niedziela, 1 marca 2015

[Team 4] Od Roxel'a - C.D Deak'a

Byłem przekonany, że chłopak znów będzie biegł przed siebie, a tymczasem ruszył prosto na mnie. To chyba jedyna opcja której nie przewidziałem. Kiedy tylko stykneliśmy się ramionami, poczułem ogromny ból owładniający całą lewą stronę mojego ciała. Ostrze trzymanego przez chłopaka noża przecięło moją skórę z niebywałą łatwością. Ten zorientowawszy się, iż osiągnął zamierzony cel, chwycił mocniej za rękojęść i przesunął nóż do góry. Tak jak dziecko przejeżdża palcami między szparami w płocie tak on przejechał ostrzem po moich żebrach. Wrzasnąłem z bólu i przykryłem ręką zranione miejsce. Korzystając z okazji, zaserfował mi klasycznego kopniaka z półobrotu. Byłem zdziwiony, że po takim ciosię stoję na nogach o własnych siłach. Kiedy zamierzył się drugi raz, złapałem jego dłoń znajdującą się idealnie przed moją twarzą, po czym wielki płomień, który się na nim pojawił zaczął przypalać skórę przeciwnika. Błyskawicznie zabrał górną kończynę, krzycząc chyba jeszcze głośniej ode mnie. Pojawiły mi się pierwsze mroczki przed oczami, czułem ciepłą krew, ubrania nasiąkające szkarłatną mazią przywierały do mojej skóry powodując jeszcze większy ból. Nie mogłem przegrać w taki sposób. Byłem wręcz wściekły, że podszedł mnie tak łatwo. W sekundzie mooje włosy zmieniły się w jeden wielki płomień. Ghost Rider, biczys!
Zacząłem biec (raczej szybko iść) w kierunku czerwonowłosego, przygotowującego kolejne pokłady ładunków elektrycznych. Nie byłem zbyt dobry w walce wręcz, ale skoro już do tego doszło... Nie miałem innego wyboru. Zaczęliśmy się naparzać. Znaczy się... nasza walka wyglądała tak, że większa część ataków nie trafiała w przeciwnika. Oboje bylismy nieźle pokiereszowani, a każdy ruch sprawiał niewyobrażalny ból.
- Nie mam siły, żeby się z tobą dalej bawić, sa... - wydyszał zmęczony, na co pytająco przechyliłem głowę. - Więc zakończmy to raz na zawsze.
Po tych słowach, dosłownie się na mnie rzucił. Przygwoźdźił mnie do ziemi ciężarem własnego ciała, położył ręce na torsie i wrzasnął ostatkiem sił:
- Heaven Stamp: Violent Thunder!
To było coś jak defiblyrator, ale o znacznie większej sile, która chyba powaliłaby nawet słonia. Przeczuwałem, że wykorzystał całą swoją magiczną moc, aby ostatecznie położyć kres naszej potyczce. Wszystkie mięśnie mi się spięły, zacząłęm się trząść i wreszczeć jak przy ataku najgorszej odmiany padaczki.
Musiałem na chwilę stracić przytomność, bo kiedy się ocknąłem Deak leżał na ziemi obok mnie. Bardzo ciężko oddychał, kurczowo ściskając zdrową ręką tę poparzaoną.
- Nie dam rady dłużej... - wyszeptał, a potem zamknął oczy oraz przestał się poruszać.
Wiedziałem, że jeżeli teraz się podniosę, mogę go jeszcze dobić. Jednak nie mogłem tego zrobić. Nie czułem rąk ani nóg, byłem wręcz sparaliżowany. To wyładowanie elektryczne kompletnie mnie wykończyło.
Czyżby to był remis? Czy naprawdę wyeliminowaliśmy siebie nawzajem?
Usłyszałem głos Rosie. Nie wiedziałem czy mi się wydaje czy naprawdę jest obok. Widziałem jedynie głęboką czerń mimo, że moje oczy pozostawały otwarte.

<Rosie,Futaba co teraz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Hope