroshinju
Zasnąłem sam, obudziłem się w towarzystwie jakiejś dziewczyny, która
wyglądała jak porcelanowa laleczka. Delikatne rączki mnie oplatały, a na
jej policzki padały cienie długich rzęs. Wyglądała... uroczo... ale
mimo wszystko wykopałem ją z łóżka. Dosłownie... spadła na parkiet i
zerwała się z piskiem. W tym momencie... ręcznik jej spadł... zaczęliśmy
wrzeszczeć, a ja schowałem twarz w poduszkę wołając Boga i wyzywając go
od najgorszych. Nieznana mi dziewczyna próbując złapać oddech założyła
ręczniczek. Zerwałem się, wyjąłem z komody bokserki, z szafy wielką
bluzę i wręczyłem to jej, prowadząc przy okazji do łazienki. Karciłem
się za to, że ją wypi*przyłem z łóżka, no ale kto wkrada się komuś do
mieszkania i włazi do wyrka, gdy właściciel śpi?! Ale trzeba przyznać,
ładna jest... no, a ciałko... Jonaszu przestań! GRZESZNE OBRAZY WON MI
SPRZED OCZU!
W każdym bądź razie, postanowiłem być dla niej choć w pewnym stopniu uprzejmy, co będzie nie lada wyczynem. Nim się spostrzegłem młoda wylazła z łazienki w przydużej bluzie, która zasłaniała ją do połowy ud, co wyraźnie ją cieszyło. Może lubi sukienki, a tak długa ją przypomina. Również umyła twarz i się uczesała (oczywiście jedną z moich szczotek, tak, używam szczotek do włosów), co pozwoliło mi w końcu całkowicie poznać jej pyszczek. Widziałem ją już kilka razy, mijaliśmy się na korytarzu. Czarne włosy okalające jej dość pyzatą buzię rozwaliły się po jej ramionach okrytych przez gruby materiał bluzy. Pomachała do mnie rękami, które były całkowicie zasłonięte przez przyduże rękawy, Była naprawdę mała i wydawała się delikatna. Jej jasna skóra tak bardzo kontrastowała z ciemnymi oczami i włosami. Bardziej przypominała mi jakąś zjawę, niżeli człowieka. Wpatrywałem się w nią z przymrużonymi powiekami i ściągniętymi brwiami. Dopóki nie poczułem dziwnego zapachu. Co się stało? Spaliłem jajecznicę! Brawo!
- Przepraszam- mruknąłem zdejmując patelnię z palnika i wrzucając ją do zlewu, by potem wylać na to hektolitry zimnej wody.
- Za...?
- Za to, że wyrzuciłem Cię z łóżka i za spalenie jajecznicy.
- Co do pierwszego się zgadzam, ale drugie? Dajże spokój...
Między nami zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem skwierczącej patelenki i muchy, która latała pod sufitem i nie miała zamiaru przestać. Ta "cisza" trwała długo. Za długo. Czułem się nieswojo w jednym pokoju z dziewczyną, która siedzi w moich bokserkach i bluzie. Po kilkunastu minutach czekania odezwałem się w końcu:
- Jonasz...
- Co?
- Jonasz jestem... Jonasz Milar, dokładniej...
Wręcz widziałem, jak na twarz dziewczyny wstępuję pokpiwający uśmiech, a myśli składają się tylko z żartów na temat mojego "dziwnego" imienia. Po chwili wybuchła donośnym lecz cienkim śmiechem, który w pewnym momencie i mnie doprowadził do stanu niezwykłej radości i mojego końskiego rżenia, jak to określałem. Była pierwszą osobą która doprowadziła mnie do tego stanu umysłu, do takiej ilości śmiechu.
- JONASZ?- parsknęła.
- TAG, JONASZ!- ryknąłem zwijając się ze śmiechu. Szczerze? Nie wiem co do cho.lery mnie tak bawiło.
(Kuro? Nie mam weny, ale po półtora miesiąca, może dłużej, się pozbierałam, hurra ja!)
W każdym bądź razie, postanowiłem być dla niej choć w pewnym stopniu uprzejmy, co będzie nie lada wyczynem. Nim się spostrzegłem młoda wylazła z łazienki w przydużej bluzie, która zasłaniała ją do połowy ud, co wyraźnie ją cieszyło. Może lubi sukienki, a tak długa ją przypomina. Również umyła twarz i się uczesała (oczywiście jedną z moich szczotek, tak, używam szczotek do włosów), co pozwoliło mi w końcu całkowicie poznać jej pyszczek. Widziałem ją już kilka razy, mijaliśmy się na korytarzu. Czarne włosy okalające jej dość pyzatą buzię rozwaliły się po jej ramionach okrytych przez gruby materiał bluzy. Pomachała do mnie rękami, które były całkowicie zasłonięte przez przyduże rękawy, Była naprawdę mała i wydawała się delikatna. Jej jasna skóra tak bardzo kontrastowała z ciemnymi oczami i włosami. Bardziej przypominała mi jakąś zjawę, niżeli człowieka. Wpatrywałem się w nią z przymrużonymi powiekami i ściągniętymi brwiami. Dopóki nie poczułem dziwnego zapachu. Co się stało? Spaliłem jajecznicę! Brawo!
- Przepraszam- mruknąłem zdejmując patelnię z palnika i wrzucając ją do zlewu, by potem wylać na to hektolitry zimnej wody.
- Za...?
- Za to, że wyrzuciłem Cię z łóżka i za spalenie jajecznicy.
- Co do pierwszego się zgadzam, ale drugie? Dajże spokój...
Między nami zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem skwierczącej patelenki i muchy, która latała pod sufitem i nie miała zamiaru przestać. Ta "cisza" trwała długo. Za długo. Czułem się nieswojo w jednym pokoju z dziewczyną, która siedzi w moich bokserkach i bluzie. Po kilkunastu minutach czekania odezwałem się w końcu:
- Jonasz...
- Co?
- Jonasz jestem... Jonasz Milar, dokładniej...
Wręcz widziałem, jak na twarz dziewczyny wstępuję pokpiwający uśmiech, a myśli składają się tylko z żartów na temat mojego "dziwnego" imienia. Po chwili wybuchła donośnym lecz cienkim śmiechem, który w pewnym momencie i mnie doprowadził do stanu niezwykłej radości i mojego końskiego rżenia, jak to określałem. Była pierwszą osobą która doprowadziła mnie do tego stanu umysłu, do takiej ilości śmiechu.
- JONASZ?- parsknęła.
- TAG, JONASZ!- ryknąłem zwijając się ze śmiechu. Szczerze? Nie wiem co do cho.lery mnie tak bawiło.
(Kuro? Nie mam weny, ale po półtora miesiąca, może dłużej, się pozbierałam, hurra ja!)
Od Cinii – C.D Riuki'ego
Martwiłam się o niego, że kiedy znowu nadejdą te ataki, po raz kolejny nic nie będę mogła zrobić. Tylko stać i patrzeć jak on zwija się z bólu. Jednak chyba nie warto o tym teraz myśleć, tym bardziej, że kazał mi skończyć ten temat.
– Co idziesz znowu spać? – zapytałam kładąc rączki na jego barkach i delikatnie je rozmasowując. – Nie wyspałeś się?
– Nie idę spać, a tak w ogóle przy tobie nie da się spać. Jak taki klocek się na Ciebie położy…
No teraz to go uduszę, posłałam mu mordercze spojrzenie a kiedy Riuki zaczął się śmiać westchnęłam zrezygnowana. No co się tak głupio szczerzy, pacnęłabym go i na tym to się skończy. Ale nigdy więcej go już nie uderzę, no ale chyba takie pacnięcie się nie liczy…
– Idź się lepiej umyj bo cię wanna z tydzień nie widziała Riuki – burknęłam
– Co? Kombinujesz jak tu wcisnąć mi się do wanny? Tak bardzo chcesz mnie zobaczyć nago?
Nie odpowiedziałam od razu, tylko wpierw zlazłam z niego i oparłam się o kanapę przymykając oczy. Po chwili je otworzyłam i spojrzałam na niego kątem oka.
– Może… – wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu, chyba spodziewał się nagłych rumieńców i krzyków z mojej strony, nie tym razem.
Riuki prychnął i w dalszym ciągu nie zamierzał wstać, jego strata. Sięgnęłam po pilota, który był tak daleko a że mi się nie chciało wstawać, musiałam się nieźle porozciągać, aż prawie spadłam. Kiedy wreszcie dosięgłam do pilota, włączyłam telewizor kładąc nogi na nogi chłopaka. No przecież nie moja wina, że jest taki długi i zajmuje kanapę na całą długość. Przeskakiwałam tak z dwie minuty po kanałach jak w transie, cały czas albo natrafiając na nudne programy albo reklamy. Idzie się zdenerwować. Już miałam się poddać i wyłączyć telewizor, kiedy natrafiłam na jakiś film, który wizualnie wydawał się być okej. Jednak w ciągu pięciu minut, przekonałam się że była to jakaś kiczowata komedia romantyczna. Kiedy już miałam zwymiotować od tej nadmiernej słodyczy, Riuki wyrwał mi pilota i wyłączył telewizje.
– Aż tak mnie nienawidzisz? Nie oglądaj czegoś takiego w mojej obecności.
– Rozumiem – przytaknęłam jak głupia. – Riuuuukiii wstawaj nudzi mi się…
– A co mi do tego? – przeniósł się do pozycji siedzącej ujmując w palce kosmyk moich długich włosów i zaplatając je wokół swojego palca.
Kiedy lekko pociągnął mnie za włosy, skrzywiłam się odrobinkę nachylając w jego stronkę. Wykorzystał ten moment żeby przytulić mnie do siebie.
– Przylepa – zachichotałam, jednak w obawie że po tych słowach mnie puści dodatkowo ja objęłam go rękoma.
Położyłam głowę na jego ramieniu głaszcząc go po plecach i zamykając oczy.
– Prędzej powiedziałbym to o tobie.
Zaśmiałam się, wpakowując mu się na kolana i oplatając go nogami w pasie. No i teraz jestem doskonale przyklejona.
– Zupełnie jak jakaś ośmiornica…
Ta, bardzo… za ten kolejny zbędny komentarz nie puszczę go, prędzej się udusi. Takie siedzeniu po 5 minutach mu się chyba znudziło, bo w końcu zapragnął mnie z siebie zrzucić. Ale niech sobie nawet nie myśli, że pójdzie mu ze mną tak łatwo. Nawet łaskotanie nic mu udało, chociaż nie powiem, było blisko aż się popłakałam ze śmiechu. W końcu nie wytrzymał już naprawdę bo wstał i jakoś odczepił moje rączki. Wisiałam teraz głową w dół a od upadku chroniło mnie tylko to, że byłam opleciona nogami.
– No chyba oszalałaś kobieto! Co ty małpa?
– Raz małpa, raz ośmiornica, innym razem jeszcze pchlarz. Zdecyduj się Riuki. Możesz mnie odstawić? Jakoś nie widzi mi się tak wisieć…
W prawdzie zaczął coś mamrotać pod nosem, ale już po chwili stałam bezpiecznie na podłodze. No dobra, puściłam go a on jeszcze się nie udusił, no magia normalnie.
– Nie wiem jak ty, ale ja idę się kąpać. Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać – puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę jego łazienki (chyba się tu normalnie wprowadzę).
Kiedy dotarłam już pod łazienkę, otworzyłam i drzwi i weszłam do środka, Riuki oparł się o framugę drzwi patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
– Znowu mnie podpuszczasz?
– Ja? No co ty, czy kiedykolwiek Cię podpuszczałam? Wchodzisz? Nie, to zamknij drzwi bo zamierzam się rozebrać i będzie mi zimno. – poczekałam aż się odsunie żeby go nie przytrzasnąć.
Rozebrałam się szybko i spojrzałam w dół na miejsce gdzie jeszcze niedawno było wielkie rozcięcie spowodowane Azusą. Nie wiem jak, ale ci naukowcy znali jakieś super metody na gojenie ran. Została teraz malutka szramka ledwo widoczna na mojej bladej skórze. Westchnęłam i weszłam do wanny do której napuściłam ciepłej wody. Po kilku minutach, kiedy woda sięgała mi już do ramion wyłączyłam wodę. Oparłam się plecami o wannę i spojrzałam do góry, wpatrując się w sufit. Z nudów zaczęłam stukać paznokciami w ścianę cicho nucąc sobie piosenkę.
(Riuki? Nie wiem co dzisiaj tak słabo u mnie z opowiadaniami :/)
Od Grimmjow'a - C.D Akira
Moje oczy prawie wyszły na wierch, kiedy usłyszałem słowo "Kocham" - nigdy nie miałem okazji tego usłyszeć... To było zadziwiające, ale jednocześnie robiło mi się ciepło na sercu... Bardzo ciepło.
- Dobranoc...
Z kojącym uśmiechem pogładziłem dziewczynę po głowie, po czym również zasnąłem. Mimo, że z początku przeszkadzał mi blask księżyca przedzierający się przez zasłony, to jak dziecko spałem do godziny ósmej, aż przebudził mnie skrzypiący materac. Dobrze, że jestem wrażliwy na wszelakie dźwięki. Akira gdzieś wychodziła. Nie bardzo się tym przejąłem i już po chwili sam wstałem na równe nogi. Przetarłem oczy i ziewnąłem rozlegle, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się do porannego słońca, ruszyłem w poszukiwaniu Akiry. Gdzie ona mogła się podziać? Przecież ledwo znałem jej apartament...
- Akira? - spytałem donośnym głosem, mając nadzieję, iż dziewczyna da o sobie znać.
- Grimmjow? - wyszła zza kąta, aż podskoczyłem i spojrzałem z nieukrywanym zdziwieniem. - Nie śpisz już? - dodała, posyłając mi uśmiech.
- Obudziłaś mnie - poszedłem za nią. Trafiliśmy do kuchni, gdzie na stole stała gorąca, świeżo pachnąca kawa. - Będę musiał się niedługo zbierać... - dodałem, siadając przy stole.
- Zostań - zaszła mnie od tyłu i oplotła ręce wokół mojej szyi. Mogłem poczuć woń jej delikatnych perfum, a także spokojny oddech. Te dwie rzeczy sprawiały, że zacząłem się odprężać.
- Skoro nalegasz... - w jednej chwili odwróciłem głowę w kierunku Akiry i bez słowa pocałowałem ją delikatnie. - Musze się ubrać - stwierdziłem, prawie wychodząc z pomieszczenia, jednak fioletowo włosa mnie zatrzymała z mało zadowoloną miną.
- Czyżbyś się bał tego, że ktoś wejdzie? - założyła nogę na nogę, twardo opierając się o blat. - Na przykład Inoue? Lepiej, pokojówka...?
- Żartujesz sobie ze mnie? - spojrzałem na nią. - Przerabialiśmy to przecież... Jak mam ci udowodnić swoją racje?
- Jesteś facetem, wymyślisz coś - wzruszyła ramionami i zagłębiła się w czytanie gazety. Za to mi ręce opadły. Kobiet nie zrozumiesz i tyle! Skierowałem się do pokoju, całkiem zdołowany. Przed chwilą wszystko było dobrze... Po dłuższym szukaniu swojej koszulki, znalazłem ją pod łóżkiem i wskoczyłem w nią. Przy okazji także poprawiłem pomiętą pościel. Przyznam, że sen z taką kobietą jest o wiele lepszy niż spanie w samotności. Nawet nie chciało mi się wracać do siebie, ale kiedyś trzeba. Wróciłem do dziewczyny, w pełni ogarnięty i oparłem się o futrynę, wpatrując się ze spokojem.
- Co się tak patrzysz? - opuściła gazetę do dołu, biorąc łyk kawy.
Wysunąłem do niej rękę, ale na początku nie wiedziała co z nią zrobić (No złapać miała chyba). Oczywiście też musiała spojrzeć się na mnie jak na debila. Ale co tam.
- No, dalej - złapałem ją za rękę i wyciągnąłem z kuchni. - Przebierz się szybko.
- No dobra, dobra... - burknęła i schowała się w pokoju, po chwili wychodząc z niego w stroju codziennym. Kitka musi być! Bez słowa znów złapałem ją za rękę i z pełnym zadowoleniem wyszliśmy z pokoju, no przynajmniej ja byłem zadowolony.
- Gdzie idziemy? - podniosła brew.
- Zabawić się - spojrzałem na nią kątem oka. Oczywiście chodziło mi nie o to, o czym teraz myślicie. Bo to nic by nie poskutkowało (^^). - Spędzimy ten dzień razem, i mam nadzieję, że nie masz sprzeciwu.
Akira się nie odezwała, tylko zakłopotana podążała a mną. Musiała podążać, bo trzymałem ją za rękę. Po chwili znaleźliśmy się w centrum, gdzie było już z rana dużo innych osób. Z uśmiechem szturchnąłem dziewczynę i ścisnąłem jej dłoń.
- Uśmiechnij się wreszcie! - zachichotałem.
< Akira? >
- Dobranoc...
Z kojącym uśmiechem pogładziłem dziewczynę po głowie, po czym również zasnąłem. Mimo, że z początku przeszkadzał mi blask księżyca przedzierający się przez zasłony, to jak dziecko spałem do godziny ósmej, aż przebudził mnie skrzypiący materac. Dobrze, że jestem wrażliwy na wszelakie dźwięki. Akira gdzieś wychodziła. Nie bardzo się tym przejąłem i już po chwili sam wstałem na równe nogi. Przetarłem oczy i ziewnąłem rozlegle, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się do porannego słońca, ruszyłem w poszukiwaniu Akiry. Gdzie ona mogła się podziać? Przecież ledwo znałem jej apartament...
- Akira? - spytałem donośnym głosem, mając nadzieję, iż dziewczyna da o sobie znać.
- Grimmjow? - wyszła zza kąta, aż podskoczyłem i spojrzałem z nieukrywanym zdziwieniem. - Nie śpisz już? - dodała, posyłając mi uśmiech.
- Obudziłaś mnie - poszedłem za nią. Trafiliśmy do kuchni, gdzie na stole stała gorąca, świeżo pachnąca kawa. - Będę musiał się niedługo zbierać... - dodałem, siadając przy stole.
- Zostań - zaszła mnie od tyłu i oplotła ręce wokół mojej szyi. Mogłem poczuć woń jej delikatnych perfum, a także spokojny oddech. Te dwie rzeczy sprawiały, że zacząłem się odprężać.
- Skoro nalegasz... - w jednej chwili odwróciłem głowę w kierunku Akiry i bez słowa pocałowałem ją delikatnie. - Musze się ubrać - stwierdziłem, prawie wychodząc z pomieszczenia, jednak fioletowo włosa mnie zatrzymała z mało zadowoloną miną.
- Czyżbyś się bał tego, że ktoś wejdzie? - założyła nogę na nogę, twardo opierając się o blat. - Na przykład Inoue? Lepiej, pokojówka...?
- Żartujesz sobie ze mnie? - spojrzałem na nią. - Przerabialiśmy to przecież... Jak mam ci udowodnić swoją racje?
- Jesteś facetem, wymyślisz coś - wzruszyła ramionami i zagłębiła się w czytanie gazety. Za to mi ręce opadły. Kobiet nie zrozumiesz i tyle! Skierowałem się do pokoju, całkiem zdołowany. Przed chwilą wszystko było dobrze... Po dłuższym szukaniu swojej koszulki, znalazłem ją pod łóżkiem i wskoczyłem w nią. Przy okazji także poprawiłem pomiętą pościel. Przyznam, że sen z taką kobietą jest o wiele lepszy niż spanie w samotności. Nawet nie chciało mi się wracać do siebie, ale kiedyś trzeba. Wróciłem do dziewczyny, w pełni ogarnięty i oparłem się o futrynę, wpatrując się ze spokojem.
- Co się tak patrzysz? - opuściła gazetę do dołu, biorąc łyk kawy.
Wysunąłem do niej rękę, ale na początku nie wiedziała co z nią zrobić (No złapać miała chyba). Oczywiście też musiała spojrzeć się na mnie jak na debila. Ale co tam.
- No, dalej - złapałem ją za rękę i wyciągnąłem z kuchni. - Przebierz się szybko.
- No dobra, dobra... - burknęła i schowała się w pokoju, po chwili wychodząc z niego w stroju codziennym. Kitka musi być! Bez słowa znów złapałem ją za rękę i z pełnym zadowoleniem wyszliśmy z pokoju, no przynajmniej ja byłem zadowolony.
- Gdzie idziemy? - podniosła brew.
- Zabawić się - spojrzałem na nią kątem oka. Oczywiście chodziło mi nie o to, o czym teraz myślicie. Bo to nic by nie poskutkowało (^^). - Spędzimy ten dzień razem, i mam nadzieję, że nie masz sprzeciwu.
Akira się nie odezwała, tylko zakłopotana podążała a mną. Musiała podążać, bo trzymałem ją za rękę. Po chwili znaleźliśmy się w centrum, gdzie było już z rana dużo innych osób. Z uśmiechem szturchnąłem dziewczynę i ścisnąłem jej dłoń.
- Uśmiechnij się wreszcie! - zachichotałem.
< Akira? >
Od Rene - Do Azusy
Po Bitwie Grupowej wszyscy
jak nigdy nic wróciliśmy do naszych apartamentów, a raczej zostaliśmy tam
przeniesieni niczym zwierzęta z zoo. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem znajomy mi
widok, „mój” pokój? Szybko się uporali..Ah. Spełzłem z kanapy niczym wąż spoglądając
kątem oka na terrarium. Atheris siedział, wylegiwał się, czy co tam wąż może
robić, na małej półeczce. Podsunąłem się do niego i od razu wziąłem w rączki.
Te chropowate łuski, na moją twarz wkradł się uśmiech. Zacząłem głaskać gada to
po głowie, to po szyi i tułowiu przesuwając palce aż do samego ogona, przy
okazji popatrzyłem na obrazek za oknem – miasto stworzone przez naukowców,
szklana kopuła rozciągająca się nad budynkami. Zaśmiałem się pod nosem czując
tak wielką bezradność. Byliśmy zamknięci jak chomiczki w szklanej kulce. Z
zamyślenia wyrwał mnie gad, który zaczął wpełzać coraz wyżej, na ramiona.
Podniosłem się z tureckiego siadu i poszedłem odłożyć zwierzę na drzewo. Potem
ruszyłem szybszym krokiem do łazienki zbierając przy okazji rzeczy do ubrania.
Załatwiłem wszystko bardzo szybko i wyszedłem z pokoju. Przez głowę przeszła mi
pewna myśl, więc od razu ruszyłem się w tamtym kierunku będąc ciekawym, czy ta
osoba w ogóle jeszcze dycha, a jak tak to, czy jest w stanie dowalić mi
niesamowitą ripostą. Nie zapukałem, tylko wszedłem od razu (na tzw. chama ;*).
Zobaczyłem obiekt mojego zainteresowania, a raczej na początku go nie
zauważyłem. Poszedłem więc dalej, do sypialni. Leżał sobie na łóżku i drzemał.
Uśmiechnąłem się chytrze podchodząc oraz bliżej. Usiadłem na nim okrakiem i
zbliżyłem palec do tego niesamowicie wyrzeźbionego noska.
- Pam – mruknąłem dotykając
jego czubka opuszką palca, widząc jak zareagował – a podrapał się po nosie –
zacząłem chichotać, co wreszcie przerodziło się w głośniejszy śmiech. Zanim się
obejrzałem Azusa wpatrywał się we mnie tymi swoimi malinowymi paczałami,
ucichłem w jedną sekundę choć miałem ochotę dalej się śmiać. Przekręciłem głowę
na prawo wystawiając język z uśmieszkiem. Dostałem poduchą w twarz, ale nie
zszedłem.
- No złaź ze mnie ty
zboczeńcu – warknął marszcząc nos. Sięgał już po drugą poduszkę, ale złapałem
jego rękę w nadgarstku i przyszpiliłem do pościeli pochylając się bliżej jego
twarzy.
- A jak powiem, że nie? -
zapytałem bezczelnie wpatrując mu się w oczęta. Zapomniałem, że ma jeszcze
drugą rękę i to właśnie nią dostałem w ramię. Syknąłem cicho odsuwając się od
niego. Zszedłem na bok, na łóżko i zacząłem wpatrywać się w niego z niezmierną
ciekawością. Właściwie to nie miał na sobie koszulki więc mogłem zobaczyć nieco
więcej.
- Zaraz sobie gdzieś wyjdziemy,
ale najpierw musisz się ubrać – powiedziałem całkiem spokojnie nadal
intensywnie wpatrując się w delikatnie zarysowane mięśnie oraz bladą skórę.
Zsunął nogi z łóżka i wyszedł z sypialni jak, gdyby nigdy nic. Po raz kolejny
przyszedł mi niesamowity pomysł do głowy, uderzyłem piąstką w otwartą dłoń i
poszedłem w ślad za Miętowym.
- Jeżeli powiem ci, że się
nie ubiorę? - zapytał odwracając się w moim kierunku.
- To ja ci pomogę – puściłem
mu zalotne spojrzenie, następnie podszedłem nieco bliżej cały czas patrząc mu w
oczy – Chętnie napiłbym się czegoś – mruknąłem zmieniając obiekt
zainteresowania, z oczu na jego szyję.
- Ty jeszcze śpisz, prawda?
- zapytał ironicznie Azusa patrząc na mnie z politowaniem – Zapomnij... - niby
stanowczo, ale jednak wyczułem w tym jakąś nutkę zawahania.
- Hah, jasne, zapomnę zaraz
po odczepieniu się od twojej szyi.. Albo obojczyka lub ramienia – popatrzyłem
na niego w taki niesamowity sposób, a potem spuściłem wzrok – Mogę ewentualnie
pożywić się z twojej nogi lub ręki.. - dałem jeszcze więcej możliwych opcji
zbliżając się do niego coraz bardziej. Wreszcie przygwoździłem go do ściany bez
możliwości ucieczki, oczywiście były próby odepchnięcia mnie, ale gdy jestem
głodny nic mnie nie powstrzyma. Do tego bardziej podniecające było to, że stał
bez koszulki. Instynkt zwierzaczka się odezwał, oblizałem kły, oparłem dłonie
na jego torsie. Wpiłem się w jego szyję uprzednio obdarowując ją kilkoma
pocałunkami. Usłyszałem ciche westchnięcie, a potem dłonie napierające na mnie.
- Odsuń się ode mnie! -
warknął, tak jak to robią niektóre psy, na ostrzeżenie. Uśmiechnąłem się
szerzej i przygryzłem go obok, nieco niżej na ramieniu. Spiłem krew wydostającą
się z pary dziurek i zbliżyłem usta do jego ucha.
- Nie chcę.. - szepnąłem
uśmiechając się szarmancko. Zacisnął dłonie w pięści na mojej koszulce, gdy po
raz kolejny zrobiłem mu parkę dziurek, tym razem jeszcze niżej, pod
obojczykiem. Jego krew była naprawdę pyszna, lepsza niż jakakolwiek inna, którą
piłem. Odrywając się od niego spojrzałem mu w oczy, oblizałem wargi, a potem
jeszcze przetarłem je kciukiem. Twarz Miętowego wyrażała naprawdę miłe
odczucia.. Przecież gryzienie boli tylko na początku, potem jest to niesłychana
przyjemność. Tym razem nie piłem tak, żeby ugasić całe pragnienie więc kolana
nie powinny się pod nim uginać, a jednak nieco się zachwiał, gdy próbował do
mnie podejść. Napawałem się tym widokiem, aż wreszcie postanowiłem, że złapię
go za rączkę. Tak właśnie zrobiłem, a potem przyciągnąłem go lekko do siebie
obracając go – niczym w tańcu. - Chciałbyś pójść ze mną na ten bal, który
odbędzie się niedługo? - zapytałem wpatrując się w jego malinowe oczy nad wyraz
intensywnie.
(Azusa?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)