No tak kolejna bitwa, przecież naukowcy nie mogą się bez
tego obejść. Szkoda że żadne z nas nadal tego nie rozumiało, ze dla nich… to
tylko zabawa. Rozejrzałem się dookoła, właściwie… to po co mam zdradzać swoje
umiejętności osobie której nie znam ? Nie no dobra…. Przecież jest w tym samym
ośrodku badawczym co ja, ale przecież przedstawienie mu mojej Arcany to tak
jakby mówił „chodź mnie zabij”. To jest dokładnie to samo co popełnić
samobójstwo. No, ale skoro jest naszym kapitanem.
-Hmmm… można powiedzieć, że jestem przydatny jeśli chodzi o „ruch
przeciwnika”. – wymamrotałem coś z pod niebieskich włosów. A no i zapomniałem
dodać, że mój nos jeszcze nie do końca się wykaraskał z ostatniej „potyczki” z
moim drogim przyjacielem Nyar’em. Dobrze że już go stąd wywieźli, bo bym mu tak
chętnie złoił tą nędzną skórkę… hyhyhy.
Teraz zerknąłem na resztę. Dziewczyna za raz też przedstawiła się. O
dziwo zaczeła od swojego imienia i nazwiska o których ja oczywiście musiałem zapomnieć.
Dość ciekawa Arcana skupiająca się na żywiołach, chociaż… niesprecyzowana.
Wszystkiego po trochę. Z kolei chłopak miał też kontrolę nad żywiołem, ale
tylko nad ogniem. No to już chyba trochę lepiej. Tak naprawdę to nie mieliśmy
nic do obrony… i to była jedyna rzecz, która nas mogła zabić.
-Ej… „smerfie”… - zaczepił mnie ten nasz cały kapitan. Gdy
tylko usłyszałem to jak się do mnie zwrócił spiorunowałem go wzrokiem.
-Nie jestem smerfem….. – warknąłem – Takumi Kyouya. –
mruknąłem.
( Team 3 ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz