Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo słonecznie i miałem nadzieję,
że utrzyma się tak aż do popołudnia. Dopiłem właśnie drugą już puszkę
energetyka, po czym wyrzuciłem ją do poniewierających się obok,
aluminiowych pobratymców. Gdybym zaniósł je na skup, byłbym
prawdpobodobnie najbogatszą osobą w tym ośrodku. Wyciągnąłem się na całą
długość kapany, a potem zeskoczyłem z niej jednym sprawnym ruchem.
Zobaczmy co ten świat ma do zaoferowania prócz bezsensownego łażenia w tę i z powrotem.
Chwyciłem pierwszą lepszą słodycz z kuchennej lady (tym razem padło na
lizaka) po czym wyszedłem z domu, nie zważając na nic. Byłem strasznie
roztrzepanym człowiekiem, czułem jak czas przelatuje mi przez palce.
Szedłem sobie chodnikiem jak każdy, a mimo to ludzie odwracali się za
mną. Głupie ludki... nie mają niczego lepszego do roboty. Nic
szczególnego nie zdołało przykuć mojej uwagi: parę dzieciaków
ganiających po zielonych łąkach ośrodka, dyskutujący o polityce dorośli,
łażący w te i nazad, ubrani w białe kombinezony naukowcy...
Gdzie okiem sięgnąć jedna, wielka NUDA. Wokół żadnych "projektów".
Czułem się jak jedyny odmieniec w Rimear. Westchnąłem z niezadowolenia,
postanowiłem nieco zejść z drogi. Zapuściłem się w jakieś odludne
miejsce za tętniącymi życiem alejkami. Nie byłem do końca pewny, ale
chyba trafiłem na tyły jednego z budynków badawczych. Pomijając
oszkloną, prawą stronę, nie wyróżniał się w niczym szczególnym.
Widziałem paru naukowców kręcących się za szklaną pokrywą, ale byli zbyt
zajęci aby mnie dostrzec.
- Czekasz, aż cię zobaczą? Kiedy już to zrobią, nie będzie tak kolorowo. - usłyszałem jakiś głos za sobą.
Odwórciłem się gwałtownie, lekko podskakując.
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz