Jak mogłem powiedzieć coś tak głupiego,a jednocześnie nieprzemyślanego? W
sumie Vanilla nic nie zro... Chwila! Nazwała mnie debilem. Ale to
chyba jeszcze nie powód by odgryzać się dziwką. Dlaczego ja najpierw
mówiłem a potem myślałem? Przysparzało mi to tylko niepotrzebnych
problemów. Poza tym... wcale tak o niej nie myślałem, nie wiem co we
mnie wstąpiło.
- Vanilla, zaczekaj! - pierwszy raz zawołałem do niej po imieniu, mając nadzieję, że posłucha.
A gdzie tam! Zasuwała przez korytarz niczym mała motorówka. Nie
zastanawiając się długo, ruszyłem w pościg za tą niesforną dziewczyną.
Kiedy tylko zorientowała się, że za nią podążam od razu przyśpieszyła.
Nie miała jednak szans. Dogoniłem ja jeszcze zanim jeszcze drzwi widny
zdążyły się otworzyć.
- Odejdź! - krzyknęła, a ja obserwowałem jak łzy spływają po jej policzkach. - Nie chce cię widzieć na oczy!
O nie! Tak nie będzie! Mimo wszystko posiadałem wyrzuty sumienia i
chciałem naprawić błąd swojej niewyparzonej gęby. A, że po dobroci nie
chciała iść to musiałem użyć nieco brutalniejszej metody. Złapałem ją w
pasie, uniosłem do góry, a potem przerzuciłem sobie przez ramię.
- Wybacz, ale będziesz musiała znieść mój widok przez jeszcze jakiś czas.
Wyrywała się i krzyczała, ale nie robiło to na mnie wrażenia. Była dosyć
lekka, pomijając to, że biła mnie pięściami po plecach i wierzgała
nogami jak niewyżyte zwierzę. Zaprowadziłem ją z powrotem do swojego
apartamentu, chociaż zapierała się rękami o framugę drzwi.
- Przestań się wyrywać. Chcę cię tylko przeprosić. - rzuciłem
przerażająco oschle (nie chciałem żeby tak to brzmiało), a gdy tylko
postawiłem Vanillę na ziemi, ta od razu wycofała się pod ścianę.
- Jesteś idiotą! - warknęła, patrząc na mnie z nutką nienawiści w błękitnych oczach.
Piękny widok. Gdyby nie była na mnie tak bardzo wściekła o jedno, głupie słowo może nawet zdobyłbym się na lekki uśmiech.
- Prosiłem, żebyś się zatrzymała, ale skoro nie posłuchałaś...
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, człowieku! Weź wyjdź i daj mi spokój.
- Nie zrobię tego. - przykucnąłem naprzeciwko niej, a ona jeszcze mocniej wcisnęła się w kąt.
Opanuj się kobieto, przecież cię nie zjem! Eh... zawsze tak jest. Najpierw rozpętuje wojnę, a potem sama przez to płacze.
- Zacznijmy od początku. - rzekłem łagodnie. - Nie myślę o tobie tak jak
powiedziałem. Pod tym względem jestem debilem, przyznaje się. Ale ty
też nie jesteś święta. Gdybyś nie wypominała mi, tak jak robi to pół
Ośrodka, że wypełniłem głupie zadanie twojej siostry, nasza kłótnia nie
miałaby miejsca.
<Vanillcia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz