Za raz odsunąłem się od kanapy i wstałem. Teraz już wszystko
było okey. Tak na dobrą sprawę to praktycznie nie zwróciłem uwagi na to co
zrobiła. Może dlatego że nic to nie znaczyło. Wzruszyłem ramionami najpierw w
ogóle nie zainteresowany tym co powiedziała. Odwróciłem się do niej tyłem i za
raz spojrzałem przez okno. Na mojej twarzy pojawił się też delikatny, ukryty (a
jednocześnie psychiczny) uśmiech.
- Nie chcesz bym naprawdę był na ciebie zły. – westchnąłem i
w tedy też odwróciłem się do niej z tym uśmieszkiem. – Wolałabyś to zrobić przy
pomocy języka, co ? – zapytałem zbliżając dłoń do swoich ust i dostając językiem
swoich palców, na których była jeszcze jej krew. Przejechałem po nich
delikatnie, i wtedy też zauważyłem na jej policzkach szalone rumieńce. Zabawne.
Nie odzywała się. To w sumie nawet lepiej – Masz bardzo słodką krew. Jak mnie
będziesz tak rozpieszczać to w końcu przestanę ciebie pytać o zgodę. – uświadomiłem
jej to i za raz. Nie to wcale nie była groźba.
-To ty jesteś ode mnie uzależniony tak jakby więc nie
pyskuj. – no i teraz… miarka się przebrała. Za moment znalazłem się przy niej i
pochyliłem się nad jej głową. Oparła ja automatycznie o oparcie kanapy. Moja
ręka teraz spoczęła tuż obok niej.
-Jesteś bardzo wygadana. Nie kazałem ci się okaleczać i
dawać mi swojej krwi. Zrobiłaś to z własnej woli więc nie jestem zobowiązany…
Nie lubię jak ktoś próbuje sobie mnie podporządkować, więc tego nie rób albo
staniesz się jedną z tych na liście do wyeliminowania….
Po tych słowach odsunąłem się od niej i poszedłem do kuchni.
To nie tak że nie mogę jeść nic innego. Po prostu to wszystko nie może
zaspokoić mojego głosu. A to że teraz tak dużo krwi potrzebowałem było pewnie
spowodowane tym że przez dłuższy czas nic mi nie podawano. Musiałem to wszystko
uzupełnić. O dziwo dziewczyna przez cały ten czas nie odzywała się. Tak jakby
zrozumiała to co do niej powiedziałem.
-Pokaleczyłeś się… - powiedziała cicho a ja stojąc w kuchni
i słysząc to… niemało się zdziwiłem. Może ona faktycznie się martwi. Tylko po
co ? O mnie ? Nie było jeszcze takiej osoby, która martwiła by się o mnie.
Odwróciłem wzrok w jej stronę nawet jeśli ona tego nie widziała to ja
próbowałem ją rozgryźć. Teraz spoglądałem na nią zupełnie inaczej… spokojniej,
bez tej nienawiści. – Jak… podawałam ci krew.. – powiedziała to tak jakby chciała
a nie mogła. Zapewne było to dla niej krępujące – To czułam twoje pokaleczone
wargi. Ty… nie czujesz bólu ?
-Czuje…. Ale wtedy bardziej obchodził mnie inny ból. Nie
skupiałem się na tym. – wzruszyłem ramionami i oparłem się o framugę drzwi.
-Jaką ty się w ogóle posługujesz Arcaną ? – kolejne pytanie.
Czułem się jak na komisariacie.
-La Morte. – mruknąłem, a ta zerwała się i spojrzała za siebie
tak by na mnie spojrzeć. Ja zerkałem na nią tylko kontem. – Już wiesz czemu
mnie tak pilnują ? Jakoś nigdy nie miałem problemu z zabiciem człowieka…. I nie
będę miał też problemu żeby zabić ciebie jeśli będzie taka potrzeba więc nie próbuj
mnie ułożyć jak pudelka….
( Cinia ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz