-Śnisz. – warknąłem i to całkiem poważnie. Zostać jej
pieskiem ? No i co jeszcze !? Chyba oszalała że ja się będę podporządkowywał jakiejś
dziewczynie – Musiałabyś mnie najpierw
wykastrować i pozbawić całej godności… - kiedy to mówiłem podniosłem
nieco główkę i spojrzałem na nią przez długą biała grzywkę. No i właśnie dlatego
(za nim jeszcze zdążyłem dokończyć) dostałem z liścia. I to wcale nie lekko. Odwróciłem
aż główkę w praw ą stronę.
-Uważaj sobie bo to teraz ty jesteś w tej sytuacji. – uświadomiła
mnie dość donośnym głosem i przystawiła m do noska palec. Ciekawe co chce tym
osiągnąć. Już teraz normalnie na nią spojrzałem, a po kilku minutach oparłem
głowę o ścianę za sobą. Zerknąłem na sufit, a następnie ponownie na nią.
-Zejdź ze mnie. Już ci mówiłem że nie ważysz 2 kilo.
-Zamknij się już. Tak wielce pokrzywdzony jesteś. Nie możesz
pić mojej krwi i co teraz… - zachichotała i oparła się o mój tors łapkami. Dość
tego. Mimo że mnie sparaliżowali to przed chwilą dostałem świeżą dawkę krwi, a
ona wręcz przeciwnie. Jej ruchy teraz powinny być ograniczone. Zrzuciłem ją za
raz siebie, wstałem i przystawiłem do ściany. Złapałem ja przy tym za kołnierzyk
sukienki.
-Jaja sobie ze mnie robisz dziewczyno ? – hi hi. Teraz jej
wzrok nie był taki odważny a malutkie, różowiutkie usteczka przymknęły się. W
końcu. Odsunąłem się za chwile i stanąłem na równych nogach mimo że trochę się
chwiałem. – Idź stąd…. Za nim mnie zdenerwujesz…
-Jesteś przerażający… - westchnęła. Nie bała się. W sumie to
może nawet i lepiej – Przyjdę jak dojdziesz do siebie… - puściła mi oczko i za
raz wyszła. No nareszcie. Położyłem się na kanapie i ściągnąłem za raz opaskę.
Kiedy byłem blisko dziewczyny oko zaczęło mnie boleć, a ta obroża tak
jakby..ograniczała trochę moje ruchy i moją koordynację.
[…]
Nawet nie zorientowałem się kiedy zasnąłem. Z tego zmęczenia
i w ogóle. Było późno, na pewno. Stwierdziłem to po tym że na zewnątrz było już
ciemno. Spojrzałem na zegarek na stoliku. Godzina pierwsza w nocy. Sturlałem się
z kanapy. Wszystko nie bolało… do tego jeszcze to cholerne pragnienie.
Zastanawiam się czy jak byłem po za Rimear tak ciężko było mi się opanować.
Złapałem się za szyje i przez chwilę siłowałem z samym sobą. Tak mocno zacisnąłem
swoje kły że z mojej dolnej wargi z dwóch miejsc popłynęła krew. Położyłem się
w końcu na ziemi na boku. Moje włosy nie pozwalały mi nic ujrzeć. Czemu oni
każą mi tak cierpieć. Teraz czułem się zupełnie tak jak wtedy, gdy tutaj
trafiłem. Tak samo bezradny, bezmocny, słaby….
Nawet już powoli traciłem świadomość.
-…. Źle z tobą. – usłyszałem kobiecy, melodyjny głos – Co ty
sobie zrobiłeś ? – powiedziała cicho. Chyba spała już. No na pewno, o tej
godzinie ? Chociaż.. przecież to Cinia ona nie śpi o takich godzinach.
Uklęknęła przy mnie podniosła mnie trochę. Wszystko mi się rozmywało. Nie
mogłem nawet utrzymać się w pozycji siedzącej. Zachwiałem się i za raz oparłem
o jej ramie czołem. Zacisnąłem ponownie zęby na wargach a krez zaczęła skapywać
na jej ubranie.
-Zrobisz sobie krzywdę debilu ! – warknęła
-Zamknij się… - szepnąłem czując że znajduje się bardzo
blisko jej szyi. Powoli zbliżyłem się tam. Już dotknąłem jej skóry czubkiem
nosa i rozchyliłem usta gdy poczułem ból. To ta rypana obroża…
Odsunąłem się w końcu i znów oparłem o jej ramie. Nie chciałem
pokazywać że sprawia mi to ból.
-Po co przylazłaś ? – zapytałem czując swoją krew w ustach
( Cinia ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz